drewniana rzezba

drewniana rzezba

środa, 24 kwietnia 2013

Obiecałam sobie, że.....

...będę pozytywnie patrzeć na wszystko co się dzieje w trakcie remontu.
A wyszło jak zawsze - obiecanki cacanki.
Primo - dorwało mnie  jakieś syfiaste świństwo - mam gorączkę, boli
mnie gardło,  rozrywa kaszel. No nic - biorę efferalgan, jakieś obrzydlistwo
do ssania na gardło, jak mi nie minie- w piątek udam się do lekarza.
Secundo - o godz. 9,30 rano ani widu, ani słychu ekipy remontowej.
Bardzo mi to pasowało, bo leżałam drzemiąc i nie sprawdzając, która to 
godzina, ale z owego miłego stanu wyrwał mnie mąż, ogłaszając, że ekipy
nie ma.
No bo wiadomo  - jak coś nie gra to zawsze wszystko przeze mnie - bo
uległam czarowi opowieści sąsiadki i akurat wzięłam do wykonania remontu
tych, a nie innych ludzi. A to , że ślubny sam prowadził z Mistrzu rozmowy
to jakby nie było istotne.
Ludzie, ile ja się nasłuchałam, jaki to porządek mój zrobi z Mistrzu, jak
to mu powie, nawymyśla itp. jak będzie ostro rozliczał z pracy.....
No cóż było robić, zwlokłam się z łóżka, przyodziałam i postanowiłam
zejść do naszego mieszkania po leki "na kaszel".
I wtedy okazało się, że nie mogę znależć mojego kompletu kluczy do
mieszkania. Postawiło mnie to w stan gotowości bojowej - bo to ja wczoraj
rano zeszłam otwierać mieszkanie chłopakom i czort wie co  zrobiłam z nimi.
Po pół godzinnych poszukiwaniach znalazłam je - leżały cicho i grzecznie
w bocznej kieszeni torby z ciuchami. Szukałam ich tam, ale one zsunęły się
głęboko w dół, a były w etui, więc nie dzwoniły.
W trzy kwadranse pózniej dojechał kumpel Mistrzu, przepraszając za Mistrzu,
który wczoraj zbyt intensywnie oglądał jakiś mecz piłkarski, co go
kompletnie zwaliło z nóg. Dziwne, mnie żaden sport z nóg nie zwala.
Kumpel Mistrzu dziarsko wziął się do roboty, a ja pojechałam ze ślubnym
do apteki.
Kumpel Mistrzu jest naprawdę wielce miłym człowiekiem, choć z postury
przypomina rasowego Strong Mena. Morduje się z rozpirzeniem samego
brodzika - poprzedni twórca zrobił go z dwóch warstw cegieł, przedzielonych
izolacją w postaci włókna szklanego, grubej folii i warstwy...smoły.
No szczelny był, to fakt.
I wiecie, gdyby nawet cały mój budynek wyleciał w powietrze rozpadając
się  na drobiny - mój brodzik pozostałby nienaruszony.
Tyle w kwestii remontu.
Poza tym dziś byłam ostatni raz w życiu w sklepie TESCO. Nigdy więcej tam
nie zajrzę. Wiecie co wymyślili? Jedną, kilometrową kolejkę do kas , których
oczywiście jest wiele.
A działa to tak - przez całą długość olbrzymiego sklepu stoi długachna kolejka
do kasy nr 1. Gdy już w to miejsce  dobrniesz, dowiesz się, że masz się
skierować do kasy nr 25, która jest dokładnie w drugim końcu sklepu. Proste,
logiczne i praktyczne- prawda?
Wybrane przez siebie warzywa wrzuciłam  wraz z torebkami z powrotem do
skrzynek i dopiero wtedy pojęłam, dlaczego w nich było tyle zapakowanych
już warzyw.
No to  idę pochorować, bo jeszcze trochę i będę musiała obiad gotować.