No nie wiem, ale dni jakoś mi uciekają, albo przeciekają przez palce.
Dziś, za sprawą mego męża przetestowaliśmy kolejną przychodnię niepubliczną,
w której jednak można leczyć się na koszt NFZ, ale trzeba oczywiście mieć
skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu.
Siedziałam pod gabinetem lekarskim pana urologa i miałam świetną rozrywkę, jako
że pacjentami byli głównie panowie- mocno starsi panowie , którym się zapewne
wydaje, że na starość to obie płcie na to samo chorują. Dobrze, że siedziałam, bo
gdybym stała to padłabym z wrażenia , bo starszy pan zapytał mnie teatralnym
szeptem, ile razy w nocy wstaję do toalety, bo on to co dwie godziny, a poza tym
był strasznie ciekawy na co choruje "ten pan, co właśnie siedzi w gabinecie".
Po wyjściu z gabinetu mój mąż był rozpromieniony, że wszystko tak sprawnie
jest zorganizowane, że recepta jest wydrukowana i można przeczytać nazwę leku,
że wszystko ma pan doktor w komputerze i sam bez ponaglania wydrukował
informację dla lekarza pierwszego kontaktu dot. schorzenia i leków. Ja tylko mogę
dodać, że byliśmy przyjęci co do minuty, w przychodni jest dostateczna ilość
krzesełek w poczekalniach, nawet pani w recepcji uśmiechnięta no i jest czysto.
Wniosek - wszystko zależy od organizacji.
*****
Nastawiłam dziś dwie pierwsze kiszonki - ogórki i sałatkę mieszaną. Tym sposobem
mam dwa dwulitrowe słoje wypełnione. Obydwa zalałam zalewą taką typową, czyli
na każdy litr wody dałam kopiastą łyżkę stołową soli, do każdego słoja dałam koper,
pocięty korzeń chrzanu i sporo czosnku. Wodę dałam zimną, prosto z kranu, bo mam
własną stację uzdatniania wody.
W słoju "sałatkowym" zostały zalane ogórki pokrojone w niezbyt cienkie plastry,
kawałki papryki jasnej, krajowej (ona ma cieniutką skórkę), marchewka w postaci
pasków zrobionych strugaczką, oraz pokrojona cienko kapusta pekińska oraz baldachy
kopru, paski chrzanu, i kilka ząbków czosnku.
Teraz oba słoje stoją w czarnej foliowej torbie a ich zawartość dostała polecenie
"ukwaszenia się".
Najwięcej się narobiłam przy ogórkach, ponieważ każdy jeden został wyszorowany
szczoteczką pod bieżącą, lekko ciepłą wodą. Ciepłą dlatego, że jednak było ich nieco
ponad dwa kg a od szorowania zimną to by mnie paluszki bolały.
Musiałam je wyszorować, były bardzo zapiaszczone.
Wczoraj wypiłam kupny kefir, ponoć "bio" i jakoś po nim nie zmarłam. Zakupiłam też
mąkę ze skiełkowanych ziaren żyta i pewnie w poniedziałek będę z niej piekła chleb.
Ciekawa jestem jaki mi wyjdzie.
A tak kwitną róże pod moim kuchennym oknem.
*****
Warszawa zaczyna być miłym miastem - sporo ludzi wyjechało i nie było korków. Przez
moment pomyślałam, że albo pomyliłam kierunki albo godzinę:)))