........jeszcze żyję.
Jak większość z Was wie, jestem dziwadłem. Wielkim dziwadłem, takim
wielce nieprzewidywalnym. A poza tym wielce wkurzonym, bo od wczoraj
Google "przestało synchronizować zdjęcia", czyli to co trafiało mi
automatycznie ze smartfona na "zdjęcia Google" i miałam to już w kompie-
przestało trafiać. Podobno dotychczasowy tryb był mało intuicyjny. Ale dla
mnie był wielce wygodny i prosty.
Pogoń Google za "intuicyjnością" zrobiła mnie osobiście "kuku". Aż się
zaczynam zastanawiać jakie jest znaczenie słowa "intuicyjność" zdaniem
informatyków - od dawna usiłuję to rozgryźć- bez powodzenia.
Poza tym - jak wiecie byłam wczoraj na imprezie - i to nie był dobry pomysł,
bo ja nie lubię tłumów, festynów, jarmarków, odpustów.
A to właśnie była taka impreza - jedynym jasnym punktem było miejsce, czyli
mój ulubiony Ogród Botaniczny. Ale po kolei:
Na szczęście, wyjątkowo przytomnie, zrezygnowaliśmy z jazdy samochodem
i pojechaliśmy autobusem. Nawet nie było tłoku, od nas to raptem jest tylko
osiem przystanków, a do autobusu mamy ze 250 metrów.
Dojeżdżając rozglądaliśmy się dokładnie - nigdzie nie było nawet odrobiny
miejsca na zaparkowanie choćby smarta, a więc nasz wybór był wielce
słuszny.
Do innego niż zawsze wejścia ogrodowego zmierzał tłum ludzi.
Część tak jak my z wykupionymi już biletami, niektórzy dodatkowo stali przy
kasach. Te wcześniej wykupione bilety były po 35,20€, te nabywane na miejscu
były o 4€ droższe. Dostaliśmy plan gdzie co się będzie działo. I zaraz potem
przeszliśmy przez stanowisko, na którym sprawdzano nam torebki, plecaki itp.
I zaraz na wstępie, w okolicy budynków szklarni, które potem będą grały główną
rolę poczułam, że to nie za bardzo mój klimat:
Ta zielona siatka z czerwoną tabliczką, po lewej stronie zdjęcia, skrywa
toczące się na terenie ogrodu prace czyli wykopy z gigantycznymi rurami.
Prace nieomal przecinają ogród na pół, na razie oszczędzając część środkową
przed szklarniami.
Na każdym większym trawniku królowały rozstawione stoły, stoliki, ławy,
leżaki, namioty z przeróżnym jedzeniem i napitkiem.
I tak w całym ogrodzie. Do tego, w jednej z głównych alei , gęsto stały obok
siebie budki z "wyżerką i napitkiem" rodem z różnych stron świata, bo jak
wiadomo, Berlin jest międzynarodowym miastem. Pomiędzy budkami były
miejsca do konsumpcji na stojąco lub siedząco.
W alejce kłębił się tłum ludzi, niemal wszystkie budki miały powodzenie.
Oprócz tych budek gastronomicznych były również budki z etniczną odzieżą,
w jednym widziałam b. ładne hinduskie szale (chyba ze sztucznego jedwabiu),
w innej królowały b. dziwne, aczkolwiek zabawne, żakiety nepalskie, kilka
budek oferowało kapelusze letnie, w jednej malowano henną wzory na
dłoniach, ze dwie prezentowały jakieś ozdobne aniołki .
Były też trupy artystów wędrujące po całym ogrodzie. I te ich wszystkie
występy wywołały w nas pewien smutek i....jakiś niesmak. Bo były to
aż nazbyt widoczne chałtury- przechodzeni artyści w mocno przechodzonych
strojach.
Może przesadzam, ale osobiście mnie nie bawią ani występy mimów, ani występ
pani kręcącej naraz 3 kółkami hula hop, ani pan żonglujący piłkami tenisowymi
ani też clowni.
A wszystko w oparach smażonych , gotowanych lub grillowanych dań. W wielu
miejscach między drzewami snuł się całkiem gęsty dym.
Ten dziwnie odziany człowiek w cylindrze to "Pan Czekolada", budzący
wielkie zainteresowanie wśród dzieci, który właśnie wyruszył tą zatłoczoną
alejką.
W tym całym chaosie trafiłam jednak na miłą chwilę, krótki występ pana
Jean Ghazala, saksofonisty. Grał świetnie, miło było posłuchać kilku
jazzowych kawałków.
Pogoda się "rozbujała" i było nie tylko gorąco ale i niestety duszno, pomimo
otaczającej nas zieleni, która nikogo nie interesowała.
Nie da się ukryć, że największe zainteresowanie budziła strona gastronomiczna
tej imprezy - wszyscy dookoła coś przeżuwali.
Jedno co trzeba bezstronnie przyznać- organizatorzy zadbali o dostateczną ilość
koszy na odpadki, o ustawienie kilku dużych kontenerów ze strefą łazienkową,
wszystkie budki/kioski były czyste, nowe, rodem z jednej wytwórni.
Nie byliśmy jedynymi osobami które opuściły dość wcześnie to mało ciekawe
miejsce nie doczekawszy do godziny 22,00 gdy miały rozbłysnąć światłami
wszystkie szklarnie.
Zdecydowanie wolę Ogród Botaniczny w zwykły dzień, gdy przychodzą osoby
zainteresowane przyrodą a nie wyżerką.
No i znów się okazało, ŻE JESTEM DZIWNA