drewniana rzezba

drewniana rzezba

piątek, 28 grudnia 2012

Jeszcze tylko....

.....kilkanaście godzin piątku, sobota,  niedziela i połowa poniedziałku
i wejdziemy w Nowy Rok.
Każdemu z nas przybędzie kolejna cyferka w metryce, będziemy starsi,
choć niekoniecznie  z tego powodu mądrzejsi.
Najprawdopodobniej część z nas będzie sobie obiecywać  złote góry -
płeć piękna niewątpliwie zrobi całą furę postanowień - że zaczną się
odchudzać, że nie będą podjadać słodyczy, że będą się gimnastykować
i ogólnie  znajdą czas dla siebie. Nie łudzcie się, jesli dotąd tego nie
robiłaś, małe szanse, że teraz zaczniesz.
Panowie - też coś tam postanowią - np. dla świętego spokoju rzucą
palenie (żeby ta baba przestała głowę truć), może nawet przestaną
powiększać mięsień piwny. Spokojna głowa - jeśli ich nie zmusi do tego
krytyczny stan zdrowia i widmo pielęgniarki ze strzykawką - nadal
będą palić i żłopać piwko.
No cóż - za następne 12 miesięcy znów będziemy mieć szanse by
samemu sobie obiecać poprawę:))))

Wszystkim, bez wyjątku, życzę by
hucznie (ale bez petard) pożegnali
ten odchodzący rok i życzę by
           Nowy 2013 Rok 
przyniósł wiele szczęścia, 
nowych pomysłów, realizację planów,
spełnienie marzeń i żebyśmy wszyscy
spotkali się za rok w tym samym składzie,
w którym go żegnamy.

czwartek, 27 grudnia 2012

Mix poświąteczny

Bardzo udane miałam  święta - zgodnie z umową każde z nas robiło to,
na co miało ochotę. Ślubny utonął w 1812 roku,  ja w ....koralikach.
I - oprawiłam 2 kamienie, skończyłam naszyjnik na wymiankę,
zrobiłam haftem koralikowym coś, co będzie broszką, a jest to  para
czarnych kotów  siedzących na gałęzi drzewa na tle  ciemnej nocy
i zaczęłam nowy liść z kamieniem pośrodku.
Naszyjnika nie pokażę, bo wpierw muszę go dostarczyć do nowej
właścicielki.
To jest reprodukcja fragmentu plakatu Alfonsa Muchy , reklamującego
atrakcje Monaco. Jak pamiętacie to jeden z moich ulubionych malarzy.
Te różyczki są wykonane  z masy fimo , więc  wisior będzie lekki.
No a to są koty na tle nocy. Dla  amatorów kotów. Może być jako
broszka albo  jako zawieszka. Miałam ogromne problemy ze
zrobieniem  tego zdjęcia.

Poza tym nie przejadłam się, ale znów mi się trochę rozleciało,
to co zawsze, czyli kolano. Znów muszę smarować, okładać,
siedzieć z tą nogą wyprostowaną  - no cóż ona pewnie tęskni
do operacji, ja raczej nie. Jedno jest pewne - ta noga nie lubi
sprzątania, długiego stania itp. ekscesów.
Opuchliznę już zwalczyłam, więc za kilka dni wrócę do formy.

Jak Wam się podobają psikusy meteorologiczne? U mojej córki
w wigilię było 20,7stopnia na plusie. A kilka dni wcześniej było
tyle śniegu, że biedula aż kupiła sobie nowe, porządne butki,
takie na śnieg.

piątek, 21 grudnia 2012

Wszyscy, wszystkim...

...ślą  życzenia, więc ja też
  
                        
                        
                         Wesołych  Świąt

życzę wszystkim stałym i chwilowym gościom-
spędzcie te dni tak  jak lubicie, by pozostały
na zawsze w pamięci.  

czwartek, 20 grudnia 2012

Lariat

Zrobiłam pierwszy raz naszyjnik typu lariat. Ma metr długości, nie ma
żadnego zapięcia, przekłada się jego końce  tak, jakby się chciało
zawiązać i samo się trzyma. Na końcach są zawieszone ozdóbki.
Lariat może "robić" za naszyjnik, pasek do letniej kreacji lub
za bransoletkę - wtedy okręcamy wokół nadgarstka  odpowiednią ilość
razy i przekładamy końce.


