drewniana rzezba

drewniana rzezba

poniedziałek, 29 listopada 2021

Rozpoczął się Adwent

 

Taki kalendarz adwentowy dostałam wczoraj od dzieci. To "herbaciany" kalendarz, każda z 24 herbatek jest inna. Na opakowaniu każdej z nich podana jest temperatura wody, którą herbatę należy zalać oraz  czas parzenia. Dziś rozpoczęłam od herbatki "China Milky Oolong", którą  zalewa się wodą o temp. 75-80 stopni C i parzy się ją od 1 do 3 minut. Trochę masakra dla mnie, bo zwykle zapominam o tym, że sobie zrobiłam herbatę i każda dojrzewa  zawsze baaaardzo długo. Zwykle  za długo.

I uświadomiłam sobie, że czas jakoś szalenie szybko mija i w tym roku będziemy obchodzić już trzecie święta  BN bez obecności mego męża. A świadomość tego boli tak samo jak w 2019 roku. I po raz drugi nie przyjedzie do nas teściowa mojej córki i zapewne  znów będą święta przy Skype.

Na dziś jest zwołane pilne posiedzenie  grupy państw G-7. Ministrowie zdrowia  Francji, Japonii, Niemiec, USA, Wielkiej Brytanii, Włoch i Kanady będą  naradzali się nad przedsięwzięciem wspólnych działań w związku z nowym , ujawnionym wariantem koronowirusa covid-19, nazwanym Omikron. Wspólnie będą się zastanawiać jakie przedsięwziąć obostrzenia, żeby się paskudztwo nie rozprzestrzeniało po świecie.

Wiadomo już jakie są jego pierwsze objawy, są to : zmęczenie, ból głowy, drapanie w gardle, objawy lekkiego przeziębienia.   No i jest równie  zakaźny ów Omikron jak i mutant Delta, choć zdaniem pani dr Angelique Coetzee z RPA, która pierwsza go odkryła u swojego pacjenta,  jest raczej mniej  groźny w  sensie powikłań. Pani dr Coetzee przez ostatnie 8 tygodni już nie miała wśród swoich pacjentów ani jednego przypadku covid-19 i dopiero 22.XI trafił się pacjent uskarżający się właśnie na  zmęczenie, ból głowy itp. objawy. U niego i jego najbliższej rodziny wykryto koronawirusa i poddano próbkę sekwencjonowaniu. No cóż, powiedziałabym, że miłość koronawirusa covidu do ludzi jest naprawdę ogromna.

Wczoraj była pierwsza niedziela Adwentu. Co prawda  trudno by było naszą rodzinę  zaliczyć do osób przypisanych do jakiejś określonej religii, ale pewne tradycje podtrzymujemy, bo się nam podobają. Na przykład dekorowanie mieszkania wieńcem adwentowym, spotkanie rodzinne na wspólnym obiedzie lub obiado-kolacji w pierwszą niedzielę  Adwentu. Tu mam prośbę - oszczędźcie mi czytania uwag w rodzaju, że nie rozumiecie po co my to robimy - ja się  nie  wkręcam  z uwagami na temat po co chrzcicie  dzieci, posyłacie je do komunii itp., po co spotykacie się całą familią przy stole z 13 daniami bożonarodzeniowymi, bo uważam, że macie do takiego działania prawo, to  Wasza sprawa, nie moja. I tak z ręką na sercu, ani mnie to grzeje ani ziębi.


 A tak się prezentuje mój adwentowy "wieniec". Gdy odnajdę gdzie upchnęłam malutkie  bombki to je jeszcze doczepię. Podejrzewam, gdzie są, ale musiałabym się po nie  bardzo mocno schylać, a to mi jakoś szkodzi na kręgosłup. Chyba  się postarzał bardziej niż moja psyche. Poczekam aż wpadnie któryś  z chłopców.

Nie wiem czy Was to zaciekawi, ale dodam jeszcze kilka słów na temat  wieńca adwentowego. Okrągły kształt symbolizuje nieskończoność, gałązki wiecznie  zielonych iglaków są symbolem życia i wspólnoty, 4  świeczki zapalane w kolejne  niedziele symbolizują zbliżanie się do prawdziwej światłości, czyli do  dnia narodzin Jezusa. Nie szkodzi, że wcale nie narodził się tego właśnie dnia- badania  twierdzą, że nastąpiło to kilka miesięcy wcześniej, zapewne w sierpniu. Pierwsza  świeca symbolizuje nadzieję, druga pokój, trzecia radość, a  czwarta- miłość.

Historia  wieńca adwentowego nie jest długa- po raz pierwszy powstał w 1839 roku. Johann Hinrich Wicherna, niemiecki pastor i teolog, prowadził w Hamburgu świetlicę dla sierot. Chcąc umilić dzieciom czas oczekiwania na Boże Narodzenie zawiesił w świetlicy duże koło ,  w którym osadził 24 świece i każdego dnia zapalał wraz z dziećmi 1 kolejną świecę i przy zapalonych świecach wspólnie odmawiali modlitwy. Z czasem zamiast 24 świec zostały 4, symbolizując niedziele poprzedzające Boże Narodzenie. W niektórych regionach każda ze świec ma inny kolor, ale teraz  najczęściej wszystkie są jednego koloru, białe lub czerwone, a wieniec udekorowany jest również szyszkami, bombkami i  maleńkimi świecidełkami.


 A dziś trochę "christmasowej muzyki" w  wersji  jazzowej. Jazz też jest dobry na wszystko, zupełnie jak muzyka Mozarta.

Dobrego nowego tygodnia Wszystkim.





sobota, 27 listopada 2021

OMIKRON ........

                                 ........to nazwa  nowej mutacji  koronawirusa wywołującego covid-19.

No cóż walka z koronawirusem wywołującym covid-19 trwa i wydaje się, że jeszcze długo potrwa.

 Wczoraj o świcie wylądował w Niemczech samolot z RPA i jego pasażerowie swobodnie przemieścili się w różne punkty Niemiec, ponieważ nie były jeszcze ogłoszone  nowe  zalecenia  sanitarne. W związku z tym  osoby, które przyleciały tym samolotem proszone są o zgłoszenie się  na testy i obserwowanie  swego stanu  zdrowia.  Ciekawa jestem ile osób się zgłosi. Ale może sąsiedzi doniosą.

WHO uznaje ten wariant koronawirusa za szalenie zaraźliwy. Na razie na świecie  zachorowało poniżej 100 osób, głównie w RPA i Botswanie. I jak na razie jeden przypadek wykryto w Belgii, u osoby, która powróciła z Egiptu.

Od najbliższej niedzieli wjazd do Niemiec z krajów uznanych za obszary mutacji koronawirusa będzie niemożliwy. Dokładna lista krajów jest dostępna na  stronie www.rki.de, czyli na  stronie Instytutu im. Roberta Kocha- oczywiście dostępna w języku niemieckim. 

