drewniana rzezba

drewniana rzezba

piątek, 27 marca 2020

Na ten trudny czas

Nie jest nam  wszystkim łatwo żyć gdy paskudny wirus grasuje po całym
świecie.
Jest źle, a może być jeszcze gorzej.
Trochę się pośmiałam, ale tylko trochę, że książę Karol w pewnym sensie
doczekał się  korony. To się chyba nazywa złośliwość losu. Młodziutki
już nie jest,  ale ma ten bonus, że z całą pewnością będzie miał bardzo
dobra opiekę medyczną.
Wszędzie, pod każdą niemal szerokością geograficzną służba zdrowia ledwo
dyszy.
Brakuje  lekarzy, pielęgniarek, łóżek, respiratorów, leków również, bo wszak
jeszcze nie ma na tego wirusa leku, a chorych przybywa.
Do znalezienia skutecznego leku daleko, do znalezienia szczepionki również
jeszcze daleko, pozostaje wiara  we własny organizm, że być może przetrzyma
atak choroby no i cicha nadzieja, że może uda się nam nie  zachorować.
A jak będzie - tego nie wie nikt.
Ciekawi mnie jedno - czy ten kraj, w którym wynajdą szczepionkę i /lub lek
na to paskudztwo solidarnie podzieli się swym odkryciem z innymi krajami
czy nie.
A tym, którzy siedzą w domu i są z tego powodu wielce sfrustrowani
proponuję trochę  relaksu muzycznego, czyli ponad 2 godziny muzyki
znanej, lekkiej i przyjemnej:





Trzymajcie się zdrowo, dbajcie o siebie, konsumujcie jak najwięcej warzyw
i owoców.

środa, 25 marca 2020

Nihil novi......

......jak mawiali starożytni Rzymianie.
Covid -19 ma się kwitnąco - wg codziennego raportu w Niemczech jest
go  dziś 36215 przypadków, 187 osób zmarło.
Dziś Bundestag  debatuje i głosuje nad wsparciem finansowym dla firm,
którym będą objęte również firmy jednoosobowe, a wypłata  już w kwietniu.
Słońce nadal piękne, +8 na termometrze, wyszłam dziś na zakupy i do
apteki. Przed apteką  banerek z informacją, że wewnątrz mogą przebywać aż
trzy osoby jednocześnie, każda przy innym  stanowisku. Panie farmaceutki
urzędują w jednorazowych rękawiczkach diagnostycznych, zielonych jak
wiosenna sałata.
Receptę zrealizowałam w minut pięć, mam leki  na najbliższe 100 dni.
Fajnie wyglądają zakupy w spożywczaku Edeki -  są bezpłatne 3 wózki
zakupowe, czyli w sklepie mogą się pałętać na  raz  trzy osoby, dwie kasy
są czynne. Klient robi zakupy i przed sklepem wózek przekazuje następnej
osobie. Papier toaletowy nadal towarem deficytowym, poprawiło się
zaopatrzenie w warzywa, owoce, mrożonki. Kupiłam baterie 1,5V AA.
I oczywiście trochę jedzenia.
Polecam na zakupy jednorazowe rękawiczki gumowe tzw. diagnostyczne.
Robicie  zakupy i po wyjściu rękawiczki wyrzucacie. Ja swoje to mam
jeszcze z Warszawy, tu są ładniejsze, kolorowe.
A to zrobiłam ostatnio:

 bransoletka i kolczyki są w kolorze brązowym i razem z naszyjnikiem
z ostatniego zdjęcia powędrują do koleżanki mieszkającej tuż za rogiem
czyli nad Wezerą.
Naszło mnie robienie geometrycznych kształtów, więc bransoletka i
kolczyki są prostokątami, a naszyjnik to kółka- zębate;)


 Ten wisior to kolejny znaleziony  jaspis i też już ma właścicielkę,
ale pojedzie do niej za jakiś czas, bo musi pojechać do Polski
Kolczyki, które są niżej są do niego, w komplecie.



Przyjrzyjcie się tym kółeczkom- są zębate.

I to byłoby na tyle, jak mawiał klasyk. Idę dalej dłubać.

wtorek, 24 marca 2020

Nie ma obowiązku.......


