Jak wiecie jestem mocno udomowioną kobietą, która nie potrafiła połączyć
kariery zawodowej z obowiązkami niańki, fizjoterapeutki, kucharki, sprzątaczki
i żony, z pracą zawodową.
A gdy już mogłam wrócić do pracy, okazało się, że jestem......za stara, bo
miałam już niemal 40 wiosen.
Nie to nie, wcale mi zle w domu nie było (no może mało fajnie finansowo) ale
mogłam sporo czasu poświęcić na własne zainteresowania, pobiegać po
galeriach, poczytać, a nawet coś wydziergać na drutach.
Z czasem zaczęłam nawet pracować, ale nadal w domu, co miało tę wadę, że była to firma prywatna, więc godziny pracy były czasami mocno dziwne i często
dni świąteczne wcale dla mnie takimi nie były.
W pewnym momencie okazało się, że moje "słodkie maleństwo" jest już bardzo, bardzo dorosłe i opuściło nie tylko dom rodzinny ale i również kraj.
Nie byłam jeszcze w wieku stricte emerytalnym, ale zmieniłam pełny etat na
pół etat, dzięki czemu pracowałam tylko w soboty i niedziele i w pewien sposób
rozpoczęłam emeryturę.
I wtedy każdy dzień tygodnia od poniedziałku do piątku był dla mnie niedzielą.
Obowiązki domowe zminimalizowały się ogromnie i przyznam się, że przez
pierwszy miesiąc dręczyła mnie myśl, że właściwie jestem już nikomu nie
potrzebna.
I wtedy moja nieżyjąca już przyjaciółka wytłumaczyła mi, że powinnam wreszcie zacząć żyć DLA SIEBIE - nie dla córki, męża i domu, ale właśnie dla siebie. A to znaczy : poznać siebie, własne możliwości, robić to wszystko na co kiedyś nie miałam czasu w okresie dorosłym, nauczyć się czegoś nowego,
oraz robić to wszystko co miałam ochotę robić w młodości a nie było na to przyzwolenia w rodzinie. Jednym słowem-po prostu rozwijać się. Bo na
rozwój nigdy nie jest za pózno.
Miała rację - w końcu nigdy przedtem nie interesowałam się astronomią lub fizyką, a nagle okazało się, że mnie te tematy interesują.
Przejścia na regularną emeryturę jakoś już wcale nie zauważyłam- po prostu
teraz niedziela trwa siedem dni w każdym tygodniu.
Uważam, że tak naprawdę wcale nie jest trudno przestawić się z trybu "muszę"
na tryb "mogę/chcę".
Trzeba tylko zrozumieć, że pewien etap życia się skończył i że świat, jako
taki wcale się z tego powodu nie zawalił. Funkcjonuje dobrze i bez nas.
I że nadszedł czas, że to my mamy sami siebie oceniać, a nie ktoś .
I wierzcie mi - teraz to juz zupełnie nie jest istotne jacy kiedyś byliśmy mądrzy,
wielcy, jakie zajmowaliśmy stanowisko - ważne to zająć się swoim dalszym
rozwojem, by jak najdłużej zachować sprawność umysłową, nadążać za zmieniającym się wciąż światem.
I wspominać tylko same miłe, piękne chwile , z nich tkać mozaikę wspomnień.
A to, że już w niczym nie przypominamy tej wiotkiej istoty z lat młodości
nie powinno nam psuć humoru.