..........bo nie o tym marzyłam!!!!
No i napadało "to białe" zamiast zwykłego deszczu i nawet jest aż -1 stopień "ciepła"!!!! Chyba się zakopię z powrotem w ciepłym łóżeczku.
..........bo nie o tym marzyłam!!!!
No i napadało "to białe" zamiast zwykłego deszczu i nawet jest aż -1 stopień "ciepła"!!!! Chyba się zakopię z powrotem w ciepłym łóżeczku.
Jestem pół żywa- z domu wyszłam o 13,30, do centrum handlowego dotarłyśmy z córką jeszcze przed godziną 14,00 bo to tylko trzy przystanki metrem a z domu do metra doczłapuję się bez pośpiechu w 5 minut spacerkiem i o 18,45 dotarłam do domu. A wszystko przez to, że zamarzyło mi się by kupić sobie w sklepie z japońskimi ciuchami cieplusie spodnie dresowe i w Galerii Karstadt nowy wózek na zakupy, jako że noszenie zakupów mi nie służy, a dotychczasowy wózek był co prawda bardzo ładny, ale jakoś mało trwały-przetrzymał tylko 5 lat eksploatacji. Tak naprawdę to byłyśmy raptem w trzech sklepach, które były bardzo blisko siebie. A w galerii wzmocniłyśmy się kawusią, co nie zajęło nam wiele czasu.
Ludzi było mnóstwo, bo "czarny piątek" obowiązywał również dziś - no i dobrze- dzięki temu wózek na zakupy kosztował mnie mniej o 11,00 €. Modeli wózków zakupowych było przynajmniej pięć. Ja się "zrujnowałam" na 43,00€, ale były też wózki w cenie 160,00 €- ale nie były to modele "samojeżdżące" do sklepu a poza tym też trzeba było je samemu w mieszkaniu rozpakować.
W budynku mojej ulubionej galerii handlowej mnóstwo sklepów jest nieczynnych - stoją puściutkie, a ich oszklone ściany pokryte są białą farbą. Całe III piętro, w którym było pełno małych barów jest już od dawna nieczynne - nie ostał się po 2 latach pandemii ani jeden bar. A tam dobrze karmili i ceny nie powalały.
Jedno jest pewne - ci co chcieli by koszty produkcji były jak najniższe mocno przedobrzyli przenosząc produkcję do Chin, Pakistanu i innych krajów, w których są niskie koszty produkcji - jest nadprodukcja wszystkiego. Kilometry stelaży ze wszystkim, ale w kolejce do kasy nie stało się dłużej niż 5 minut, co oznacza, że więcej ludzi oglądało niż kupowało. Krążenie po salach pełnych towaru zapewne jest dla niektórych niezłą rozrywką, zwłaszcza, że dziś pogoda była raczej barowo- kinowa bo temperatura nie rozpieszczała nie przekraczając +2 stopni a do tego przelatywały co jakiś czas mżawki.
Miłej niedzieli dla Was.
I taka ciekawostka :
..........więc dzień pisania o tym co odległe, trudne do ogarnięcia i, jak mawia moja znajoma, nikomu tym pisaniem frajdy nie czynię. Wiem - wredna po prostu jestem, bo będzie o UFO.Na początek trochę historii:
7 maja 1989roku południowo-afrykańska fregata "Sa Tefelberg" przekazała do bazy wiadomość, że widzą niezidentyfikowany obiekt, który porusza się z prędkością 5 tysięcy mil na godzinę w stronę wybrzeża. Południowo-afrykańskie siły powietrzne natychmiast wysłały dwa myśliwce Mirage by ten dziwny obiekt przechwycić. Lotem myśliwców dowodził dowódca eskadry, porucznik Gozen.
Obserwowany obiekt wleciał w przestrzeń powietrzną Republiki Południowej Afryki. Zdaniem obserwatorów nie był to meteoroid ani jakikolwiek znany lotnikom statek powietrzny, nie był to też samolot a manewry które wykonywał były zadziwiające.
Piloci dostali rozkaz zestrzelenia tajemniczego obiektu i rozkaz wykonali. Srebrzysty dziwny obiekt miał jednolitą obudowę, "bezszwową", nie posiadał iluminatorów, a wewnątrz niego były bardzo dziwne dwa stworzenia humanoidalne, z którymi nie można się było porozumieć. Brak im było niektórych narządów wewnętrznych za to zanotowano, że obecność substancji przypominającej chlorofil. Owe humanoidalne stworzenia oraz całą aparaturę przetransportowano do USA. Jeden z nich, ranny, zmarł w kilka dni później, drugi we wrześniu 1989roku. Sekcja wykazała, że owo stworzenie nie posiadało wątroby, nerek, żołądka za to miało dużo tętnic i substancję przypominającą chlorofil.
Całą tę historię znamy dzięki Van Groyenowi ( brał udział w tej operacji), który naruszył obowiązek zachowania tajemnicy, bowiem był zdania, że zachowanie tej tajemnicy byłoby zdradą wobec ludzkości.Van Groyen brał udział w operacji Srebrny Diament.
Wielu osobom nasuwa się wniosek, że istnieje globalna tajemnica, która być może jeszcze wiele lat będzie przed ludźmi skrywana. Może po prostu uznano, że nie jesteśmy jeszcze gotowi na prawdę o tym co kryje się poza granicami naszej planety.
A ostatnio dyrektor Biura Analizy UFO rządu USA oświadczył, że istnieją "dowody" na niepokojącą aktywność Niezidentyfikowanych Obiektów Latających, zaś fizyk Sean Kirkpatrick, który kieruje Biurem Rozwiązywania Anomalii we Wszystkich Dziedzinach, twierdzi że to niepokojące zjawisko UFO można przypisać albo Obcym Cywilizacjom albo innym ale jak najbardziej ziemskim krajom.
A niejaki David Grusch, były urzędnik wywiadu, który prowadził analizę niewyjaśnionych anomalii (UAP) w agencji Departamentu Obrony USA , zarzuca rządowi USA posiadanie pojazdów pochodzenia nie-ludzkiego i zatajanie informacji o nich przed Kongresem i że taka sytuacja trwa od dziesięcioleci. Na dodatek Jonathan Grey, aktualny urzędnik wywiadu USA w National Air and Space Intelligence Center potwierdził istnienie "egzotycznych materiałów", dodając enigmatycznie - "nie jesteśmy sami".
W 2021 roku po wycieku materiałów wojskowych, które pokazały niewytłumaczone zjawiska na niebie Pentagon opublikował raport, że ponad 140 przypadków z UAP nie potrafiono wyjaśnić.
No i w efekcie temat pozaziemskich technologii pozostaje nadal otwarty i jest systematycznie "zamiatany pod dywan".