..................................czytania tego posta.
Podpadnę tym postem, ale muszę "wymiauczeć" swoje  zdanie o pandemii, bo
wczoraj wieczorem przeczytałam o tejże pandemii taki tekst, że mi nawet moja
zawsze niska temperatura podskoczyła do 36,4 - zawsze  mam około 35,0.
Tekst był bełkotem antyszczepionkowców  i był wzbogacony całą gamą
teorii spiskowych.
Nie jestem szczęśliwa z tego powodu, że krąży po świecie Covid-19, ale
wcale mnie ta pandemia nie dziwi - bo to jest wynik ludzkiej, często mało
mądrej działalności.
Stara jestem, no ale jeszcze nie na tyle by pamiętać z własnego doświadczenia
co się działo np. na przełomie wieku XIX i XX. O tym wszystkim wiem tylko
z opowiadań swej własnej  babci.
Otóż - kiedyś istniała tzw. selekcja naturalna - przeżywały tylko silne
organizmy - była bardzo wysoka śmiertelność noworodków. Wiele było też
poronień- nikt ciąży nie podtrzymywał na siłę pakując w ciężarną hormony.
Nikt nie ratował noworodków - wcześniaków urodzonych w 26 tygodniu
ciąży, która normalnie powinna trwać 40 tygodni.
A gdy już dziecko przeżyło trudy porodu były jeszcze przed nim do
przetrwania różne wirusówki, tzw. "choroby wieku dziecięcego",  które też
eliminowały słabsze osobniki.
A ci co przeżyli  ten czas nie żyli tak długo jak dziś - tak naprawdę mało kto
z pracujących cieszył się emeryturą, bo mało kto się jej doczekiwał by z niej
korzystać długo i szczęśliwie.
Moje dzieciństwo to też było pasmem chorób wieku dziecięcego, które jak
widać przeżyłam, choć  nie było jeszcze ani szczepionek ani penicyliny,
a stany zapalne  leczono sulfatiazolem  ( na który miałam i mam  uczulenie).
Ludzkość sama wyhodowała kiepskich reproduktorów, bo odpadł czynnik
selekcji naturalnej, by reproduktorami byli tylko posiadacze najsilniejszych
organizmów.
Ale to nie koniec - spójrzcie  jak "skurczył" się świat - w ciągu kilku lub
kilkunastu godzin możemy przenieść się w celach stricte rozrywkowych na
odległy kontynent  - bo chcemy zobaczyć na własne śliczne oczęta Chiński
Mur, odbyć afrykańskie safari, poczuć dreszczyk emocji słysząc ryk lwa,
prażyć się na pustyni czy też  wędrować u podnóża Himalajów, moczyć nogi
w świętej rzece Ganges, w której są spławiane szczątki zmarłych i kąpią się
w niej posiadacze dziwnych chorób skóry. Podobno ta kąpiel im pomaga.
Wielka (w sumie) dostępność turystyki sprawia, że  razem z nami wędrują po
naszym globie całe tabuny chorób dotąd endemicznych, a do tego dochodzą
zmiany klimatyczne, które sprawiają, że zmienia się flora i fauna wielu
miejsc.
Wraz z nami wędrują różne  nieznane dotąd w Europie pasożyty, jedne w
naszych organizmach, inne uczepione środków transportu. Nie wiem czy
wiecie, ale niektóre bakterie i wirusy mogą przeżyć również podróż
w Kosmos i z powrotem, bez ochronnych kombinezonów. Im nie straszne
promieniowanie  kosmiczne.
Przywozimy z tych wojaży również różne choroby- jeżdżąc "gdzieś tam"
lub goszcząc innych u siebie.
Czasami odnoszę wrażenie, że Ziemia jest rozumnym Tworem, Planetą
Samonaprawialną  i kiedyś, gdy dojdzie do wniosku, że jesteśmy bardzo
durni, to najzwyczajniej w świecie pozbędzie się większej części ludzkości
- a ma ku temu możliwości- ma w zanadrzu trzęsienia  wywracające
wszystko " do góry nogami", wybuchy super wulkanów których wyrzucony
w atmosferę popiół na wiele miesięcy przysłoni  życiodajne światło Słońca,
może też zafundować nam wielkie powodzie.
I wiecie co ? - ta pandemia się nam, jako ludzkości, należy- może właśnie
po to byśmy się zastanowili czy robimy dobrze dążąc do jak największych
zysków jak najmniej inwestując, czy nie za bardzo ingerujemy w ludzki
organizm, czy każde ulepszenie i ułatwienie życia naprawdę  przyniesie
nam pożytek, czy też może wróci się  przysłowiową czkawką.
Pomyślcie o tym wszystkim, myślenie nie boli,  nie powoduje również
zapalenia  płuc i kaszlu i niestety jest dużo mniej zaraźliwe niż Covid-19.
Trzymajcie się w zdrowiu i odosobnieniu!
 P.S.
Lojalnie uprzedzam, że niekulturalne komentarze najzwyczajniej
w świecie skasuję.


