źle ani upojnie dobrze.
Słucham muzyki Wolfganga Amadeusza Mozarta i wspominam swój
króciutki pobyt w mieście-salonie czyli w Salzburgu.
Nie wiem co z tym Mozartem, ale jego muzykę mogę słuchać godzinami,
jakoś się przy niej regeneruję.
Mam wrażenie, że urok tej muzyki uwiódł też starszego Krasnala, który
w wieku 10 miesięcy uwielbiał słuchać fragmentu jego sonaty fortepianowej
No 11 in A major Alla Turca, zwanej popularnie "marszem tureckim" .
Miałam wtedy jej fragment wgrany w komórkę w charakterze "dzwonka" i
mały rozpromieniał się ilekroć ją słyszał.
Byłam w Salzburgu bardzo dawno, bo w 2005 roku. To był bardzo męczący
wyjazd.
Z Monachium jechałyśmy autobusem nad jezioro Wolfgangsee.
Droga piękna, z Alpami w tle.
Na przystani Ried-Falkenstein weszłyśmy na pokład zabytkowego parowca
Kaiser Franz Josef I i popłynęłyśmy do Strobl. Rejs po tym jeziorze jest
naprawdę dużą przyjemnością, parowiec dostojnie płynie od przystani do
przystani a okolica naprawdę śliczna, co możecie sprawdzić na filmiku,
który znalazłam na YT.
W Strobl pospacerowałyśmy trochę ścieżką tuż nad samym jeziorem,
dziecię pokazało mi ośrodek, w którym kilka lat wcześniej na kursie języka
niemieckiego, w ramach stypendium które dostała, szlifowała język niemiecki.
Potem pojechałyśmy autobusem do Salzburga.
Wrzuciłam tu filmik, który znalazłam w sieci:
Byłyśmy w Salzburgu poza sezonem turystycznym, do tego jakoś tak
w środku tygodnia, więc całkiem nieźle się po Salzburgu dreptało. Nie było
tłumów turystów.
Ogromnie mi się Salzburg podobał. Jest pięknie położony.
Oczywiście Mozart na każdym kroku, aż dziwne, że chodniki nie mają
wymalowanej podobizny kompozytora.
Jeżeli macie zamiar się tam kiedyś wybrać (może w przyszłym sezonie już
będzie można), to lepiej też jedźcie poza sezonem stricte turystycznym,
żebyście nie zostali zadeptani przez tabuny turystów.
Pamiętam, że do Monachium wracałyśmy pociągiem i całą drogę marzyłam
tylko o tym, żebym mogła już poleżeć. Niestety, trzeba było jeszcze dojechać
z dworca do domu.