...mnie dopadła. Wprawdzie to dość mało bolesna dolegliwość, ale
denerwująca.
Od rana szukam dwóch rzeczy - małych nożyczek i pisemka, w którym
mam wzór serwetki kordonkowej, którą robię.
Nożyczki - małe, ostre, z wyprofilowanymi końcówkami, dotarły do
mnie z ostatnią przesyłką ze "sklepu koralikowego", a było to raptem
2 tygodnie temu. Koraliki są, ale nożyczki mi gdzieś wcięło.
Pamiętam tylko, że miały wielce zabawne ochraniacze na końcówki i
postanowiłam schować je tak, by się nie uszkodziły. No i gdzieś je
schowałam.
Przepatrzyłam wszystkie pudełka z koralikowymi "przydasiami" - nie
ma, wyparowały.
Cały czas wysilam pamięć i....nic. Chyba zacznę wyrzucać zawartość
pudełek na stół - może jestem ostatnio po prostu gapa?
Pisemko też mi gdzieś "wcięło"- nic dziwnego, przecież robiłam
porządki. Zawsze mi porządki szkodzą.
Za oknem zima całą gębą - od rana prószy śnieg, mróz trzyma i bardzo
się cieszę, że nie muszę nigdzie wychodzić z domu.
A na kracie loggii mam od świtu cały teatr - wiszą na niej siatki z
jedzeniem dla sikorek - największe powodzenie mają orzechy arachidowe.
Przylatują całe zgraje sikorek, najwięcej jest bogatek, ale są i sikory
modre i kilka razy widziałam sosnówkę.
Apetyt mają ptaszki wyborny - dwie siateczki, które wypchałam
orzechami do wielkości średniej pomarańczy wystarczają na 2 dni.
Firmowa kulka tłuszczu z ziarnami jest zupełnie ignorowana.
Słoninka też nie "idzie".
I kto by pomyślał, że tyle jest ptaszków zaledwie 6 km od samego
centrum stolicy?
No to idę na dalsze poszukiwania.