poniedziałek, 23 marca 2020

Co by tu........

..........jeszcze robić?
Jakoś ten wprowadzony z dniem dzisiejszym zakaz osobistych kontaktów
międzyludzkich trzeba przeżyć.
Akurat w moim przypadku to i tak nie grzeszyłam tymi osobistymi
kontaktami międzyludzkimi, bo rodzina jest w Szwecji, a jedyna moja
koleżanka zapracowana po uszy i nawet bez  pandemii miałyśmy kontakt
dość iluzoryczny, czyli głosowo-pisemny.
Nadal siedzę w domu, wczoraj musiałam przyrzec córce, że nie będę sama
robić zakupów a skorzystam z uprzejmości jej znajomych lub poprzestanę
na zakupach robionych on line.
A za oknem bajeczne słońce, +5 i zimno, bo berlińskie +5 to żadne ciepełko-
wieje wiatr i odczuwalna temperatura jest wyraźnie niższa niż te +5.
Lenię się- robię nic, czyli dłubię w koralikach. Zrobiłam dla siebie perełkowy
pierścionek, dla koleżanki kolczyki, bransoletkę i naszyjnik, przejrzałam swe
koralikowe "skarby" i doszłam do wniosku, że jeszcze mam z czego  "nic
nie robić", byle inwencji mi starczyło. Na razie padła mi (nie wiem dlaczego)
synchronizacja smartfona z bloggerem. Już kiedyś tak było i się samo
"naprawiło", więc może i teraz tak będzie. No i przez to nie mogę na razie
dać zdjęć "urobku".
Przeglądam albumy o sztuce, kontempluję obrazy Pissarra, które zawsze
budzą mój zachwyt. Dla mnie był wielce interesującym człowiekiem.
Doskonale rozumiem jego radość tworzenia, którą wyraził w jednym ze
swych listów:
"Praca jest wspaniałym regulatorem zdrowia psychicznego i fizycznego. 
Zapominam o wszelkich smutkach, bólach i zgorzknieniach, nie zdaję sobie 
z nich sprawy, kiedy jestem pochłonięty radością pracy".
Co prawda nie tworzę nic wielkiego, ale doskonale się z tym zgadzam -
gdy projektuję a potem robię te błyskotki zapominam o wszystkim- nawet
o jedzeniu, pandemii, smutku.
Oglądam  świat oczami Pissarra i nieco mi smutno, że tego wszystkiego
już nie ma. A gdy pojadę do Paryża to będzie to zupełnie inny Paryż niż
ten widziany przez Niego. I wcale nie jestem pewna czy wzbudzi mój
zachwyt - zapewne nie.
Pissarro był 10 lat starszy od tworzących w  tym samym okresie Moneta,
Cezanne'a, Renoira, Sisleya.
Gdy przyjrzeć się jego obrazom, można zauważyć, że jego impresjonizm
zmieniał się z biegiem czasu - na początku lat siedemdziesiątych  jego
obrazy charakteryzowały lekkie pociągnięcia pędzla, farba był rzadsza,
nakładana cieńszą warstwą, ale już w 1877 roku obraz "Czerwone dachy"
był malowany inaczej - obraz jest pokryty grubą warstwą farby.
 Cały obraz składa się z niezliczonych ilości maleńkich i oddzielonych
od siebie plamek
 Zawsze uważał, że:
"Szczęśliwi ci, którzy widzą piękno w miejscach zwykłych, tam gdzie inni
niczego nie widzą! Wszystko jest piękne, wystarczy tylko umieć dobrze 
spojrzeć."
I miał w pełni rację -bo dla  większości cóż pięknego może być w zwykłych
domach wiejskich, pokrytych czerwonymi dachami?


