......w pewnym szpitalu.
Wyszłam z domu tuż po 9,00, by dwoma autobusami pokonać drobne 6 km,
dzielące mnie od przyszpitalnej przychodni endokrynologicznej.
Nie wzięłam samochodu, bo w tych godzinach znalezienie miejsca na ich
parkingu jest cudem.
Gdy zdyszana dotarłam pod gabinet okazało się, że endokrynologia po raz
kolejny została przeniesiona w inne miejsce. To już piąta zmiana lokalizacji
tegoż gabinetu. Szybko obliczyłam średnią arytmetyczną - wypadło, że co
osiem miesięcy gabinet jest przenoszony w inne miejsce- zapewne lepsze,
zdaniem zarządzających.
Z lekka zaklęłam, pomaszerowałam przez zatłoczony korytarz wzdłuż
gabinetów rtg, rezonansu, tomografii komputerowej, gipsiarni, chirurgii.
Z przykrością zauważyłam, że znów ktoś zapomina, że pacjent stary i chory
nadal jeszcze jest człowiekiem i powinien być traktowany z szacunkiem, a
oczywiście nie jest.
Nie wiem co za debil wymyślił, by szpitalni pacjenci oczekiwali na swych
łóżkach przed gabinetami (wyżej wymienionymi) razem z pacjentami
" z miasta". Na łóżkach leżą starzy, często mało przytomni chorzy- najczęściej
sami, nie wiedząc po co tu są, bo salowe, które pacjenta przywiozły z oddziału
ustawiają łóżko z pacjentem "w kolejce" i gdzieś znikają.
Ci "z miasta" przypatrują się im ze zdziwieniem lub odrazą - no cóż widok
półnagiej starej, potarganej kobiety nie jest miły dla oka i nie każdemu
wtedy przychodzi na myśl, że zapewne będąc w jej wieku i stanie raczej nie
będzie wyglądał lepiej.
Nagminne jest wożenie pacjentów nagich do pasa, bo mają poprzylepiane
elektrody- zupełnie tak, jakby nakrycie starej , chorej kobiety chociażby
wiskozowym jednorazowym prześcieradłem przerastało możliwości szpitala.
Gdy bywałam dzień w dzień na kardiologii zachowawczej (było to osiem lat
temu) interweniowałam i nawet pomogło, niestety w nawyk nie weszło.
Pani doktor, u której dziś byłam , przy każdej wizycie stara się wrzucić mi
między wierszami, że jest wszechstronnie wykształcona i raczej się tu marnuje.
Naiwna kobieta dwa lata temu usiłowała mnie też przekonać, że gdy wygrają
pisuary sytuacja w lecznictwie ulegnie znacznej poprawie.
Dziś ową Wszechstronnie Wykształconą poinformowałam, że wyjeżdżam,
bo mój mało inteligentny mózg nie jest w stanie ogarnąć tych wszystkich dobrych
zmian i w związku z tym proszę o wydanie mi, dla mego przyszłego lekarza
karty informacyjnej, w języku niemieckim lub angielskim, lub..... po łacinie.
Pani łypnęła na mnie spod oka, coś chwilę pisała, następnie podała mi złożoną
na cztery części kartę, podała rękę i życzyła dobrego zdrowia.
Ta wszechstronnie wykształcona osoba napisała wszystko po polsku.
I niech mi ktoś powie na czym polega jej wszechstronność, skoro nawet nie
wpisała łacińskiej nazwy???? Przecież tego uczą się studenci medycyny!
Dumając nad pojęciem "wszechstronnego wykształcenia" postawiłam sobie
taksówkę i w 10 minut byłam w domu.
I dobrze, bo już była godzina 13,00.