Pomyślałam, że wszystkie rządy na świecie straszliwie się zawsze "nazamiatają pod dywan" by ukryć albo swą niezaradność albo swoje nieczyste interesy. Ciężki kawałek chleba!
Życzę Wszystkim miłego weekendu, bez deszczu, śniegu, wiatru i przymrozku!!!! U mnie +2 i przelatuje "śniego-deszcz".
.........pisałam tu o Saturnie, bo to temat dla mnie znacznie mi milszy niż roztrząsanie co pewien starzec miał na myśli ubliżając rodakom.
A więc wracając do Saturna- dziś wyczytałam, że międzynarodowy zespół astronomów korzystający z Kosmicznego Teleskopu Hubble'a zaobserwował dziwne smugi na jego pierścieniach. Pojawiają się one wtedy, gdy Saturn zbliża się do równonocy. Tyle tylko, że nikt nie wie dlaczego się one pojawiają.
Na Saturnie są cztery pory roku, a jeden rok na Saturnie jest dłuższy niż rok ziemski a na dodatek każda pora roku trwa około siedem lat ziemskich. Wyobrażacie sobie zimę trwającą siedem lat? Ja po dwóch miesiącach mam zimy dość po koniuszki włosów.
W trakcie równonocy pierścienie Saturna są skierowane w stronę Słońca i wtedy owe "smugi" na pierścieniach są najjaśniejsze.
Kiedy na Saturnie zbliża się przesilenie letnie lub zimowe owe smugi znikają.
Następna, najbliższa równonoc jesienna na północnej półkuli Saturna nastąpi 6 maja 2025 roku. I w trakcie zbliżania się tego momentu owe dziwne smugi staną się znów bardziej widoczne. Seria zdjęć z Teleskopu Hubble'a połączonych w całość ( robionych w odstępie 4 minut) ukazała jak te dziwne smugi obracają się wokół Saturna. Jak zmierzono to szybkość ich obrotu nie pokrywa się z obrotem pierścieni ani polem magnetycznym planety. W ramach dociekania czym są te dziwne smugi wysnuto teorię, że te smugi są cieniem lodowych chmur.
A tak w ogóle owe smugi po raz pierwszy zostały odkryte przez misję NASA Voyager na początku lat osiemdziesiątych XX wieku. Nowy program Hubble'a tworzy archiwum danych o zewnętrznych planetach Układu Słonecznego i będzie gromadził dane wizualne i spektroskopowe i być może z czasem dowiemy się więcej o tym dziwnym "smugowym zjawisku".
Tylko jakoś nie mogę się doczytać co z tych danych będzie miał podatnik.Czy głodni dzięki tej wiedzy będą najedzeni a bezdomni będą mieli gdzie zamieszkać?
Miłej niedzieli Wszystkim!!!
..........czyli założenie, że nasz umysł i ciało są ze sobą ściśle powiązane.
By sprawdzić realność tej koncepcji 132 uczestników trzech koncertów muzyki klasycznej ( w programie słuchali dzieł Bethovena, Brahmsa i Bretta Deana. Brett Dean to współczesny kompozytor). Jako osoba mało wyrobiona muzycznie pierwszy raz widzę to nazwisko i z żadnym utworem mi się nie kojarzy.
Uczestnicy biorący udział w tym eksperymencie mieli zamontowane na ciele przenośne kamery i czujniki, a ich reakcje fizyczne były rejestrowane. Ponadto każdy z tych słuchaczy wypełnił kwestionariusz, który pozwalał ocenić badaczom osobowość badanego, jego poziom zadowolenia po koncercie i nastrój.
Wyniki ukazały statystycznie istotną synchronizację między uczestnikami tego koncertu, zwłaszcza w odniesieniu do tętna i przewodnictwa skóry oraz wykazały synchronizację ruchu ciał, choć oświetlenie sali było mocno przyciemnione i był zachowany dystans pomiędzy uczestnikami badania, tak by nie mogli wzajemnie widzieć swych ruchów.
Badanie wykazało również, że cechy osobowości mają wpływ na poziom synchronizacji. Osoby otwarte na nowe doświadczenia i ugodowe częściej synchronizowały się słuchając muzyki, a osoby o wyższym poziomie neurotyczności i introwersji rzadziej doświadczały tej synchronizacji.
Wyniki te wskazują na silny wpływ muzyki na spójność społeczną i pozwalają wysnuć wniosek, że efekt synchronizacji może być jeszcze silniejszy w innych gatunkach muzycznych oraz w innych formach zbiorowych akcji, takich jak publiczne parady lub przemarsz wojska z muzyką marszową.
No i teraz wiem dlaczego nie lubię różnych zbiorowych akcji i dlaczego kiedyś ku zgorszeniu innych, którzy popadli w ekstazę na koncercie zespołu Czerwono - Czarni i wyli razem z zespołem wywijając marynarkami lub kurtkami - ja stamtąd truchcikiem "wyciekłam".
Po prostu jestem neurotyczką i introwertyczką. O tym, że jestem introwertyczką to już wiedziałam, a teraz dowiedziałam się że i neurotyczką.
Miłego weekendu Wszystkim - bez deszczu, wietrzyska i zimna!!!!!
I może tym razem trochę takiej muzyki?
........ muszę udowodnić ZUS-owi, że nadal jeszcze żyję i w związku z tym przesyłana na moje konto bankowe emerytura nadal jest mi niezbędna do funkcjonowania.
W tym celu delikwent musi wypełnić odpowiedni druczek, który mu ZUS przysyła a ktoś upoważniony (Konsulat ew. Notariusz) musi potwierdzić na nim własnoręczność podpisu delikwenta, ewentualnie jego opiekuna a następnie należy ów wypełniony i poświadczony druczek przesłać do macierzystego oddziału ZUS w Polsce - najlepiej listem poleconym, żeby mieć "w razie czego" dowód, że się taki list wysłało.
W poprzednim roku ZUS już się nieco "zeuropeizował" i można było odbyć e-wizytę, co jest możliwe dla tych, którzy mają założone poprzez ZUS konto PUE. Gdy ma się takie konto wiele spraw można załatwić drogą elektroniczną. Pomijam już fakt, że część społeczeństwa czyli prywatni przedsiębiorcy, od niedawna mają obowiązek posiadania konta PUE.
Gdy po śmierci męża musiałam wpaść do Polski w sprawach bankowych pojechałyśmy z córką do Szczecina i przy okazji "wpadłyśmy" do tamtejszego ZUS-u. Co prawda gdy weszłyśmy do tamtejszego ZUS-u to nam na moment mowę odebrało na widok ilości interesantów, ale pobrałyśmy numerek i po odczekaniu 20 minut dostąpiłyśmy do odpowiedniego okienka. Założenie konta trwało siedem minut łącznie z "dzień dobry i do widzenia" i jak się okazało był to przysłowiowy strzał w dziesiątkę.
Już w ubiegłym roku miałam pierwszą e-wizytę, dziś odbyłam kolejną i była jeszcze fajniejsza niż w roku ubiegłym, a ponadto jest szansa, że w następnym roku (zakładając, że dożyję) nie będzie już takiej potrzeby, bowiem podałam w ZUS-ie swój numer , który mam w tutejszej Kasie Chorych i ZUS przewiduje, że w przyszłym roku, już całkiem po europejsku, informację czy jeszcze żyję zasięgnie sam w "mojej" niemieckiej Kasie Chorych. Bo tu jest tak zorganizowane, że gdy ubezpieczony (każdy jest, bo musi a Kas Chorych jest jak gwiazd na niebie) przeniesie się w inny wymiar to przedsiębiorstwo pogrzebowe poinformuje o tym fakcie Kasę Chorych zmarłego, bo takie są tu obyczaje. I byłoby świetnie, gdyby te przewidywania się sprawdziły.
Pogodę to mam "nieszczególną", wieje jakby na zamówienie dla wisielców, termometr wskazuje aż 13 stopni, ale odczuwalna temperatura jest znacznie niższa i na dodatek "przelatują" deszcze.
Moja podwórkowa brzoza "sieje" liście, ale jeszcze ich ma sporo, a w oficynie pomimo paskudnej pogody, dzięki "opakowaniu" nadal trwają prace na dachu. I mam podejrzenie, że jeszcze długo potrwają bo oprócz tych prac na dachu trwa przeróbka źle wykonanych podczas rewitalizacji szybów wentylacyjnych, które muszą być przerobione, bo ich stan obecny grozi rozprzestrzenianiem się pożaru i ci co mieszkają w oficynie mają w mieszkaniach prace budowlane. No a po zakończeniu prac z tymi szybami i złożeniu do kupy nowego dachu, w którym ponoć będzie i część mieszkalna, budynek ma być ocieplany. Pewnie całą zimę będę miała takie atrakcje.
A na większości ulic w mojej okolicy znacznie więcej jest liści na chodnikach niż na drzewach. Jedynie dęby burgundzkie stoją ustrojone w brązowe liście, które zrzucą gdy.....zacznie się wiosna. Gdy te dęby zaczynają zrzucać liście to znak, że wkrótce zacznie się wiosna.
Miłego nowego tygodnia - Wszystkim!!!!
I moje ukochane Liber tango - może i Wam się spodoba?
..........więc o rzeczach nieco nieziemskich będzie.
Czytam o tym i piszę z pełną premedytacją, jako że sytuacja w światowej polityce ( nie będę pokazywać palcem na mapie) jakoś nie napawa mnie optymizmem i może lepiej poczytać o Kosmosie?
Portret Saturna - zdjęcie z sieci4,6 miliarda lat temu, gdy nasz Układ Słoneczny był jeszcze młody, powstał Saturn. To taka nieco śmieszna planeta z pierścieniami i do tego bogata w księżyce, których ma ponad 80 i owe pierścienie wraz z księżycami orbitują wokół Saturna. A panowie astronomowie odkryli, że jeden z księżyców Saturna, bardzo duży księżyc o wdzięcznym imieniu Tytan coraz bardziej oddala się od Saturna i to w tempie 100 razy szybszym niż to kiedyś przewidywano i już znajduje się 1,2 mln kilometrów od Saturna i gdy nadal będzie się tak oddalał może odlecieć w przestrzeń kosmiczną.
A w centrum Drogi Mlecznej, w pobliżu czarnej dziury, międzynarodowy zespół astronomów odkrył nowo narodzoną gwiazdę. Z kolei grupa astronomów z Uniwersytetu w Bolonii znalazła dowody na to, że Wielki Obłok Magellana pochłonął kiedyś inną galaktykę.
Poza tym w układzie Proxima Centauri, zaledwie 4,2 lat świetlnych od nas znaleziono wśród krążących wokół tej gwiazdy planet taką, która ma zasoby wody przewyższające zasoby wodne Ziemi. Oznaczono ją literką B. Owa planeta krąży wokół gwiazdy macierzystej w obszarze bliższym niż tak zwana linia lodu, co może świadczyć o tym, że jej powierzchnia jest zbyt gorąca dla większości znanych nam form życia. Ale spokojnie, panowie astronomowie nadal będą to badali.
Proxima Centauri - zdjęcia z sieci.A w czasopiśmie Astrophysics podano wiadomość, że przez "naszą" Drogę Mleczną wędruje, a raczej pędzi czarna dziura, czyli olbrzymia studnia grawitacyjna pochłaniająca i rozrywająca wszystko co spotka na swej drodze. A wiemy o tym dzięki teleskopowi Hubble'a. Jak na razie to owa czarna dziura jest oddalona 5200 lat świetlnych od Ziemi. Jest dużym obiektem, o masie gwiazdy. Wykorzystując mikro soczewkowanie grawitacyjne panowie astronomowie dokonali ośmiu oddzielnych obserwacji i po dokładnej analizie wszystkich badań doszli do wniosku, że na razie nic nam od owej wędrującej czarnej dziury nie grozi, chociaż ma masę 7,1 razy większą niż Słońce i pędzi z szybkością 45km/sek. A takich czarnych dziur są zapewne miliony.
Miłego, bezdeszczowego weekendu Wszystkim życzę!!!
......dla oka na jesienne dni, czyli fotki z "ferii wykopkowych" moich wnuków.
Na początek - widok z hotelu, w którym się zatrzymali:
A ostatnie zdjęcie to wyrażenie żalu, że trzeba już wracać do Berlina.
Ale, żeby było zabawniej, to nie ma bezpośredniego połączenia lotniczego Malty z Berlinem. A najnowsze lotnisko w Berlinie jest naprawdę ogromne, więc nie mam nawet bladego pojęcia czemu wpierw trzeba się przemieścić kilka godzin pociągiem z Berlina do Monachium i dopiero stamtąd można lecieć na Maltę.
Wczoraj przeżyłam chwile niepewności - akurat zdążyłam wyjść z metra w okolicy "mojej" przychodni stomatologicznej i przed wizytą odwiedzić sklep Rossmanna, gdy nagle wkopał mnie w chodnik ryk wielogłosowy karetek pogotowia ratunkowego i w okolicę zejścia do metra zjechało się chyba z 10 karetek Pogotowia Ratunkowego oraz samochody policji. Popatrzyłam na wszystko tak z odległości 70 m i poczłapałam do dentystek. Tam z okna 4 piętra w dalszym ciągu widziałam tylko "zgromadzenie" karetek pogotowia i ich migające światła , ale już przynajmniej nie wyły. Czekając na wizytę zastanawiałam się gorączkowo jak ja trafię do swojego domu, jeżeli w metrze była jakaś "masakra" i nie będzie kursowało. Nie da się ukryć, że berlińskie metro jest podstawowym i względnie nieźle opanowanym przez mnie środkiem przemieszczania się po mieście. Po tej pandemii o taksówce to już tylko można pomarzyć - po prostu bardzo wiele osób przestało w tym biznesie funkcjonować. A w kwestii mego uzębienia - wychodzi na to, że ze 2 godziny dziennie będę traciła na zajmowanie się własnymi zębami. Najbliższą kontrolę mam na początku grudnia, kolejny termin na początek lutego.
