Rosną nowe kadry, ani się obejrzycie a najlepsze okazy zasiądą w ławach
sejmowych. Na razie chłoną wiedzę. A oto ich niektóre osiągnięcia:
Nad prawidłowym orzecznictwem sądów rejonowych i innych czuwa
sąd ostateczny.
***
Konserwatyzm to ochrona przed psuciem się, np. konserwy.
***
Młodzi rolnicy dostarczaliby więcej plonów,ale brakuje im żon.
***
Wraz z wynalezieniem koła i pieniędzy, ludzie zaczęli kręcić interesy.
***
Aleksander Głowacki to panieńskie nazwisko Bolesława Prusa.
***
Podczaszy to cios w tył głowy.
***
Szlachta soplicowska poczuła miłość do swej rozebranej ojczyzny.
***
Wśród wirusów rozróżniamy mikroby, mikrony, mikrusy i mikrobusy.
***
Organ to instrument kościelny i narządy ludzkie.
***
Harfa jest podobna do łabędzia, tylko gorzej pływa.
***
Polana jest formą lasu bez lasu.
***
Niektóre bakterie rozkładają obornik na kompot.
***
W Olsztynie istnieje fabryka opon mózgowych.
***
Karp to ryba wodno-świąteczna.
***
Bolesław Chrobry był mężny, mocny, wysoki i ciężarny.
***
Romans to gatunek literacki, który dzieje się nocą.
***
Przed wścieklizną chronią człowieka szczepionka i kaganiec.
***
Gdyby nie echo, to by Wojski nie grał.
***
Żaby na wiosnę znoszą jaja w galarecie.
***
Walutą angielską są funty i penisy.
***
Został zaciągnięty do wojska ochotniczo.
***
Nie mam czasu na życie, bo znów trzeba iść do szkoły.
Jak widzicie rośnie nowe pokolenie takich samych zdolnych i
rozgarniętych jak dzisiejsza przewodząca partia polska.
Miłego weekendu wszystkim życzę;-))
Pozbierane i wydrukowane w nr.2/2016 "Nieznany Świat".
drewniana rzezba
sobota, 30 stycznia 2016
wtorek, 26 stycznia 2016
Wyspa Skarbów
Oglądam na Planete+, od poniedziałku do piątku, cykl filmów
dokumentalnych, pt. Ushuaia. Film jest produkcji francuskiej i
ukazuje najciekawsze i najpiękniejsze zakątki naszej Ziemi wraz
z ich fauną i florą.
Wczorajszy odcinek był o Kostaryce, dziś o Wyspie Kokosowej.
Ten, kto czytał w dzieciństwie "Wyspę Skarbów" zapewne wie,
że akcję swej awanturniczej powieści Stevenson związał właśnie
z Wyspą Kokosową.
Wyspa Kokosowa leży 500 km na południowy zachód od Kostaryki,
ma powierzchnię 24 kilometrów kwadratowych i jest w całości
Parkiem Narodowym Kostaryki i jest wpisana na listę światowego
dziedzictwa UNESCO.
W promieniu 22 km od jej wybrzeży nie wolno prowadzić połowu
ryb. Wyspa jest "bezludna", ale zamieszkuje na niej 22 strażników,
którzy dniem i nocą patrolują obszar dookoła wyspy.
Wyspa Kokosowa, zanim została ścisłym Parkiem Narodowym
wciąż była "najeżdżana" przez przeróżnych poszukiwaczy skarbów,
którzy święcie wierzyli, że są na niej zakopane skarby zgromadzone
przez piratów, a wśród nich skarby z Limy.
Przez 200 lat przeróżni poszukiwacze skarbów ryli w powierzchni
wyspy studnie i tunele, ale nikt żadnego skarbu nie znalazł.
Ale mimo tego można nazwać Wyspę Kokosową wyspą skarbów, bo
zarówno na jej powierzchni jak i pod wodą znajdują się prawdziwe
skarby natury.
Wyspę Kokosową zasiedla 235 gatunków roślin kwitnących, 400
gatunków insektów, 90 gatunków ptaków, a wśród tego dobra jest
wiele gatunków endemicznych.
Świat podwodny jest również bardzo bogaty- na rafie znaleziono
30 gatunków korali, 60 gatunków skorupiaków, 600 gatunków
mięczaków i ponad 300 gatunków ryb.
Wśród ryb spotkamy tu rekiny młotogłowe w ogromnych ilościach.
Nie dość, że mają nieco dziwny wygląd to i ich obyczaje są odmienne
niż innych ryb- ich ławice są podzielone pod względem płciowym.
Każda z płci tworzy odrębną ławicę.
Można tu spotkać aż trzy gatunki żółwi- szylkretowe, zielone i
oliwkowe.
W nocy rafę opanowują rekiny kilku gatunków- to pora żerowania.
Oglądałam nocne nurkowanie z głodnymi rekinami - nigdy w życiu
bym czegoś takiego nie zrobiła- oglądanie filmu dostarczyło mi
wystarczająco dużo wrażeń.
Nie da się ukryć, że Wyspa Kokosowa nie jest zbyt przyjazna
ludziom, głównie z uwagi na wysoką temperaturę i bardzo dużą
wilgotność, co jest wspaniałym środowiskiem dla moskitów.
Z lotu ptaka Wyspa Kokosowa jest małą "kupką bujnej zieleni", ale
podczas spaceru po niej okazuje się, że nie jest płaska, ma całkiem
wysokie skałki, i wiele wodospadów spływających wprost do morza.
Najbardziej podobała mi się wyprawa badawczą łodzią podwodną
tuż nad rafą koralową. Kształty i kolory zapierające dech a ilość
ryb- powalająca. Szkoda, że to tylko film- z chęcią bym taką
łodzią popływała.
Oczywiście, jeśli ktoś z Was dysponuje sporą gotówką i lubi
nurkować, może wybrać się na nurkowanie w pobliżu Wyspy
Kokosowej - ale wtedy mieszka się cały czas na łodzi.
dokumentalnych, pt. Ushuaia. Film jest produkcji francuskiej i
ukazuje najciekawsze i najpiękniejsze zakątki naszej Ziemi wraz
z ich fauną i florą.
Wczorajszy odcinek był o Kostaryce, dziś o Wyspie Kokosowej.
Ten, kto czytał w dzieciństwie "Wyspę Skarbów" zapewne wie,
że akcję swej awanturniczej powieści Stevenson związał właśnie
z Wyspą Kokosową.
Wyspa Kokosowa leży 500 km na południowy zachód od Kostaryki,
ma powierzchnię 24 kilometrów kwadratowych i jest w całości
Parkiem Narodowym Kostaryki i jest wpisana na listę światowego
dziedzictwa UNESCO.
