Od pierwszego grudnia w wielu oknach berlińskich domów staną adwentowe
świeczniki, stroiki, zawisną adwentowe wieńce.
Zwyczaj adwentowych wieńców zapoczątkował w połowie XIX niemiecki
pastor J.H. Wichern. Spłótł wieniec o średnicy 2 metrów. Były w nim zielone
gałązki i stały 24 świeczki - po jednej na każdy dzień adwentu.
W krótkim czasie w wielu krajach Europy chrześcijanie zaczęli tworzyć
adwentowe wieńce. Do Polski tradycja dotarła w 1925 roku.
Co prawda zrezygnowano z ustawiania 24 świec, pozostawiono jedynie 4, po
jednej na każdą niedzielę adwentu.
Wieniec adwentowy ma własną symbolikę - ma kształt koła, który symbolizuje
wieczność, nie ma bowiem początku ni końca.
Zielone gałązki symbolizują ciągłe odradzanie się życia.
Dawniej miało znaczenie z jakich gałązek był upleciony i tak:
gałązki laurowe były symbolem zwycięstwa nad cierpieniem,
gałązki ostrokrzewu symbolizowały nieśmiertelność, sosnowe - płodność,
a gałązki cedrowe - niezniszczalność, uzdrowienie.
Każda ze świec wieńca adwentowego miała inne znaczenie - w pierwszą
niedzielę adwentu była zapalana biała świeca- świeca pokoju, w drugą niedzielę
zapalano świecę niebieską lub fioletową oznaczającą wiarę.
W trzecią niedzielę zapalano świecę różową symbolizującą miłość, w czwartą
niedzielę była zapalana świeca niebieska - świeca nadziei i aniołów.
Czasem była też zapalana w wigilijny wieczór piąta świeca - w kolorze złotym.
A dziś- no cóż pełna komercja . Adwentowych wieńców multum, przeważają
świeczki czerwone, wieńce są plecione z gałązek jodłowych, błyszczą złocenia.
Podejrzewam, że już nikt się nie interesuje symboliką tych wieńców, no może
tylko tacy porąbani ateiści jak ja. Bo ja chcę wiedzieć w co nie wierzę.
A tak przy okazji - choinka bożonarodzeniowa też ma niemieckie korzenie.
Ale ten mój ateizm nie zabrania mi co roku ubierać choinkę i zachwycać się jej
świeżym aromatem, nie broni też robienia nowych ozdób, ani składania
życzeń - wszak dobrych życzeń nigdy za wiele, nawet gdy są one u mnie
związane z zupełnie innym, ongiś pogańskim świętem, a nie z narodzeniem
się Jezusa, które miało miejsce w zupełnie innym miesiącu.
W tym roku zrobiłam dla siebie malutki wianuszek adwentowy - taki aby
nie zrobił krzywdy żadnemu z drzew lub krzewów. Nie ma w nim żywych
gałązek, bazę pomalowałam na zielono, dałam świeczki i zebrane ubiegłej
jesieni szyszki. I bez szwanku przetrwa do następnego roku.
A wygląda tak:
A na drzwiach wejściowych powieszę swojej roboty haft, o taki:
Jak zwykle zdjęcia można powiększyć kliknięciem.