Gdy już wyszłam od dentystek, koło metra stała 1 karetka, nie wyła, nie migała światłem. A metro kursowało jak należy. I nadal nie wiem co to za atrakcje były z tym tłumem karetek pogotowia.
Miłego, nadchodzącego weekendu- Wszystkim!!!!
........post napisany z myślą o Serpentynie i Jej oraz moim ulubionym lecz niestety już będącym w Innym Wymiarze pisarzu.
Sztuczna Inteligencja ( AI) to coś, co zawsze wywołuje u mnie mieszane uczucia, czyli takie, które odczuwa ktoś kto widzi jak jego nielubiana teściowa wylatuje na zakręcie drogi w przepaść jego nowym, ulubionym samochodem.
Ostatnio ową AI panowie naukowcy z Izraela "nauczyli" tłumaczenia tekstów pisanych pismem klinowym. Wstępne próby wykazały, że AI działa z dość dużą dokładnością.
Tłumaczenie pisma klinowego łatwe nie jest - czasem nawet trudniejsze niż zrozumienie co jakiś polityk Kraju nad Wisłą miał na myśli popisując się elokwencją i ględząc do mikrofonu.
Bardzo mnie ta wiadomość o nauczeniu AI odczytywania pisma klinowego zainteresowała bo nadal jest mnóstwo starożytnych tabliczek glinianych zapisanych pismem klinowym a dobrze "wytresowana" AI jest dokładniejsza w odcyfrowywaniu tekstu niż człowiek- lepiej widzi i porównuje niż oko człowieka. Oczywiście AI będzie bardzo dużą pomocą w odczytywaniu tych tekstów ale nie zastąpi w pełni człowieka, bowiem tłumacząc obcy tekst trzeba dodatkowo sporo wiedzieć o czym mówi tekst i rozumieć kontekst kulturowy kraju w którym ów tekst powstał.
W ogóle AI w archeologii szybko stanie się niezbędnym pomocnikiem archeologa, bowiem z jej pomocą możliwe jest również tworzenie trójwymiarowych modeli starożytnych zabytków oraz analiza danych archeologicznych.
A wszystkim, którzy choć trochę interesują się przeszłością człowieka polecam książkę dwóch autorów: Michaela A. Cremo i Richarda L.Thompsona "Zakazana Archeologia", bo jest to Ukryta Historia Człowieka.
A co do ukrywania - nie da się ukryć, że ostatnie dwa dni przeżyłam posiłkując się tabletkami starego, znanego leku o nazwie Pyralginum 500. Niestety opuchlizna nie zeszła i jedzenie mi " nie idzie" bo to wciąż jeszcze boli- ta lewa strona mojej paszczęki jakoś bardziej ucierpiała.
U mnie dziś typowa jesień, wciąż coś pada i jest 14 stopni, więc niby ciepło, ale jakoś pusto na ulicy.
Miłego nowego tygodnia życzę Wszystkim!!!
.......czyli z bólu raczej trudno umrzeć. Wieczorem łyknęłam Pyralginum 500 i jakoś tę noc przespałam. Nadal jestem lewostronnie spuchnięta i chyba znów łyknę "przeciwbólowca". Są też pozytywy faktu że spuchłam - na opuchniętym policzku nie mam ani jednej zmarszczki. Więcej pozytywów niestety nie dostrzegłam.
Właśnie wyczytałam, że egipsko-niemiecki zespół Archeologów - Konserwatorów przeprowadza w piramidzie Sahure prace konserwatorskie. Piramida owa jest położona w kompleksie piramid Abusir, który powstał w czasie rządów V dynastii, około 2400 roku przed naszą erą. W trakcie prac znaleziono wiele ukrytych sklepień dotychczas przez nikogo nie zbadanych.
W 1836 roku, egiptolog John Shy Perring, podczas prowadzonych przez niego prac w piramidzie Sahure natrafił na przejście zaśmiecone gruzem. Rzecz odnotowano i tyle. Późniejsze badania prowadzone przez niemieckiego egiptologa Ludwiga Borchardta nie uwzględniły tego faktu i nikt nie dociekał dokąd to zaśmiecone gruzami przejście prowadziło.
A teraz - technologia lidarowa- która skanuje obszar impulsami laserowymi- pozwoliła na zmapowanie korytarzy i komór tej piramidy. Tym sposobem odkryto osiem wcześniej nieznanych pomieszczeń które były bezpośrednio powiązane z tym odkrytym kiedyś przez Perringa zaśmieconym przejściem.
Egiptolog Mohamed Ismail Khaled z Uniwersytetu Juliusza Maksymiliana w Wurzburgu, który nadzorował prace konserwatorskie, interpretuje owe pomieszczenia jako magazyny przedmiotów grobowych faraonów. W piramidzie Sahure znajdują się dwa wspaniałe bloki wapienia pokryte barwnymi obrazami, np. blok przedstawiający Sahure płynącego łodzią w otoczeniu innych łodzi ozdobionych rzeźbionymi głowami lwów i orłów.
Działania konserwatorskie w tej piramidzie mają na celu przywrócenie piramidy do takiego stanu by można ją zaprezentować publiczności.
I znów nasuwa mi się myśl, że na naszej własnej Planecie jest jeszcze całe mnóstwo niezbadanych miejsc, a my, z uporem maniaka, latamy w Kosmos.
Miłego weekendu Wszystkim życzę!!!
......... ale postu nie będzie. Jestem po dwóch zabiegach stomatologicznych i muszę wpierw dojść do siebie, a droga jakaś kręta i daleka. Mam elegancko spuchniętą lewą połowę twarzy, całą noc nie spałam, więc teraz nieco odsypiam, dziś już wzięłam p. bólowca, bo w dzień , w którym byłam znieczulona musiałam jednak odczekać. Mam tak skłuty policzek, że aż się zastanowiłam, czy aby płyny mi nie będą przez niego "uciekać". Ale niczego mi wyrywali.
Do poczytania zatem, gdy mi się poprawi.
.........byłam na Wyspie Muzeów w Galerii Narodowej , bo był to już ostatni dzień wystawy prac secesjonistów.
A wczoraj obejrzałam oryginały mojego ulubionego malarza , czyli Gustawa Klimta. Wprawdzie nie było jego "wizytówki" czyli tego obrazu pt. "Pocałunek", ale były inne i też byłam wzruszona, że mogę je obejrzeć.
