drewniana rzezba

drewniana rzezba

czwartek, 28 listopada 2013

Czy zastanawiacie się czasem.....

...... skąd wzięliśmy się na Ziemi? Czy jesteśmy jedynymi rozumnymi
istotami w całym Kosmosie? Jakim cudem starożytni budowali takie
niesamowite konstrukcje, skoro nawet dzisiejszymi maszynami nikt by
ich nie wykonał? Czy wierzycie w to, że ktoś ręcznie obrabiał olbrzymie
bloki kamienne a potem je precyzyjnie ustawiał w piramidy? I po co
budowali te piramidy, skąd pomysł, że właśnie dzięki tej budowli
zmarły władca dostanie się do Nieba?
A dlaczego nagle  niektóre cywilizacje zaczęły mieć tak bardzo
zaawansowaną wiedzę astronomiczną? A do tego wiedzę na temat
tego, czego w żaden sposób nie mogli sami zaobserwować? Dlaczego
zawsze szukali Bogów w  Niebie, a nie pod  ziemią?
Dlaczego na pustyni ktoś usunął część powierzchni i w ten sposób
"narysował" szereg linii , które tworzą obrazy, widoczne tylko z lotu
ptaka?
 Dlaczego nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wyginęły
dinozaury? Ale tylko one, a inne formy życia nie.
Czy nasz Układ Słoneczny zawsze wyglądał tak jak teraz? Jak powstała
nasza Ziemia? Czy naprawdę odwiedzają nas Kosmici?
A kim byli aniołowie? Greckie słowo  "angelos" oznacza posłańca.
Kto ich tu przysyłał? Jakim cudem latali, skoro mieli wygląd ludzi?
Budowa człowieka, nawet z doprawionymi skrzydłami, nie nadaje się
do latania. Czy to byli  Kosmici, którzy mieli swą bazę  na orbicie
okołoziemskiej?
Co naprawdę zobaczyli amerykańscy astronauci na Księżycu?
Czym są Niezidentyfikowane Obiekty Latające? Bez załogowymi
sondami kosmicznymi? A może jednak niektóre mają załogę?
A jeśli ktoś nas aż z tak bliskiej odległości obserwuje, to w jakim celu?
Mnie te wszystkie pytania ciągle nie dają spokoju - na szczęście są
ludzie  uczeni, którym te problemy spędzają sen z powiek i szukają,
czasem całe swe życie, odpowiedzi na te pytania.
Astronomowie przeszukują przestrzeń Kosmosu swymi teleskopami,
szukają  sygnałów radiowych obcych cywilizacji, układając wzory
matematyczne wynajdują niewidoczne jeszcze dla nas planety.
Wysyłają w Kosmos coraz  lepiej skonstruowane sondy, które penetrują
przestrzeń Kosmosu- i tę bliższą i tę dalszą.
A część uczonych zagląda w starożytne "pisma", a raczej tabliczki
gliniane z wykopalisk prowadzonych tam , gdzie istniała najstarsza znana
nam rozwinięta ziemska cywilizacja-  Sumerowie.
W miarę rozwoju naszej wiedzy z zakresu astronomii i kosmonautyki
zmieniają się interpretacje uczonych odczytujących starożytne teksty.
Coraz bardziej zrozumiałe i logiczne stają się dla nich starożytne opisy
i eposy.
Czytam teraz pierwszą  z siedmiu kronik Ziemi - książkę napisaną przez
Z. Sitchina . Jej tytuł "Dwunasta  Planeta". Książka jest napisana w bardzo
jasny, przystępny sposób, opatrzona bardzo wieloma rysunkami.
I jestem mocno zaczytana i zachwycona - wiele moich odczuć w tej materii
znajduje potwierdzenie we wnioskach wysnutych przez uczonych
zgłębiających wiedzę, którą nam niosą starożytne znaleziska.
Ogromnie  żałuję, że autor już dwa lata nie żyje. Jestem  Mu wdzięczna, że
w swych badaniach pozbierał w jedną całość wszystkie odkrycia różnych
archeologów zgłębiających to wszystko co pozostało po Sumerach.

poniedziałek, 25 listopada 2013

Wreszcie skończyłam!!!