W promieniu 22 km od jej wybrzeży nie wolno prowadzić połowu
ryb. Wyspa jest "bezludna", ale zamieszkuje na niej 22 strażników,
którzy dniem i nocą patrolują obszar dookoła wyspy.
Wyspa Kokosowa, zanim została ścisłym Parkiem Narodowym
wciąż była "najeżdżana" przez przeróżnych poszukiwaczy skarbów,
którzy święcie wierzyli, że są na niej zakopane skarby zgromadzone
przez piratów, a wśród nich skarby z Limy.
Przez 200 lat przeróżni poszukiwacze skarbów ryli w powierzchni
wyspy studnie i tunele, ale nikt żadnego skarbu nie znalazł.
Ale mimo tego można nazwać Wyspę Kokosową wyspą skarbów, bo
zarówno na jej powierzchni jak i pod wodą znajdują się prawdziwe
skarby natury.
Wyspę Kokosową zasiedla 235 gatunków roślin kwitnących, 400
gatunków insektów, 90 gatunków ptaków, a wśród tego dobra jest
wiele gatunków endemicznych.
Świat podwodny jest również bardzo bogaty- na rafie znaleziono
30 gatunków korali, 60 gatunków skorupiaków, 600 gatunków
mięczaków i ponad 300 gatunków ryb.
Wśród ryb spotkamy tu rekiny młotogłowe w ogromnych ilościach.
Nie dość, że mają nieco dziwny wygląd to i ich obyczaje są odmienne
niż innych ryb- ich ławice są podzielone pod względem płciowym.
Każda z płci tworzy odrębną ławicę.
Można tu spotkać aż trzy gatunki żółwi- szylkretowe, zielone i
oliwkowe.
W nocy rafę opanowują rekiny kilku gatunków- to pora żerowania.
Oglądałam nocne nurkowanie z głodnymi rekinami - nigdy w życiu
bym czegoś takiego nie zrobiła- oglądanie filmu dostarczyło mi
wystarczająco dużo wrażeń.
Nie da się ukryć, że Wyspa Kokosowa nie jest zbyt przyjazna
ludziom, głównie z uwagi na wysoką temperaturę i bardzo dużą
wilgotność, co jest wspaniałym środowiskiem dla moskitów.
Z lotu ptaka Wyspa Kokosowa jest małą "kupką bujnej zieleni", ale
podczas spaceru po niej okazuje się, że nie jest płaska, ma całkiem
wysokie skałki, i wiele wodospadów spływających wprost do morza.
Najbardziej podobała mi się wyprawa badawczą łodzią podwodną
tuż nad rafą koralową. Kształty i kolory zapierające dech a ilość
ryb- powalająca. Szkoda, że to tylko film- z chęcią bym taką
łodzią popływała.
Oczywiście, jeśli ktoś z Was dysponuje sporą gotówką i lubi
nurkować, może wybrać się na nurkowanie w pobliżu Wyspy
Kokosowej - ale wtedy mieszka się cały czas na łodzi.
sobota, 23 stycznia 2016
Mix
Dziwny ten świat - tak zupełnie "z niczego" zapowietrzyły mi się kaloryfery
w moim pokoju- z dwudziestu żeberek ciepła jest 1/10 jednego żeberka.
A za oknem przepowiadana na weekend odwilż, czyli jest -10 stopni C.
Wygląda na to, że pewna partia rozprzestrzenia wirus kłamstwa na wszystkie
oficjalne wypowiedzi- począwszy od premierki a na radiowym zapowiadaczu
pogody skończywszy.
Mnie osobiście zima męczy, nawet świecące słońce nie poprawia sytuacji-
najchętniej przespałabym calutką zimę.
Zapewne w poprzednim wcieleniu byłam jakimś przesypiającym zimę stworzeniem.
*****
Mój starszy wnuczek miał niedawno siódme urodziny. Impreza odbyła się
w"miasteczku" samochodowym mercedesa. Dostojny Jubilat, jego młodszy
brat i ośmioro gości robiło "prawo jazdy". Wpierw był krótki wykład a potem dzieciaki jezdziły elektrycznymi samochodzikami, oczywiście mercedesami,
po hali i miały egzamin z przestrzegania zasad ruchu drogowego.
Cała dziewiątka (młodszy był za młody) otrzymała najprawdziwsze prawa
jazdy na elektryczne samochodziki mercedesa.
Przy okazji obejrzałam "dziewczynę" mego wnuka- jest od niego 2 lata
starsza i o głowę wyższa. Najlepszy jego przyjaciel, choć młodszy od mego
Krasnala o dwa tygodnie, przerasta go o półtorej głowy, za to podobnie
jak mój, jest dzieckiem "wyjątkowo uzdolnionym", również gra na pianinie
i śpiewa w tym samym chórze i też część lekcji ma z wyższym rocznikiem.
A poza tym, jak mi napisała córka, jego rodzice są niezwykle sympatyczni
więc z pewnością obie rodziny będą się często spotykać.
Po trudach jeżdżenia i zdawania egzaminu dzieciaki miały poczęstunek,
oczywiście z tortem urodzinowym w roli głównej.
Nie mogę Wam pokazać zdjęć z dwóch powodów- primo-obiecałam córce,
że żadnego Krasnala oraz innych dzieci nie pokażę na blogu (względy bezpieczeństwa w sieci), secundo- są w takim albumie, z którego nie
mogę ich ściągnąć na swój dysk.
*****
W kategorii "świat jest dziwny" plasuje się jeszcze jedna wiadomość -
tym razem związana z Trójkątem Bermudzkim.To obszar wodny pomiędzy
Miami,Puerto Rico i Bermudami.
Jak wszyscy zapewne wiecie, to takie dziwne miejsce, w którym nie
bardzo wiadomo dlaczego co jakiś czas przepadają bez wieści różne
jednostki pływające, giną bez wieści przelatujące nad tym terenem
samoloty,a wiele z nich napotyka na bardzo dziwne zjawiska pogodowe
i z trudem unika smutnego końca.
Dwudziestego maja 2015 roku kubańska Straż Przybrzeżna przechwyciła
opuszczony statek płynący w stronę Kuby.
Opuszczonym statkiem okazał się parowiec SS Cotopaxi, który znikł bez
śladu w grudniu 1925 roku i był uważany za kolejną ofiarę Trójkąta
Bermudzkiego.
SS Cotopaxi 29 listopada 1925 roku wypłynął z Charleston w Płd.Karolinie,
a jego portem docelowym była kubańska Hawana.
Miał 32 osobową załogę, którą dowodził kapitan W.J.Meyer. Ładunkiem
parowca było 2340 ton węgla.
Dwa dni po wypłynięciu urwał się wszelki kontakt z jednostką i przez
następne 90 lat nikt nic o tym statku nie słyszał ani nigdzie go nie
widział.