A to Pont Royal i Pavillon de Flore - ostatnie dzieło Pissarra namalowane
wiosną 1903 roku. Taki właśnie  widok miał malarz z okna swego pokoju
hotelowego w Paryżu.
Zmarł w listopadzie tego roku, w wieku 73 lat.
A całe swe życie był wierny temu co napisał:
"Malarstwo, sztuka w ogóle, urzekają mnie.To jest istota mojego życia.
Reszta jest dla mnie  niczym!" 

Pissarro odegrał niemałą rolę w scalaniu ruchu impresjonistycznego i
przeobrażeniach całej sztuki drugiej połowy XIX wieku. Pod jego
wpływem tworzył Cezanne, Gauguin, Seurat i van Gogh.



sobota, 21 marca 2020

Mialam, chciałam........

.......napisać o  Belle epoque ale mi nic nie wyszło.
Ludzie umierają,  Covid-19 szaleje  niemal na calutkim świecie, a ktoś , kto
ma całe społeczeństwo tam, gdzie plecy kończą swą szlachetną linię, zarządza
wybory prezydenckie, wiedząc doskonale, że w maju może być więcej osób
zarażonych paskudnym wirusem.
Już widzę  te zastępy wiernych pisowiaków gdy z urnami wpadają do szpitali
i pacjentom z gorączką,  półprzytomnym, podtykają listę i wskazują paluchem
gdzie mają  postawić krzyżyk, bo jeśli postawią w innym niż oni każą  miejscu
to zostaną odłączeni od respiratora.
I nagle  przewodniczący partii łamiącej co i raz Konstytucję  śmie twierdzić, że
przełożenie wyborów byłoby łamaniem Konstytucji.
Powiecie, że mam chorą wizję - nic dziwnego, jestem z kraju mocno chorego
na głupotę.
By się nieco uspokoić, odreagować, obejrzałam na You Tube:



Posłuchałam starych, ale nadal pięknych tang:

i obejrzałam lekcję tanga nagraną przez nieżyjącego już mistrza Carlosa
Gavito:

A i tak zakończyłam oglądanie filmem szkoleniowym mojej ulubionej pary:

 I jakoś wysiedziałam w domu, zgodnie z zaleceniami władz. Jeszcze nie
mamy kategorycznego zakazu opuszczania mieszkań, ale co będzie dalej- nie
wie nikt.
Jakoś nie  mogę polubić tego wirusa!
A o Belle epoque  jeszcze napiszę - nie minie Was to;)))



poniedziałek, 16 marca 2020

Czas zarazy.......