Kolory w naturze są o niebo lepsze, ale jak  wiecie mistrzem fotografii to ja
nie jestem.
Zaraz  wybiorę się  na pocztę i wyślę.
Wiecie co ? W tym roku giną listy, nawet te priorytetowe, trzeba wysyłać je
jako polecone przesyłki.
Ja wiem, czasy ciężkie, w okresie przedświątecznym poczta zatrudnia
dodatkowych pracowników i efekt właśnie taki- giną listy w których są
jakieś załączniki. Szkoda, że ten ktoś, kto sobie przywłaszcza taki list
nie pomyśli jak się czuje nadawca tego listu i osoba, która na niego czeka.

wtorek, 18 grudnia 2012

Mix

Jakoś minęło te kilka godzin bez zasilania.
Poranek zaskoczył nas grubą warstwą śniegu i lodu na samochodzie.
Wczoraj wieczorem padał marznący deszcz, a  potem padał śnieg.
Wg meteo spadło tej nocy 10 cm śniegu, pod którym rano była śliczna
warstewka lodu.Skrobania lodu było sporo, śnieg był mniej uciążliwy
do usunięcia.
Zmuszeni sytuacją do opuszczenia domu, postanowiliśmy już dziś zrobić
niemal wszystkie zakupy na najbliższe 10 dni.
W naszym ulubionym markecie spotkaliśmy znajomego, z którym mój
ślubny kilka lat  pracował.
A ponieważ podobno mężczyzni nie są gadułami, to wpierw staliśmy
w galerii tegoż marketu, panowie trzeszczeli jak nakręceni, a mnie pomału
zaczęły nogi wrastać w ramiona, więc  zaproponowałam byśmy klapnęli
w kawiarence Grycana ( tego od lodów).
Przysłuchując się jak to mało gadatliwi są faceci, pocieszyłam się
kawą i rurką z kremem. Wieki całe nie jadłam rurek z kremem. Ostatni
raz chyba jeszcze w liceum. Mniej więcej  co drugi dzień szłyśmy z moją
ówczesną przyjaciółką do kawiarni o wdzięcznej nazwie "Niezabudka",
gdzie serwowano świeżutkie, chrupiące rurki z kremem. I  by te rurki
spałaszować pokonywałyśmy piechotką  4 km w jedną stronę.
Teraz  w tym lokalu jest jakiś bar, z którego snują się niezbyt miłe,
jak dla mnie,  zapachy.
Mniej więcej po niemal 2 godzinach panowie  zakończyli to miłe
spotkanie i wreszcie mogliśmy zrobić zakupy.
W dwie minuty po naszym dotarciu do domu włączono prąd.Woda była
cały czas, c.o. za to nie działało.
                                         ****
Porobiło mi się mnóstwo zaległości w koralikowaniu i nie tylko.
Dostałam od Mady z "Kolorowych Szkiełek " takie oto
wyróżnienia:


Przede wszystkim  serdecznie za nie dziękuję i obiecuję, że  gdy wreszcie
się wygrzebię z  zaległości to je przekażę dalej.
Dostałam również  wyróżnienie od Iw z bloga "Iw-od-nowa" ale dotyczy ono
mojego drugiego bloga, na którym zadręczam bliżnich swym grafomaństwem.
Iw, wierz mi, naprawdę mnie tym zaskoczyłaś i zarazem ucieszyłaś.
Mam  problem z przesłaniem go do zasobów Google+, ale nie mam pojęcia
dlaczego.
Gdy uda mi się to rozwikłać  umieszczę  znaczek na drugim  blogu.
                                              ****
Dopiero co skończyłam z prezentami pod choinkę  dla wnuczków, a już
muszę rozejrzeć się intewnsywnie za prezentem urodzinowym dla starszego,
który na początku stycznia kończy już cztery lata.
I muszą zrobić w związku z tym jakąś ładną  kartkę  techniką 3D.
A w 40 dni pózniej młodszy skończy dwa lata. Ależ się te dzieciaki szybko
starzeją!!!