Załoga kutra Straży Przybrzeżnej po wkroczeniu na pokład przecierała
oczy ze zdumienia- statek nie dość, że był puściutki, to widać było, że
jest w takim stanie od lat i że jest bardzo stary.
Przeszukano dokładnie cały statek i odnaleziono dziennik pokładowy statku. Zapisy w nim urywały się w dniu 1 grudnia 1925 roku, a poprzednie nie odnotowywały żadnych problemów technicznych.
No i teraz władze kubańskie prowadzą śledztwo - no bo skąd nagle wziął
się ten statek po niemal 100 latach od zaginięcia?
*****
Mam pytanie- czy ktoś z Was zna jakiś inny akwen niż wodny?
Bo pewna pani z radia Zet Gold, z uporem maniaka używa zwrotu
"akwen wodny", co nasunęło mi podejrzenie, że mogą być jeszcze jakieś
inne akweny- np. "akweny piaszczyste" lub "akweny leśne".
Miłego weekendu wszystkim;)
w moim pokoju- z dwudziestu żeberek ciepła jest 1/10 jednego żeberka.
A za oknem przepowiadana na weekend odwilż, czyli jest -10 stopni C.
Wygląda na to, że pewna partia rozprzestrzenia wirus kłamstwa na wszystkie
oficjalne wypowiedzi- począwszy od premierki a na radiowym zapowiadaczu
pogody skończywszy.
Mnie osobiście zima męczy, nawet świecące słońce nie poprawia sytuacji-
najchętniej przespałabym calutką zimę.
Zapewne w poprzednim wcieleniu byłam jakimś przesypiającym zimę stworzeniem.
*****
Mój starszy wnuczek miał niedawno siódme urodziny. Impreza odbyła się
w"miasteczku" samochodowym mercedesa. Dostojny Jubilat, jego młodszy
brat i ośmioro gości robiło "prawo jazdy". Wpierw był krótki wykład a potem dzieciaki jezdziły elektrycznymi samochodzikami, oczywiście mercedesami,
po hali i miały egzamin z przestrzegania zasad ruchu drogowego.
Cała dziewiątka (młodszy był za młody) otrzymała najprawdziwsze prawa
jazdy na elektryczne samochodziki mercedesa.
Przy okazji obejrzałam "dziewczynę" mego wnuka- jest od niego 2 lata
starsza i o głowę wyższa. Najlepszy jego przyjaciel, choć młodszy od mego
Krasnala o dwa tygodnie, przerasta go o półtorej głowy, za to podobnie
jak mój, jest dzieckiem "wyjątkowo uzdolnionym", również gra na pianinie
i śpiewa w tym samym chórze i też część lekcji ma z wyższym rocznikiem.
A poza tym, jak mi napisała córka, jego rodzice są niezwykle sympatyczni
więc z pewnością obie rodziny będą się często spotykać.
Po trudach jeżdżenia i zdawania egzaminu dzieciaki miały poczęstunek,
oczywiście z tortem urodzinowym w roli głównej.
Nie mogę Wam pokazać zdjęć z dwóch powodów- primo-obiecałam córce,
że żadnego Krasnala oraz innych dzieci nie pokażę na blogu (względy bezpieczeństwa w sieci), secundo- są w takim albumie, z którego nie
mogę ich ściągnąć na swój dysk.
*****
W kategorii "świat jest dziwny" plasuje się jeszcze jedna wiadomość -
tym razem związana z Trójkątem Bermudzkim.To obszar wodny pomiędzy
Miami,Puerto Rico i Bermudami.
Jak wszyscy zapewne wiecie, to takie dziwne miejsce, w którym nie
bardzo wiadomo dlaczego co jakiś czas przepadają bez wieści różne
jednostki pływające, giną bez wieści przelatujące nad tym terenem
samoloty,a wiele z nich napotyka na bardzo dziwne zjawiska pogodowe
i z trudem unika smutnego końca.
Dwudziestego maja 2015 roku kubańska Straż Przybrzeżna przechwyciła
opuszczony statek płynący w stronę Kuby.
Opuszczonym statkiem okazał się parowiec SS Cotopaxi, który znikł bez
śladu w grudniu 1925 roku i był uważany za kolejną ofiarę Trójkąta
Bermudzkiego.
SS Cotopaxi 29 listopada 1925 roku wypłynął z Charleston w Płd.Karolinie,
a jego portem docelowym była kubańska Hawana.
Miał 32 osobową załogę, którą dowodził kapitan W.J.Meyer. Ładunkiem
parowca było 2340 ton węgla.
Dwa dni po wypłynięciu urwał się wszelki kontakt z jednostką i przez
następne 90 lat nikt nic o tym statku nie słyszał ani nigdzie go nie
widział.
Załoga kutra Straży Przybrzeżnej po wkroczeniu na pokład przecierała
oczy ze zdumienia- statek nie dość, że był puściutki, to widać było, że
jest w takim stanie od lat i że jest bardzo stary.
Przeszukano dokładnie cały statek i odnaleziono dziennik pokładowy statku. Zapisy w nim urywały się w dniu 1 grudnia 1925 roku, a poprzednie nie odnotowywały żadnych problemów technicznych.
No i teraz władze kubańskie prowadzą śledztwo - no bo skąd nagle wziął
się ten statek po niemal 100 latach od zaginięcia?
*****
Mam pytanie- czy ktoś z Was zna jakiś inny akwen niż wodny?
Bo pewna pani z radia Zet Gold, z uporem maniaka używa zwrotu
"akwen wodny", co nasunęło mi podejrzenie, że mogą być jeszcze jakieś
inne akweny- np. "akweny piaszczyste" lub "akweny leśne".
Miłego weekendu wszystkim;)
wtorek, 19 stycznia 2016
Rozmyślania pod drzwiami
Dziś od 13,00 do 16,30 siedziałam pod drzwiami gabinetu pana nefrologa.
Zdążyłam się nawet pokłócić z własnym mężem, wysłuchać dyskusji dwóch
bardzo starszych panów na tematy polityczne, poobserwować tych, którzy
odchodzili "z kwitkiem" spod zamkniętych drzwi rejestracji nefrologicznej, rzucając niepochlebne uwagi na temat organizacji pracy przychodni przyszpitalnej, udzielić kilku osobom wyczerpujących informacji czemu owa
rejestracja jest nieczynna oraz zarejestrować się u wampirów w poradni
endokrynologicznej na pobranie krwi i zdołałam niemal zamarznąć pod
tymi drzwiami, mimo, że siedziałam w kurtce.
Przychodnia nefrologiczna znajduje się tuż obok stacji dializ i dziś
zwiedzając z nudów ten teren odkryłam pokój z tabliczką POST MORTEM.