...... i ja.
Właśnie wróciłam ze sklepu - dobrze, że serce mam jeszcze  zdrowe i 
z wrażenia nie padłam.
Jedyny spożywczak ( właściwie to sklep typu szwarc, mydło i powidło bo
i leki tu kupisz i chemię gospodarczą i nieco artykułów gospodarstwa
domowego) w pobliżu mego mieszkania to dość popularna tu sieciówka
EDEKA.
A więc postanowiłam dziś zrobić nieco większe zakupy i już o 8,15 byłam
w sklepie.
Dotychczas gdy wchodziłam do tegoż sklepu mój wzrok był atakowany
widokiem przeróżnych owoców - nie tylko rodem z całej Europy ale i niemal
z połowy świata, a dziś - no myślałam, że śnię - wszystkie pojemniki puste,
w jednym były 2 ostatnie siatki mandarynek. Pal nędza te owoce - bez nich
przeżyję, ale po lewej stronie, dotąd pełne przeróżnych, warzyw pojemniki
prezentowały bezwstydnie swe dna. Nawet marchew- bio  i brukselka gdzieś
wyparowały! Z ulgą chwyciłam jedną z dwóch główek kapusty szpiczastej.
A tak przy okazji - zawsze mnie tu zadziwiała różnorodność rodzajów
kapusty. Zniknęły i mniej popularne warzywka jak jarmuż i pasternak. Ani
śladu pieczarek, a to dotąd był chyba dyżurny towar - białe i brązowe, małe,
średnie  i bardzo duże.
Na półkach, gdzie dotychczas były wręcz nadmiary jajek, stało tylko kilka
pojemniczków jajek od nieszczęśliwych kur, czyli tych z chowu klatkowego.
Z braku innych jajek wzięłam 6 sztuk od tych nieszczęśliwych kur. Mam
nadzieję, że jajka nie będą płakać przy  gotowaniu lub smażeniu. Tego bym
pewnie  już nie zdzierżyła.
Przetrzebiono półki z paczkowanym pieczywem, zero opakowań z płatkami
owsianymi, zwykłych cornfleksów znów brak, zero pieczywa bezglutenowego.
Tym razem nie było nawet makaronu "świderki"- cały regał puściutki.
W lodówkach też spore  braki - nie było frytek,  małe opakowania różnych
warzywnych mrożonek wyparowały. Pizze także przetrzebione dokładnie.
Oczywiście nie było ani pół rolki papieru toaletowego, ale leżały aż trzy
paczki chusteczek- wzgardziłam nimi - mam w domu.Wyparowały też
baterie AA - ciekawe jakie potrawy z nich robią.
Na szczęście były moje ulubione jogurty greckie i nawet serek philadelfia
bez laktozy. Zapewne nie zemrę z głodu.
Za to idąc do sklepu i wracając z niego wymieniłam uśmiechy i pozdrowienia
z kilkunastoma osobami płci różnej i różnego wieku - osobami kompletnie
obcymi. I to są te miłe strony Berlina - nie znamy się a uśmiechamy się do
siebie i życzymy sobie dobrego dnia.
A pogoda już trzeci dzień piękna- słońce pięknie świeci a kosy wygwizdują
swe trele wabiąc partnerki. Drzewa jeszcze bezlistne i śpiew ptaków wśród
nagich  gałęzi jest nieco  niezwykłym  zjawiskiem.
Miłego dla Was!!!

piątek, 13 marca 2020

I znowu piątek

Od kilku dni jedna ze stacji radiowych w Berlinie, która służy mi za  kurtynę
dźwiękową, co godzinę podaje  wiadomości  pt."koronawirus w Berlinie".
A ja słucham i cieszę się ogromnie, że prawie nic nie rozumiem.
Dziś moja poranna wizyta w sklepie zaowocowała nabyciem.....papieru
toaletowego. "Szarpnęłam" się aż na 10 rolek w opakowaniu. Chusteczek
nadal brak. Nie mniej  odnotowałam fakt, że półka z mąką  nadal pusta, ale
to nic dziwnego, tam zwykle nie stało więcej niż ze 20 opakowań  różnych
rodzajów mąki. No ale  były już moje cornfleksy.
Od wtorku (16.03)  będą nieczynne szkoły i chyba przedszkola, a gdy się
dodzwoniłam do własnej przychodni, to miły męski głos poinformował mnie,
że przychodnia jest nieczynna bo personel jest chory, więc mam do wyboru
wykonanie telefonu albo na pogotowie albo wizytę  na SOR w szpitalu.
Dobrze,  że mam jeszcze leki na 50 dni.
Wieści o tym wirusie są dość niemiłe- ta zaraza jest w świetnej kondycji,
w powietrzu utrzymuje się przy życiu aż 3 godziny, a na różnych
powierzchniach może  trwać dni kilka .
Zupełnie jak wirus zapalenia wątroby, którego nie zabija temperatura 100
stopni Celsjusza. Do jego unicestwienia  wymagana jest temperatura 160
stopni stosowana przez minimum 30 minut. Z powierzchni można go usunąć
jedynie roztworem chloraminy. Wirus  zapalenia  wątroby ma dwie odmiany,
na typ B jest  szczepionka, na typ C niestety  nie , a on powoduje marskość
wątroby. I jest na tyle paskudny, że można być jego nosicielem i nie mieć
żadnych objawów chorobowych, stanowiąc zagrożenie dla innych osób.
O tym  koronawirusie wciąż jeszcze niewiele wiadomo, choć podobno
wszyscy bardzo intensywnie  pracują nad poznaniem jego słabych stron.
Na razie w Berlinie pozamykane są różne kluby,  poodwoływane różne
imprezy, rozgrywki Bundesligi także, UEFA też  coś tam poodwoływała.
Ciekawa jestem jak długo potrwa taka totalna  dezorganizacja.
Wirus, pandemia i.......wreszcie prasa ma o czym bez końca pisać.
A na ten weekend przygotowałam  nieco lżejszą muzykę:








Miłego, słonecznego weekendu Wszystkim życzę. Podobno ma być wiosennie.


