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Życie jest ciężkie...

Dziś na drzwiach wejściowych do budynku wywiesili informację,
że jutro od godziny 8 rano do godz.14-tej nie będzie w całym
budynku zasilania. Wody też nie.
Siedzimy więc razem z moim ślubnym i zastanawiamy się dokąd
jutro pojechać by  miło spedzić przedpołudnie i skonsumować
przy okazji lunch.
Po dwóch  godzinach wymyślania padło na Galerię Mokotówe, która
jest stosunkowo niedaleko od nas.
Jedno jest pewne - trzeba jutro wcześnie wstać, by do 8 rano opędzić
poranne ablucje i zjeść  śniadanie.
Uświadomiłam sobie jak bardzo jednak jesteśmy uzależnieni od prądu.
Zawartość lodówki chyba wystawię na balkon, bo upału nie zapowiadają.
A im będzie mniej w niej produktów tym lepiej zniesie 6-godzinny brak
zasilania.
Nie  wiem jak u Was, ale u mnie dziś było wyjątkowo wrednie - co
chwilę  padało, szybciutko podmarzało i na ulicach, ktorych oczyszczanie
leży w gestii służb miejskich można było nogi połamać.
Na uliczkach osiedlowych czysto,  marznąca breja usunięta,  posypane
wszystko wszystko mieszaniną soli i piasku, pełna kultura.
Nie lubię zimy, nie lubię, nie lubię i już!!!

niedziela, 16 grudnia 2012

******

Na pytanie "co robisz"  mogę tylko jedno odpowiedzieć -  motam się.
Robię  ( w ramach  wymiany) kolię. Wczoraj  wieczorem miałam już
ponad  połowę wyszytą. W pewnej chwili spojrzałam i......chwyciłam za
nożyczki. Nagle wszystko przestało mi się podobać - w moim odczuciu
wygladało ciężko i ponuro. Naprułam się niemiłosiernie, bo do podkładu
mocuję po dwa koraliki, gęściutko obok siebie.
O pierwszej w nocy pozostał na placu boju tylko główny, przyklejony
element.
Dziś  zaczynam od nowa. Jestem rozczarowana  sama sobą. Bolesne.
Taki niewypał!!!
Mam nadzieję, że skończy się na tym jednym pruciu.
I to byłoby tyle na dziś.

sobota, 15 grudnia 2012

Ciastka

Upiekłam te ciastka, na wszelki wypadek zrobiłam je z połowy ilości.
Prezentują się tak zupełnie zwyczajnie. Nabierałam  masę łyżeczka,
i kładłam "kupki" na papierze do pieczenia.
Piekarnik nagrzałam do 200 stopni , wstawiłam blaszkę  na szynę
poniżej połowy wysokości piekarnika, obniżyłam temp. do 180 stopni
i piekłam do zrumienienia.
Ciastka mają jedną wadę -są przepyszne na ciepło i okropnie szybko
znikają nim jeszcze zdążą ostygnąć. Gdy wystygną też są pyszne - mocno
orzechowe.
Następnym razem do ubitej z cukrem piany dodam żółtka,
bo nie mam co z nimi zrobić. Czyli zrobię tak, jakbym
robiła biszkopt, tyle tylko, że zamiast zwykłej mąki dam tę mąkę orzechową.
Wielką zaletą tych ciastek jest prostota wykonania - przygotowanie
składników i ubicie piany zajęło mi raptem 10 minut.