Odkrycie to sprowokowało mnie do rozważań czy bliskość tego pokoju
tuż obok stacji dializ oznacza, że często ktoś nie doczekuje dializy
czy może że jej nie wytrzymuje? I może z powodu tego pokoju nie ma
w tej części szpitala ogrzewania?
Szkoda, że to nie ja byłam dziś u pana nefrologa - z całą pewnością
zapytałabym go o to.
Znacznie gorsze wyniki badań mego męża jakoś nie przeraziły pana
nefrologa. Na co dzień widuje gorsze a tak naprawdę to nikt nie wie
jakie niekorzystne znaczenie ma dla naszego organizmu wysoki poziom
kreatyniny. Zaczynam dojrzewać do myśli, że niewydolność nerek to
normalka - należy się tylko nauczyć z tym żyć.
Następne rekolekcje pod gabinetem nefrologa w sierpniu tego roku.
Mam nadzieję, że będzie wtedy jednak cieplej, przynajmniej na dworze.
Sześć kilometrów dzielące nas od domu pokonaliśmy samochodem
w zaledwie trzydzieści minut. Mogło być gorzej, no nie????
Zdążyłam się nawet pokłócić z własnym mężem, wysłuchać dyskusji dwóch
bardzo starszych panów na tematy polityczne, poobserwować tych, którzy
odchodzili "z kwitkiem" spod zamkniętych drzwi rejestracji nefrologicznej, rzucając niepochlebne uwagi na temat organizacji pracy przychodni przyszpitalnej, udzielić kilku osobom wyczerpujących informacji czemu owa
rejestracja jest nieczynna oraz zarejestrować się u wampirów w poradni
endokrynologicznej na pobranie krwi i zdołałam niemal zamarznąć pod
tymi drzwiami, mimo, że siedziałam w kurtce.
Przychodnia nefrologiczna znajduje się tuż obok stacji dializ i dziś
zwiedzając z nudów ten teren odkryłam pokój z tabliczką POST MORTEM.
Odkrycie to sprowokowało mnie do rozważań czy bliskość tego pokoju
tuż obok stacji dializ oznacza, że często ktoś nie doczekuje dializy
czy może że jej nie wytrzymuje? I może z powodu tego pokoju nie ma
w tej części szpitala ogrzewania?
Szkoda, że to nie ja byłam dziś u pana nefrologa - z całą pewnością
zapytałabym go o to.
Znacznie gorsze wyniki badań mego męża jakoś nie przeraziły pana
nefrologa. Na co dzień widuje gorsze a tak naprawdę to nikt nie wie
jakie niekorzystne znaczenie ma dla naszego organizmu wysoki poziom
kreatyniny. Zaczynam dojrzewać do myśli, że niewydolność nerek to
normalka - należy się tylko nauczyć z tym żyć.
Następne rekolekcje pod gabinetem nefrologa w sierpniu tego roku.
Mam nadzieję, że będzie wtedy jednak cieplej, przynajmniej na dworze.
Sześć kilometrów dzielące nas od domu pokonaliśmy samochodem
w zaledwie trzydzieści minut. Mogło być gorzej, no nie????
poniedziałek, 18 stycznia 2016
Dzień Kubusia Puchatka
Właśnie dziś jest Dzień Kubusia Puchatka.
Kubusia Puchatka poznałam gdy byłam juz nastolatką - po prostu gdy byłam
w wieku, w którym większość dzieci poznawała Puchatka, czytałam zupełnie inne książki - nie da się ukryć, że nie zawsze były to lektury stosowne do wieku sześcio, siedmiolatki.
Na szóste urodziny załapałam w prezencie "Krzyżaków". Przerwałam więc
lekturę libretta operetki "Kraina Uśmiechu" i zabrałam się za "Krzyżaków".
Akurat byłam znów na coś tam chora i polegiwałam w łóżku, a że były
to czasy, gdy książek dla dzieci było mało i domowy zapas już wyczerpałam,
czytałam libretta kilku operetek oraz opery "Carmen".
Przy czytaniu libretta "Carmen" spłakałam się jak bóbr, czytając libretto
"Krainy Uśmiechu" usiłowałam śpiewać.
Niewątpliwie prezent w postaci "Krzyżaków" spadł nieomal z nieba.
Czytałam namiętnie, wszystko bardzo mi się podobało aż do sceny gdy
Zbyszko miał być stracony. W tym momencie rozryczałam się i odłożyłam
książkę z wielkim impetem.
Gdy do pokoju weszła babcia i zobaczyła, że książka leży na podłodze,
zapytała dlaczego już nie czytam.
"Bo nudna"- skłamałam i wróciłam do lektury libretta.
Dwa dni pózniej postanowiłam zajrzeć na koniec Krzyżaków i....gdy tylko
załapałam,że Zbyszko nadal żyje, wróciłam do lektury.
Poza tym nałogowo podczytywałam książki, które mój dziadek wypożyczał dla siebie z biblioteki.
Tym sposobem przeczytałam między innymi "Dittę" i "Na Zachodzie bez zmian".
O ile Ditta bardzo mi się podobała, to Remarque zrobił na mnie złe wrażenie-
nie mogłam pojąć jak można czytać "takie nudy".
Ale za to bardzo lubiłam czytać Encyklopedię Guttenberga.
Kubusia Puchatka pokochałam od pierwszego czytania.
Do dziś pamiętam, że zarwałam wigilijną noc, by przeczytać Obie części
opowieści o Kubusiu Puchatku.
I wiecie co? Do dziś cytujemy z córką niektóre dialogi Kubusia i jego
przyjaciół. Widocznie miłość do Kubusia Puchatka moja córka przejęła
genetycznie.
A teraz kilka moich ulubionych mądrości Kubusiowych:
Jedna z twoich łapek jest prawa- kiedy ustalisz która,możesz być pewien,
że druga jest lewa.
Dla niewykształconych "A" to tylko trzy patyki.
Jako Miś o Bardzo Małym Rozumku, pamiętaj, że rzecz, która przedstawia
się dorzecznie w twoim łebku, może wyglądać mniej dorzecznie poza nim.
Ci, którzy są Mądrzy i mają Mózgi, nigdy niczego nie rozumieją.
Robić NIC to ważna sprawa, bo można chodzić sobie i przysłuchiwać się
wszystkiemu, co można usłyszeć i o nic się nie martwić.
No to ja właśnie idę robić NIC.
Kubusia Puchatka poznałam gdy byłam juz nastolatką - po prostu gdy byłam
w wieku, w którym większość dzieci poznawała Puchatka, czytałam zupełnie inne książki - nie da się ukryć, że nie zawsze były to lektury stosowne do wieku sześcio, siedmiolatki.