środa, 11 marca 2020

No to mamy pandemię....

......tak właśnie podała WHO.
Winda w moim domu też zachorowała - na szczęście nie kicha, nie kaszle,
tylko stoi i nie chce jeździć. No to musiałam dziś wdrapywać się na to swoje
trzecie piętro. Dobrze, że zakupy zrobiłam wczoraj.
W ramach profilaktyki nie pojechałam wczoraj do lekarza rodzinnego, mam
 zamiar załatwić recepty telefonicznie, by mi je przysłali do domu.
 Jedna rzecz jest w Berlinie cudowna - mówiąc brzydko, gdzie nie spluniesz to
oplujesz aptekę.- do jednej mam 350 metrów, do drugiej o 100 metrów więcej,
a w promieniu 1 kilometra to mam ich ze 6 lub 7. I w żadnej nie ma nigdy
kolejki.  A na mojej  ulicy naliczyłam 3 optyków i tyleż samo ....fryzjerów.
 W ramach profilaktyki zdrowotnej  łykam witaminę B12 z  D3(sprawdzałam
 poziom, mam niedobory), ponadto wit.C a do  porannej kawy dodaję miód,
kurkumę, cynamon, mielony goździk. Poza tym wieczorem z  poświęceniem
zjadam łyżkę miodu z czosnkiem- nie jest to moje ulubione żarełko, ale mówi
się trudno i się zjada. A  na poprawę samopoczucia konsumuję czekoladę 85%
kakao. No i się nie odchudzam, choć podobno wiosna puka do drzwi.
A wczoraj  miałam super dzień - dziś mam po nim pamiątkę w postaci
pięknego i pachnącego bukietu kwiatów.
Kolejna znajomość wirtualna przeniosła się do świata realnego. To kolejna
osoba, z którą "nadajemy na tych samych falach". Mam jednak szczęście.
Eluniu - pąki zaczynają się rozwijać a frezja pachnie obłędnie, dziękuję!
Poza tym wczoraj wieczorem tak się zaczytałam  skutecznie, że do godziny
4 nad ranem przeczytałam cały thriller niejakiej pani Paris-"Pozwól mi wrócić"
czyli 318 stron. Nie wiem tylko dlaczego obudziłam się potem o 8 rano i cały
dzień chodziłam z lekka skołowana.
Zaczynam się zastanawiać co dalej będzie z tą pandemią- przy pandemii mogą
być zamknięte granice, nie tylko szkoły  i uczelnie.
Na razie różne ważne zawody sportowe odbywają się przy pustych trybunach.
Odwoływane są różne imprezy. Pandemia odbije się niekorzystnie na  wszystkich
dziedzinach życia- padnie nie tylko turystyka. Może być kolejny krach finansowy,
bo "siądzie" i produkcja i zbyt.
Ciekawe czy moi zjadą na święta wielkanocne do Berlina . A jeśli  zjadą, to czy
będą mogli wrócić do Szwecji? Tego na razie nie wie nikt, ale  wszystko jest
możliwe, każdy scenariusz.
No tak - jak widać trafiło mi się żyć  " w ciekawych czasach"- a ja tak lubię
nudę, ciszę i spokój.
I w ramach tej nudy i spokoju znalazłam kolejny jaspis i oprawiłam go.







niedziela, 8 marca 2020

Dziś koniec....