Secesjonizm rozpoczął się na przełomie XIX i XX wieku - było to odcięcie się artystów od renesansowej tradycji. Myślą przewodnią secesji było dążenie do stylowej jedności sztuki poprzez łączenie działań w różnych jej dziedzinach, a w szczególności rzemiosła artystycznego, architektury wnętrz, rzeźby i grafiki. Nurt ten nosił też nazwę art nouveau. Najwybitniejszymi przedstawicielami tego kierunku byli:
Artur Heygate Mackmurdo, Charles Rennie Mackintosh, Antonio Gaudi, Otto Wagner, Alfons Mucha, Gustaw Klimt, a w Polsce Stanisław Wyspiański, Józef Mehoffer, Władysław Śliwiński, Wojciech Weiss.
Cechą obrazów okresu secesji jest wielka dekoratywność, asymetria, stosowanie linii krzywych i opływowych zakończeń. Malarze ograniczyli efekty światłocieni stosując raczej powtarzalne barwne plamy z mocno zarysowanymi konturami. Charakterystyczną cechą była też ornamentyka. Warto też zwrócić uwagę, że postacie kobiet często emanowały erotyzmem a ciała były nagie.
Kilka lat temu w Muzeum Narodowym w Warszawie była przepiękna wystawa dzieł Alfonsa Muchy i przy okazji udało mi się nabyć album z reprodukcjami jego dzieł. Nie tylko malował obrazy i plakaty, projektował też piękne przedmioty użytkowe i biżuterię.
A to pierwsza ze zwiedzanych wczoraj przeze mnie sal - secesjoniści byli na wyższym piętrze.
Był tylko jeden zgrzyt, który mnie i córkę wpierw zezłościł, a w końcu rozbawił. Byliśmy całą rodzinką, a że ja nadal jestem obolała to z piętra na piętro korzystałyśmy z windy i za każdym razem sprawdzano nam bilety, które były wykupione on line a kody były "wgrane" na smartfonie zięcia, a on z chłopcami poruszał się po muzeum znacznie szybciej niż my. A gdy w końcu przesłał je nam na maila to przesłał kody swoje i chłopców. Ale chyba nie wyglądałyśmy na jakieś "naciągaczki" i mogłyśmy spokojnie oglądać malarstwo.
Wyszukałam na YT "kawałek tego co oglądałam w Pergamonie.
..........a więc o tym, co niemal nikogo nie interesuje.
Jestem nieco zdegustowana wynikiem wyborów, no ale tak naprawdę to tylko "nieco" bo tak szczerze mówiąc nie spodziewałam się nagłego pójścia wszystkich Polaków po rozum do głowy i gremialnego zagłosowania w taki sposób, by PiS musiał nieomal zwiewać galopem w to miejsce gdzie pieprz rośnie. I tak jakiś cud, że była tak wysoka frekwencja.
Pogoda u mnie też jakby zdegustowana: jest zimno - na termometrze jest co prawda 6 stopni na plusie, ale odczuwalna jest +1, co chwilę pada i cały czas wieje. To jest właśnie specyfika meteorologiczna Berlina - gdy na termometrze jest +5 to będąc na zewnątrz ma się wrażenie, że jest wręcz poniżej zera. Nim tu zamieszkałam nie wierzyłam w to, teraz już od kilku lat mam to przećwiczone na własnej skórze. I żadna siła mnie dziś nie zmusi do opuszczenia mieszkania. No ale post ma być o czymś innym.
Od trzydziestu lat panie i panowie naukowcy co 22 minuty odbierają regularny sygnał radiowy i nie wiedzą od kogo i po co. I tu dziękuję swym marnym zdolnościom, że nie jestem np. astrofizykiem lub astronomem i ten problem mnie nie stresuje. Istnieje multum hipotez na temat źródła tego tajemniczego sygnału. Według jednych jest to reakcja jakiegoś bardzo odległego od Ziemi ciała kosmicznego na wpływ sił grawitacyjnych lub sił elektromagnetycznych. Zdaniem innych jest to naturalny efekt powstający w pewnych warunkach w przestrzeni międzygwiezdnej - niestety autor tego artykułu nie sprecyzował na czym owe pewne warunki polegają. Oczywiście nie brak również podejrzenia, że może jest to rodzaj przesłania od innych, obcych cywilizacji. Albo może jest to próba nawiązania kontaktu z nami? A może rodzaj znaku, że istnieją w Kosmosie inne zaawansowane formy życia. Na razie każde zdanie na ten temat jest poprzedzone słowami: "a może to jest...." i każdy czytający może sobie wybrać co to jego zdaniem jest.
A może to tajemnicze i regularne migotanie co 22 minuty jest jednak kluczem do jednego z wciąż dla nas największych sekretów Wszechświata, ale my nie umiemy jeszcze posłużyć się tym kluczem.
A poza tym: panie i panowie astrofizycy zauważyli, że w Kosmosie jest znacznie więcej światła niż być powinno biorąc pod uwagę liczbę jego dostrzegalnych dla nas źródeł. Już od dziesięciu lat trwa związany z tym eksperyment badawczy CIBER-2 i w Kosmos wylatują kompaktowe teleskopy. Ostatni wyleciał w Kosmos 6 czerwca tego roku.
Już "wykapowano", że w Kosmosie jest znacznie więcej promieniowania podczerwonego niż się dotąd uczonym zajmującym się Kosmosem wydawało. Ale nadal nie wyjaśniono jego natury. Niestety zapewne jeszcze długo poczekamy na rozwiązanie tej zagadki, bo dane pozyskane przez teleskopy CIBER-2 będą bardzo długo przetwarzane.
A tak ogólnie rzec ujmując, Kosmos to dziwne miejsce, w którym źródłem światła mogą być pierwotne gwiazdy Wszechświata, które już dawno przestały istnieć, lecz emitowane przez nie promieniowanie nadal wędruje przez nieskończoną przestrzeń, powoli przechodząc w widmo o większej długości fali.
Jakoś skojarzyło mi się to z powiedzeniem znanym osobom z mojego pokolenia: "Lenin wiecznie żywy". Gwiazdy dawno nie ma, ale pamiątka po niej nadal jest.
A na koniec zdjęcia z Teleskopu Webba, do których chętnie zaglądam:
To jest "Kwintet Stephana" - niestety nie znam osobiście żadnego
Galaktyka "Koło Wozu"
Mgławica "Pierścienie Południowe"
Pierścienie Neptuna
Życzę Wszystkim miłego i przede wszystkim bezdeszczowego weekendu!!!!
Trochę mnie nie było bo w poniedziałek miałam drugie szczepienie p.półpaścowi. Ponieważ pierwsze, przeszło dla mnie w sposób niezauważalny, sądziłam, że druga dawka też tak minie.