Lepiej mi - skończyłam szalik "boa". Chyba ma niewielką wadę
wzroku, ale trudno.Może jeszcze poprawię, gdy od niego nieco
odpocznę.
Lewa i prawa  strona są takie same, robiłam szydełkiem, z trzech
kłębków. Nigdy więcej - mozół wielki.
No to idę spać, dobrej nocy wszystkim.

niedziela, 24 listopada 2013

Skoro już piszę....

....o rzeczach dziwnych to mam jeszcze jeden kwiatek. Opowieść
usłyszałam w sobotę.
Niedaleko mnie  jest oczywiście kolejne osiedle, a tam , jak na każdym
niemal warszawskim osiedlu jest szkoła.
 Szkoła ładna, posiada fajną, duża salę  gimnastyczną i na dodatek
basen. Oczywiście basen jest głównie dla uczniów, ale w godzinach
wieczornych korzystają z niego, za odpłatnością,  również dorośli.
Rada tego osiedla prężna jest, doszli do wniosku, że trzeba coś
zrobić dla coraz liczniejszych seniorów i uchwalono, że raz w tygodniu
z basenu mogą nieodpłatnie korzystać seniorzy-emeryci.
Wyznaczono dzień i godzinę. I owszem seniorzy przychodzą - w szatni
się kłębi, w basenie niemal pustki  - trzy osoby na krzyż.
Bo bardzo praktyczne seniorki przychodzą do kabin  łazienkowych wziąć
kąpiel, umyć głowę i wyprać swoje bluzeczki, potem wysuszyć  głowę -
a wszystko za darmo.
Pływaniem lub gimnastyką w wodzie nie są zainteresowane zupełnie, ale
skoro za darmo można się wykapać i z lekka oprać to czemu z tego nie mają
skorzystać???
Najprawdopodobniej rada osiedla zlikwiduje tę darmową godzinę i mogę iść
o zakład, że zaraz znajdzie się cała zgraja obrońców seniorów, którym
"odbiera się możliwość korzystania z basenu".
Bo u nas "obrona uciśnionych, wykluczonych" i różnych innych  jest bardzo
modna. Tyle tylko, że nikt się nie trudzi by ustalić jak wygląda naga prawda.

piątek, 22 listopada 2013

Ja tu chyba nie pasuję


Godzina 8,30 rano - dzwoni  mój telefon**
Jakiś zupełnie mi nieznany damski głos wita mnie po imieniu.
Usiłuję zorientować się kto mówi, a ponieważ nikt mi nie
przychodzi na myśl, pytam uprzejmie, z kim mam przyjemność
(wątpliwą zresztą), tak rano rozmawiać. Kobieta się przedstawia,
i nadal nie wiem kto po drugiej stronie, więc mówię, że mi
przykro, bo nadal nie wiem. Wreszcie osoba mi wyjawia, że ona
jest córką pani Ygrekowskiej.
W tym momencie sobie uświadamiam, że Ygrekowską widziałam
w sumie 3 razy w swym życiu i nie jest ona moją znajomą, ale
znajomą mojej koleżanki.
W końcu pytam się możliwie uprzejmie, o co właściwie chodzi -
córka Ygrekowskiej konspiracyjnym szeptem prosi mnie, bym
nie powiedziała jej matce, że ona do mnie zadzwoniła. Zaczynam
się zastanawiać, czy aby na pewno już nie śpię.
I w tym momencie córka Ygrekowskiej  wyjawia mi swą prośbę -
ona wzięła w miejscu pracy pożyczkę, 30 tys. złotych, oni ją
zwolnili, ale nie chcą jej wydać świadectwa pracy, bo jeszcze tej
pożyczki nie spłaciła i czy ja nie mogłabym jej pożyczyć 26 tys.
złotych na krótki czas - na miesiąc.
Uprzejmie  odmawiam jednym krótkim zdaniem - nie mogę, bo nie
mam. I zupełnie po chamsku odkładam słuchawkę.
Gdybym znała  numer Ygrekowskiej chyba bym do niej zadzwoniła.
Ograniczyłam się do zadzwonienia do wspólnej z Ygrekowską
znajomej, mówiąc co mnie spotkało. Znajoma mnie przeprasza -
do niej też córka Ygrekowskiej dzwoniła, a ona niechcący podała
jej mój numer telefonu - niechcący, bo miała w notesie dwie A.,
bez nazwisk. I podała pierwszą z brzegu. Ręce opadają, naprawdę.
**
dla mnie to był  blady świt, zasnęłam o 4,30 nad ranem.