.......12 edycji Tango2 Istanbul.
Przed  chwilą  wskoczyły  do sieci nowe filmiki:




W tym ostatnim tangu Achaval  pokazuje, że tango to taniec, w którym
niewątpliwie przewodzi mężczyzna i improwizuje.
Wiem, że wiele osób uważa,  że oni tak dobrze tańczą głównie dlatego, że
ciągle  ćwiczą ten sam układ.
Ćwiczyć to oni ćwiczą, bo jak się jest tancerzem  to podstawą egzystencji jest
stałe utrzymywanie ciała w dobrej sprawności i kondycji, niezależnie od tego
czy jest się tancerzem w balecie klasycznym czy w jakimś  zespole tańca
ludowego czy też tańczy się taniec towarzyski.
Na wielu maratonach tanga jest zwyczaj, że w ramach pokazów, w drodze
losowania tańczą ze sobą pary, które nigdy nie tańczą ze sobą "na co dzień",
a więc wspólnie nie  ćwiczą żadnego  układu tanecznego.
Poniżej jest film  z Gallo Ciego  w 2019 r i zobaczcie  jak pięknie Roxana tańczy
z Javierem Rodriquesem :


A  poniżej dokończenie tej 12 edycji  z Istambułu:



Miłego  nowego tygodnia Wszystkim.

czwartek, 5 marca 2020

Ja się nieco lenię.......

..... a inni w tym czasie prowadzili warsztaty  i dawali pokazy w Helsinkach
na imprezie  Tango Frostbite 2020.
I jak zawsze tańczyli świetnie:


A aktualnie już prowadzą warsztaty tanga i pokazy w Stambule.
Oczywiście oglądajcie ich na YT i koniecznie w trybie filmowym lub wersji
pełnoekranowej.

Ale nie ma lekko - przeżyłam dziś kolejne deja vu.  Chyba się  Wam nie
zwierzyłam, że ogromnie nie lubię człapać w celach spacerowych, zwłaszcza
odkąd jestem sama.
Bo zawsze każdy mój spacer  miał jakiś cel - w młodości- randkowy,
potem były spacery z dzieckiem, dziecko wyrosło to były spacery z psem (4-5
razy  dziennie),  po przyjeździe do Berlina to były spacery z mężem by poznać
naszą najbliższą okolicę , czasem i dalszą;)
A teraz, ponieważ chodzić muszę,  żeby nie utracić tej cennej umiejętności, to
spacery jako takie nie istnieją bo ogromnie  nie lubię łazić bez celu.
Więc celem  staje się konieczność zrobienia zakupów. A więc wcale się nie
wysilam by czegoś nie zapomnieć kupić - zapomnę, to przewlokę się dzień
później- nie ma problemu. Dzięki krokomierzowi  wiem  w jakiej odległości
od domu mam poszczególne sklepy i dokąd pójść by "wydreptać" konieczne
minimum.
Jak zapewne wiecie ukoronowany wirus dotarł już do Niemiec , dotarł też do
Berlina- no cóż, można się było tego spodziewać. Już jest zamkniętych kilka
berlińskich szkół, a ludzi pomału ogarnia panika.
Dziś z niejakim zdziwieniem odnotowałam fakt, że półki dotąd zapełnione
różnego rodzaju chusteczkami, papierem toaletowym, papierem kuchennym-
są zupełnie puste. Zniknęły też zwykłe płatki kukurydziane, chlebki WAZA,
czyli te twarde "deseczki", masło klarowane, nieduże opakowania mrożonek
warzywnych. Za to banany staniały - są po 97 centów za kilogram. Kupiłam-
mam jednak w sobie  coś z małpy, nie tylko Rh +  - uwielbiam banany.
Wyraźnie też zmniejszyła się ilość przetworów w puszkach lub słoikach.
Ten wirus, który jak wiadomo "wyrósł" w Chinach zamiesza w całym świecie-
bo świat stał się globalną wioską zwłaszcza w sensie ekonomicznym.
W Chinach, rozłożonych teraz wirusem, produkuje się niemal wszystko -
wielkie koncerny przemysłowe tam umieściły produkcję wielu części i
podzespołów. Każda przerwa w produkcji to straty finansowe nie tylko dla
Chin a dla wszystkich państw. Tak naprawdę trudno się rozeznać czego te
Chiny nie produkują, bo niemal w każdym produkcie mają swój udział.
Jeżeli dalej będzie się ten wirus rozprzestrzeniał nastąpią również spore straty
w turystyce- i nie dlatego, że nikt kto ma zdrowe  zmysły nie pojedzie do
Chin, ale dlatego, że najliczniejszą grupę turystów stanowią Chińczycy. To oni
są zapalonymi turystami i wszędzie ich pełno- no cóż, jest ich wszak duuuużo.
Z mojego własnego podwórka niepokoi mnie fakt, że lek, który muszę brać
codziennie by jeszcze  pożyć - produkowany jest w Chinach, a tak konkretnie
ta jego "lecznicza" strona, bo końcowy produkt powstaje w firmie Merck,
daleko od Chin.
Jeżeli ktoś z Was ma pretensję do WHO, że nie ogłasza pandemii,
to wyjaśniam- pandemię ogłasza się wtedy, gdy są zachorowania wtórne, a nie
tylko spowodowane tym, że ktoś przywlókł infekcję z innego miejsca.
I nadal aktualne zalecenie - myjcie często ręce w ciepłej wodzie (bo co ósmy
Polak nie ma takiego zwyczaju, nawet po skorzystaniu z toalety), nie
odchudzajcie się, starajcie się dobrze odżywiać i unikajcie skupisk ludzkich
w zamkniętych pomieszczeniach.


