Zostałam dziś wywieziona do Beelitz. I dreptałam, dreptałam po Krajowej Wystawie Ogrodniczej. Droga z Berlina do Beelitz nie jest daleka, bo ta miejscowość jest blisko Poczdamu. I nawet korków nie było. I gdyby nie ciągły wiatr, to powiedziałabym, że było super.
Przygotowania do takiej wystawy zawsze trwają bardzo długo, bo najczęściej jest ona na terenach "pustych" i trzeba taki teren przygotować. Tu na teren wystawowy wykorzystano teren dawnej oczyszczalni ścieków. Dziś w miejscu, gdzie kiedyś było cuchnące jeziorko/staw jest teraz czyściutka woda, ozdobiona fontanną.Operacja taka trwa długo a poza tym tania nie jest. Z reguły tak są projektowane te wystawy, by potem cały teren stał się ogólnodostępnym parkiem. Tu dużym plusem jest to, że teren wystawy jest tuż za dawnymi murami miejskimi i obejmuje miasteczko półkoliście. Tereny wokół Beelitz znane są z uprawy szparagów.
Na terenie było kilka punktów gastronomicznych, więc się wzmocniłam wpierw cappuccino. Chłopcy szaleli na różnych placach "zabaw" - bo tu jednak wszyscy myślą o dzieciach i to nie tylko tych najmłodszych. A dla dorosłych były przykłady jak zagospodarować ogródek działkowy by przebywanie w nim cieszyło oczy i dawało miły wypoczynek. Była też ekspozycja gotowych, niedużych domków działkowych, oczywiście również wystawa i sprzedaż narzędzi ogrodniczych. Ludzi było sporo, ale organizacja całkiem sprawna, przy wjeździe na olbrzymi parking porządkowi wskazywali, gdzie można znaleźć wolne miejsce. Na terenie wystawy pomyślano też o małych "ogrodnikach" i dla nich przygotowano ogrodowy kącik, w którym mogły posłuchać bajek. Podobało się nam, że bilet jest ważny cały dzień i można wyjść z wystawy, zwiedzić miasteczko i wrócić na wystawę z powrotem. A ponieważ kiedyś na tym terenie mieszkały puszczyki, to teraz mają tu dwie swoje "zagrody."
W porównaniu z innym parkiem "powystawowym" w Berlinie ten teren nie jest bardzo duży, ale i tak się "zlazłam". I to tak, że w końcu....przysiadłam na krowie, która całkiem dzielnie to zniosła.
Po wyjściu z wystawy kupiliśmy truskawki - wyglądały tak pięknie, że się nawet zastanawiałam czy to aby nie atrapa. W odległości kilkunastu kroków od kiosku z truskawkami był kiosk ze świeżutko zebranymi szparagami, ale ja akurat za szparagami nie przepadam.
I bardzo mi się spodobał bilet wstępu :
A do posłuchania- chyba dawno zapomniana Nana Mouskouri
Miłego weekendu Wszystkim życzę!