...... i po świętach.
Szalenie "rozmazany" jest tegoroczny grudzień - w dniu wigilii truchtałam do córki w gęstej mżawce, powrót też był urozmaicony mżawką - niby nieco mniejszą, ale cieszyłam się, że jednak mam parasolkę.
Jak już zapewne wszyscy zaglądający tu wiedzą, to święta wszelakie traktujemy jako dzień wolny od pracy i okazję do spotkania i posiedzenia w rodzinnym gronie. I nikomu w tym gronie nie przeszkadza, że jedna babcia jest protestantką ( chyba luteranką), druga ateistką a część współbiesiadników zupełnie nie ma nic wspólnego z jakimkolwiek wyznaniem. Jakoś ten fakt nie przeszkadza nam siedzieć razem przy jednym stole i jeść to co kto lubi lub co może, bo nie każdy może wszystko jeść z uwagi na stan swego zdrowia.
Prezentów jak zawsze było multum, chłopcy jak zwykle mieli ich najwięcej. Mnie się trafiły Puzzle, bym miała przy czym posiedzieć w dni, w których wyjście z domu jest wielce problematyczne z uwagi albo na moje ostatnio kapryśne zdrówko albo z uwagi na pogodę. Dostałam do ułożenia reprodukcję obrazu Claude Moneta "Lilie wodne". Po ułożeniu będzie wielkości 48 x 68 cm i powieszę go sobie na ścianie w dziennym pokoju:
Z rzeczy bardziej użytecznych dostałam szafkę-kombajn do kuchni bym miała w jednym miejscu pojemniki na posegregowanie śmieci. Bo dotychczas były upychane w workach foliowych leżących w różnych kątach kuchni.
Ten kwiatek na niej stojący to ubiegłoroczna poinsetia, która niestety już w tym roku nie wybarwiła swego "czubka", bo nie spędziła 2 lub 3 miesięcy w chłodnej i ciemnej piwnicy. A takie jej potraktowanie sprawiłoby jej powtórne zakwitnięcie - podobno.
Pomimo tego miałam przez cały grudzień taką miniaturową poinsetię - kolorowe listki były łaskawe opaść właśnie w dniu wigilii, czyli roślinka odegrała rolę kalendarza adwentowego, a prezentowała się tak:
Tu stoi na opakowaniu "herbacianego kalendarza adwentowego".
W drugi dzień świąt byliśmy na koncercie pieśni gospel w stosunkowo niedalekim kościele. To była prawdziwa uczta dla naszych uszu. Zespół był nieduży, zaledwie 4 mężczyzn i dwie kobiety, wszyscy o odmiennym od mojego kolorze skóry, ale występ był SUPER!!!! Wszyscy słuchacze wyklaskiwali rytm, dreptali w miejscu i gdyby nie ławki w kościele to normalnie wszyscy by tańczyli. Zaśpiewali też moją ulubioną kolędę, już od lat " międzynarodową kolędę" pt."Cicha Noc".
Tekst do niej napisał po niemiecku w 1816 roku wikariusz z Salzburga, a muzykę skomponował jego przyjaciel Franz Xavier Grubber w 1818 roku. Była to pierwsza pieśń religijna napisana w języku narodowym, czyli niemieckim a nie po łacinie. Dziś jest znana nieomal w każdym języku świata i przetłumaczona na wiele języków.
A tekst i melodię tej przepięknej kolędy rozpowszechniły dwie tyrolskie rodziny- Rainerów z Fugen i rodzeństwo Strasserów z Hippach. Śpiewali ją w trakcie swego pobytu w Nowym Jorku i w...Petersburgu.
Kolęda ta po raz pierwszy zabrzmiała w 1818 roku w Obendorfie, śpiewana przez Mohra i Grubbera- Mohr akompaniował na swej gitarze.
Dziś ową gitarę można obejrzeć w Muzeum Cichej Nocy w Hallein.
A ja z wielką niechęcią myślę o Sylwestrze bo zakazy strzelania zakazami, ale dopóki nie zaczną tym strzelającym łbów ucinać lub przynajmniej zsyłać ich do kamieniołomów to będę hałasować i dręczyć tym ludzi oraz niewinne zwierzaki.
Wszystkiego lepszego dla Was w nadchodzącym NOWYM ROKU !!!!!!!!