Od wielu lat mam wrażenie, że jedno moje ucho jest czymś zatkane, no ale wcale
tak nie jest - po prostu od ponad 40 lat zawsze gorzej słyszałam tym uchem.
Pierwszy raz wykryto to w chwili badań na prawo jazdy, a więc 44 lata temu.
W Warszawie nawet byłam pacjentką Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu .
Instytut był placówką znaną, dostanie się tam w charakterze pacjenta nie było
proste. Na dodatek była to niemal wycieczka, bo aby się tam dostać musiałam się
przewlec przez całą Warszawę, potem znaleźć jakies miejsce do zaparkowania, co
czasem zabierało i pół godziny, bo parking był malutki a zmotoryzowanych
pacjentów dużo. Oczywiście nie było mowy o tym by się tam dodzwonić, trzeba
było tam przyjechać, postać w gigantycznej kolejce by się zapisać. Zresztą stanie
w kolejce było i wtedy, gdy już wizyta była umówiona, bo mistrzostwa świata
w dziedzinie organizacji pracy to ten Instytut nigdy nie zdobył.
W końcu po wielu tygodniach bywania tam na różnych mało miłych badaniach
dowiedziałam się, że po prostu mam 70% niedosłuch lewego ucha, ale niczego
w nim nie mam, to tylko złudzenie.
No i oczywiście tak już pozostanie do końca moich dni i że żaden aparat
słuchowy mi nie pomoże.
Od tamtego czasu minęło spokojnie 9 lat i ostatnio odkryłam, że pogorszył mi się
słuch w drugim uchu, więc córka czym prędzej zapisała mnie do audiologa.
Bez skierowania, bez problemu, bez kolejki, bez uciążliwego dojazdu.
Do audiologa doczłapałam się w 15 minut bo to jest niedaleko mego miejsca
zamieszkania, na wejście do lekarza poczekałam "aż" 15 minut, wszystkie badania
były wykonane na miejscu, aparatura nowoczesna, pani audiolog młoda, ale już
z doktoratem.
Dostałam skierowanie do akustyka na dobranie dwóch aparatów- wpierw będę
nosiła je próbnie i byłoby dobrze, żebym nosiła oba aparaciki, bo jednak zdrowiej
dla nas gdy słyszymy na dwoje uszu. Podobno wtedy poprawia się również nasza
percepcja i samopoczucie.
No i zostałam pochwalona, że już teraz zgłosiłam, że nieco gorzej słyszę tym
drugim uchem, bo z zaopatrzeniem w aparat słuchowy nie należy czekać aż do
chwili gdy się już niemal nic nie słyszy.
Zdaniem pani doktor choć słyszę tylko "ciut" gorzej warto już teraz poprawić
sobie komfort słyszenia.
Podobno te nowe aparaciki są miniaturowe i zupełnie w niczym nie przeszkadzają
i są niemal niewidoczne. Pożyjemy - zobaczymy.
Może mi to pomoże w nauce niemieckiego? Kto wie?
A na zakończenie , tak zupełnie nie na temat - Asmodeusz poprosił bym wrzuciła
na blog, zamiast kolejnej porcji tanga .....taniec na rurze.
No więc oto dla Asmodeusza taniec na rurze: