drewniana rzezba

drewniana rzezba

wtorek, 21 lipca 2020

Czasem wypada ......

..........tak całkiem zwyczajnie być na plaży.
A więc pojechaliśmy  do Prory, jak się już smażyć to na pięknej plaży:

Te dwa chudzielce to moje Krasnale.

Wracając w tę niedzielę do Berlina "wdepnęliśmy" po drodze do Stralsund -
pierwszy pomysł to na kawę. Przy okazji zobaczyliśmy, że nie ma kolejki
do Oceanarium, więc tym razem je  odwiedziliśmy. Dzięki temu zobaczyłam
ryby  bałtyckie  nie od strony ich wyglądu na talerzu. Nie wiedziałam, że
dorsze mogą być naprawdę duże - te w polskiej centrali rybnej  nie były
takie olbrzymie.W oceanarium nie wolno fotografować ryb w akwariach.
Ale na samej górze, na zewnętrznym wybiegu były pingwiny.
Widok z dachu Oceanarium  na jeden z kanałów:

widok na Stralsund
oraz lokatorzy tego dachu:

Na pożegnanie widok portu jachtowego.
Męska część wycieczki udała się na zwiedzanie szkoleniowego żaglowca
Gorch Fock I.
Było tak gorąco, że my  zrezygnowałyśmy ze zwiedzania i poszłyśmy do
kawiarni, tam przynajmniej słońce nie prażyło.
Gorch Fock to pseudonim literacki pisarza marynisty, Johanna Kinau.
Ten żaglowiec ma dość ciekawy życiorys.Został zbudowany i zwodowany
w 1933roku. Jak widać jest trójmasztowcem o 23 żaglach. 
W roku 1945 został zatopiony przez własną załogę, by nie wpadł w ręce
zwycięzców. Jednakże władze NRD wydobyły żaglowiec i został  przekazany
ZSRR jako zdobycz wojenna i przez cały czas trwania NRD jego portem była
Odessa.
Po upadku Muru Berlińskiego żaglowiec powrócił do niemieckiego portu.
Niestety obecnie jest "statkiem-muzeum", ale są zbierane fundusze na
doprowadzenie go do zdolności pływania.
Zamieszczam zdjęcie z sieci, bo stojąc tuż przy nim na nabrzeżu nie byłam
w stanie go porządnie  sfotografować.
Wypada ten wyjazd podsumować - z mojego punktu widzenia wyjazd był
świetny.
Zadowolona byłam z zakwaterowania, a Rugia bardzo mi się podobała.
Byliśmy w ciągłym ruchu i dobrze mi zrobił jeden dzień wypoczynku bez
żadnego zwiedzania.
 Nie da się ukryć, że w takiej miejscowości jak Sellin wynajęcie pokoju
 blisko morza lub z widokiem na nie kosztuje nieco drożej.
Ale są też w tej części Rugii miejscowości nad samym morzem, gdzie można
zamieszkać pod własnym namiotem lub we własnym kamperze czy też
w przyczepie kempingowej.
Któregoś dnia  prowadziliśmy  "eksplorację" jeżdżąc w okolicach Sellin i
trafiliśmy na dwa półwyspy, gdzie też były domy, w których można wynająć
kwaterę. Moją uwagę zwrócił  fakt, że wszędzie domki zadbane, dużo
kwiatów w ogrodach, królują róże i....malwy, wysokie na 2 metry.
Wraca stary styl budownictwa- dachy domów kryte są słomą a domy mają
charakterystyczną sylwetkę.
W każdym razie z czystym sumieniem polecam  Wam Rugię.

Słońce i wiatr, czyli rejs

Wiedzeni nieodpartą chęcią obejrzenia klifów kredowych, z pięknego mola
w Sellinie wsiedliśmy na  niezbyt duży stateczek wycieczkowy.
Żegnały nas.....kormorany, których obecność wydała mi się dość dziwna.
Dobrze, że miałam ze sobą kurtkę, bo choć słońce świeciło namiętnie to
jednak wiatr z równym zapałem chłodził. Płynęliśmy nawet dość  szparko
a opowieść płynąca z głośnika ukróciła me obawy, że miałam omamy
wzrokowe - te ptaki to były rzeczywiście kormorany. Okazuje się, że ich
obecność jest spowodowana tym, że bardzo drastycznie ograniczono na
Bałtyku połowy i ryby się strasznie starzeją- nie umierają z powodu ich
odłowu i umieszczeniu po odpowiedniej obróbce w puszce lub na talerzu,
tylko się pomału starzeją. A takie rybie "staruszki" są powolne i kormorany
oczyszczają Bałtyk z tych rybich staroci. Zdjęć zrobiłam tylko kilka a i to
nie najlepszych, bo ciągle mi ktoś właził przed aparat.
To jest widoczny fragment kładki prowadzącej z miasta Sassnitz  do portu.
Spójrzcie uważnie-to jest to "coś" nad czerwonym dachem. 
Na następnym zdjęciu jest dalsza  część tej kładki, niestety z fragmentami
współpasażerów:
Z Sassnitz odjechała przed laty ostatnia tura wojsk radzieckich.
Poniżej fragmenty portu w Sassnitz i tym razem fotka kormoranów:




I wreszcie dopłynęliśmy w pobliże klifów- zdjęcie zrobione z nieco większej
odległości, bo jak się wszyscy naraz rzucili do fotografowania to chyba bym
musiała stać na drabinie by coś zobaczyć.


Prawdę mówiąc była to nieco rozczarowująca wycieczka, ale lubię pływanie
"czymś" po wodzie, choć z pewnością byłoby fajniej płynąć  dobrą żaglówką.
Następna nasza wyprawa była do Stralsund.
Miasto leży nad cieśniną Strelasund i ma połączenie drogowe i kolejowe
z Rugią-  nazywane jest bramą do Rugii.
Prawa miejskie dostało już w 1234 roku, a w 2002 Stare Miasto Stralsundu
zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa  UNESCO.
Pogoda nam nie za bardzo dopisała, ale popatrzcie na zdjęcia.
Ratusz z przepiękną attyką:
i sama attyka:
wnętrze ratusza, którym przechodzi się na Rynek Główny:
Wychodzisz  z ratusza i widzisz :
Robisz kilka kroków i rozglądasz się:

A potem idziesz  z powrotem i trafiasz na takie cudo:
Tak pięknych drzwi jeszcze nie widziałam.  Wędrujemy dalej mimo
padającego deszczu i ciągle coś w obiektyw samo wpada:



Mieliśmy szczery zamiar jeszcze wpaść do Oceanarium, niestety liczni
wczasowicze wpadli na ten sam pomysł, więc wróciliśmy do domu.
Jeden dzień spędziłam w ciszy i spokoju, sama, bo moi pojechali na
rowerową wycieczkę- zrobili "tylko" 30 kilometrów, a młodszy ma
9 lat, starszy 11.
Na plaży też bywaliśmy, ale o tym potem.