piątek, 14 grudnia 2012

Na mózg mi chyba padło

Postanowiłam zrobić porządki w swoich różnych karteluszkach, których
mam niewyobrażalne ilości.
Całe sterty przeróżnych przepisów na chleby, chlebki, bułki i buły, ciasta
i ciasteczka. Nie wiem po co ja to trzymam, bo bardzo rzadko piekę, a
gotowanie ograniczam do koniecznego minimum.
Najchętniej odżywiałabym się tak jak wtedy, gdy mąż  leżał złożony
niemocą w szpitalu - moim głównym pożywieniem była czekolada o
 ponad 70% o zawartości  cacao , kawa, herbata i zupki Knorra-  na
zmianę rosół lub grzybowa. Prawie nic do mycia, zerowa niemal produkcja
śmieci i kilka kg w dół w ciągu  półtora miesiąca.
Przy okazji znalazłam taki  oto przepis:
"Ciastka z mąki orzechowej"
400 g maki orzechowej,
1 - 1,5 szklanki cukru trzcinowego, 
6 białek ,
szcypta soli.
Wykonanie:
Ubić pinę z białe z ta szczypta soli, pod koniec dodac stopniowo cukier
nadal ubijając, dodać makę orzechową, wymieszać.
Nagrzać piekarnik do 200 stopni, kłaść na blasze wyłożonej papierem do
pieczenia  małe porcyjki.
Piec na złoty kolor.

No i padło mi na mózg - muszę je wypróbować.
Mam mąkę orzechową (z arachidów), ostatnio w niej panierowałam
biusty z kurczaka i było to całkiem smaczne.
A może któraś z Was robiła już te ciastka? Jeśli tak, napiszcie , proszę,
coś o nich.

wtorek, 11 grudnia 2012

Muffinki wytrawne...

czyli z serem pleśniowym i oliwkami.
Gdy jadłam je po raz pierwszy to byłam wielce zasmucona, że wypadło
tylko po 1 muffince  na osobę. I oczywiście wyżebrałam od pani domu
przepis.
Składniki:
10 dag sera pleśniowego, np. camembert,
100 ml śmietany,
3 jajka,
2 łyżeczki proszku do pieczenia,
130 dag mąki pszennej,
4 dag wydrylowanych zielonych oliwek ( ja dałam czarne),
szczypta soli i pieprzu.
Przygotowanie:
Z sera odkroić skórkę, pokroić go w kostkę i odstawić na 1 godzinę.
W międzyczasie pokroić oliwki na drobne kawałki.
Po godzinie dodać do sera śmietanę i rozetrzeć ser  ze  śmietaną na
gładką masę. Wbić jajka i ponownie rozmieszać.
Mąkę  wymieszać z proszkiem do pieczenia, solą i pieprzem.
Wsypać ją do miski z serem i jajkami, dodać oliwki.
Wszystko razem wymieszać. Nakładać do specjalnej blaszki  na
 muffinki, lub do pergaminowych  foremek.
Wypełniać każdą foremkę do3/4 wysokości. Masy jest na 12 muffinek.
Wstawiamy do nagrzanego piekarnika, pieczemy 20-25 minut
w temperaturze 200 stopni.
Można podawać na ciepło lub zimno.
                                              *****
 I obiecana zupa indiańska dla 6 Indian:
680 g pokruszonych orzechów laskowych,
1 duża posiekana drobno cebula cukrowa,
6 szklanek bulionu (może być warzywny), czyli 6 x 250 ml
1 łyżka soli, (płaska)
3 łyżki posiekanej natki pietruszki,
szczypta  pieprzu.
Składniki wrzucamy/wlewamy do garnka i gotujemy na małym
ogniu (jak rosół) przez 1,5 godziny. Po ugotowaniu miksujemy
dokładnie, podajemy z grzankami lub groszkiem ptysiowym.


niedziela, 9 grudnia 2012

Czasami pichcę

Pomiędzy wymyślaniem kolejnego naszyjnika a  kończeniem już  zaczętego,
skonstatowałam, ze już dawno nie  robiłam pieczonego łososia.
A danie może  być śmiało zaserwowane na wigilijną  obiado-kolację.
Nie jest trudne do wykonania i na ogół wszystkim smakuje.