wtorek, 3 marca 2020

Znowu robię NIC

Nie będę oryginalna- pogoda jest wyraźnie do przysłowiowych czterech liter-
i co mi z tego, że jest +8 stopni pana Celsjusza, skoro pada albo mży i wieje
wiatr. To dni z gatunku tych, gdy nieomal się cieszę, że nie mam psa, więc nie
muszę kilka razy dziennie wychodzić.
Szczerze pisząc, to wygląda w moim "salonie" jakby przeszedł niewielki
orkan, bo robię NIC.

Wreszcie skończyłam naszyjnik z uplecionych rureczek. Nasplatałam się
tych rurek, niczym za karę. Potem dumałam długo na czym te rurki zawiesić-
w końcu znalazłam drobne czarne koraliki - "farfale", a same rureczki
oddzieliłam od  siebie małymi czarnymi  kryształkami rodem z Czech. Oni
robią całkiem dobre kryształki, w wielu kolorach i różnej wielkości.




 Poza tym zrobił mi się drugi kotek, tym razem ze sporą ilością złocistych
koralików. I znów muszę pokombinować na czym by go zawiesić. Kotek jest
podszyty czarną skórką.




I oprawiłam trzeci jaspis, zwany cesarskim. Ma  żyłkowania w kolorze
starego złota, stąd zapewne taka nazwa.
Ale kto wie, czy mi nie "odbije" i nie zmienię jeszcze oprawy. Przecież jak
się nie  narobię to pewnie  zachoruję;)
Postanowiłam, że "wyrobię" te koraliki, które mam, nie będę  dokupywała
nowych, więc jest więcej niż pewne, że będą powstawały  "rzeczy dziwne",
np. kolczyki i broszki i dziwne naszyjniki oraz  bransoletki. I wtedy będzie
rozdawajka. Najdziwniejsze to zapewne będą kolczyki bo sama ich nie
noszę.

Nie wiem czy pamiętacie, ale miałam w okresie Bożego  Narodzenia
maciupką, żywą  choinkę.
W styczniu zamieszkała w skrzynce za oknem kuchennym- i chyba jest jej
tam całkiem dobrze, bo wypuściła nowe gałązki:

Te jasnozielone gałązki to nowe przyrosty. Mam nadzieję, że spędzi ze mną
i następne święta,  a potem wiosną dostanie dużą donicę i zamieszka na
naszym podwórku albo u córki na balkonie. Niestety mój balkon bardziej się
nadaje dla kaktusów niż innych roślin - już jeden "iglaczek"( bardziej dorodny)
nie zniósł tej ilości słońca  i temperatur i zakończył żywot w kuble  z napisem
"BIO".
A moje zwariowane pelargonie nadal kwitną i to wszystko niedawno było
w pączkach.






Nasza podwórkowa śliwka kwitnie - zawsze zapominam zrobić zdjęcie gdy
jestem  na podwórku a z okna sypialni wygląda tak:
Sięga już powyżej drugiego piętra.
No i   "to byłoby na tyle"  jak mawiał klasyk.
Zdjęcia można powiększyć.