Niestety lista ta staje się  coraz dłuższa i są na niej między innymi następujące kraje: Belgia, Austria, Czechy, Grecja, kilka rejonów Holandii, Słowacja,Irlandia, Litwa, Łotwa, Estonia, Bułgaria, Rumunia, Chorwacja. 

Osoby przybywające stamtąd muszą się poddać  obowiązkowej 10-dniowej kwarantannie. Po pięciu dniach mogą wykonać test PCR i jeśli będzie negatywny mogą przerwać kwarantannę. I tu w informacji trafiłam na zabawną rzecz -  w jednej części tejże informacji jest podane, że nawet osoby  zaszczepione muszą się poddać kwarantannie, w dalszej treści "stoi jak byk", że zaszczepionych kwarantanna  nie obowiązuje. I to są skutki oszczędzania na  etatach korektorów  i ewidentnego  braku autokorekcji.

U mnie zimno, w porywach jest aż +3 , a podobno jutro  może spaść deszcz ze śniegiem.  I po co? Ja naprawdę nie marzę o zimie ani o deszczu ze śniegiem.

A na koniec : sondaż przeprowadzony przez YouGov ujawnił, że 69% Niemców chce by szczepienia były obowiązkowe.

A na umilenie zapewne  niezbyt pogodnego wszędzie weekendu proponuję:



Miłego weekendu Wszystkim!!!



środa, 24 listopada 2021

Od dziś w Niemczech......

                                  ........transport publiczny nie jest  dostępny  dla wszystkich.  Ale restrykcje nie skończą się tylko na transporcie. Od dziś, transport publiczny, czyli -pociągi dalekobieżne, regionalne i podmiejskie, metro, autobusy oraz tramwaje będą dostępne tylko dla osób z certyfikatem szczepienia przeciw covid-19 lub aktualnym negatywnym wynikiem testu PCR, który jest ważny 72 godziny. Kontrole będą prowadzone w  trakcie  jazdy pojazdu, nie  w trakcie wsiadania do środka lokomocji.  Za nie posiadanie certyfikatu (ważny jest tylko razem z dowodem osobistym lub paszportem) grożą dotkliwe mandaty. Poza tym  rozważana jest opcja, by każda osoba niezaszczepiona, która  zachoruje na covid 19 i będzie  musiała być hospitalizowana, ponosiła z własnej kieszeni koszty  swego leczenia. Takie rozwiązanie, czyli pokrywania kosztów leczenia  covidu-19 z własnej kieszeni osób dotąd nie zaszczepionych wprowadza Singapur od 8 grudnia. Aktualnie tutaj  szaleje w ramach 4 fali pandemii covidowy mutant, czyli wariant Delta, który jest bardziej zaraźliwy od podstawowego wirusa.

Mnie osobiście podoba się takie rozwiązanie, bo chcę się czuć  bezpiecznie wsiadając do metra lub autobusu lub zamierzając spędzić kilka godzin w pociągu  na dalszej trasie. I tak mam szczęście, że mieszkam w dzielnicy,  której mieszkańcy karnie  drepczą  w maseczkach w sklepach i właściwie od chwili pandemii  poza swoją dzielnicą bywam sporadycznie, a do policzenia ilości  jazdy metrem wystarczą mi palce u rąk.  "Pan od  osuszania" też był zamaseczkowany, chociaż  tak jak  i my  z zięciem- zaszczepiony.

A na osłodę tych wiadomości posłuchajcie i pokołyszcie  się przy kompie do tych rytmów:


I mimo  wszystko - MIŁEGO  DNIA!!!!!

wtorek, 23 listopada 2021

Najbliższe trzy tygodnie.....

                                                   ..... spędzę w tym miłym towarzystwie:

Dziś przyszedł pan specjalista od osuszania zalanych mieszkań.  W pierwszej kolejności poza kolejnością wybił elegancką dziurę w suficie  mojej łazienki i wyglądało to tak:



A teraz, czyli w niecałą godzinę później wygląda  tak:


I najbliższe trzy tygodnie spędzę w takim  modelu  łazienki. W suficie jest wybita elegancka  dziurka, w niej  tkwi,  jak widać na załączonym obrazku, plastikowa rura. Pomiary wykazały, że  wilgotność  tego, co leży na moim suficie = 63%, czyli o 3 % przekracza dopuszczalną wilgotność. Takie samo urządzenie  znajduje  się w łazience sąsiadów. U nich musieli odbić płytkę w podłodze łazienki. I będą te urządzenia pracowały u nas 24 godziny na dobę przez trzy tygodnie. Do naszych obowiązków należy codzienne usuwanie wody z pojemnika znajdującego się w tej większej żółtej skrzynce. Urządzenie jest prądożerne, ale  przy wtyczce do gniazdka jest licznik, który wskazuje ilość pobranego prądu przez to urządzenie. Pieniądze za tę ilość pobranego prądu zostaną nam zwrócone z ubezpieczenia. Ustrojstwo niestety nie jest całkiem  cichutkie, ale i tak mam przykazane, że  drzwi i okno w łazience mają być cały czas  zamknięte. I wszystkie koszty związane z tym "wydarzeniem" będą pokryte z ubezpieczenia.   W sypialni nieco słychać szum pracującego urządzenia, ale nie tak , żeby zbytnio dokuczało. W drugim pokoju już nic nie słychać, bo jest po przeciwnej stronie mieszkania niż łazienka. A poza tym ja tak późno chodzę spać , że ciągle jestem niedospana i mnie byle co  nie budzi. No i mogę w razie czego spać w pokoju dziennym  na  rozkładanej sofie. Albo się przenieść do mieszkania  córki. Ale osobiście nie widzę takiej potrzeby. A poza tym bardzo się cieszę, że chyba  nie będę musiała mieć zdejmowanego tego sufitu w łazience, dziurę po osuszeniu załatają i odmalują sufit.  Oczywiście  cały czas towarzyszył mi zięć i bardzo się ucieszyliśmy z faktu, że po wybiciu dziury w suficie  nie popłynęła z niego woda.  Tu "wyszły plusy"  mojego późnego chodzenia  spać - po prostu trafiłam na sam  początek "potopu". Gdybym,  jak wszyscy normalni ludzie, położyła się spać ok. godziny 22,00 to przez całą noc woda cicho i spokojnie zalałaby mi  mieszkanie.   Na  zakończenie pracy pan sprawnie   mi pozamiatał podłogę, śmiecie  zabierając do "służbowego worka".

Pogoda u mnie kiepściunia, co jakiś czas coś mży, niebo w kolorze  ołowiu a temperatura to raptem +6.

Z dobrych wiadomości - Niemcy najprawdopodobniej pójdą w ślady Austrii i szczepienia p. covid będą obowiązkowe. Nic dziwnego, w Bawarii szpitale muszą ewakuować  chorych, bo braknie miejsc. Tu są kolejki do trzeciego szczepienia - dobrze, że mam je już za sobą, córka i zięć także. To trzecie szczepienie  miałam w komfortowych warunkach, zero tłoku, zero czekania.