Składniki:
Łosoś w ilości dostosowanej do ilości gości,
2 lub 3 pomarańcze,
pęczek koperku świeżego,
2 łyżeczki miodu wielokwiatowego,
sól, pieprz, musztarda
białe wino , 100ml
masło (prawdziwe), 50 ml,
wywar warzywny,
zagęstnik  do sosów dr.Oetkera lub skrobia ziemniaczana.
Wykonanie:
Pomarańcze pokroić w cienkie plastry, usunąć pestki . Dno brytfanki
wyłożyć połową plastrów pomarańczy.
Koperek elegancko posiekać, wymieszać z masłem, solą, pieprzem i
musztardą.
Porcje łososia ułóżyć na pomarańczach, posmarować powyższą
mieszaniną, przykryć pozostałymi plastrami pomarańczy. Zalać wszystko
wywarem warzywnym. Nagrzać piekarnik, wstawić brytfankę.
Piec 20 minut w temp, 190 stopni.
Po tym czasie wyjąć brytfankę z piekarnika, wybrać łyżką sos, który
powstał w trakcie pieczenia, połączyc go z miodem i winem i krótko
zagotować, dodać zagęstnik, zweryfikować smak, polać sosem
łososia, przykryć formę folią lub pokrywką,
podgrzać w piekarniku.
Smacznego!

sobota, 8 grudnia 2012

Dołek?

Już wiem, dlaczego w niektórych częściach świata biel jest kolorem
żałoby.
Gdy spoglądam przez okno na spowijający wszystko śnieg, ogarnia
mnie smutek i zniechęcenie.
Zdecydowanie nie lubię zimy i wcale nie idzie o to, że zimno, większe
niż zawsze korki.
Tak, biel pasuje do żałoby i smutku.
 Moja ptasia stołówka ma od świtu ogromne powodzenie.
Obudził mnie dziś sen. Śniło mi się, że idę naszym podwórkiem
prowadząc jakiegoś dużego psa, który  nagle  gwałtownie się
zatrzymuje i zaczyna ujadać- w tej samej chwili z drzewa zeskakuje
na chodnik mały, czarny pies.
Sen był tak sugestywny, że aż usiadłam na łóżku. Spoza okna doszłó
mnie natarczywe szczekanie psa - podeszłam do okna i odsunęłam
żaluzje - za oknem  duży, kudłaty pies szczekał na siedzącego na
gałęzi...  czarnego kota.
Podobno nasze sny są wywoływane tym wszystkim co do nas dociera
z zewnątrz gdy śpimy. Mózg to  wszystko przetwarza po swojemu, a na
dodatek daje nam złudzenie, że sen trwał bardzo długo, choć w czasie
rzeczywistym trwał zaledwie kilka sekund.
Miłego weekendu wszystkim życzę!

czwartek, 6 grudnia 2012

Jęczący mix

Zrobiłam sobie choinkę  - to znaczy mini choinkę. Całość ma aż
23 centymetry wysokości  razem z podstawką.
I wcale nie jest zrobiona z żywych gałązek. Bombki są z drewnianych
koralików, a  aniołek z końcówek do naszyjników, 2 "koszyczków"
i perełki. Taka mini choinka  a  zajęła mi  aż 2 godziny.
 A wygląda tak:
                                         ****

Korki jak jasny gwint - to oznaka, że naród przygotowuje się
intensywnie do  świąt. A jechałam w południe, więc nie w
godzinach "szczytu komunikacyjnego".
Gdy tak stoję w korku to rozglądam się jakie to pojazdy stoją
dookoła. Spoglądając na te wypasione bryki trudno uwierzyć, że
jest jakiś kryzys ekonomiczny. Przeważają nowe, duże i b. duże auta,
obowiązkowo z napędem na 4 koła, a w każdym takim wielkim
samochodzie siedzi jeden facet i wiezie powietrze. I pewnie bym się
nie czepiała, bo to jego wydatki na paliwo, nie moje, gdyby nie
zachowywali się jak jedyni użytkownicy jezdni. Większość oszczędza
na kierunkowskazie, przecież jeden z drugim wie, dokąd  skręca, nie
będzie się tą wiedzą dzielił z innymi. Gdy któryś skręca w prawo to
tak bardzo odbija "bryką" w lewo, jakby powoził furmanką. Poza tym.
nie mają zwyczaju wpuszczać  samochodów, które wjeżdżają na trasę
z rozbiegówki.  Powiedziałabym,  że poziom kultury jest odwrotnie
proporcjonalny do wielkości i marki samochodu. Im samochód droższy
i większy tym niższy poziom kultury.
                                        ****
Zastanawiam się, kiedy u nas wprowadzą regularne  badania starych
kierowców. Byłam dziś wstrząśnięta - ze sklepu wywlókł się
mocno stary człowiek, skręcony w chiński  paragraf, z głową zwróconą
w prawą stronę i łypiący zezem spoza okularów i .....poczłapał do
swego samochodu. Z wielkim trudem otworzył drzwi, wsiadał około
5 minut, tę głowę nadal miał przekręconą w prawo, ruszał drugie 5 minut
i odjechał. Mina mego męża -  bezcenna.  Jedyne co z siebie wydusił,
to zdanie -"poczekajmy, niech dalej odjedzie", po czym ruszyliśmy.

                                        ****
Mój młodszy wnuczek spędził 2 ostatnie dni i noce w szpitalu bo
dostał  "rzekomego krupu". Zaczął się  maluszek dusić, więc zięć szybko 
pojechał z nim do szpitala i tam ich zatrzymali. U nas nazywają ten stan
"krupem wirusowym", u nich rzekomym.
Na wszelki wypadek zbadali maluszkowi krew, czy aby nie ma w niej 
bakterii maczugowca błonicy  ( nie ma), potem go  nawilżali, podali
odpowiednie leki i godzinę temu obaj wrócili do  domu. Szpital dał
im do domu inhalator, żeby malca jeszcze w  nocy nawilżać.
Mam nadzieję, że to szybko minie.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Mix "zimowy"

Słucham od rana radia i zaczynam dostawać gęsiej skórki na plecach-
wyobrazcie sobie, że dzieje się coś arcy dziwnego - jest 3 grudnia, a tu
poprószyło śniegiem, nocą  było chyba aż  -3 stopnie, rano szyby aut
były zaśnieżone i lekko zamarznięte. No tragedia, moi mili, rzecz wprost
niespotykana w Polsce. Wszyscy redaktorzy po kolei jęczą i wydziwiają,
zupełnie tak, jakby u nas  zawsze o tej porze roku było +25 w cieniu.
Powiem  Wam szczerze, że poziom dzisiejszych dziennikarzy jest, jak
dla mnie, porażająco niski. Nie dość, że połowa zle mówi po polsku,
nieprawidłowo akcentuje słowa,  to  z byle czego robią  sensację na
skalę światową. Od ósmej rano, co pół godziny słyszę o tej okropnej,
niespodziewanej zimie, tych trudnościach w moim mieście,  w którym
napadało raptem 3 cm śniegu, który na chodnikach  topniał już około
7,30 rano.
                                         ****

No a skoro jest zima, to zrobiłam coś "letniego", czyli ważkę.
Chyba zrobię z niej broszkę.
 Poza tym dorobiłam kolczyki do poprzednio zrobionego liścia
z turkusem. Mam nadzieję, że się  właścicielce liścia spodobają i nie będą
za ciężkie. Zawsze mam  problem z robieniem kolczyków bo ich
po prostu nie noszę. A kolczyki wyglądają tak:




                                              
                                             ****
Po wizycie w jednym z marketów , pomyślałam, że mam szansę na
zrobienie super biznesu. Musze tylko wyciągnąć swoją wieczną
choinkę, potraktować ją spray'em imitującym śnieg, zrobię nawet
kilka gwiazdek z folii aluminiowej i wystawię na sprzedaż. Postawię
obok choinki, która stoi przed kwiaciarnią i kosztuje tylko 300,- zł.
Ja sprzedam taniej, za 250,-zł , nie będę zdzierać. Mój mąż był pewien,
że to pomyłka i nawet poszedł się dopytać, czy ta cena jest prawdziwa.
Pani w kwiaciarni powiedziała,że choinka ma taką cenę bo jest bardzo
dobra gatunkowo i do tego jest już ubrana. Śmiech na sali, kochani.
                                             ****
P.S.
Popełniłam coś "małego" na drugim blogu- niestety jak zawsze jest
to prawdziwa historia. Nie wiem tylko czemu mnie raczej ubawiła
niż zasmuciła. Pewnie to przez ten mój cynizm.