Niestety- nie doceniłam tej drugiej dawki -pierwszy raz w swym już dość długim życiu miałam po szczepieniu nieprzespaną noc, ból jak cholera, nawet poruszanie palcami tej ręki było arcybolesne, ręka była gorąca, nieco spuchnięta a mną targały dreszcze i bolało mnie w nocy wszystko, co chwilę łapały mnie kurcze i wcale nie mogłam spać. Więc we wtorek odsypiałam nieprzespaną noc, a ręka nadal mnie bolała. Dziś już ręka w porządku, nic nie boli- bo do bólu nerwu obwodowego zaatakowanego przez półpasiec to się właściwie już przyzwyczaiłam- Voltaren gel max miejscowo, kropelki doustnie i da się przeżyć, choć chwilami brzydkie słowa mi z ust koralu wylatują.
Dwudziestego listopada czeka mnie następne szczepienie, tym razem jak co roku p.grypie i kolejna dawka covidu, bom w tak zwanej grupie podwyższonego ryzyka, co po prostu oznacza, żem stara.
A dziś, na otarcie łez miałam dwie frajdy - wpierw starszy wnuczek w swojej szkole muzycznej miał koncert i grał Młody fantastycznie - wpierw na 4 ręce z koleżanką z tejże szkoły, a potem solo, no ale on bez najmniejszego problemu ogarnia rozpostartą dłonią calutką oktawę co jest wielce przydatne gdy gra się Boogi. I żeby było zabawniej z koleżanką grał Booogi for six hands, a potem solo Sofeggietto Bacha a potem Disco visit. Już mi obiecał, że w domu specjalnie dla mnie pogra.
A potem pojechaliśmy na ostatni wieczór tegorocznego festiwalu światła. "Bryczkę" zostawiliśmy na podziemnym parkingu Opery, bo w pobliżu jest Bazylika i stwierdziłam, że tym razem pokażę Wam nie Bramę Brandenburską w wielu odsłonach a właśnie Bazylikę. Na pierwszym zdjęciu Bazylika w przerwie między światłami, a potem w różnych "sukienkach". Na prawo widać wieżę telewizyjną, która oczywiście jest "kawałek" dalej. W tym roku była jakoś lepiej oświetlona niż w roku ubiegłym.
Było zaskakująco dużo ludzi. Od kiedy mieszkam w Berlinie co roku jestem na tym festiwalu. Chyba wpadłam w nałóg. W trakcie pandemii też byliśmy.
A przed wyprawą na festiwal światła zięć z chłopcami podwieźli córkę i mnie do naszej Ambasady i bez tłoku i kolejki oddałyśmy swe głosy. Gdy przyjechałyśmy to była godzina 20, 30, a głosować można było do godziny 21,00 i już nie było tłoku. Widać było po "obsłudze", że mają już dość na dziś. Ale organizacyjnie było nieźle. I nawet się uśmiechali.
A teraz tylko uzupełnię dzienną porcję płynów i pójdę spać. Miłego nowego tygodnia - Wszystkim!!!
..........i odnoszę wrażenie, że moje życie ostatnio składa się głównie z piątków.
Wyobraźcie sobie, że 17 października o godzinie 15,00 zacznę uroczyste obchody szóstej rocznicy osiedlenia się na stałe w Berlinie. I przysięgam, że przez te sześć lat ani razu nie zatęskniłam ani za Polską ani za Warszawą, choć przed osiedleniem się w Berlinie zawsze ze wszystkich wakacji, wojaży krajowych i zagranicznych, wakacji itp. z ulgą wracałam do Warszawy. To tyle w ramach "prywaty"- no a że to piątek, to czas na kolejną do dziś nie rozwiązaną tajemnicę.
Są takie mało gościnne wyspy Hebrydy Zewnętrzne , należące do Szkocji, a w atlasie prezentują się tak:
Mapkę powiększamy klikając w nią kursorem.Jedną z nich jest wysepka Eilean Mor , tak mała i odizolowana, że nawet nie ma jej nazwy na tej mapie.
Pod koniec XIX wieku była na owej wysepce latarnia morska, kluczowy znak nawigacyjny dla statków płynących wielce zdradliwymi wodami północnego Atlantyku. Pracowało na niej trzech doświadczonych latarników: Thomas Marshall, James Ducat i Donald Mc Arthur. Pierwszy raz światło tej latarni zabłysnęło 7 grudnia 1899 roku.
Tak się prezentuje owa wysepka. Latarnię to na tym zdjęciu kiepsko widać, ale za to widać jak mało gościnne jest to miejsce. Zdjęcie ukradłam z sieci.Piętnastego grudnia 1900 roku statek przywiózł zapasy dla personelu latarni, ale na wysepce nie było ani jednego z trzech latarników. W dzienniku prowadzonym prowadzonym przez personel latarni ostatni zapis był z 12.XII i zapis mówił: "12 grudnia. Wichura z północnego zachodu. Nigdy jeszcze nie widziałem takiego sztormu. Fale bardzo wysokie. Uderzenie w latarnię morską. Wszystko w porządku. James Ducat rozdrażniony."
Dla załogi statku dostawczego wpis ten był wielce zagadkowy, bowiem zapisy pogodowe z pobliskich lokalizacji nie mówiły o jakimś extra sztormie. Wyglądało na to, że taka wredna pogoda dotknęła tylko wyspę Eilean Mor. Zagadką było również to co tak zdenerwowało- rozdrażniło Jamesa Ducata.
Następny zapis z 13 grudnia, przypisany Marshallowi brzmiał: " Sztorm się skończył, morze spokojne, Bóg jest ponad wszystkim".
I do dziś nie wiadomo co się stało z trzema doświadczonymi strażnikami tej latarni.
Obecnie ta Latarnia Morska pracuje od 1971 roku bezzałogowo. Sterowanie prowadzone jest z północnego cypla wyspy Lewisa. Na Eilean Mor wybudowano lądowisko helikopterów by mieć dostęp do latarni w razie jakiejś awarii. Czyli pełna cywilizacja, co nie zmienia faktu, że nadal nie wiadomo co się stało z trzema latarnikami.
Miłego weekendu Wszystkim!!!!
............w północno-wschodniej Argentynie, w delcie rzeki Parana, jest unikatowa, bo pływająca wyspa. Unikatowa głównie dlatego, że nie dość że tworzy niemal idealny krąg o średnicy 120 metrów to na dodatek obraca się wokół własnej osi. Wyspa ma nazwę "Oko", czyli El Ojo. Ów ruch wyspy wokół własnej osi zdumiewa i fascynuje nie tylko mieszkańców ale i naukowców - wciąż trwają debaty czy to proces naturalny czy może to jakieś nadprzyrodzone zjawisko.
