.......pogrzeb się odbył.
Siedziałam w cmentarnej kaplicy, słuchałam muzyki, wpatrywałam się przez
łzy w portret mego męża, w stojącą w objęciach kwiatów urnę z Jego prochami
i nadal miałam poczucie zadziwienia i nierealności tego co się dzieje.
Niewiele więcej realności było w miejscu gdzie miała spocząć urna.
Oczywiście nikt z nas nie powiedział nawet słowa, nie bardzo się daje mówić
gdy dławi nas płacz.
A teraz pewne ciekawostki : okazuje się, że na tym cmentarzu pogrzeby są
tylko dwa razy w tygodniu, w poniedziałki i czwartki. Po prostu tylko w te dni
jest obecny administrator tego cmentarza. Przyczyna dość prosta, żeby nie
powiedzieć, że dość zabawna- brak ludzi do pracy. Ten pan administrator ma
pod swą opieką aż dwa cmentarze.
Gdy my przebywaliśmy w kaplicy już gromadzili się przed nią następni
żałobnicy. Z tego też względu odtworzono tylko pierwszy utwór muzyczny.
Przytomnie zrobiłam zdjęcia dla tej rodziny której było do Berlina za daleko
jak i tej, której było za drogo i wczoraj je wyekspediowałam pocztą mailową.
Z pozytywów - do cmentarza docieram piechotką w ciągu 15 minut.
Teraz pozostaje sprawa udekorowania grobu i zamówienie kamienia z informacją
kto tu spoczywa. Nie przewidujemy żadnych pomników i wcale nie dlatego
że to ogromny koszt- po prostu obie z córką lubimy prostotę. A dekoracją będzie
misa z kwiatami stojąca w miejscu, w którym jest urna z prochami mego męża.
Nie wiem czy wiecie, ale tu są wyznaczone tradycją miejsca pochówku małżeństw
w grobie.
Są chowani tak, jakby ona szła nadal z mężem pod rękę, czyli z jego prawej strony.
I wcale nie jest mi lepiej po tym pogrzebie i chyba nigdy lepiej nie będzie.
Chcę tu podziękować wszystkim, którzy mi cały czas przesyłali i nadal przesyłają
dobre myśli i tym utrzymują mnie "w pionie".
Dziękuję z całego serca, JESTEŚCIE CUDOWNI!!!!