................stagnacja na całej linii.
Lockdown, ścisły, trwa. W poniedziałek musiałam o wielce niechrześcijańskiej godzinie, czyli na 8,30 dotrzeć do swego lekarza pierwszego kontaktu. Przezornie pojechałam na czczo.W wagonie metra były ze mną aż trzy osoby- myślałam że śnię. Mój pan lekarz "rodzinny" zmienił lokum- mam teraz do niego nie 6 przystanków metrem a tylko pięć. I fajnie, bo praktycznie wychodzę z metra i 50 m od stacji mam lekarza. No i co z tego, że przyjechałam wielce punktualnie, skoro czekałam godzinę, bo pan doktor był zajęty. Co prawda potem na powitanie zostałam przytulona i przeproszona, ale co się naczekałam to moje. No ale udało mi się "od ręki" zrobić EKG i zapełnić 5 dużych ampułek własną krwią. Wyniki przyślą mi pocztą do domu - mam je dostarczyć gdy się zjawię czwartego marca na zabiegu usuwania zaćmy. Jako osoba dociekliwa zapytałam p.doktora, czy mam się szczepić jako żem jest Hashimotką - dowiedziałam się tylko, że mi żadnej informacji na ten temat nie udzieli, ale on się nie zaszczepi, bo nie jest króliczkiem doświadczalnym. Witki mi opadły. Ja w każdym razie jeśli się zaszczepię to zrobię to dopiero po obu zabiegach zaćmy. Pierwsze oko mam 4 marca, drugie 18 marca.
W niedzielę berlińska policja kontrolowała parki, które "pękają w szwach" od nadmiaru ludzi. Osobiście przezornie nie chodzę ostatnio do "naszego" parku, bo odkąd na ławce mogą siedzieć góra 2 osoby (na jej końcach), pikników na łące nie można zrobić bo jeszcze za wilgotne podłoże, to DWIE aleje parkowe przypominają tarło łososi. Jedni biegają i sapią, inni sapią i maszerują, a jeszcze inni usiłują nikogo nie rozjechać rowerem.
Najlepsze - już całkiem pogubiłam się w obowiązujących przepisach i z wielkim zdumieniem przyjęłam wiadomość, że obowiązuje jakaś godzina policyjna, w czasie której nie wolno wyjść z domu i tu- ACHTUNG! -chyba że ma się arcyważną potrzebę i tu jest wyliczona spora litania owych potrzeb, z pięćdziesiąt chyba. Uśmiałyśmy się z córką niczym norki. Tę policyjną godzinę to córka odkryła przypadkiem, bo robi zakupy w sklepie czynnym do godziny 23,00- po prostu wtedy jest minimalna ilość klientów. Ja chodzę do sklepu w czasie gdy tubylcy jedzą obiad- czyli około godz. 13,00 a i to raptem raz w tygodniu. A na ulicach mojej dzielnicy pustki.
Poza tym to mam tu teraz temperatury wiosenne- słońce szaleje, dziś było 19 stopni. Ptaszydła się wydzierają i muszę się wziąć za porządkowanie balkonu. Muszę rozsadzić lawendę, pomyć skrzynki i zastanowić się czy chcę mieć jakieś kwiatki na balkonie. Niestety moje pelargonie jednak w końcu padły, bo którejś nocy był prawdziwy mróz, nie wyrobiły temperatury -9 stopni.
Jak widzicie - nie ma o czym pisać - czytam, słucham muzyki, piszę ale na swoim blogu grafomańskim.
A czytam właśnie "Na południe od Brazos"- oglądałam film nakręcony wg tej książki, ale książka jest o niebo lepsza.
Podobno zaczęli rozsyłać w Berlinie zaproszenia do szczepienia osobom w wieku 70+. Ale z tego co wiem, to nagle przejrzeli na oczy, że trzeba by zaszczepić wpierw kadrę nauczycielską, bo przecież część dzieci wróciła do szkół.
Miłego dla Was!