Pierwszy raz wiadomość o tej dziwnej wysepce przekazał argentyński reżyser S.Neuspiller, który poszukiwał lokalizacji do swego filmu o zjawiskach paranormalnych. Neuspiller sfotografował wtedy wyspę z powietrza, a gdy dotarł w to miejsce po niedługim czasie zauważył, że zmieniła ona swoje położenie.
Zdjęcia satelitarne tego miejsca potwierdziły, że wyspa zmienia wciąż swoją pozycją obracając się wokół własnej osi. Pływające wyspy nie są jakąś rzadkością i występują w różnych częściach świata, ale ta wyspa zadziwia jednak badaczy. Jej gleba jest twarda i zwarta i kontrastuje z otaczającym ją miękkim i bagnistym terenem, a samą wyspę otacza niesamowicie czysta i zimna woda, co stanowi wielki kontrast z otaczającym ją terenem. Nie ma nikt pieniędzy ani ochoty by zbadać dokładnie to zjawisko a teorie na temat owej wysepki oscylują od poglądów że jest to zjawisko nadprzyrodzone lub tak zwany "cud natury", poprzez podejrzenie, że ma ono coś wspólnego z dyskami lodowymi , czyli formacjami tworzącymi się w zakolach rzek i wirującymi pod wpływem prądu rzeki. Tyle tylko, że owe lodowe dyski nigdy nie wirują wokół własnej osi. Jedyne co wiadomo o tej wysepce z przeprowadzonego na jej temat rozeznania to wiadomość, że zauważono ją w 2003 roku.
Zdjęcie ściągnęłam z sieci. Jak widać wysepka jest o bardzo regularnym kształcie, jakby ją ktoś równiutko czymś wyciął - np. techniką waterjet. I nazwa OKO bardzo do niej pasuje.
U mnie szykuje się długi weekend- aż 4 dni wolne, bo 3.X to Święto Zjednoczenia, więc 2.X to prezent od władz. Tylko pogoda jakaś nieco mętna, ale przynajmniej jest nadal ciepło. Jeszcze nie znam planów na te dni, ale może ruszymy w teren jeśli nie będzie padać.
Miłego weekendu - Wszystkim!!!
.......zapisałam się do udziału w Wyborach.
Cud, miód i orzeszki, bo wystarczyło bym wypełniła zgłoszenie na stronie e-wybory. W poprzednim głosowaniu swą chęć wzięcia udziału w głosowaniu zgłaszałam mailowo. Głosować będę oczywiście w Berlinie i to będzie już moje drugie głosowanie. Miałam dziś "drobny niewypał" na początku, bo gdy podałam miasto (czyli Berlin jako miejsce , w którym mam zamiar oddać głos) to mnie zarejestrowano w szalenie odległej od mego miejsca zamieszkania dzielnicy, do której jechałabym nawet ponad godzinę i miałabym kilka przesiadek, więc zgłosiłam przemożną chęć zmiany miejsca głosowania i będę głosować w budynku naszej Ambasady, czyli 6,5 km od domu. Ciekawa jestem ile czasu spędzę pod tą Ambasadą. Poprzednim razem stałam wraz z przyjaciółką 1,5 godziny. Teraz postoję w towarzystwie córki. A przede mną do udziału w głosowaniu przyjęto już ponad 117 590 zgłoszeń. Zapisy na stronie e-wybory są do 10 października.
Nie dziwi mnie wcale ta liczba zgłoszeń, bo w Berlinie mieszka już ponad 100 tysięcy Polaków a zjadą tu również ci, którzy mieszkają w nie za dużej odległości od Berlina - jest okazja odwiedzenia stolicy.
Tak przy okazji zerknęłam i policzyłam w ilu miastach Niemieckich mogą Polacy oddać swój głos w wyborach i wyszło mi , że tych miast jest 24. Najwięcej Komisji Wyborczych ma Berlin bo aż 7, drugie miejsce zajmuje Monachium z 5 Komisjami, Hamburg, Kolonia i Frankfurt n. Menem mają po 3 Komisje- Dusseldorf 2. No niestety jesteśmy jedną z najliczniejszych diaspor. I to powinno dać władzom do myślenia, bo nie wszyscy wyjechali "za chlebem".
Miłego nowego tygodnia Wszystkim - u mnie mają być całkiem sympatyczne temperatury, czyli ponad 20 stopni i dopiero 4 października spodziewają się opadów deszczu.
A to moje wspomnienia z Wyspy Mainau.
......... kolejna zagadka, czyli Most Ramy.
Poniżej dwa zdjęcia tego mostu - pierwsze z satelity, drugie z samolotu
Obydwa zdjęcia powiększamy "klikając kursorem w zdjęcie".
Na obu zdjęciach jest most Ramy. Znany jest pod nazwą Most Ram Setu lub Most Adama i jest niestety dość daleko od Polski. Obecnie jest to pas piaskowych mielizn i łach, który oddziela Półwysep Indyjski od Sri Lanki i znajduje się w cieśninie Palk, która łączy Zatokę Mannar z Oceanem Indyjskim.
Według mitologii hinduistycznej most zbudował Rama (bohater eposu Ramajana) aby uratować swą żonę Sitę, którą porwał demon Rawana. W budowie mostu pomogła Ramie armia małp, którą kierował Hanuman. Most został utworzony z kamieni, na których umieszczono imię Rama. Tyle legenda.
Do dziś trwają spory czy most jest konstrukcją naturalną czy też sztucznym tworem. Jedni naukowcy twierdzą, że most powstał w sposób naturalny w wyniku zmiany poziomu mórz i pływów. Inna grupa badaczy twierdzi, że most został zbudowany w czasach starożytnych i jest dziełem rąk ludzkich.
Most Ramy ma ogromne znaczenie nie tylko dla mieszkańców tego regionu- oddziela dwie różne zatoki, łagodzi groźne skutki cyklonów i tsunami i jego zniszczenie mogłoby doprowadzić do katastrofalnych zmian lokalnego ekosystemu i życia mieszkańców i Sri Lanki i tego "odcinka" Półwyspu Indyjskiego.
W 2007roku przeprowadzono badania, które wykazały, że grzbiet mostu jest utworzony ze skupiska głazów o rozmiarze 1,5 x 2,5 metra, które leżą na morskim piasku, którego warstwa ma 3 do 5 metrów grubości. I są to głazy o dość jednolitym składzie, a więc raczej nie przypadkowe a raczej dobierane pod względem trwałości i na pewno to nie jest formacją naturalną, lecz powstała w sposób sztuczny. Most Ramy ma 48 kilometrów długości a na całej jego długości głębokość wody na nim dochodzi do jednego metra.
Nie wiem czy wiecie, ale Most Ramy znajduje się na starożytnej mapie sporządzonej przez Ptolemeusza. I choć tak wiele już o nim wiemy to nadal nie wiemy kto i kiedy go wybudował.