A do posłuchania to może coś rozrywkowego? Np. Paganini? Dawno nie było;)


Miłego Wszystkim!



sobota, 20 listopada 2021

Dodatkowe weekendowe atrakcje dla mnie

  Może nie wszyscy jeszcze wiedzą, ale jestem tak  zwany "nocny Marek" i najchętniej chodzę  spać około północy, a często i później. No ale skoro nie mam  teraz  żadnych obowiązków, mieszkam sama, więc   "wolność Tomku w  swoim  domku" - robię co chcę i kiedy chcę.

No i........wchodzę około  północy do łazienki, o godzinie 23,45 (z  wczoraj na dziś) i pierwsze co do mnie  dociera wzrokowo to fakt, że  o krok od drzwi  na podłodze i na półce obok pralki jest wyraźnie  mokro. Zamarłam na moment i pomyślałam, że pewnie padł zawór od rurki doprowadzającej wodę do pralki, bo jak zawsze nie jest ów kran zakręcony, córka mnie pouczyła, że nie ma potrzeby go zakręcać, no chyba, że akurat wyjeżdżam z domu gdzieś poza  Berlin. Nerwowo, z brzydkim  słowem na ustach  schyliłam się  by  ów zawór zakręcić i w tej chwili  poczułam, że mi coś kapnęło na głowę. Wystraszona spojrzałam w górę i........zobaczyłam, że z sufitu, a tak dokładnie z miejsca , w którym jest umieszczona jedna z  lampek sufitowych kapie woda. W związku z tym szybko podstawiłam w to miejsce  miskę i rozejrzałam się już uważniej po suficie - w kilku miejscach był wyraźnie  mokry, a gdy tak się rozglądałam  woda zaczęła kapać i z kolejnego  gniazdka następnej  ledówki, więc w to drugie miejsce podstawiłam  wiaderko, takie  malutkie, 5 litrowe.  Byłam już w stroju nocnym, czyli uroczej piżamce  ozdobionej podobizną Mikołaja  i popadłam w namysł co robić. Do sąsiadów  piętro wyżej to nie mam po co iść,  bo niemiecki to w dalszym ciągu jest dla mnie  równie zrozumiały jak chiński czy też  japoński, więc spojrzałam na zegarek i uprzytomniłam sobie, że dopiero co minęła północ, więc jest szansa, że moi jeszcze nie śpią, bo oni też raczej takie  "nocne  Marki", więc czym prędzej podzieliłam się z nimi radosną nowiną. 

Dotarli do mnie w 15 minut później- jednak  dzieli nasze domy te 450 metrów odległości. Zięć bohatersko poszedł do sąsiadów mieszkających nade mną i dość długo go nie było. Okazało się, że  sąsiedzi już spali, więc  trochę trwało nim się obudzili, ubrali, potem w trójkę  szukali miejsca skąd ta woda  cieknie, ale go nie znaleźli. Widać z tego, że awaria nastąpiła pomiędzy piętrami. Potem sąsiedzi przyszli do mojego mieszkania, ze strachem obejrzeli  "pobojowisko" w  łazience, ale uprzednio zakręcili wodę w  swoim mieszkaniu. Po długich dociekaniach wyszło na to, że  w jednym miejscu deski podłogowe  w ich w kuchni sprawiają  wrażenie wilgotnych, ale woda  nie stoi.  Córka roztoczyła przede mną przerażający  obraz przyszłych wydarzeń, czyli "będzie piekło i szatany", bo będzie  trzeba  zapewne rozkuwać ściany, więc chyba będę zmuszona na czas remontu przenieść się do nich.  

I w tej chwili  wspomniałam niemal z rozrzewnieniem o moim warszawskim betonowym mieszkaniu, w którym ktoś wszystkie rury umieścił w  specjalnym szybie, do którego był swobodny dostęp z każdej kuchni w bloku i znalezienie  uszkodzonej rury  nie wymagało rozkuwania ścian. No ale blok na moim warszawskim osiedlu był oddany do użytku w 1973 roku,  a kamienica, w której mieszkam w Berlinie była budowana  w pierwszych latach dwudziestego wieku. Poza tym, o czym nie wiedzieliśmy, nie wszystkie mieszkania w  czasie  rewitalizacji budynku były przebudowywane. To mieszkanie nad nami nie było przeprojektowane i ma nawet nieco inny rozkład niż  moje - co prawda  te rury to  akurat są pomiędzy ścianami łazienki i kuchni.

Właśnie przed chwilą zatelefonowała do mnie córka i stwierdziła, że "jak amen w pacierzu" czeka mnie  atrakcja w postaci  zdjęcia w mojej łazience sufitu, bo to jest tzw.  "podwieszany sufit", w następnej kolejności  suszenie  tej przestrzeni pomiędzy podłogą sąsiadów a moim sufitem podwieszanym i najbliższe 3 miesiące będę miała same atrakcje a do tego będzie jeszcze  (jak zawsze i wszędzie) kontredans z ubezpieczeniem , bo jak zawsze trzeba ustalać z czyjego ubezpieczenia co będzie płacone, czyli co będzie płacone z ubezpieczenia  kamienicy, co z ubezpieczenia właściciela  mieszkania a co z mojego, czyli najemcy.  No i pocieszyła mnie, że ich własne mieszkanie spółdzielcze w Monachium, w budynku oddanym do użytku w pierwszej dekadzie  dwutysięcznego roku, też przeżyło tajemniczy wyciek wody i dłuugo trwało nim znaleziono  miejsce  awarii a kwestia  kosztów ubezpieczenia  ciągnęła się ze trzy lata.  Jak na razie to najgorzej mają sąsiedzi nade mną, bo mają zakręconą wodę u siebie. I dziś  podobno  odkryli miejsce, w którym zaczęła przeciekać rura. Na razie i tak trzeba  ze wszystkim  zaczekać do poniedziałku.

Nie wiem na ile to pomaga, ale na wszelki wypadek potrzymajcie za mnie  kciuki bym to wszystko zniosła  "po japońsku", czyli jako/tako.

piątek, 19 listopada 2021

Piątkowe wiadomości......

                                                   .......nie zawsze zabawne   ale niestety  życie nie jest wcale  zabawne. 

Zacznę może od czegoś, co mnie osobiście jak na razie mało obeszło - jak wiecie  niedawno były tu wybory parlamentarne i   "naród  wybrał - naród ma". Otóż trzy  frakcje polityczne: SPD, Zieloni i FDP zastanawiają się nad........ kwestią legalizacji konopi indyjskich, które  będą mogły służyć w celach rekreacyjnych.  

Jak dla mnie zastanawiająca jest argumentacja - ktoś policzył i stwierdził, że legalizacja owe roślinki, której portret wam prezentuję:

pozwoli budżetowi zaoszczędzić 1,3 miliarda  Euro rocznie na pracy policyjnej i sądowej, a ponadto pozwoli na utworzenie dziesiątków  tysięcy  miejsc pracy. Przyznam się, że z lekka mnie wbiło w mój komputerowy  fotelik i szczęka mi z lekka opadła. I pomyślałam, że te nowe miejsca pracy to pewnie powstaną w celu  wyprowadzania  młodych ludzi z nałogu uzależnienia od  "maryśki". A wyprowadzanie ludzi z nałogów to praca  długofalowa i zatrudnieni przy tym długo będą mieli mnóstwo pracy.

Jak na dziś, to niemal każdy Land ma  swoje przepisy na ten temat - ogólnie  bazowy przepis głosi, że posiadanie na własny użytek do 6 gram marihuany jest tylko wykroczeniem, a ponad 6 gram - przestępstwem. Ale  (wszystko co ludzkie ma swoje "ALE"), np. w Berlinie  tolerowane jest do 15 gram owej używki, a w Bremie, (jest wydzielonym  landem, jak Berlin), Nadrenii Północnej Westfalii, Nadrenii Palatynacie limit wynosi 10 gramów, w pozostałych  Krajach Związkowych- 6 gramów.

Druga wiadomość - połączy Polskę i Niemcy kolejny most linii kolejowej nad Odrą. Do użytku będzie oddany pod koniec 2022roku,  zastosowana będzie unikatowa technologia z "wieszakami" wykonanymi z włókna węglowego. Mostem będzie pociąg mógł jechać z prędkością 120 km/h. 16.XI b.m. położono  kamień węgielny pod budowę mostu. Pociąg  będzie  kursował na trasie Berlin-Muncheberg-Kostrzyń.

A poza tym - poza tym kiepsko, czwarta  fala pandemii, czyli wariant "Delta" koronawirusa covid-19 atakuje i to dość  gwałtownie. Ponieważ w 8 powiatach niemieckich  tygodniowa liczba zachorowań na 100 tysięcy  mieszkańców sięgnęła już nawet nieco ponad 1000 osób zaczyna obowiązywać zasada 3G w pracy i transporcie publicznym - 3G oznacza:  geimpft, genesen, getestet  -  czyli zaszczepieni, ozdrowieńcy po  wyleczeniu covidu, przetestowani z wynikiem negatywnym. 

Obowiązkowe szczepienia będą musieli przejść wszyscy pracownicy szpitali, placówek opiekuńczych i mobilnych służb opieki. W domach seniora i opieki - pracownicy i osoby odwiedzające pensjonariuszy będą codziennie testowani. Ponieważ jest tak wiele zachorowań pracodawcy  muszą gdzie tylko się da umożliwić swym pracownikom pracę  zdalną. Pomoc finansowa dla przedsiębiorstw  zostaje przedłużona  o dalsze 3 miesiące.

Trzecia dawka  szczepionki, zgodnie z zaleceniami "Stiko" (ośrodek zajmujący się dopuszczaniem i stosowaniem  szczepionek w Niemczech) ma być już dla wszystkich osób powyżej 18 roku życia - zalecenie to ma być wprowadzone  ze skutkiem natychmiastowym w Badenii Wirtembergii.

Ponieważ aktualnie najwięcej  zachorowań jest w Bawarii  wprowadzono tam  godzinę policyjną w gastronomii - restauracje, bary, kluby będą zamknięte od godziny 22,00.  W placówkach gastronomicznych  "obłożenie sali" nie  może przekraczać 25%.  Obostrzenia dotyczą też spotkań osób z  dwóch różnych gospodarstw - spotkać się może tylko 5 osób, jeżeli w tym gronie będą osoby niezaszczepione.  Zasady 2G i 2G+ obowiązują u fryzjera, uczelniach, centrach edukacji dla dorosłych.  Na imprezach sportowych i kulturalnych może  być zajęte tylko 25% miejsc, obowiązuje  zasada 2G+.    W powiatach,  w których poziom  tygodniowy zachorowań przekroczy 1000 wszystko będzie  zamknięte oprócz żłobków, przedszkoli i sklepów.  A w sklepie ilość klientów nie może przekroczyć  1 osoby na 20 metrów kwadratowych sprzedaży.

Niewesoło jest też w Austrii. Rząd austriacki chce od 1 lutego 2022r wprowadzić przymusowe szczepienia całej populacji. Odmówienie szczepienia spowoduje  karę w postaci wysokiej grzywny lub nawet  więzienia. Od przyszłego tygodnia w Austrii ma być całkowity  lockdown, przestaną być uznawane szybkie  testy antygenowe, obowiązywać będą testy PCR. 

A do posłuchania  coś starego:


Miłego weekendu Wszystkim;)

                                                                                                                                                                    

 

wtorek, 16 listopada 2021

Byłam wczoraj w.........

 ......... niestety nie  w operze ani nie w  filharmonii.

Byłam w konsulacie RP. Październik to miesiąc, w którym ZUS żąda dowodu, że emeryt, któremu jeszcze łaskawie wypłacają emeryturę  - żyje. Aby to udowodnić należy wypełnić  przysłany przez ZUS  druczek, a podpis na nim złożyć wobec urzędnika mającego prawo do potwierdzania podpisu.  Uznawane jest potwierdzenie  albo p. Konsula RP lub urzędnika  z ratusza  dzielnicy, w której się mieszka. I do jednego miejsca i do drugiego  mam porównywalną odległość  ok. 6 kilometrów, ale  do  polskiego konsulatu nie muszę się umawiać w tej akurat sprawie mailowo na konkretną datę i godzinę   a w urzędzie  miejskim najbliższy wolny termin był na połowę grudnia, a ja muszę odesłać druk do  ZUS-u w ciągu 1 miesiąca.

Ostatnio jakoś pogorszyło mi się zdróweńko, zwłaszcza pod względem ortopedycznym. Nie da się ukryć, że dość sporo miałam  w życiu różnych kontuzji i teraz  wszystko zaczyna  intensywnie się odzywać a ja bardzo nie lubię  funkcjonować na środkach przeciwbólowych, które  do najzdrowszych  tabletek nie należą.

Konsulat RP jest czynny 4 dni w tygodniu od godz.9,00 do 14,00, jeden dzień w tygodniu od 13,00 do 18,00. I z tego co wiem, to w dzień gdy jest czynny od godziny 13,00 są  tłumy interesantów, natomiast w pozostałe dni jest spokojnie. A że czas nieco naglił, zdecydowałam się wczoraj na  wyprawę po stwierdzenie wiarygodności  mojego podpisu.  

Gdy zajechałam taksóweczką pod Konsulat  lekuchno poczułam chęć zawrócenia - pod bramą ogrodzenia Konsulatu stało ze 6 osób, co oznacza ni mniej ni więcej dość długie czekanie, nawet jeśli nie wszyscy potrzebują stwierdzenia  wiarygodności podpisu.  Po kilku dzwonkach z budynku wyszedł z grobową miną pan strażnik - 195 cm wzrostu, mars na  obliczu i ani chybi trzycyfrowy wynik na  wadze.

Obrzucił grupkę interesantów wzrokiem i zapytał niemal uprzejmie pierwszego z brzegu  interesanta  " a pan po co tu przyszedł?" Wysłuchawszy jednym uchem o co petentowi biega, pokazał mu, że  "ooo, tu na  tej tablicy ma  pan wszystko napisane, a jeśli pan zgubił wszystkie dokumenty w  kwietniu a dopiero teraz przychodzi w sprawie nowych, to musi się pan wpierw telefonicznie umówić na jakiś termin. Ale ja nie mam telefonu - stwierdził ze smutkiem petent.  Cerber warknął - "ale pewnie ma ktoś ze znajomych, to od niego pan zadzwoni do konsulatu i umówi się na  jakiś termin". I to było najzwyklejsze  spławienie człowieka, bo dodzwonienie  się do tutejszego konsulatu  graniczy z cudem - po prostu nikt  nie odbiera telefonu. Gdy powiedziałam cerberowi, że ja tylko po potwierdzenie  autentyczności mego podpisu przyszłam, doszedł do wniosku, że wpuści mnie zaraz, gdy tylko wyjdzie któryś z interesantów, bo wewnątrz może przebywać tylko 5 interesantów. I rzeczywiście, gdy chwilę później wyszedł jakiś pan z dzieckiem, zostałam  wpuszczona przez  bramę, sprawdzono mi zawartość torebki i przeszłam jeszcze przez bramkę kontrolną, a następnie pan mnie poprosił bym uważnie schodziła po schodach do piwnicy, w której  urzędują pracownicy "bezpośredniego kontaktu" z petentem. 

Nie da się ukryć, że Konsulat RP ma naprawdę kiepskie  warunki do pracy. Osoby mające  bezpośredni kontakt z interesantami wciąż wędrują pomiędzy  pomieszczeniem piwnicznym, w którym są przyjmowani interesanci  a resztą pomieszczeń Konsulatu, czyli  muszą z tej  piwnicy wyjść  na górę, często przejść przez podwórze do innego budynku. I tak naprawdę wszystko ogromnie długo trwa. Konsulat ma wspólną posesję z ambasadą  RP i obie placówki mieszczą się w bardzo ładnej i drogiej dzielnicy Grunewald.


 

Na górnym zdjęciu jest widoczny  budynek naszej  ambasady, poniżej miejsce,  w którym kiedyś była nasza ambasada , na Unter den Linden, w centrum miasta. Jak niemal wszystkie ważne budynki w okresie NRD była budowana z użyciem azbestu, więc podobnie jak inne  budynki została rozebrana  doszczętnie. Nowy budynek ma kosztować 60 mln €. I będzie  stał w tym miejscu, gdzie był stary. Nie mam nawet bladego pojęcia  kiedy on powstanie. Projekt znalazłam na YT, wiem , że sam projekt powstał w 2012r i w  dopiero w 2020 r podpisano umowę na jego wykonanie.


Dla mnie lokalizacja jest o niebo lepsza, bo będę tam mogła dojechać  dwiema liniami metra, bo wreszcie oddano w tym roku nową linię  metra pod Unter den Linden. Tyle tylko, że  każda budowa ileś  lat trwa i być może już będę na pozycji bohatera nowelki  pt. "Jaś nie doczekał". Nie feler, inni będą mieli lepszy dojazd.

Wczoraj wyczytałam, że brytyjska firma  Emergex rozpoczyna  badania kliniczne nowej szczepionki p.Covid 19, która będzie w postaci ... plastra. Szczepionka ma zapewnić ochronę na dziesięciolecia, dzięki wykorzystaniu limfocytów T do zabijania zakażonych komórek. Wiadomość podał brytyjski dziennik The Guardian.Wstępne wyniki są spodziewane w czerwcu 2022r, a sam preparat  może być dostępny od 2025 roku. I, co dość  ważne- nie będzie wymagał przechowywania w bardzo niskich temperaturach jak obecna szczepionka Pfizera, może być kilka miesięcy przechowywany w temperaturze pokojowej. Co prawda niektórzy naukowcy powątpiewają czy limfocyty T "same z siebie" rozpoznają zakażone komórki, no ale bądźmy dobrej myśli, zawsze  można jeszcze połączyć  dwie różnie działające szczepionki.  Poza tym  ta sama firma rozpoczyna  badania nad szczepionką przeciw dendze, którą wg WHO jest zagrożona połowa ludzkości, a na którą wciąż nie ma szczepionki.

No to pozostało mi już tylko odstanie w kolejce by nadać list polecony do ZUS-u, więc idę  to  zrobić. Nie powiem, żeby pogoda mnie  zachwycała, no ale nie pada, jest +7 i jakoś tak szaro.

 I dla osłody dnia:


Miłego dla Was



 

sobota, 13 listopada 2021

Za oknem......

                    ........niestety jesień. 

Po drugiej stronie mej ulicy klony prezentują swe nagie  gałęzie. Tylko dęby burgundzkie pod moimi oknami szeleszczą brązowymi, lekko zwiniętymi  liśćmi, z którymi rozstaną się dopiero gdy będzie nadchodziła  wiosna. Pierwsze oznaki wiosny w tym mieście to masowe spadanie "orzeszków" platanów i  gubienie przez burgundzkie dęby liści.  W Berlinie jest naprawdę sporo platanów, a to drzewa które potrzebują duuużo wody, więc "ciut" mało są praktyczne teraz, gdy Europa pomaleńku stepowieje. Ale one były sadzone wiele, wiele lat wcześniej, gdy nikt nie podejrzewał, że zmieni się klimat. Mam niedaleko domu kilka bardzo starych platanów, a ten to mój ulubiony, ale  niestety nie wchodzi mi cały platan w obiektyw, bo stoi na wewnętrznym podwórzu bardzo niedużego osiedla i sięga ponad dachy 5-piętrowych budynków, wybudowanych jeszcze przed II wojną światową.



A poniżej jego "orzeszki" , ich zdjęcie  robione jeszcze w sierpniu.

Wyczytałam dziś wiadomość, że władze Monachium chcą natychmiast przyjąć uchodźców z polsko- białoruskiej granicy i apelują o skierowanie uchodźców bezpośrednio do Monachium.  W 2019 roku Monachium ogłosiło się  "bezpieczną przystanią" i jest zaangażowane w pomoc uchodźcom na zewnętrznych granicach UE i Afganistanu. Wspiera też migrantów przybyłych do Europy przez Morze Śródziemne. Bawaria to wielce  katolicki  Land i jakoś inaczej pojmują obowiązki  katolików wobec bliźnich niż  katolicy w Polsce.

 Dopiero co pisałam Wam o podwyższeniu mandatów za wykroczenia  drogowe w Niemczech, dziś prasa zadbała, bym równiez rozszerzyła swą wiedzę o nowe  przepisy z tej materii w Polsce.

Tu nowy taryfikator już wszedł w życie, w Polsce, podobno po wielu dyskusjach, nowy taryfikator będzie obowiązywać od 1 stycznia - wiadomości pochodzą z Moto.serwis.pl.

Po pierwsze od stycznia  będzie można "zarobić" nie jak dotąd 10 punktów  karnych, ale aż 15. Wydłuży się też termin ich przedawnienia - umorzone mogą zostać dopiero po 2 latach, ale tylko wtedy, gdy kierowca uiści  nałożoną  za nie karę finansową. Jeśli  nie ureguluje rachunku - owe punkty karne pozostaną z nim na zawsze.  A te 15 punktów karnych  można uzbierać za:

1.   spowodowanie wypadku w ruchu lądowym   - i tu się zastanawiam jak można samochodem spowodować wypadek w powietrzu lub na wodzie;

2.   prowadzenie pojazdu po  alkoholu;

3.   omijanie   pojazdu ustępującego pierwszeństwa pieszym;

4.  wyprzedzanie innego pojazdu na przejściu dla pieszych lub bezpośrednio przed nim;

5.  nieustąpienie pieszym  pierwszeństwa  na przejściu;

6.  naruszenie  zakazu wyprzedzania na przejazdach rowerowych i bezpośrednio przed nimi;

7.  nie  zastosowanie się do sygnałów zobowiązujących do  zatrzymania pojazdu celem przeprowadzenia kontroli drogowej;

8.  przekroczenie obowiązującej szybkości 50 km/h . 

 Tyle w dziedzinie punktów karnych. Generalnie w tej materii wystarczą dwa poważne wykroczenia aby przekroczyć limit i stracić prawo jazdy.

W kwestii wysokości mandatów przekroczenie limitu prędkości obowiązującej na danej drodze o 30 km/h  będzie kosztować kierowcę 800 złotych polskich.  I tu chyba nowość: jeżeli w ciągu kolejnych dwóch  lat kierujący pojazdem popełni to samo wykroczenie to wysokość kary wzrośnie, ale nie podano o ile złotych.

A na poprawę humoru może posłuchacie:


albo:

Miłej, spokojnej  niedzieli dla Was!

czwartek, 11 listopada 2021

Dzień jak co dzień.....

                                ......choć to w Polsce Dzień Niepodległości.

Odnoszę  nieodparte  wrażenie, że polski naród nałogowo wpada swymi wyborami co i rusz w tarapaty.

Przed momentem obejrzałam  na FB filmowy reportaż z dnia poprzedniego, dotyczący akcji protestacyjnej. Cieszy mnie, że wreszcie do akcji dołączają młodzi ludzie, a nie tylko moje pokolenie, które przeprowadziło transformację  gospodarczą i polityczną w Polsce. Zapewne część z Was oglądała tę akcję na FB, ale być może  że nie, więc słów kilka napiszę o tym. 

Wczoraj, o godz. 23,30 grupka nieliczna patriotów (tych prawdziwych  a nie  niejakiego Bąkiewicza) na górze fasady Galerii Kordegarda, która jest usytuowana  na przeciwko Pałacu Prezydenckiego, wywiesiła dwa banery: jeden z banerów miał napis: "Kaczyński rękoma Glińskiego finansuje faszystów Bąkiewicza",  a drugi głosił: "Dość faszyzmu pod płaszczem patriotyzmu". Czyli oba banery głosiły samą prawdę.  Przed Pałacem zgromadziła się naprawdę niewielka grupa młodych ludzi, dwóch osobników płci męskiej weszło po rozkładanej drabinie  na dach budynku Galerii i zainstalowało banery, do drabiny wciągniętej na dach przymocowali naszą flagę narodową i w pewnym momencie któraś z osób przebywających na dachu zapaliła świece dymne emitujące nasze barwy narodowe.

I zaraz potem zaczęła pojawiać się policja- wpierw jeden samochodzik osobowy, potem dwa kolejne, w końcu  przyjechały trzy  tak  zwane "suki" (uważam tę nazwę za obraźliwą dla psich samiczek) i na samym końcu trzy samochody straży pożarnej i samochód strażacki z podnośnikiem. Z jednego z samochodów wyciągnięto węże by zapewne polewać pożar, którego nie było. Policja  wpierw oczyściła "przedpole", czyli usunęła osoby zgromadzone po obu stronach ulicy  z miejsca równego długości  dziedzińca Pałacu, następnie "na raty" wzniesiono w koszu policjantów wyposażonych w sprzęt "wysokogórski". Na dachu przebywały w sumie 4 osoby protestujące, które zostały zatrzymane, wbrew temu, że wpierw policja  zapewniała, że tylko zostaną spisane a nie będą zabrane na komisariat. Banery zostały zdjęte, nieznany natomiast jest los drabiny oraz  naszej flagi narodowej.

Miałam dziś jechać do naszej  ambasady by mi poświadczyli mój podpis na druku ZUSowskim, ale zrezygnowałam. Nie wiem czy i tam  nie spotkałabym osób protestujących i moja wyprawa spełzła by na niczym.  Zrobię to jutro. No a skoro jesteśmy przy banerach:      jak widzicie na zdjęciu jest Brama Brandenburska, a na dole baner z podziękowaniami dla polskiego rządu za ochronę dla Niemiec. Nie mam  nawet bladego pojęcia kto ten baner, dwujęzyczny,  wczoraj rozpiął. Niemcy dobrze wiedzą, co się dzieje na granicy polsko-białoruskiej i zdają sobie sprawę, że trzeba Polsce w tym przypadku pomóc. Pozostaje tylko pytanie, na które nie znam odpowiedzi- czy ten obecny rząd jest przytomnym partnerem do jakichkolwiek rozmów.

Zdjęcie nie najlepsze, za co przepraszam, ale robiłam je smartfonem z.....gazety.

I jeszcze coś - tu szaleje  covid, a tak dokładnie  jego zmutowana wersja delta. I teraz czymś ucieszę gorących przeciwników szczepień - ci co są już całkowicie  zaszczepieni albo nie chorują  wcale albo bardzo lekko, bo mają multum różnych  dotąd nie ujawniających się chorób. A ci zaszczepieni, którzy nie  chorują mogą być "bezobjawowi" i przekazują wiruska innym, sami nie chorując.  Stało się źle, bo w wielu landach ci zaszczepieni przestali zupełnie przestrzegać zasady noszenia masek tam, gdzie jest bliski kontakt z innymi.  

Nie wiem jak w Polsce, ale tu cały czas pisali, że pomimo szczepienia nadal mamy zachowywać wyższy poziom  higieny i w przestrzeni zamkniętej nadal używać masek i zachowywać odstępy. W tej chwili była pani Kanclerz, która teraz , do czasu uformowania się nowego rządu pełni nadal ten obowiązek, zwołuje na najbliższe dni posiedzenie wszystkich premierów Landów by podjąć kroki ochronne. Ale za wszelką cenę chcą utrzymać dzieci w szkołach. No cóż, życie nie jest jednak romansem.

No to tyle z okazji Dnia Niepodległości- na szczęście słonecznego, choć jest raptem 5 stopni ciepła.


wtorek, 9 listopada 2021

Już o tym wspominałam....

 ......ale ponieważ  w dalszym ciągu sporo osób przyjeżdża do Niemiec  samochodami to przypominam: w tych dniach wchodzi w Niemczech w życie  nowy taryfikator  mandatów za wykroczenia drogowe.

1. -   za parkowanie w miejscach objętych zakazem  zatrzymywania się  kierowca  zapłaci 55€ , zamiast dotychczasowych 15€.

2.-  przekroczenie szybkości w terenie zabudowanym o 16 do 20 km /godz. pozbawi kierowcę 70 € 

3. -jazda w terenie, na którym jest ograniczenie prędkości do 50km/godz  z prędkością    powyżej 90 km od teraz kosztuje  400€ a nie  200€  jak dotychczas.

4. - zaparkowanie na miejscu dla inwalidy - 55€ z kieszeni, dotychczas stawka była 35€

5.- zaparkowanie w miejscu dla  pojazdów uprzywilejowanych - 100€.

6.- nowość- parkowanie na miejscach przeznaczonych dla samochodów elektrycznych oraz samochodów z car-sharingu pozbawi winnego  55€.

7.- nie utworzenie korytarza  ratunkowego lub jazda nim to od 200 do 300 €

8.- blokowanie ścieżek rowerowych oraz parkowanie na chodniku kosztuje 100€ - dotychczas kara była 25€.

9.- jazda na tzw. "ryczącym silniku" to wydatek 100€.

I jeszcze jedno przypomnienie- jeśli w czasie pobytu w Niemczech trafi Wam się mandat i nie uregulujecie go, to jest więcej niż pewne, że gdy przyjedziecie do Niemiec następnym razem a  trafi się Wam po drodze kontrola policji, to będziecie musieli natychmiast tę zaległość uregulować, a jeśli nie  będziecie mogli tego zrobić to zgarną  Was do więzienia. Fama głosi , że są lepsze  od polskich.

Poza tym uprzedzam - radary czuwają i robią naprawdę świetne zdjęcia. O wiele lepsze niż fotograf w  Polsce do Dowodów Osobistych.Tu  szosy bywają patrolowane również dronami, bo wciąż jest mało ludzi w policji.  I nie wystraszcie się prostokątnych słupów pomalowanych na  ciemnoniebieski kolor ze sporą ilością małych okieneczek-  urządzenia w nich umieszczone testują  ruch samochodów ciężarowych, jego natężenie. Radary mają gustowny szary kolorek.   Korytarze ratunkowe są we wszystkich tunelach, więc miejcie oczy otwarte i nie  skaczcie z radości, że "środkowy pas jest pusty"- to jest właśnie pas dla ratowników. Ostatnio widzieliśmy jak jakiś debil radośnie nim popruwał  wzbudzając uśmiechy politowania innych kierowców wlokących się  nieco przeciążonym pasem.  Na wysokości Berlina część autostrad "robi" za miejską obwodnicę, która wciąż jest w stanie  budowania się i w związku z tym szybkość jest tu ograniczona do 80, a miejscami do  120 km na godzinę. 

"I to byłoby na tyle", jak mawiał klasyk w "60 minutach na godzinę."


poniedziałek, 8 listopada 2021

Pandemia pandemią......

                              ...... a życie się  jakoś się toczy, choć czasem z lekka kulejąc.

 Jak już niektóry wiedzą,  mam lekkiego świra na punkcie tanga argentyńskiego - lubiłam je  tańczyć i lubię oglądać  moje ulubione dwie pary argentyńskie-  Roxanę Suarez i Sebastiana Achavala oraz  drugą parę- Ariadnę Naveira i Fernanda Sancheza.  Obie pary są rodem z Argentyny, ale  mieszkają w Europie - Roxana i Sebastian  w Barcelonie, Ariadna i Fernando we Włoszech. Ariadna i Fernando udowodnili światu, że taniec i macierzyństwo można z powodzeniem pogodzić i często oglądając ich filmy nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że Ariadna nieomal wprost z parkietu pędziła na  salę porodową. Tym sposobem już mają troje pociech, systemem  niemal "rok  po roku". Natomiast  Roxana i Sebastian mieli nawet definitywnie się  rozejść, o czym mówili otwarcie przed kamerami podczas jednego z wywiadów, a kilka dni temu oczęta  mi wyszły na wierzch, gdy przeglądałam ostatnie filmy, bo wygląda to tak:




A tak tańczyli  tego lata w Warszawie i również w Kijowie.


Bardzo mi się już marzy powrót do normalności bezmaseczkowej, ale  mam świadomość, że najwcześniej może to być wiosną  następnego roku. O ile  Kosmos nie obdaruje nas jakąś następną pandemią.  Szkoda, że nie może na ludzkość spaść pandemia mądrości i zdrowego rozsądku!

A do posłuchania dziś proponuję


Miłego nowego tygodnia Wszystkim!

P.S.  

Filmiki oglądajcie na YT.


niedziela, 7 listopada 2021

Wczorajszy wieczór......

                                        ...... spędziłam w Filharmonii Berlińskiej, która w trakcie przerwy w koncercie

wyglądała tak:

 a  od strony ulicy prezentuje się tak:

Wszystkie miejsca były na widowni zajęte, czyli 2 215 miejsc i.......uwaga moi Rodacy - wszyscy słuchacze, co do jednego, siedzieli cały czas w maseczkach i to bez względu na wiek.

Architektem głównej sali koncertowej był Hans Schauron, urodzony w Bremie, który swe dzieciństwo spędził w  Bremerhaven, mieście  nie za wielkim, ale  za to związanym  mocno ze statkami. 

Zanim Schauron przystąpił do projektowania, bardzo bystro obserwował ludzi słuchających muzyki poza salami koncertowymi. Zauważył, że najczęściej ludzie umieszczają muzykę w kręgu , słuchacze otaczają śpiewającego lub grającego na jakimś instrumencie  artystę, zanikają podziały na  "lepszych i gorszych", nie tworzą  żadnych barier. I te obserwacje zastosował w swym projekcie. Nie ma  tu  żadnej bariery oddzielającej wyraźnie orkiestrę od widowni. 

W pierwszym momencie projekt został  bardzo skrytykowany, ale bardzo spodobał się ówczesnemu dyrygentowi, Herbertowi von Karajanowi. Podobno  Karajan napisał nawet  list do władz Berlina, że jeżeli Filharmonia nie  będzie wybudowana wg tego wspaniałego projektu Schaurona, to on natychmiast porzuci orkiestrę filharmonii berlińskiej. Złośliwi twierdzili, że Karajan był dość samolubnym typem lubiącym mocno brylować i dlatego tak  bardzo popierał projekt, bo wtedy byłby w centrum zainteresowania.

Sufit głównej sali koncertowej jest  na wysokości ponad 20 metrów. Gdy stanie się pośrodku miejsca dla orkiestry, przy odrobinie  wyobraźni można się  poczuć jak w dolinie otoczonej wzgórzami o różnej wysokości.  Te wszystkie zwisające z sufitu "akcesoria" mają  znaczenie dla akustyki sali. Co ciekawe, właściwie  wszystko co się tu znajduje jest podporządkowane akustyce- nawet rozmiar oparć foteli, który jest zależny od ich usytuowania na sali. Na dole  sali są one  niższe, na samej górze dużo wyższe.  W transmisji dźwięków  biorą udział nawet obudowy reflektorów nad sceną, pełniąc też i drugą funkcję - ozdobną. Niewątpliwą  ciekawostką jest fakt, że bez potrzeby  opuszczania widowni można swobodnie przemieszczać się pomiędzy sektorami. Umożliwiają to liczne schody z metalowymi poręczami, co niektórzy kojarzą z wpływem na Schaurona jego dzieciństwa spędzonego w mieście,  w którym królowały statki.

Z uwagi na 4 falę pandemii musieliśmy siedzieć w maskach ( nie wiem jak będę żyła bez maski), widzowie zostali podzieleni  na różne  grupy , by przy szatni nie było w tym samym czasie zbyt wielu osób na raz. Przy wejściu sprawdzano nam świadectwa szczepień  skanerami  oraz  dowody osobiste.

Samym koncertem byłam ciutkę rozczarowana- najwięcej   było takiego prawdziwego flamenco, tanga były "cieniutkie", no bo co to za tango gdy gra tylko pianista, kontrabasista, bandoneonista, 2 gitary i perkusista. Takie prawdziwe tango wymaga jednak orkiestry, w której są też i skrzypce. Poza tym para taneczna nie błyszczała. No ale ja jestem rozbestwiona.  Miałam  nadzieję, że zagrają "Libertango"  Piazzolli, z solówką  bandoneonu:

Moim koncert się podobał, Młodszy cały czas  "pracował" rękami - wszak on  uczy się  nadal gry na gitarze.

Lubię bywać w berlińskiej  Filharmonii - spędziłam już tu kilka miłych koncertów noworocznych, w których brał udział mój starszy wnuczek, gdy śpiewał w Mozartowskim Berlińskim Chórze Dziecięcym.

Teraz  bardzo chcemy "upolować" bilety na koncert przy świecach. Tym bardziej, że w programie ma być Vivaldi i jego  "Cztery Pory Roku". Może być trudno, bo sala jest nieduża.     




wtorek, 2 listopada 2021

Nihil novi........

                           .........a może prawie nic nowego.

W niedzielę byłam z własnym zięciem w Centrum Szczepień (6 minut drogi od domu jeśli jedzie się ode mnie  autostradą) i oboje  zaszczepiliśmy się - on dodatkową szczepionką, bo pierwszą  miał  szczepionkę J&J i tym razem dostał Pfizera, ja trzecią dawką Pfizera. I od ręki dostaliśmy eleganckie wydruki,że mamy komplet szczepień no i oczywiście wszystko wgrane jest też na smartfona.

Pan doktor, który nas  szczepił ( bo tu injekcji dokonują lekarze, nie pielęgniarki) wpierw swym masywnym kciukiem sprawdził, gdzie mam ten wątły mięsień, w który  należy wstrzyknąć szczepionkę, a po zaszczepieniu nas obojga uciął sobie dość długą pogawędkę z moim  zięciem, na końcu przepraszając go, że tak się rozgadał. Ja natomiast zastanawiałam się, patrząc na niego, jak lekarz może być taką antyreklamą zdrowia - pan  miał na  moje oko ze 175 cm wzrostu  i wyglądał niczym olbrzymia  beczka w której leżakuje whisky. Patrząc na niego pomyślałam , że musi chyba wszystkie swe ubrania mieć robione na  zamówienie.

Tym razem miałam "reakcję poszczepienną" - każda zmiana pozycji ręki była okupiona bólem no i nawet "zagorączkowałam" aż do 37,8 stopni. Dla mnie to naprawdę już gorączka, bo ja normalnie, na co dzień, mam obłędną temperaturę 35,0 do 35,5  podczas gdy normalni ludzie mają  temperaturę 36,4.  A gdy piszę, że jestem świrówa  to nikt niemal mi nie wierzy.  W związku z tym sięgnęłam po najlepsze dla mnie lekarstwo - poszłam po prostu spać.  Pospałam grzecznie 12 godzin i już wróciłam  niemal do normy.

Jakoś w tym roku nie odnotowałam Halloweenowych zabaw dzieciaków, chyba  z uwagi na  pandemię wbito im do łebków, że nie ma  latania po cudzych mieszkaniach.

Teraz okazuje się, że podanie drugiej  dawki szczepionki w zaledwie dwa tygodnie po pierwszej dawce było błędem w sztuce medycznej, bo przez dwa tygodnie  nie wytworzyła się szczepionym odpowiednia ilość przeciwciał. No niestety w tej sytuacji była cała "armia" mieszkańców wszelakich domów opieki i spokojnej starości i część społeczeństwa, np. ja. Poza tym wyartykułowano przypomnienie, że szczepionka przeciw  "covid-19" nie chroni przed "grypą sezonową", więc należy się szczepić przeciw  grypie. Ale to wiem i bez nich i już miesiąc wcześniej się zaszczepiłam.

Dziś wyczytałam radosną wiadomość, że już na wiosnę przyszłego roku będzie  można ogłosić w Niemczech, że pandemia  koronawirusa się skończyła.

Znów muszę udać się do  Polskiego Konsulatu, by udowodnić ZUS-owi, że jeszcze  żyję i należy mi się w dalszym ciągu moja renta rodzinna. Dobrze, że taka radocha jest tylko raz do roku.

I coś  co mnie rozbawiło. We Wrocławiu, w  "Oknie Życia", nad którym sprawują opiekę siostry zakonne "boromeuszki" znalazł się  zaklinowany pijany w trupa  dwudziestolatek.  Owo Okno Życia  duże nie jest, jego rozmiar pozwala tylko na umieszczenie w znajdującej się w środku kuwecie noworodka. Wezwani przez zakonnice policjanci nie mogli się nadziwić, jak się w to nieduże okno wpasował ten młody człowiek. Niestety był tak pijany, że nie mogli od ręki rozwiązać tej zagadki, bo biedak zupełnie nie kontaktował.

A na koniec- lekarze , na podstawie obserwacji  ustalili, że zakażenie  covidem-19 daje u wszystkich pacjentów takie same dolegliwości w niżej wymienionej kolejności:

1. gorączka,   2. kaszel,    3. duszność,    4. ból mięśni,  5. nudności,   6. rozstrój żołądka,   7. wymioty.

I chociaż szczepienie nie uchroni Was w 100% przed zachorowaniem, to  uchroni Was przed ciężkimi powikłaniami, a  głównie przed uszkodzeniem   miąższu płuc i śmiercią.

A dziś pokażę Wam miejsce, do którego chciałabym znów powrócić.



Przed nami długie jesienne wieczory, więc można już zacząć marzyc o przyszłych letnich wyprawach.