...do lekarza, bo ją okrutnie bolało gardło, nie mogła mówić i przełykać.
W gabinecie siedział lekarz płci męskiej , w wieku 50+.
Baba wyszeptała cichutko "dzień dobry" i wskazując na swą szyję
wycharczała: "panie doktorze coś zle z moim gardłem".
Lekarz rzucił okiem na babę, która należała do bab ponętnych, młodych,
zgrabnych i odpowiednio wyposażonych przez naturę.
"No to muszę panią zbadać dokładnie, proszę się rozebrać i polożyć na
kozetce. Biustonosz też proszę zdjąć".
Babę co nieco zatkało, bo jeszcze żaden lekarz nie kazał się jej
rozbierać niemal do golasa, żeby zobaczyć co się w gardle dzieje.
Lekarz obmacał dokładnie jej piersi, co mu zajęło z 8 minut, potem
zajął sie macaniem tzw. powłok brzusznych, na koniec zsunął nieco
babie figi i zaczął macać pachwiny. W sumie macał ją z 15 minut.
"No, węzły chłonne w porządku, w piersiach guzów nie ma, może się
pani ubrać"- podsumował.
Na koniec zajrzał do tego nieszczęsnego, bolącego gardła,
zapisał leki i kazał przyjść za tydzień na kontrolę.
Baba wypadła z gabinetu jak oparzona i pognała do kierownika
przychodni, u którego złożyła skargę na lekarza.
Była to pierwsza tego typu skarga, bo inne już były, ale te inne to
składały pacjentki w wieku bardziej "geriatrycznym", skarżąc się,
między innymi, że lekarz nie raczył nawet osłuchać pacjentki, która
bardzo kaszlała i która w tydzień potem trafiła na innego lekarza, który
stwierdził ostre zapalenie oskrzeli.
Przychodnia ma teraz o jednego lekarza mniej "na stanie".