......coraz lepiej.
Zwłaszcza w działaniach instytucji zwanej Pocztą Polską.
Na moje oko wracają czasy, gdy poczta była miejscem, w którym spędzało się
godzinę, a czasem dwie stojąc do okienka pocztowego.
Pamiętam z dzieciństwa, że najgorsze dla mnie były owe wyprawy na pocztę-
nie dość, że najbliższy urząd pocztowy był niemal 2 km od domu i trzeba było
do niego przewlec się na własnych nogach, to zawsze był tam dziki, wściekły
tłum.
No ale były to czasy powojenne, stolica pomału dzwigała się z gruzów i każdy
jakoś starał się zrozumieć sytuację i nie narzekać.
W początkach lat 70 ub. wieku, nadal wyprawa na pocztę spełniała rolę
czyśćca, zawsze trzeba było stać w długiej kolejce.
I chyba miałam jakiegoś pecha do tej instytucji, bo znów miałam do poczty
daleko i znów trzeba było godzinami sterczeć w kolejkach.
W pewnej chwili, na początku lat 80-tych doczekałam się poczty zaledwie ok.
700 m od domu- poczta miała nawet dość przestronną salę obsługi i jakieś
ławeczki dla wątlejszych klientów, bo nadal trzeba było sterczeć w kolejkach.
Poczta Polska zaczęła się cywilizować- w ramach owej cywilizacji urzędników
zaczęły wspomagać w pracy komputery, więc kolejki się znacznie wydłużyły.
Wyraznie komputery wcale nie przyspieszyły tempa obsługi, wręcz spowolniły.
Wreszcie nastąpił przełom- można było wpłaty regulować nie ruszając się
z domu, wystarczyło mieć komputer, internet i konto internetowe w dowolnym
banku.
Niestety tak się jakoś dziwnie składa, że paczki ani listu poleconego ani też
zakupu znaczka pocztowego nie można dokonać przy pomocy komputera
domowego i trzeba iść na pocztę by....znowu stać w kolejce, jak kiedyś.
"Sala obsługi" na moim osiedlu przypomina połączenie zakrystii z kioskiem
typu " tu kupisz szwarc, mydło i powidło".
Główne miejsce na ścianie zajmuje - nie, nie nasze godło,czyli Orzeł Biały, ale
krzyż papieski. Godło jest mało widoczne, na bocznej ścianie. Wszędzie dookoła
leżą przeróżne książki kucharskie z przepisami różnych sióstr zakonnych oraz
cała gama lektur typu jak trafić do Boga i iść z Nim pod rękę przez życie.
Poza tym można tu zakupić każdą ilość prasy super prawicowej i katolickiej.
Takich "paskudztw" jak "Polityka", " Newsweek" lub "Gazeta Wyborcza" nie
ma. Dodatkowo można kupić przeróżne drobiazgi oraz wyjątkowo brzydkie
kartki pocztowe na każdą okazję - ślub, komunia, urodziny, imieniny.
Listonosze awansowali na domokrążców - za każdym razem gdy muszą coś
dostarczyć adresatowi do domu, mają obowiązek coś mu sprzedać - czasem
jest to jakaś pośledniejszego gatunku karma dla psa lub kota.
W związku z nowymi obowiązkami listonosze zostali wyposażeni w wózki
zakupowe na kółkach, by wozić w nich - nie, nie przesyłki adresatom, ale
właśnie owe towary na sprzedaż. Bo poczta ma na siebie zarabiać, zdobywać
klientów.Chyba ktoś w tym kraju nie wie, że nigdzie na świecie poczta nie
jest instytucją dochodową i wymaga finansowego wsparcia od państwa.
Adresatowi aktualny listonosz dostarczy do skrzynki cieniutki list, ale już
nie przesyłkę poleconą, która się do skrzynki nie zmieści.
Bo skrzynki pocztowe w budynkach mieszkalnych nie strawią przesyłki grubszej
niż 2 cm i większej niż format A-4.
I wtedy w skrzynce na listy znajdujemy tylko awizo- minęły czasy, gdy taką
przesyłkę poleconą dostawał adresat do domu.
I tymi "domokrążcami" są listonosze będący na etacie Poczty Polskiej.
Oprócz tego Poczta Polska ma podpisane umowy z firmami które zajmują się
dostarczaniem do domów różnych innych przesyłek, zwanych potocznie
paczkami. Na szczęście pracownicy tych firm nie oferują niczego do
sprzedaży - tylko i wyłącznie dostarczają paczki.
Wczoraj musiałam właśnie pomykać na pocztę po niewymiarową przesyłkę
poleconą. w postaci pudełka 5 x 15 cm.
No cóż, życie nie jest jednak romansem;)