Z zasady nie bywam na kiermaszach przedświątecznych, ale tym razem kiermasz dopadł mnie, gdy byliśmy ze ślubnym w pobliskim Best Mall'u.
Wędrując do Empiku przechodziliśmy obok niebywale bogato zaopatrzonego
stosika z serami , wędlinami i owocami.
Sery były obłędnie ekskluzywnie wyglądające, wędliny rozsiewały iście przedwojenne wonie rodem z prawdziwej wędzarni, poza tym wzrok przyciągała oryginalna turecka chałwa z pistacjami i kilkanaście płaskich, dużych tac ze suszonymi owocami. I nie były one kandyzowane.
Oprócz jabłek, gruszek, bananów, cytryn, pomarańczy, melonów, wiśni,
czereśni, ananasów, moreli, daktyli, rodzynek- były i mniej znane owoce białej morwy, miechunki, goji i fura innych, których nazw już nie doczytałam.
Nigdy jeszcze nie widziałam takiej ilości suszonych owoców- a wszystko razem bardzo pachnące i kuszące. Oczywiście ceny nigdzie nie zauważyłam,
tabliczki opiewały jedynie rodzaj owocu.
Mój, tak zawsze powściągliwy w zakupach mąż, zakupił dla nas 20 dag suszonego ananasa i 20 dag mieszanki owoców i......ta frajda kosztowała
42 zł. Jego mina podczas płacenia- bezcenna. Ale powiem szczerze- te plasterki suszonego ananasa - istne niebo w dziobie, mieszanka też "boska".
Postanowiłam, że kupimy też nieco tych owocowych smakowitości dla dużych i małych dzieci.
******
W dalszym ciągu nie mam prezentu dla zięcia, dla jego mamy już mam,
córka zamówiła sobie wisior i już zamówiłam do niego materiały, dla
Krasnali już przyszły podusie od Agi.
Podusie są super, sama bym na takich podusiach pospała.
Poza tym ułamał mi się kawałek zęba, więc jestem w trakcie atrakcji
dentystycznych - sama radość.
Zapowiada się dla mnie wielce pracowity czas. Właściwie byłoby dobrze kupić też coś na prezenty urodzinowe dla Krasnali- starszy styczniowy, a młodszy to lutowy jubilat. Ale nie mam pojęcia co im kupić. Bo co można
kupić dzieciom, które praktycznie mają w domu sklep z zabawkami????
A do tego żaden nie lubi rysować ani lepić. Zero genów po babci.
******
Wczoraj wysłuchałam niemal 30- minutowej wypowiedzi pani z Sanepidu,
że w szkołach i przedszkolach występuje niestety wszawica.
Prawdę mówiąc trochę mnie to zaskoczyło - jakoś nie przypominam sobie czegoś takiego z dzieciństwa mojej córki. Natomiast pamiętam,że gdy chodziłam do podstawówki co dwa tygodnie przychodziła do klasy pani
pielęgniarka i sprawdzała głowy wszystkim uczniom. No ale ja chodziłam
do szkoły strasznie dawno i wtedy naprawdę było wiele mieszkań bez
łazienek i ciepłej, bieżącej wody. Przy okazji dowiedziałam się, że wesz
może spokojnie bytować poza owłosioną skórą głowy nawet 48 godzin,
np. na pościeli lub zagłówku fotela.
No a jeśli już się znajdzie wszy u dziecięcia to należy czym prędzej
wykonać przegląd głów całej rodziny. No i nie należy dziecięcia w takiej
sytuacji stygmatyzować ogoleniem głowy lub na nie krzyczeć. "Należy
zakupić w aptece odpowiednie środki, zastosować je zgodnie z instrukcją
i powiadomić o sprawie szkołę.A w domu wszystko dokładnie uprać,
najlepiej w temp. 60-90 stopni, wyprasować, całe mieszkanie dokładnie
wysprzątać."
Dobrze, że żadnych małych dzieci nie mam w domu.
Chyba bym się załamała.