I gdy czytam o takich "tajemnicach" to myślę : wyprawiamy się w Kosmos a nadal historia naszej Planety skrywa przed nami wiele tajemnic.
Miłego weekendu Wszystkim życzę!!!
..........dość niespodziewanie byłam na koncercie, w którym brał udział mój młodszy wnuk. Dzieciak ma 12,5 roku i chyba 172 cm wzrostu i oprócz tego, że chodzi do gimnazjum to dodatkowo uczy się w szkole muzycznej gry na gitarze. W ostatni weekend był z tą muzyczną klasą na weekendzie gdzieś poza Berlinem, tak trochę na północ od Berlina. Był zachwycony - rano była yoga, potem śniadanie, potem muzykowanie i znów yoga. No i wczoraj dawali koncert. Dzieciaki i młodzież są podzielone na grupki przeważnie pięcioosobowe stosownie do wieku i umiejętności. Byłam nieomal zszokowana ich umiejętnościami, grupka , w której grał Młodszy wykonała trzy różne utwory, w tym Boogie niejakiego Joepa Wandersa. W sumie było tych młodziutkich wykonawców z pięćdziesięciu, a lista kompozytorów, których utwory wykonywali była dość pokaźna- znaleźli się tam i The Beatles, Haydn, jak i Piero Umiliani, Henri Mancini i jeszcze kilku zupełnie mi nie znanych - albo znanych, tylko najprawdopodobniej nigdy nie skojarzyłabym ich z konkretnym utworem. A na zakończenie cała grupa , odegrała przepięknie te trzy utwory:
Valse musette - Les cloches de Lille, Enno Moricone -The Good, the Bad, the Ugly, oraz Johann S.Bach - Jesus bleibet meine Freude. Byłam naprawdę pod wrażeniem!!!
Śledzę od samego początku "zmagania" Młodszego z gitarą - zrobił naprawdę kolosalny postęp. Starszy nadal gra na pianinie a czasem nawet coś komponuje. No ale z okazji mutacji już nie śpiewa jak wcześniej w Mozartowskim Berlińskim Chórze Dziecięcym. Ale w ubiegłym roku wspomógł chór, z tym, że już był w grupie.....basów. Ale stwierdził, że nie ma już ochoty śpiewać i woli uczęszczać na zajęcia z zakresu informatyki, prowadzone przez Uniwersytet. A Starszy jest od Młodszego starszy o 2 lata i 40 dni.
I tym sposobem spędziłam wczoraj bardzo, bardzo miłe trzy godziny.
No i jest okazja by posłuchać mego ulubionego mistrza gitary.
......że piszę "nic specjalnego" to na dodatek często są to rzeczy dziwne. No ale taka jestem i chyba już nie da się tego zmienić, bom za leciwa na zmianę zainteresowań.
Nie wiem czy wiecie, ale w Niemczech, w górach Eifel jest całkiem sympatyczne z wyglądu Laacher See - jezioro kalderowe*** o powierzchni 3,3 km kwadratowych. Leży owo jezioro w odległości 37 km od centrum Bonn i 22 km od Koblencji. Ostatnia erupcja była 10930 lat....przed naszą erą i trwała tylko kilka dni pokrywając doliny Renu siedmiometrową warstwą pyłu wulkanicznego i pumeksu. Po tej erupcji stożek wulkanu zapadł się i z czasem wypełnił wodą.
W styczniu 2012 roku odkryto duże ilości dwutlenku węgla wydobywającego się z dna jeziora i badający jezioro panowie naukowcy uznali, że wulkan, którego jezioro jest kalderą powolutku się wybudza. Póki co jezioro służy jako miejsce wypoczynku i prezentuje się tak:
Zdjęcie pochodzi z sieci.
No a skoro jesteśmy przy sprawach dziwnych, budzących zaciekawienie badaczy, to należy napisać o "naszym" Księżycu, który jest największym satelitą Ziemi, ponadto jest regulatorem naszego ekosystemu, ale wiele jego zachowań stanowi dla naukowców zagadkę.
Nie wiemy jakim cudem Księżyc i Słońce optycznie jawią się nam jako obiekty zbliżone wielkością, skoro średnica Księżyca jest 400 razy mniejsza od średnicy Słońca, a poza tym znajduje się 400 razy bliżej Ziemi niż Słońce.
Poza tym dociekliwość badaczy wzbudza fakt, że ruchy Księżyca są nieprzewidywalne. Według teorii grawitacji Księżyc mógłby zostać swobodnie wchłonięty przez grawitację Słońca, ale on nadal utrzymuje stabilną orbitę wokół Ziemi.
NASA i inne organizacje kosmiczne wciąż prowadząc różne badania natrafiają na wiele niespójności- np.- próbki skał księżycowych sugerują, że Księżyc może być starszy od....Ziemi, a na dodatek wykazują właściwości magnetyczne, chociaż Księżyc nie ma stałego pola magnetycznego. I w tym kontekście badaczy nurtuje pytanie, czy aby Księżyc nie jest tworem sztucznym. A jeśli tak, to kto go wykonał?
Jedno tylko jest pewne- Księżyc ma wpływ na utrzymanie stabilności klimatu Ziemi i ma wpływ na zjawisko przypływów i odpływów.
Ciekawe ile jeszcze pokoleń ziemskich naukowców będzie się głowić nad pytaniem czy Księżyc jest tworem naturalnym czy jednak tworem sztucznym.
I coś bardzo osobistego - do dziś gdy spoglądam na Księżyc powtarzam w pamięci słowa szalenie starej piosenki, którą słyszałam kilka razy dziennie gdy byłam w 1950 roku w Jastarni- na każdym słupie wisiał głośnik i cały dzień nadawali muzykę rozrywkową.Wtedy pokochałam utwór "Karawana"(kompozytor Duke Ellington) i wryły mi się w pamięć słowa piosenki pt. "Zawsze będzie ci czegoś brak", a zwłaszcza jej refren:
"Powiedz mi mój Księżycu dlaczego masz bladą twarz. Czy wierzyć w to mam, że ty, w niebie tam miłosne utrapienia masz?". Tekst napisała Tina Dolecka, muzykę skomponował Vaclav Pokorny, została wydana w 1947 roku. Cover wykonywał Zenon Jaruga.
Miłego dnia dla Was!.
***kaldera-wielkie zagłębienie w szczytowej części wulkanu podczas eksplozji niszczącej górną część stożka wulkanu
...... lipcowa pogoda. Słońce grzeje, niebo błękitne, aktualnie za oknem 24 stopnie w cieniu, ale ma wzrosnąć do 27 i zapewne wzrośnie. I jutro też ma tak być.
Wczoraj na nieczynnym lotnisku Tempelhof był "festiwal" dużych latawców: