drewniana rzezba

drewniana rzezba

środa, 29 lutego 2012

277. Przepis

Joter  poprosiła mnie o przepis na ten orkiszowy chlebek, więc z chęcią
spełnię tę prośbę.
Składniki:
400 g maki orkiszowej typu 2000,
1 łyżeczka soli,
1 łyżka stołowa oliwy z oliwek,
300 ml ciepłej wody ( nie gorącej),
1/2 łyżeczki miodu,
3/4 saszetki drożdży instant (saszetka na 500 g mąki),
ziarna słonecznika lub sezamu do posypania ( ja nie dałam nic)
Wykonanie:
Wymieszać dokładnie wszystkie sypkie składniki, zrobić dołek,
wlać do niego wodę, oliwę, miód. Ciasto ugniatać ok 10 minut,
powinno odchodzić od ścianek naczynia, od ręki -niekoniecznie.
Przygotować mniejszą foremkę- keksówkę, wysmarować masłem,
włożyć do niej ciasto, nakryć ściereczką, postawić w ciepłym miejscu
na  1 i 1/2 godziny do wyrośnięcia.
Rozgrzać piekarnik do temp.200 stopni C, grzanie góra-dół.
Wyrośnięte ciasto wstawić na dolna półkę, piec w 200 stopniach
40 do 50 minut. Ja piekłam 45.
Po upieczeniu ostudzić na kratce.
Dziś zjedliśmy ostatek , do końca  nie kruszył się i był "świeży".

Przepis wynaleziony w sieci, na jakimś ogólnym forum. W oryginale
podano by dać 1/2 saszetki drożdży, ja dałam 3/4, tak  na logikę,
skoro cała saszetka  jest na 500g mąki.
                                                  ***
Chciałam dziś kupić jeszcze drugą mąkę orkiszową typu 700 by
z niej upiec dwie bułko-bagietki, ale niestety już "wyparowała", nie
ma żadnej.
Chyba poeksperymentuję jutro z mieszanką mąki orkiszowej i
zwykłej pszennej.
Zdam sprawozdanie z tego eksperymentu, przyrzekam.

niedziela, 26 lutego 2012

275. Dylematy

Nie wiem co się dzieje, ale ciągle mi brak czasu, no zwyczajnie  "nie
wyrabiam się", zupełnie. Poza tym już mam zupełnie dość   zimowej
aury. Gdy kładłam się spać, tak około 1 w nocy,  padał deszcz, taki
zupełnie deszczowy, zwyczajny. Gdy rano wstałam - za oknem było
biało, aż  oczy bolały. Teraz pomału, z godnością, śnieg się wycofuje.
                                                   ****

Zauważyłam ze smutkiem,  że robię się coraz mniej cierpliwa. Gorzej,
moja wyrozumiałość dla innych też jakoś zaczyna  spadać w okolice
zera.
Przedwczoraj zadzwoniła do mnie koleżanka, która wyraznie stała
w złej kolejce, gdy natura rozdawała ludziom zdrowie. Chorób  ma
więcej niż kończyn i trudno znalezć u niej organ, który działa dobrze,
lub przynajmniej w sposób zadowalający.  A zadzwoniła, by się
poradzić, w którym szpitalu ma złożyć swe wątłe ciało. Nie wiem
czemu, ale moja enigmatyczna odpowiedz z gatunku  "tam gdzie
będzie miejsce" jakoś jej nie zadowoliła. Zaczęła naciskać, więc
zaproponowałam, że może w tym, w którym wycięto mi pół roku
temu pęcherzyk żółciowy. "O, nigdy, tam Ela umarła, z braku opieki".
Kiedy , nic o tym nie wiem? - odparłam dość przytomnie. Lunia
całkiem szczerze odpowiedziała: "Bo ty jej nie znałaś, a umarła 10 lat
temu. Była po zawale, leżała tam 2 tygodnie, już było dobrze, miała
iść następnego dnia do domu i w nocy , we śnie umarła, bo nikt  do
niej w nocy nie zaglądał". Wiecie co, wszystko po takim tekście
opada, nie tylko ręce, biust też.  Przecież nie leżała na OIOMie,
nie była  podłączona do żadnej aparatury, była już  praktycznie
jedną nogą w domu, więc niby dlaczego ktoś miał do niej zaglądać?
To niestety się zdarza, widać serduszko było bardzo chore i słabe. A
takie serduszka mają zwyczaj nagle, bez zapowiedzi, wysiadać na
zawsze.
W sumie  się wściekłam i poprosiłam, by nie dzwoniła do mnie
więcej w takich sprawach, bo nie jestem w stanie nic pomóc.
                                                  ****
Przeczytałam, zarywając noc, książkę Nicci French   "Złap mnie,
nim upadnę". Jest zakwalifikowana jako thriller psychologiczny.
Nicci French to pseudonim pary małżeńskiej dziennikarzy, którzy
razem piszą thrillery (Nicci Gerard i Sean French).
Lektura zmusiła mnie do zastanowienia się czy ze mną wszystko jest
w porządku. Chyba jednak tak,  moje zrywy nie trwają długo.
                                                   ****
A tak poza tym to wojuję z ramką do pisanek, uczę się dwóch nowych
ściegów,  zrobiłam "sznurek" do jednego z wisiorów i.........doszłam do
wniosku, że mam za mało koralików, brak mi nici, więc muszę znów
zanurkować w sieci sklepów.  Mam nadzieję,  że nie utonę:)))

czwartek, 23 lutego 2012

274. Ekspresowy naszyjnik

Wczoraj zakupiłam szkło weneckie, dziś zrobiłam, jutro wysyłam do
córki. A oto i on:
Fotografowałam też  w trybie ekspresowym, bo słońce świeciło
raptem po minucie, zaraz zakrywały je czarne chmury.  Korale
ze szkła weneckiego są ciężkie, więc musiałam mocno zredukować ich
ilość, żeby mą "smoczycę" kark nie bolał. Są zawieszone na lince
jubilerskiej, na którą nawlokłam srebrzyste koraliki toho, dodałam też
ażurowe, kwadratowe przekładki.
Przy okazji skończyłam kolejne pisanki i przymierzyłam do posiadanej
ramki. Okazało się, że zmieszczą się tylko 3 pisanki. Oczywiście ramka
wymaga jeszcze zdekupażowania. A wygląda to tak:
To tylko projekt, ramkę muszę zdekupażować   

poniedziałek, 20 lutego 2012

273. Zniosłam wczoraj.....

wieczorem, po kilku godzinach męki twórczej, takie oto
wielkanocne jajko, czyli pisankę.

Informuję, że to zółte to są narcyzy, to zielone to trwa, a to na górze to
kolor nieba po zachodzie słońca. A teraz szczegóły techniczne: haftowałam
koralikami na kanwie, zamiast nici używałam koralików toho nr 11.
Jajko jest dość płaskie (żeby było łatwiej je znieść:)))), leciutko tylko
wypełnione, z tyłu haftu nie ma. Jako efekt końcowy przewiduję
trzy lub cztery takie jajka, umieszczone razem  w zdekupażowanej ramce.
Gdy zrobię całość to oczywiście się pochwalę.
Bo chwalipięta jestem, wszak.

sobota, 18 lutego 2012

272. Przyjechał do mnie wczoraj...

....od Srebrzystej, ten śliczny szary misiaczek.
Jak widzicie ma lekko zafrasowaną minkę, pewnie się biedak nieco
wystraszył dalekiej podróży no i mnie nie zna, więc nic dziwnego, że
ma taką niepewną minę.
Ma piękną wstążeczką z pączkiem róży i uważam, że jest prześliczny.
Srebrzysta osobiście go ufilcowała "na sucho" i myślę, że musiała się
przy tym setnie napracować, bo miś jest całkiem spory, a nie drobiazg
wielkości pudełka zapałek.
Srebrzysta, bardzo, bardzo dziękuję, mam frajdę i  ...własnego misia.
                                                  *****
Kilka dni temu pokazywałam rozgrzebane  robótki:
A dziś ten sam wisior "Dziewczyna z perłą" w nowej wersji, wg mnie
znacznie lepszej:
Tym razem jest oprawiony  w brązowe metaliczne koraliki, łączone
z perłowymi .
Jaspisowy wisior czeka na koraliki potrzebne do uplecenia sznura,
koral zostanie   centralną częścią bransoletki.
A ja próbuję coś wymodzić z okazji zbliżających się świąt, żebym znów
nie poczuła się zaskoczona, że nic nie przygotowałam z tej okazji.
Mam nadzieję, że będą to wystarczająco dziwne pisanki:)))

piątek, 17 lutego 2012

271. Nadal weny brak...

a na dodatek nic mi się nie chce.Spoglądam na sypiący za oknem śnieg i
czuję jak się zapadam do wewnątrz. Dziwne uczucie.
Od dwóch godzin siedzę i myślę jaką kartkę urodzinową  mam zrobić
dla młodszego wnuczka. Dziecię właśnie kończy rok, więc miałam
zamiar zrobić tak jak kiedyś starszemu - na pierwsze urodziny wysłałam
kartę animowaną. Wczoraj córka wyprowadziła mnie z błędu - ten w ogóle
nie zawraca uwagi na ekran komputera, za to najlepiej by mógł coś sam
"pomacać", pokręcić, pourywać  itp. No to kupiłam książeczki
rozkładanki no i muszę kartkę sama wymodzić.A tu pustka w głowie....
Podobno starszy chce znów do nas przylecieć i każdemu opowiada,  że
babcia i dziadek mówią tylko po polsku. Już wszystkie dzieci i przedszko-
lanki o tym wiedzą. A to jego przedszkole to istna wieża Babel - chyba
tylko japońskiego, chińskiego i suahili  brak wśród języków, którymi
posługują się dzieci.
                                                  ***

"Napaliłam się" na dwie książki napisane przez Michio Kaku -
"Wizje, czyli jak nauka zmieni świat w XXI wieku" i  "Fizyka rzeczy
niemożliwych". Może jeśli poczytam nieco naprawdę mądrych rzeczy
to wpadnę na jakiś ciekawy pomysł co zrobić z koralików?:))))
Kilka razy miałam to szczęście, że oglądałam programy  prowadzone
przez tego fizyka - zupełnie nie wiem dlaczego, ale fizyka w  jego
interpretacji jest da mnie zupełnie zrozumiała, choć nigdy nie byłam
miłośniczką tego przedmiotu. A już zadania z fizyki były moją
przysłowiową pietą Achillesa . No bo sami powiedzcie  - po co
i jak obliczyć na jaką wysokość doleci kula wystrzelona ze studni
głębokiej na 30 metrów, z jakiegoś tam karabinu,  skoro wiadomo,
że jej  szybkość początkowa była X, ciężar Y i coś tam jeszcze.
Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie strzela pionowo w górę
ze studni.  Niestety nie było to zadanie z logiki i załapałam dwóję.,
zwłaszcza, że  napisałam to zdanie zamiast rozwiązania zadania.
                                                  ***
Z rozpaczy zabrałam się za robienie  etui na komórkę. Ponoć wiosna
kiedyś będzie, więc nowe wdzianko jej się przyda. Jak zrobię- pokażę.

czwartek, 16 lutego 2012

270. Moja prośba do wszystkich odwiedzających

Spójrzcie, proszę, na poniższe zdjęcie, a potem poczytajcie tekst na
lewym marginesie.
Wszystkie informacje są właśnie na lewym marginesie i pozostaną
tu  aż do końca rozliczeń podatkowych.
Z góry wszystkim dziękuję za ten dar serca.

środa, 15 lutego 2012

269. Śmieszy mnie.....

jak zwykle to, co innych nie bawi.  Ostatnio śmieszy mnie zażarta
dyskusja nt. podniesienie wieku emerytalnego.  A śmieszy dlatego, że
żyję dostatecznie długo,  by doświadczyć przeróżnych zmian w zakresie
nabywania praw do emerytury. W chwili, gdy ja przechodziłam na emery-
turę padły martwym trupem wszystkie dotychczasowe przepisy - nagle
okazało się, że jestem "wyrolowana", wszelkie  dotychczasowe dzia-
łania mające na celu otrzymanie odpowiednio wysokiej emerytury nie
sprawdziły się i gdy odbieram swą emeryturę zastanawiam się czy się
śmiać czy płakać. Nic ( nie tylko w naszym kraju) nie jest wieczne,
poglądy i rządy się zmieniają, przepisy też. Dziś, nawet jeśli podniosą
wiek emerytalny, nie oznacza to wcale, że tak będzie do końca
świata i o jeden dzień dłużej. Nasz kraj nie jest żadną odizolowaną
od obcych wpływów wyspą, sytuacja ekonomiczna świata zawsze
będzie miała wpływ na naszą gospodarkę. I warto o tym pamiętać.
Być może, że  za 4 lata jakiś rząd podejmie decyzję, że na emeryturę
można iść już po 5 latach pracy, mając lat 30. Wierzcie mi, wszystko
się zmienia, wszystko jest możliwe, nawet najmniej prawdopodobny
scenariusz.
A co do wieku - gdy mamy 30 lat, a do tego nasza praca nie daje
nam satysfakcji emocjonalonej, każda myśl o wydłużeniu okresu pracy,
przyprawia nas o ból głowy i przerażenie. Ale osobiście znam sporo
osób, które już dawno są na emeryturze z uwagi na wiek, a nadal
pracują - nie dlatego, że muszą , ale dlatego, że praca jest ich
żywiołem, nie wyobrażają sobie życia bez pracy. Chcą się nadal
czuć potrzebni i nie mają ochoty niańczyć wnuków, bo to nie
zadowala ich ambicji.  Niektórzy pracują  na 1/2 etatu, niektórzy
prowadzą własny biznes, a niektórzy zawiesili wręcz swą
emeryturę.
Druga sprawa, która mnie niezle bawi, bo lament nt. Stadionu
Narodowego. Dlaczego nikt nie może pojąć, że przepisy FIFA
nie przewidują  umieszczania kibiców w klatkach, więc stadion,
na którym mają się rozgrywać mecz e w ramach EURO 2012
takich zabezpieczeń wcale a wcale nie potrzebuje. Zgodnie
z tymi przepisami nie jest również wymagana łączność pomiędzy
podziemiem a koroną stadionu.
No a jeżeli szanowna policja nie jest w stanie zapewnić kibicom
bezpieczeństwa, to proponuję by na stadion wpuszczać kibiców
skutych kajdankami i koniecznie z kulą u nóg. I koniecznie
z zaklejonymi plastrem ustami, żeby nie było słychać brzydkich słów.
Brawa, odgłosy aplauzu lub niezadowolenia można odtwarzać wszak
z CD, żeby piłkarzom było miło.
Ogólnie mam osobiście sporo zastrzeżeń do pracy policji, ale kogo to
obchodzi?
Bawi mnie jeszcze jedna rzecz  - namiętność, z jaką Orange kilka
razy dziennie namawia mnie bym przedłużyła z nimi  umowę na
następne 3 lata  - nagrodą ma być nowy abonament na wyższą niż
dotąd sumę, telefon Nokia 9, tańszy o całe 800 złotych i....
słuchawki  do owej Nokii. Boskie, no nie? Mają jeszcze dziwniejsze
poczucie  humoru niż ja.

wtorek, 14 lutego 2012

268. WALENTYNKI

Dla wszystkich , którzy obchodzą Walentynki. Kochajcie się, nie tylko
z okazji  dzisiejszego dnia.


Zdjęcie z sieci, ale nie wiem dokładnie  skąd, bo dotarł do mnie drogą
łańcuszkową aż z Kolumbii.

niedziela, 12 lutego 2012

267. W oczekiwaniu na....

wenę. Bo mi  jej coś ostatnio brak. Przymierzam się do kilku projektów,
dumam, dumam, wyciągam z pudełek koraliki i kamyki, biegam po necie
przeglądając półfabrykaty w sklepach i......nic. Brak pomysłu.
Ale w ramach redukowania zapasów (oj, chomik ze mnie okropny)
zrobiłam taki wisior:

A na skończenie  czekają te:

"Dziewczynie z perłą" brakuje  zapięcia, jaspisowemu - sznurka, bo nie
mam pomysłu jakim sposobem i z jakich koralików go upleść, a koral -
albo dorobię mu "braci", bo mam jeszcze dwa takie same kamyki i będzie
coś jakby naszyjnik, albo będzie punktem centralnym plecionej bransoletki.
Informacja dla "wtajemniczonych" : duży wisior jest na podkładzie, jaspis
ma plecki uplecione z koralików, koral też bez podkładu.
Wszystkim zmarzniętym życzę, by wreszcie  nastały cieplejsze dni.

piątek, 10 lutego 2012

266. Mix

Nadrabiam zaległości. Wreszcie skończyłam wisior z malachitami i
małymi agatami. Kamyki są oplecione , jak zawsze u mnie, koralikami
toho, a wszystko trzyma się na podkładzie. Sznur też jest z koralików
toho, spleciony ściegiem spiralnym. Bardzo lubię ten splot.

                                                  ****
Czy ktoś z Was widział w okolicy wiosnę? Osobiście mam już dość zimy.
Do tego wszystkiego gdzieś  się  "zasyfiłam" - szczekam niczym zachrypnięty
pies podwórzowy. Dziś znów ma być w nocy b. zimno, a  wiem, że u
niektórych ogrzewanie wysiadło. Ogromnie mi z tego powodu przykro
                                                  ****
Jak myślicie, ile razy można być mężatką? Bo dziś dowiedziałam się, 
że jedna z moich znajomych właśnie po raz szósty została "kobietą z
odzysku". I  bardzo żałuje, że w ostatnim związku trwała zbyt długo, bo
teraz  to nie jest pewna, czy znajdzie następnego męża. 
Bo "Małpunia" (taki ma nick) z każdego związku wychodziła z jakimiś
"łupami" - a to z mieszkaniem w centrum miasta, a to z samochodem,
z innego z pełnym kontem w banku, pomijam już fakt, że ma niezły zbiór
antyków i biżuterii. Pamiętam ją z czasów panieńskich  - miała naprawdę
powodzenie, ale ona zawsze wybierała panów ustabilizowanych życiowo.
Trzech to się nawet z jej powodu dość intensywnie wyplątywało z
dotychczasowych związków. Kiedyś zapytałam się jej głupawo, czemu
za każdym razem wychodzi za mąż, skoro wciąż się rozwodzi.
" To  inwestycja, nie rozumiesz?"  Chyba nie rozumiałam, ale chyba
głównie nie rozumiałam w jaki sposób ona namawia kolejnych panów
na małżeństwo. Ogólnie  wiadomo, że mężczyzni niezbyt chętnie się żenią.
Małpunia mnie oświeciła - "żadnych bara-bara przed ślubem, wpierw ślub,
potem siup". Nie wpadłam na to, naprawdę.
Ilekroć spotkałam Małpunię, zawsze zadawała mi to samo pytanie:
"a ty dalej z tym samym? dziwna jesteś." Może i jestem dziwna, ale
nie muszę się martwić, czy złapię kolejnego potentata.
                                                  ****

Jutro kibice Wisły Kraków i naszej stołecznej Legii pewnie będą się
tłukli na ulicach miasta. Paranoja. A wszystko przez to, że policja
nie ma odpowiednich środków łączności- nie może złapać łączności
na Stadionie Narodowym pomiędzy  garażami a wyższymi poziomami.
Inne, niż będące w posiadaniu policji, środki łączności jakoś nie mają
z tym problemu.
                                                 ****
Chyba wyjadę z W-wy gdy będą tu rozgrywki Euro.

czwartek, 9 lutego 2012

264. Tylko tyle

To jest dalszy ciąg wariacji drucikowych.
 Ten naszyjnik jest zrobiony przy użyciu szydełka. Trochę niezbyt
równo mi to wyszło, ale pierwszy raz dziergałam drucik szydełkiem.
Kupiłam kiedyś takie małe, metalowe koraliki i bardzo długi czas nie
za bardzo wiedziałam jak je spożytkować. Wydaje mi się,że jak na
pierwszy raz  to ten naszyjnik  niezle się prezentuje.
A dla mojego prywatnego Smoka zrobiłam taki wisiorek:

Centralnym punktem wisiorka jest koral w kółku z kulek hematytu.
"Sznurek"  jest z małych, japońskich koralików toho w kolorze hematytu,
czerwone koraliki są z odzysku, z jakiegoś sznurka czeskich paciorków.

wtorek, 7 lutego 2012

263. Najgorzej, gdy......

z  lekka  mi  odbija. Zgadniecie co dziś zrobiłam? No właśnie -
dorwałam się do komputera i do robótek-  wszak trzeba  nadrobić
zaległości. Ale tym razem są to wariacje z drucikami:

 Są to agaty na drucikach.
Zrobiłam też coś dla  pewnej przemiłej i delikatnej osoby, którą  bardzo
lubię i podziwiam. Dziś tylko dokończyłam i przygotowałam do wysłania.
A wygląda to tak:
To agat w koralikach o lawendowym kolorze. Niestety , mimo rozlicznych
prób kolor mi nie wyszedł taki, jak w oryginale. Ale właściwie to zawsze
są  kłopoty  z  kolorem, bo  mój aparat należy do tych najprostszych, więc
nie powinnam się czepiać. Agat jest opleciony bez podkładu.
Podobno bieżący rok jest  rokiem Smoka, więc wszystkie panie urodzone
w latach Smoka powinny nosić jakieś czerwone  dodatki. W związku z tym,
zrobiłam dziś dla mojej osobistej córki, koral  w hematytowym kółku, sznurek
jest z toho w kolorze hematytu i do tego "czerwone kropki" z koralików
niewiadomego pochodzenia, czyli z odzysku.
Usiłuję również zrobić czerwony kwiatek z koralików, splatając je ściegiem
"kwadratowym", co pozwoli na uzyskanie dość sztywnych płatków. Mam
nadzieję, że będzie z tego broszka.
Ciekawa jestem co mi z tego wyjdzie. Jeśli wyjdzie to się oczywiście
pochwalę, jeśli nie - dyplomatycznie sprawę przemilczę.

poniedziałek, 6 lutego 2012

262. Cisza, aż w uszach dzwoni

Właśnie wróciliśmy z lotniska - dziś moi goście odlecieli. Byli arcy
krótko, ale intensywnie. Wiadomo, każda babcia wnuczkiem jest
zachwycona, ale ja jestem nietypowa babcia i wierzcie mi -  jestem  i
zawsze byłam obiektywna oceniając  własne dziecko, więc i Młodego
oceniam w ten sam sposób. Po pierwsze - gaduła z niego niesamowita.
 Trochę miałam kłopotu bo po polsku to tylko mówił "babcia, dziadek"
i chwilami nasze rozmowy były prześmieszne. To jest dziecko, które
od pierwszych dni życia jest prowadzone dwujęzycznie, a od 11
miesiąca życia doszedł angielski, jako trzeci język. Gdy prosiłam, by
mówił po polsku, bo nie rozumiem, Młody zaczynał ćwierkać po...
angielsku. Mówi ogromnie rozbudowanymi zdaniami, co mnie bardzo
śmieszy. Nie powie: " babciu/dziadku/mamo pobaw się  ze mną" ale
tak nawija: " czy moglibyśmy teraz się razem pobawić, poczytać, pograć?"
W sobotę zaczął grać z nami w "chińczyka". Trochę się baliśmy, że trzylatek
nie pojmie lub nie zaakceptuje reguł gry, ale po drugiej grze, Młody wszystko
"załapał" i musieliśmy z nim niemal cały wieczór spędzić na grze. Tak w ogóle
to on mnie nieco przeraża- liczy do 100, sam potrafi obsługiwać wieżę,
pisze na komputerze swoje imię, imię brata oraz  papa i mama.Wieżę
obsługuje  "pod  dyktando", czyli wystarczy mu powiedzieć pod
jakim napisem ma wcisnąć przycisk, bo Młody czyta i zna takie proste
słowa jak play, stop, CD. Wczoraj mnie dobił - rozłożył  dwie serwetki,
stołowe i zauważył,  że każda ma cztery części. Zapytany ile jest części tych,
spokojnie skonstatował, że osiem.  Po prostu je, wskazując paluszkiem,
policzył. No a ponieważ samym liczeniem i grą nie można żyć,
wybraliśmy się w sobotę do sali zabaw dla dzieci. Dawno nie byłam
w takim miejscu - myślałam, że uszy mi odpadną.A Młodemu, choć w domu
naprawdę słucha muzyki bardzo cicho, to ten hałas jakoś  nie
przeszkadzał. Po 2 godzinach udało się nam stamtąd wyjść - głowa
bolała mnie jeszcze z godzinę. Ku wielkiemu niezadowoleniu córki Młody
wcinał  całkiem sporo ciasta domowej roboty i  słodzone dziecinne jogurty.
Stwierdziła jednak, że przez trzy dni nie zdąży się od tego zdeprawować
żywieniowo.
 A tak się Młody wyżywał w Bajkolandii na Ursynowie.
Dziś od rana zastanawiał się, czy samolot będzie miał opózniony wylot
czy też nie. Oczywiście miał.
Ogólnie - przeżyłam i pojedziemy razem  na wakacje. Mąż był bardzo
zadowolony, że Młody okazał się fajnym dzieciakiem,  choć akurat jest
w okresie negacji i na większość propozycji daje odpowiedz negatywną.
I zaraz poodwiedzam Wasze blogi- calutkie 3 dni nawet nie zajrzałam.

środa, 1 lutego 2012

261. Całkowita prywata

Mam do wszystkich odwiedzających zupełnie nietypową  prośbę -
jeśli ktoś z Was ma rodzinę lub przyjaciół przebywających aktualnie
w Wielkiej Brytanii , to przeczytajcie poniższy tekst-

"Zapraszam Cię do wypełnienia anonimowej ankiety do projektu
naukowego Transforming Migration. Ankieta ta jest skierowana
do osób, których znajomi, przyjaciele  lub członkowie rodzin
przebywają w Wielkiej Brytanii.

http://nowicka.Transformig.sgizmo.com/s3/

Jeśli znasz kogoś, którego rodzina i/lub znajomi przebywają
w Wielkiej Brytanii, prześlij, proszę, powyższy link."

Badania te przeprowadza moja własna córka, stąd moja prośba
do Was. Od dwóch lat realizuje w Instytucie Maxa Plancka
projekt Transforming Migration, który bada najnowszą  migrację
z Polski do Wielkiej Brytanii. Wyniki badań będą opublikowane
w czasopismach fachowych w Wielkiej Brytanii i Niemczech.

Podaję jeszcze raz ów link:, wystarczy kliknąć:
http://nowicka.Transformig.sgizmo.com/s3/