Niemal się nudzę. Od poniedziałku zaczynam rehabilitację, w głupich
godzinach. Cały dzień rozbity, bo zaczynam od 11 rano. I sporo
kinezyterapii, a ja leń jestem, więc mnie to nie zachwyca.
****
Oprawiłam jeden kaboszon turkusowy. Tym razem na podkładzie, czyli
metodą haftu koralikowego. Nie wiem czemu, ale miał brzydki spód,
więc trzeba było go ukryć. A wygląda tak:
****
Wczoraj wygrałam konkurs na największą debilkę świata kuchennego.
Całe wydarzenie miało miejsce wprawdzie ponad 20 lat temu, ale
i tak zajęłam wg. moich koleżanek pierwsze miejsce.
Był to czas gdy z pełnym poświęceniem robiłam przeróżne przetwory
na zimę. Był akurat sezon truskawkowy, więc każdy kąt kuchni
zapełniały truskawki w różnej postaci. Ponieważ robienie konfitur i
dżemu zabierało sporo czasu, postanowiłam truskawki wekować
z samym cukrem. Robota prosta - umyte, osuszone truskawki dawałam
do wyparzonych słoików typu "twist", na wierzch dawałam łyżkę stołową
cukru, zakręcałam, wstawiałam do gorącego piekarnika i po 15 minutach
produkt był gotowy. A truskawki zachowywały ładny wygląd, dobrą
konsystencję i były pyszne. Był wieczór, ja już umordowana, zagoniłam
dziecię wraz z mężem do łazienki, by dopilnował kąpieli, a sama zabrałam
się za weki.
Gdy otworzyłam piekarnik i zaczęłam wyciągać słoiki okazało się, że
jeden ze słoików był pewnie zle dokręcony i część zawartości nieco
wykipiała a słoik był upaprany. I nagle, jakaś "porządność" mnie
napadła - trzeba to usunąć ze słoika nim zaschnie. I .... niewiele myśląc
odkręciłam kran z gorącą wodą, poczekałam aż będzie już bardzo gorąca,
chwyciłam upaprany słoik przez rękawicę i wsadziłam pod kran. Efekt był
piorunujący. Huk taki, że aż mnie zatkało z wrażenia. Mąż wyskoczył
z łazienki przerażony i ujrzał mnie stojącą z głupią miną przy kuchennym
blacie, z prawą ręką pod kranem, rozsypanym szkłem po całej kuchni,
małym skaleczeniem na ręce, truskawkową pacią na ubraniu i sporą porcją
truskawek przylepioną do.....sufitu. Miałam więcej szczęścia niż rozumu,
bo nie stałam nad samym zlewem, tylko z boku, wyciągniętą daleko ręką
wsuwając słoik pod strumień wody. Poza tym dobrze, że chodzę na stałe
w okularach - mały odprysk szkła z truskawkowym syropem przykleił mi się
do szkła, oko nie ucierpiało.
Sprzątanie zajęło mi kilka godzin, odpryski szkła znajdowałam w dziwnych
miejscach. Mój zapał do robienia przetworów mocno ostygł.
****
W następnym roku nasz kolega robił powidła śliwkowe w szybkowarze.
Nie wiem co się stało, może ów sprzęt był nieco uszkodzony, ale
w chwili, gdy kolega wszedł do kuchni by już wyłączyć szybkowar, ten
wybuchł. Gorąca maziuga pokryła równomiernie sufit, ściany i naszego
kolegę. Dobrze, że wszystko poleciało w pierwszej chwili do góry. No
ale to był wypadek, a nie bezmyślność , tak jak u mnie.
****
Czy u Was też tak wciąż wieje jakby się ktoś powiesił? I co to za czerwiec
z takim zimnem?
Miłego tygodnia wszystkim życzę.