Byłam w oddziale pewnego banku  . Przede mną stało 5 osób, ale oni
byli wszyscy  razem- załatwiali transakcję przelania pieniędzy z konta
pana B. na konto pana C. Panienka za ladą bardzo długo i dokładnie
coś pisała, sprawdzała, w końcu szło o sumę 100 tysięcy złotych.
Na koniec, tak po 20 minutach ogłosiła, że ona nie może tej transakcji
przeprowadzić, bo nie ma uprawnień do  przelania tej sumy, a koleżanka,
która ma takie uprawnienia, już wyszła z pracy (oddział kończył pracę
za pół godziny), więc klienci muszą  jechać do oddziału, który jest
w centrum miasta. Nie zacytuję słów, które padły z ust tych ludzi- zbyt
niecenzuralne.

Po ostatnich zabiegach fizykoterapii dostałam na skórze wyprysków-
a tak konkretnie opryszczki. Pani dermatolog mi wyjaśniła, że pewnie
ktoś, kto przede mną używał tych gąbek miał infekcję, a przecież
fizykoterapeutka przed przyłożeniem mokrych gąbek (na nich kładzie
się elektrody) nie przemywa  środkiem dezynfekcyjnym skóry
pacjenta, a po użyciu gąbki płucze wodą i widocznie się "przeniosło".
Na następną serię zabiegów za  pół roku przyniosę własne gąbki - to
będzie lepsze niż walka z wiatrakami.
Wyobrażam sobie jaką minę zrobią dziewczyny.

Wizytę  u endokrynologa przeniesiono mi z 15 listopada br. na 13 marca
2014 roku - szpital zwolnił lekarzy kontraktowych, bo mieli za wysokie
pensje.
Dobrze, że jestem już dawno zdiagnozowana  i że mam rozpiskę dla
lekarza pierwszego kontaktu jak i kiedy  mam podwyższać dawkę
hormonu.Przeżyję.
Miłego weekendu;)



środa, 20 listopada 2013

Wygrałam!!!!

Wygrałam na blogu   Joanny  taką prześliczną , przez Nią samą
robioną kartkę świąteczną




W naturze kartka jest jeszcze ładniejsza!
Joanno, prześlicznie dziękuję!!!

Kartka zapewne trafiła do mego miasta  znacznie wcześniej, ale
ja od kilku dni nie mogłam znalezć kluczyków od skrzynki
pocztowej - wiecie , skleroza nie boli a ile nowych wrażeń każdego
dnia!

wtorek, 19 listopada 2013

Czasem.......

....przeginam, ale nie za często, średnio przeciętnie raz na pół roku.
Włączam jedną płytę i kręci się w odtwarzaczu niemal  cały dzień.
Nie wiem czemu, ale okropnie to denerwuje mego męża  - ale ja
przecież nie każę mu tego słuchać - przezornie zamykam się
w swoim pokoju a płyta nie jest włączona na pełny regulator.

Wczoraj padło na  album Budki Suflera  "Nic nie boli, tak jak życie".
Właściwie lubię niemal wszystkie piosenki Budki Suflera, a zwłaszcza
te z tekstami Mogielnickiego i Zeliszewskiego.
Pewnie to już mało modne,  ale nadal wzrusza mnie "Strefa  Półcienia",
tak pięknie opowiadająca o zapominaniu osób niegdyś nam bliskich.

Dziś dałam mężowi do poczytania słowa niektórych piosenek -
reakcja - dobre teksty, tylko dlaczego on tak wyje!?
No proszę , okazuje się, że śpiew pana Cugowskiego mojemu "nie leży".
No to ma szczęście, że nigdy nie słyszał tych piosenek w moim
wykonaniu  - dostałby zapewne zawału.

sobota, 16 listopada 2013

Mix weekendowy

Weekend - właściwie jest to jedyne obce słowo, które mi nie  bruzdzi,
gdy jest stosowane w polszczyznie.
Już wszystkie  inne mnie bardzo rażą, chociażby wszechobecny "shop."

Doszłam do smutnego wniosku, że nieco zdziczałam - była dziś u nas
cioteczna siostra mego ślubnego wraz ze swym  mężem.
Naprawdę ich lubię, ale po 3 godzinach miałam dość - Joli nie
zamykała się buzia, co nawet może nie było złe, nie musiałam jej
zabawiać. A że gadatliwość to cecha rodzinna, więc mój ślubny
też nawijał jak nakręcony. Siedzieliśmy przy poobiedniej herbatce
okraszonej dobrymi wypiekani znajomej cukierni - Jola vis a vis mnie,
w podobnej konfiguracji płeć brzydka. Mąż Joli  i ja prawie się nie
odzywaliśmy- on słuchał mego ślubnego, ja-  jego żony.
Jeśli mam być szczera, to ja nawet nie bardzo słyszałam co Jola mówiła,
bo mój włączył pełne wzmocnienie swego nadawania.
A cała wizyta była pod hasłem, że muszą zobaczyć nasze wyremontowane
mieszkanie. Ocena wypadła pozytywnie.
Na "nowe mieszkanie" dostałam storczyk, w doniczce. Stanął obok innego,
równie dziwnego kwiatka, czyli anturium, również prezentu,
przyniesionego z tej samej okazji.
Z tego wszystkiego zjadłam dwie porcje  śmietanowca i mały kawałek
sernika - a takiego jak ten jeszcze nie jadłam. Spód był cieniutki jak
opłatek, na tym warstwa sera, potem warstwa frużeliny wiśniowej,z całymi
pysznymi wiśniami, znów warstwa sera i wierzch pokryty cieniuteńką
warstewką galaretki, chyba brzoskwiniowej. Pycha absolutna.
A śmietanowiec był właściwie śmietaną usztywnioną delikatnie żelatyną,
bardzo mało słodki, ale z kawową nutką.
No tak, jestem dzika a na dodatek łakoma.

Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jednak będzie zima. Gdy się przed
południem wybrałam  do sklepu, to prawie zamarzłam - wiał wstrętny,
baaardzo zimny wiatr.

Skończyłam rehabilitację.Czwartkowy seans ultradzwiękowy jakoś
mi zaszkodził. Wczoraj nie byłam w stanie wstać z łóżka - taka byłam
obolała. Więc nie pojechałam na ostatnie zabiegi. Poleżałam pół
dnia i przeszło.

Robię ten szalik "boa" i....już 3 razy prułam. A święta coraz bliżej
i druga bombka jeszcze czeka na wykończenie.
Coś okrutnie się rozregulowałam. Nie wiem tylko dlaczego?
Uwiąd starczy czy co???

czwartek, 14 listopada 2013

Rozmowy z Kacperkiem

Mam wśród sąsiadów z naszej uliczki małego, ślicznego Kacperka.
Kacperek jest nieco starszy od mego  starszego wnuczka.
Ma  śliczną buzkę,  ciemne, gęste  włosy, rzęsy niczym  modelka
reklamująca tusz do rzęs, a do tego jest niesamowicie bystrym
dzieckiem.
Gdy jeszcze chadzałam ze swoim jamnikiem na spacery, spotykałam
Kacperka często, gdy wędrował do przedszkola.
Dziś Kacperek mnie dogonił na ulicy i zapytał:  "a gdzie  twój pies,
w domu został?".
Zastanowiłam się przez moment, jak powiedzieć dziecku, że pies już
dość dawno przeniósł się w zaświaty , więc powiedziałam tylko, że
mój piesek odszedł już 3 lata temu. Kacperek popatrzył na mnie
z pełnym zrozumieniem, wziął mnie za rękę i powiedział: "to tak jak
nasza suka, gdy ją potrącił samochód na wsi; ja ci bardzo współczuję,
 ja za nią płakałem, ty też płakałaś?"
W międzyczasie doszła do nas  babcia Kacperka i obrugała malca, że
mówi do mnie per ty.
Kacperek wybrnął z tej sytuacji koncertowo- powiedział "przepraszam"
i wytłumaczył nam obu, że gdy on kogoś zna i lubi to mówi do takiej
osoby po imieniu, ale on nie pamięta jak ja mam na imię. I jego babci
i mnie, strasznie się chciało śmiać, ale przecież byłoby to niepedagogiczne,
więc ja  zaczęłam czym prędzej szukać czegoś w siatce, a sąsiadka
podpowiedziała mu, by opowiedział o tym, że po wakacjach idzie już do
szkoły. Kacperek kończy  w lipcu 6 lat.
No i się dowiedziałam, że:  Kacperek już ma kupiony plecak, pełne
wyposażenie piórnika i oczywiście piórnik,  mama już kupiła mu worek
na kapcie, ale nie kupiła jeszcze stroju do gimnastyki, bo  przecież może
on urośnie, więc teraz kupiony strój mógłby być po wakacjach za mały.
I że będzie chodził do szkoły, przy której jest basen i boisko z tartanem
i można tam grać również w koszykówkę. I szkoda, że szkoła nie
zaczyna się już od najbliższego poniedziałku, bo on nie lubi chodzić
do przedszkola, bo.....on nie lubi jeść w przedszkolu i leżakować.
I dlatego lubi.....mieć katar, bo wtedy zostaje w domu z babcią.
A w domu to babcia mu czyta książki i może po śniadaniu obejrzeć
DVD z bajkami.
A w chwilę potem  zapytał: "czy nasze psy się spotkają, gdzieś za
Tęczowym Mostem? i czy one się poznają?
I wiecie, zupełnie nie wiedziałam co mam odpowiedzieć, ale wybawiła
mnie z kłopotu kacperkowa babcia, mówiąc, że z pewnością się poznają
i pewnie już się bawią razem.
Wszystkie rozmowy z Kacperkiem zawsze były tak samo zabawne,
miłe i zaskakujące.
Nie wiem tylko na co chłopakowi takie piękne, długie rzęsy???

środa, 13 listopada 2013

Rozważania o blogowaniu

14 XI 2008 rok - to właśnie wtedy zadebiutowałam  z blogiem.
Tym  pierwszym blogiem był "procontra anabell".
Dziś jest nadal czynny, ale  stał się miejscem moich ciągot
"literackich", to tam się znęcam nad bliznimi swymi opowiadaniami,
które w większości są reportażami z  życia, czasami nawet i mojego.
Ten blog jest miejscem w którym się wyraznie i nieskromnie chwalę
swymi  robótkami i wrzucam  tu również okruchy codzienności.
 W sumie przez te lata popełniłam łącznie 874 posty, okraszając  ich
część zdjęciami.

Dzięki blogom poznałam wiele naprawdę bardzo miłych osób.
Niektóre wirtualne znajomości zamieniły się w kontakty całkiem
realne  i  każde spotkanie w realu było i jest nadal dla mnie niemal
świętem. Bo każda z tych osób jest właśnie taka, jak ją sobie
wyobrażałam.
A to znaczy, że mam szczęście, bo moi stali "czytacze" są osobami
szczerymi, piszącymi to co naprawdę myślą.
Marzy mi się, by kiedyś zebrać wszystkich w realu - ale na razie to
marzenie.

Byliście ze mną w  najcięższych dla mnie chwilach i Wasze dobre
słowa i myśli pomogły mi przetrwać  to wszystko i nie zwariować.

Wydaje mi się, że 5 lat blogowania to "szmat czasu"  i zastanawiam się
czy nie jest to może dobry czas na jakieś  zmiany a może wręcz na
zakończenie tej przygody?

Dziękuję Wam, że ze mną wytrzymujecie - zawsze mnie ten fakt cieszy
i dziwi  zarazem.




piątek, 8 listopada 2013

Rozwiązanie zagadki

Zagadka jak widać była całkiem prosta.
Ale dopiero teraz ja mam zagadkę dla siebie  a brzmi ona:
"jak mam zrobić drugi szalik by przedstawiał węża boa????"
Przeszukałam internet i jestem załamana - oczywiście jest sporo
dobrych zdjęć tegoż węża, ale będę musiała wymodelować jego
głowę  szydełkiem, a potem całe cielsko robić we wzór.
Nie byłoby to skomplikowane gdyby to był sweter, bo wtedy mogę lewą
stroną swobodnie prowadzić nitki, ale szalik musi mieć obie swe strony
takie same, bez widocznych nitek. Jestem lekuchno podłamana.
chyba popertraktuję z córką by zmienić model, może na misia?

czwartek, 7 listopada 2013

Zagadka

Zaczęłam robić kolejne prezenty pod choinkę - to poniżej to jest
właśnie początek jednego z nich.
Domyślacie się co to będzie????
w ramach podpowiedzi - to coś dla jednego z Krasnoludków.

środa, 6 listopada 2013

Z "podsłuchu"

Minęło 6 miesięcy i znów jestem na rehabilitacji mego kręgosłupa
lędzwiowego.
Tym razem nie mam ćwiczeń, bo ćwiczę w domu, na piłce, więc jest
sama fizykoterapia.
W pół godziny "obskakuję" kilka urządzeń i znikam. I tak  będzie
przez  najbliższe dwa tygodnie.
Ponieważ nie muszę się przebierać w odpowiedni strój, to nie korzystam
z szatni - i dobrze, bo tam temperatura tropikalna a każdą z pań  boli
widok osoby, która jeszcze potrafi  stojąc na jednej nodze  bez
podpierania się , drugą wstawić do nogawki spodni . Wg nich "taka",
czyli ja nie powinna chodzić na rehabilitację.
Centrum  Rehabilitacji, do którego chodzę jest dośc duże, ma 4 sale
do ćwiczeń i dość dużą salę z aparaturą do fizykoterapii.
Jest ona podzielona na kabiny, każda kabina ma zasłonkę. Tych kabin
jest 18. Ruch jest spory, bo  jednocześnie może być kilkanaście osób.
Nie da się ukryć,że większość pacjentów to kobiety i większość z nich
jest w wieku 65+.
Jest również kilku panów, ale nawet nie silę się na rozpoznanie ich
wieku, bo wyglądają i poruszają się jak stulatki.
Wczoraj leżąc w swojej kabince, podłączona do prądów interferencyjnych,
niechcący podsłuchałam jednego z panów, który oczywiście miał nie
wyłączoną komórkę i skwapliwie z niej korzystał.
Zapewniał swego rozmówcę,że "nie ma tu na kogo spojrzeć a te od
kinezyterapii to są złośliwe małpy, kazały mu nogi  w kolanach prostować
i usiłowały mu rękę wyrwać z barku". Gapiszon zupełnie chyba nie zdawał
sobie sprawy z tego, że go słychać na całej sali. Za chwilę kabinę z mojej
drugiej strony opuściła  już "odłączona" od aparatury pacjentka, weszła do
tego  gaduły i obrugała go równo - i za to co mówi  i za niewyłączenie
komórki. Personel nie zareagował na to wszystko, ale się dziewczynom
wyrażnie podobała ta interwencja pacjentki.
Dziś ten sam facet znów miał wpadkę - akurat siedziałam na ultradzwiękach
gdy wparował. Stanął nade mną, więc go terapeutka skierowała do  kabiny,
w której miał się położyć, a ten dalej stoi i się gapi, więc terapeutka drugi
raz go przegania a ten mówi: "bo ja chcę się popatrzeć". Nie wyrobiłam
i ze  śmiechem  wypomniałam mu, że przecież wczoraj zapewniał kogoś,
że tu nie ma na kogo spojrzeć. Facet łypnął okiem, potem wysapał żem
złośliwa i się wywlókł we właściwym kierunku.
A terapeutka stwierdziła, że panowie są  wyjątkowo paskudnymi pacjentami,
bez względu na wiek.
Ci młodsi odgrywają rolę macho i starają się  udawać, że nic im nie jest albo
 że są odporni na  ból , co czasem kończy się poparzeniem skóry.
Tym starym to z kolei wszystko przeszkadza - krzesło za twarde, leżanka twarda
i wąska i za wysoka, żel za zimny, prąd za silny nawet gdy jeszcze nie jest
podłączony.


wtorek, 5 listopada 2013

Puk puk, puk puk.....

..... święta za pasem.
A ja mam gotową dopiero jedną bombkę z nadzieniem
I jeszcze zbliżenie:
To wcale, wbrew pozorom, nie jest łatwe.
Po prostu jest tu mało miejsca, elementy też małe- domki mają po
3,5 cm wysokości i w ogóle żałuję, że mi taki pomysł do głowy
przyszedł.
Jak dla mnie to nakład pracy jest niewspółmierny do otrzymanego
efektu - no ale robiłam to bez żadnego "kursu  tworzenia bombki".
Może druga będzie lepsza???


poniedziałek, 4 listopada 2013

Asymetria

Lubie asymetrię, więc zrobiłam tym razem naszyjnik asymetryczny.
Nie dość, że strony naszyjnika różnią się wzorem, to różnią się też
serokością.

Kamyczki, które go utrzymują na szyi to mokait i unakit