Na szóste urodziny załapałam w prezencie "Krzyżaków". Przerwałam więc
lekturę libretta operetki "Kraina Uśmiechu" i zabrałam się za "Krzyżaków".
Akurat byłam znów na coś tam chora i polegiwałam w łóżku, a że były
to czasy, gdy książek dla dzieci było mało i domowy zapas już wyczerpałam,
czytałam libretta kilku operetek oraz opery "Carmen".
Przy czytaniu libretta "Carmen" spłakałam się jak bóbr, czytając libretto
"Krainy Uśmiechu" usiłowałam śpiewać.
Niewątpliwie prezent w postaci "Krzyżaków" spadł nieomal z nieba.
Czytałam namiętnie, wszystko bardzo mi się podobało aż do sceny gdy
Zbyszko miał być stracony. W tym momencie rozryczałam się i odłożyłam
książkę z wielkim impetem.
Gdy do pokoju weszła babcia i zobaczyła, że książka leży na podłodze,
zapytała dlaczego już nie czytam.
"Bo nudna"- skłamałam i wróciłam do lektury libretta.
Dwa dni pózniej postanowiłam zajrzeć na koniec Krzyżaków i....gdy tylko
załapałam,że Zbyszko nadal żyje, wróciłam do lektury.
Poza tym nałogowo podczytywałam książki, które mój dziadek wypożyczał dla siebie z biblioteki.
Tym sposobem przeczytałam między innymi "Dittę" i "Na Zachodzie bez zmian".
O ile Ditta bardzo mi się podobała, to Remarque zrobił na mnie złe wrażenie-
nie mogłam pojąć jak można czytać "takie nudy".
Ale za to bardzo lubiłam czytać Encyklopedię Guttenberga.
Kubusia Puchatka pokochałam od pierwszego czytania.
Do dziś pamiętam, że zarwałam wigilijną noc, by przeczytać Obie części
opowieści o Kubusiu Puchatku.
I wiecie co? Do dziś cytujemy z córką niektóre dialogi Kubusia i jego
przyjaciół. Widocznie miłość do Kubusia Puchatka moja córka przejęła
genetycznie.
A teraz kilka moich ulubionych mądrości Kubusiowych:
Jedna z twoich łapek jest prawa- kiedy ustalisz która,możesz być pewien,
że druga jest lewa.
Dla niewykształconych "A" to tylko trzy patyki.
Jako Miś o Bardzo Małym Rozumku, pamiętaj, że rzecz, która przedstawia
się dorzecznie w twoim łebku, może wyglądać mniej dorzecznie poza nim.
Ci, którzy są Mądrzy i mają Mózgi, nigdy niczego nie rozumieją.
Robić NIC to ważna sprawa, bo można chodzić sobie i przysłuchiwać się
wszystkiemu, co można usłyszeć i o nic się nie martwić.
No to ja właśnie idę robić NIC.
piątek, 15 stycznia 2016
Mix
Żyję jeszcze, chociaż akurat po tym blogu tego nie widać. Powodów jest kilka: "grafomanię" na swym drugim blogu, muszę "na tempo" zrobić mały
komplet urodzinowy dla teściowej mojej córki, poza tym upleść wisior i
bransoletkę dla własnej córci, szukałam prezentu urodzinowego dla swego
młodszego Krasnala, co zabrało mi co najmniej 4 dni,no ale kupiłam.
Poza tym jestem straszliwie zdołowana tym wszystkim co się tu wyprawia
w polityce dzięki demokratycznym, ostatnim wyborom.
Kuruję nerwy malowankami, ale jakoś mało mi to pomaga, bardziej mi
pomaga kontakt z koralikami.
Może jutro uda mi się wybrać do sklepu z koralikami -szperanie w pudełkach
z tymi ozdóbkami na ogól jest wielce odprężające i skutecznie odwraca myśli
od tego co nas otacza.
Coś dla rozweselenia - moja sąsiadka, niemal stojąc na nartach, wywaliła się i złamała kość w stawie barkowym.
Miejscowy GOPR przewiózł ją do szpitala w Krynicy, gdzie została zagipsowana- gipsowe wdzianko przytwierdzało rękę do tułowia, więc czuła
się mało komfortowo. W tydzień po założeniu gipsu wróciła do W-wy i z zaleceniem ( na piśmie) zgłoszenia się do swego miejscowego ortopedy.
Pełna wiary udała się do szpitala MSW gdzie okazało się, że najbliższy
możliwy termin wizyty u ortopedy to wrzesień tego roku.
No to co mam zrobić- zadała pytanie panience w rejestracji- siedzieć w tym
gipsie aż do września?
No nie, może pani sobie poszukać jakiejś innej przychodni, może gdzieś będzie
szybciej - doradziła rejestratorka.
Poszukała, prywatnej. Po wykonaniu RTG gips zdjęto, zastepując go jakimś
lżejszym wynalazkiem ortopedycznym. Na plecach , po tamtym gipsie już
zrobiła się jej piękna odleżyna. Za tydzień znów będzie kolejny rentgen.
Oczywiście całe wyposażenie ortopedyczne musiała wykupić w komercji, rtg i wizyta "poszły" na koszt NFZ.
Niedługo zaczynają się ferie zimowe - uważajcie, żeby nie wpędzić się
w dodatkowe koszty - jest naprawdę strasznie mało ortopedów - ci lepsi
już dawno wyemigrowali i to często nie z powodów finansowych - tam po
prostu łatwiej jest pracować, bo jest dobra organizacja.
komplet urodzinowy dla teściowej mojej córki, poza tym upleść wisior i
bransoletkę dla własnej córci, szukałam prezentu urodzinowego dla swego
młodszego Krasnala, co zabrało mi co najmniej 4 dni,no ale kupiłam.
Poza tym jestem straszliwie zdołowana tym wszystkim co się tu wyprawia
w polityce dzięki demokratycznym, ostatnim wyborom.
Kuruję nerwy malowankami, ale jakoś mało mi to pomaga, bardziej mi
pomaga kontakt z koralikami.
Może jutro uda mi się wybrać do sklepu z koralikami -szperanie w pudełkach
z tymi ozdóbkami na ogól jest wielce odprężające i skutecznie odwraca myśli
od tego co nas otacza.
Coś dla rozweselenia - moja sąsiadka, niemal stojąc na nartach, wywaliła się i złamała kość w stawie barkowym.
Miejscowy GOPR przewiózł ją do szpitala w Krynicy, gdzie została zagipsowana- gipsowe wdzianko przytwierdzało rękę do tułowia, więc czuła
się mało komfortowo. W tydzień po założeniu gipsu wróciła do W-wy i z zaleceniem ( na piśmie) zgłoszenia się do swego miejscowego ortopedy.
Pełna wiary udała się do szpitala MSW gdzie okazało się, że najbliższy
możliwy termin wizyty u ortopedy to wrzesień tego roku.
No to co mam zrobić- zadała pytanie panience w rejestracji- siedzieć w tym
gipsie aż do września?
No nie, może pani sobie poszukać jakiejś innej przychodni, może gdzieś będzie
szybciej - doradziła rejestratorka.
Poszukała, prywatnej. Po wykonaniu RTG gips zdjęto, zastepując go jakimś
lżejszym wynalazkiem ortopedycznym. Na plecach , po tamtym gipsie już
zrobiła się jej piękna odleżyna. Za tydzień znów będzie kolejny rentgen.
Oczywiście całe wyposażenie ortopedyczne musiała wykupić w komercji, rtg i wizyta "poszły" na koszt NFZ.
Niedługo zaczynają się ferie zimowe - uważajcie, żeby nie wpędzić się
w dodatkowe koszty - jest naprawdę strasznie mało ortopedów - ci lepsi
już dawno wyemigrowali i to często nie z powodów finansowych - tam po
prostu łatwiej jest pracować, bo jest dobra organizacja.
piątek, 8 stycznia 2016
A tak wygląda teraz u mnie
Zima przypomniała sobie o swoich obowiązkach, ale jakoś mało mnie
to cieszy.
A wszystko przez to, że ślubnemu przyszło do głowy by oskrobać szyby
samochodu z lodowej warstewki.
No więc warstewki lodu już nie ma, za to jest fura śniegu.Nasz pan
dozorca co godzinę wybiega z szuflą i czyści chodnik.
Ciekawa jestem ile osób będzie jutro o 14,00 na Placu Powstańców
Warszawy na pikiecie.
No cóż, bullterier szefem. Gdyby to był inny bullterier to bym powiedziała,
że górą psy.
A tak to tylko mogę melancholijnie westchnąć.
Napisało mi się coś na drugim blogu- niedużo, więc nie zmęczy Was
czytanie. Zapraszam.
to cieszy.
A wszystko przez to, że ślubnemu przyszło do głowy by oskrobać szyby
samochodu z lodowej warstewki.
No więc warstewki lodu już nie ma, za to jest fura śniegu.Nasz pan
dozorca co godzinę wybiega z szuflą i czyści chodnik.
Ciekawa jestem ile osób będzie jutro o 14,00 na Placu Powstańców
Warszawy na pikiecie.
No cóż, bullterier szefem. Gdyby to był inny bullterier to bym powiedziała,
że górą psy.
A tak to tylko mogę melancholijnie westchnąć.
Napisało mi się coś na drugim blogu- niedużo, więc nie zmęczy Was
czytanie. Zapraszam.
czwartek, 7 stycznia 2016
Zbieram pomału szczękę z podłogi
Oczywiście z powodu ogromnego zaskoczenia.
Spotkałam wczoraj znajomą i właśnie jej widok sprawił, że mi szczena
z wrażenia niebezpiecznie się obniżyła.
Nie widziałyśmy się dawno, bo przecież mieszkamy w sąsiadujacych
ze sobą blokach, więc wciąż , w rozmowie telefonicznej, obiecujemy sobie
spotkanie.
A co mnie tak zdumiało? a no to, że on schudła 30kg w pół roku i wygląda
świetnie.
A zrobiła "bardzo prostą rzecz" - wyeliminowała z jadłospisu wszystkie
gotowce i cukier, za to wprowadziła wszelakiego rodzaju kwaszonki -
kwasi niemal wszystko co jej w ręce wpadnie, nawet pomidory. Je sześć-
siedem razy dziennie , bo mniej więcej tyle razy odczuwa głód.
Kapustę też sama kwasi i kwasi ją razem z jabłkami i całą włoszczyzną.
Jedyna mleczna potrawa to kefir (też go sama robi) oraz ser kefirowy,
którego przygotowanie jest super łatwe.
Wystarczy sitko wyłożyć gazą lub gęstym płótnem i umieścić je na garnuszku, wlać kefir i wszystko nakryć i wstawić na noc do lodówki. Rano jest gotowy serek a to co na dnie garnka służy jako "zakwaszacz" do warzyw.
Je głównie zupy, typu co by tu jeszcze dodać i zawsze są to kwaszone warzywka oraz ciecierzyca lub fasola, ewentualnie soczewica.
Mięsa prawie nie je, je jajka kur zielononóżek.
Rozkosze podniebienia czerpie z suszonych owoców goji, orzechów różnych,
migdałów.
Odstawiła kawę na rzecz rooibosowej herbaty.
Ale największe zdumienie moje wywołało jedno zdanie: "to twoja zasługa, bo
pożyczyłaś mi książkę o dobrodziejstwach kwaszenia produktów, a tam było pełno przepisów nie tylko o kwaszeniu i zaczęłam je wypróbowywać".
Ludzie, a ja pół domu przewaliłam w poszukiwaniu tej książki!!!!
Ja jej szukałam, a Danka spokojnie chudła. Podobno w sobotę mi ją odda.
Nie wiem jaka u Was pogoda, ale u mnie szaro, ponuro, jakaś cieniutka
warstewka śniegu leży na trawnikach i jest trochę na minusie, chyba -3.
Piszę "chyba" bo mam nowy termometr zaokienny i nie wiem czy aby dobrze
wskazuje.
Dziś starszy Krasnal kończy 7 lat.Wczesnym wieczorem zatelefonuję do niego.
Prezent zostawiłam przed wyjazdem.
Ależ ten czas leci do przodu! Czasem mnie to smuci.
Spotkałam wczoraj znajomą i właśnie jej widok sprawił, że mi szczena
z wrażenia niebezpiecznie się obniżyła.
Nie widziałyśmy się dawno, bo przecież mieszkamy w sąsiadujacych
ze sobą blokach, więc wciąż , w rozmowie telefonicznej, obiecujemy sobie
spotkanie.
A co mnie tak zdumiało? a no to, że on schudła 30kg w pół roku i wygląda
świetnie.
A zrobiła "bardzo prostą rzecz" - wyeliminowała z jadłospisu wszystkie
gotowce i cukier, za to wprowadziła wszelakiego rodzaju kwaszonki -
kwasi niemal wszystko co jej w ręce wpadnie, nawet pomidory. Je sześć-
siedem razy dziennie , bo mniej więcej tyle razy odczuwa głód.
Kapustę też sama kwasi i kwasi ją razem z jabłkami i całą włoszczyzną.
Jedyna mleczna potrawa to kefir (też go sama robi) oraz ser kefirowy,
którego przygotowanie jest super łatwe.
Wystarczy sitko wyłożyć gazą lub gęstym płótnem i umieścić je na garnuszku, wlać kefir i wszystko nakryć i wstawić na noc do lodówki. Rano jest gotowy serek a to co na dnie garnka służy jako "zakwaszacz" do warzyw.
Je głównie zupy, typu co by tu jeszcze dodać i zawsze są to kwaszone warzywka oraz ciecierzyca lub fasola, ewentualnie soczewica.
Mięsa prawie nie je, je jajka kur zielononóżek.
Rozkosze podniebienia czerpie z suszonych owoców goji, orzechów różnych,
migdałów.
Odstawiła kawę na rzecz rooibosowej herbaty.
Ale największe zdumienie moje wywołało jedno zdanie: "to twoja zasługa, bo
pożyczyłaś mi książkę o dobrodziejstwach kwaszenia produktów, a tam było pełno przepisów nie tylko o kwaszeniu i zaczęłam je wypróbowywać".
Ludzie, a ja pół domu przewaliłam w poszukiwaniu tej książki!!!!
Ja jej szukałam, a Danka spokojnie chudła. Podobno w sobotę mi ją odda.
Nie wiem jaka u Was pogoda, ale u mnie szaro, ponuro, jakaś cieniutka
warstewka śniegu leży na trawnikach i jest trochę na minusie, chyba -3.
Piszę "chyba" bo mam nowy termometr zaokienny i nie wiem czy aby dobrze
wskazuje.
Dziś starszy Krasnal kończy 7 lat.Wczesnym wieczorem zatelefonuję do niego.
Prezent zostawiłam przed wyjazdem.
Ależ ten czas leci do przodu! Czasem mnie to smuci.
wtorek, 5 stycznia 2016
Tajemnica Trzech Króli
Właściwie tytuł powinien brzmieć "jakie zjawisko na niebie prowadziło
trzech króli", ale wtedy już pewnie nikt nie przeczytałby ani linijki, zakładając, że ja znów o Kosmosie piszę.
Zacznijmy od tego ,że ci co podążali za widocznym na ówczesnym niebie
zjawiskiem świetlnym wcale nie byli jakimiś królami, tylko magami, czyli rodzajem osób uczonych, np. astrologów i wcale nie jest wiadomo ilu ich było.
Po drugie imiona ich są zmyślone , a zostały im nadane dopiero w średniowieczu.
Owo zjawisko świetlne na niebie niektóre kościoły chrześcijańskie łączą
z objawieniem się zastępów anielskich na niebie, inne zaś środowiska sądzą, że to była kometa, jeszcze inne winią za nie wybuch Supernowej lub -UFO.
W starożytności funkcjonował mit o Trzech Królach, czyli o trzech gwiazdach,
Alnitak, Alnilam i Mintaka , które w dniu 24 grudnia ustawiały się na zimowym
niebie z najjaśniejszą gwiazdą na wschodzie, Syriuszem. Ten układ Trzech Króli wraz ze wschodzącym Syriuszem miał wskazywać miejsce, w którym
w tamtych czasach, rankiem 25 grudnia ukazywało się Słońce.
Jak widać minęły 2 tysiące lat i nadal nic nie wiadomo.
Usiłowano dociec kim byli naprawdę Trzej królowie i.....okazało się to
zupełnie niemożliwe, a wszystkie żmudne dociekania doprowadziły do wniosku,
że nie były to postacie historyczne, lecz fikcyjne, stworzone przez Mateusza dla potrzeb pisanej przez niego Ewangelii- tu krótkie przypomnienie, że powstała ona jedno pokolenie po tamtych wydarzeniach.
W roku 1955 została wydana w USA dość dziwna (przynajmniej dla mnie)
książka, Księga Urantii. Na tyle dziwna, że nie zdecydowałam się na jej
zakup.
Ta dziwna księga to praca kompilacyjna oparta na bardzo wielu różnych
tekstach historycznych i filozoficznych od starożytności począwszy poprzez
następne wieki. Tekst tej księgi mówi o początkach, historii i przeznaczeniu
ludzkości i związkach ludzi z Bogiem Ojcem.
Wg Księgi Urantii (Urantia to nazwa naszej Ziemi w Kosmosie) Kosmiczny
Książę Gabriel powołał i wysłał na Urantię dwunastoosobową Komisję Rodzinną w celu wybrania odpowiedniej rodziny do planowanego wcielenia Michała, by mógł się narodzić człowiek z krwi i kości, Jezus, zwany póżniej Chrystusem.
Tu małe wyjaśnienie- Michałowie to najwyższa klasa Synów Stwórcy,
przebywających na centralnej Wyspie Światłości i Życia (zapewne w Kosmosie).
W czasie narodzin Jezusa (czyli wcielonego w jego ciało Michała) w południe, serafini spiewali nad żłobem betlejemskim hymny chwały, ale ludzkie uszy nie
słyszały tych głosów.
Ani pasterze, ani żadni inni śmiertelnicy nie przyszli składać hołdu niemowlęciu
aż do dnia przybycia pewnych kapłanów z miasta Ur, których przysłał
z Jerozolimy Zachariasz. Byli oni wcześniej poinformowani przez jakiegoś nauczyciela religijnego, że we śnie został on poinformowany o tym ,że wkrótce na Ziemi ma się pojawić się światło życia jako dziecko pośród Żydów.
Po wielu dniach daremnych poszukiwań na terenie Jerozolimy, Zachariasz wyjawił im, że jego zdaniem celem ich poszukiwań jest Jezus i skierował ich do Betlejem.
I Mędrcy odnalezli dziecię w Betlejem i zostawili swe dary jego ziemskiej
matce, Marii. W chwili ich przybycia dziecko miało trzy tygodnie.
Według Księgi Urantii Jezus urodził się 21 sierpnia w południe w 7 roku p.n.e.
Jednocześnie Księga podaje informację, że w 7 roku p.n.e trzykrotnie miała
miejsce niezwykła koniunkcja* Jowisza i Saturna w konstelacji ryb : 29 maja, 29 września i 5 grudnia tego samego roku.
I stąd zapewne legenda o Gwiezdzie Betlejemskiej.
W owych czasach większość wiedzy ludzkiej przekazywano w formie opowieści, z ust do ust. Jedni coś dodawali, inni coś zapominali i pomijali
a mity stawały się tradycją i z czasem były uznawane za fakt.
Czy Księga Urantii jest wiarygodna? Nie mam pojęcia, jest to tak zwana
księga channelingowa i to co każdy z niej wyniesie jest głównie sprawą
jego osobistych poglądów.
Mnie np. odpowiada wątek kosmiczny całej sprawy , bo w moim przekonaniu
jesteśmy dziećmi Kosmosu.
A jak było i jest naprawdę - nie wiem i chyba nikt nie wie.
* koniunkcja- ustawienie ciał niebieskich i obserwatora w jednej linii.
post na podstawie artykułu Roberta Antoniaka, niezależnego badacza,
mieszkającego w Londynie (Nieznany Świat 1/2016)
trzech króli", ale wtedy już pewnie nikt nie przeczytałby ani linijki, zakładając, że ja znów o Kosmosie piszę.
Zacznijmy od tego ,że ci co podążali za widocznym na ówczesnym niebie
zjawiskiem świetlnym wcale nie byli jakimiś królami, tylko magami, czyli rodzajem osób uczonych, np. astrologów i wcale nie jest wiadomo ilu ich było.
Po drugie imiona ich są zmyślone , a zostały im nadane dopiero w średniowieczu.
Owo zjawisko świetlne na niebie niektóre kościoły chrześcijańskie łączą
z objawieniem się zastępów anielskich na niebie, inne zaś środowiska sądzą, że to była kometa, jeszcze inne winią za nie wybuch Supernowej lub -UFO.
W starożytności funkcjonował mit o Trzech Królach, czyli o trzech gwiazdach,
Alnitak, Alnilam i Mintaka , które w dniu 24 grudnia ustawiały się na zimowym
niebie z najjaśniejszą gwiazdą na wschodzie, Syriuszem. Ten układ Trzech Króli wraz ze wschodzącym Syriuszem miał wskazywać miejsce, w którym
w tamtych czasach, rankiem 25 grudnia ukazywało się Słońce.
Jak widać minęły 2 tysiące lat i nadal nic nie wiadomo.
Usiłowano dociec kim byli naprawdę Trzej królowie i.....okazało się to
zupełnie niemożliwe, a wszystkie żmudne dociekania doprowadziły do wniosku,
że nie były to postacie historyczne, lecz fikcyjne, stworzone przez Mateusza dla potrzeb pisanej przez niego Ewangelii- tu krótkie przypomnienie, że powstała ona jedno pokolenie po tamtych wydarzeniach.
W roku 1955 została wydana w USA dość dziwna (przynajmniej dla mnie)
książka, Księga Urantii. Na tyle dziwna, że nie zdecydowałam się na jej
zakup.
Ta dziwna księga to praca kompilacyjna oparta na bardzo wielu różnych
tekstach historycznych i filozoficznych od starożytności począwszy poprzez
następne wieki. Tekst tej księgi mówi o początkach, historii i przeznaczeniu
ludzkości i związkach ludzi z Bogiem Ojcem.
Wg Księgi Urantii (Urantia to nazwa naszej Ziemi w Kosmosie) Kosmiczny
Książę Gabriel powołał i wysłał na Urantię dwunastoosobową Komisję Rodzinną w celu wybrania odpowiedniej rodziny do planowanego wcielenia Michała, by mógł się narodzić człowiek z krwi i kości, Jezus, zwany póżniej Chrystusem.
Tu małe wyjaśnienie- Michałowie to najwyższa klasa Synów Stwórcy,
przebywających na centralnej Wyspie Światłości i Życia (zapewne w Kosmosie).
W czasie narodzin Jezusa (czyli wcielonego w jego ciało Michała) w południe, serafini spiewali nad żłobem betlejemskim hymny chwały, ale ludzkie uszy nie
słyszały tych głosów.
Ani pasterze, ani żadni inni śmiertelnicy nie przyszli składać hołdu niemowlęciu
aż do dnia przybycia pewnych kapłanów z miasta Ur, których przysłał
z Jerozolimy Zachariasz. Byli oni wcześniej poinformowani przez jakiegoś nauczyciela religijnego, że we śnie został on poinformowany o tym ,że wkrótce na Ziemi ma się pojawić się światło życia jako dziecko pośród Żydów.
Po wielu dniach daremnych poszukiwań na terenie Jerozolimy, Zachariasz wyjawił im, że jego zdaniem celem ich poszukiwań jest Jezus i skierował ich do Betlejem.
I Mędrcy odnalezli dziecię w Betlejem i zostawili swe dary jego ziemskiej
matce, Marii. W chwili ich przybycia dziecko miało trzy tygodnie.
Według Księgi Urantii Jezus urodził się 21 sierpnia w południe w 7 roku p.n.e.
Jednocześnie Księga podaje informację, że w 7 roku p.n.e trzykrotnie miała
miejsce niezwykła koniunkcja* Jowisza i Saturna w konstelacji ryb : 29 maja, 29 września i 5 grudnia tego samego roku.
I stąd zapewne legenda o Gwiezdzie Betlejemskiej.
W owych czasach większość wiedzy ludzkiej przekazywano w formie opowieści, z ust do ust. Jedni coś dodawali, inni coś zapominali i pomijali
a mity stawały się tradycją i z czasem były uznawane za fakt.
Czy Księga Urantii jest wiarygodna? Nie mam pojęcia, jest to tak zwana
księga channelingowa i to co każdy z niej wyniesie jest głównie sprawą
jego osobistych poglądów.
Mnie np. odpowiada wątek kosmiczny całej sprawy , bo w moim przekonaniu
jesteśmy dziećmi Kosmosu.
A jak było i jest naprawdę - nie wiem i chyba nikt nie wie.
* koniunkcja- ustawienie ciał niebieskich i obserwatora w jednej linii.
post na podstawie artykułu Roberta Antoniaka, niezależnego badacza,
mieszkającego w Londynie (Nieznany Świat 1/2016)
sobota, 2 stycznia 2016
Koniec świata.....
....tego, który znamy, lub wydaje się nam że znamy, może nastąpić w każdej
chwili i nikt nie jest w stanie tej chwili przewidzieć - żaden jasnowidz, żadna wróżka, ani żyjący teraz ani żyjący przed wiekami.
I zapewne niewiele osób wie, że naprawdę nasz glob był o włos od zagłady
w dniu 23 lipca 2012 roku.
Jak wszyscy wiecie, nasza planeta krąży wokół życiodajnej dla nas gwiazdy,
Słońca. Jesteśmy w takiej odległości, że jej temperatura nie niszczy nas, a
skutecznie podtrzymuje życie na planecie.
Ale Słońce nie jest rodzajem poczciwego pieca, w którego ciepełku możemy
się spokojnie grzać.
To bardzo niebezpieczny piec, w którego wnętrzu od czterech i pół miliarda
lat szaleje termojądrowy pożar. I nigdzie nie jest powiedziane, że będzie
nadal wydzielał bez zakłóceń tę samą ilość ciepła, dzięki której na Ziemi
istnieje życie. Raz na jakiś czas, wcale nie cyklicznie, a więc trudno przewidzieć kiedy, termojądrowe serce Słońca wyrzuca ku powierzchni swej
gwiazdy potoki promieniowania i plazmy. Przeważnie nie docierają one do powierzchni zatrzymując się w strefie podpowierzchniowej gwiazdy, gdzie są
utrzymywane przez pole magnetyczne.
Czasami pole magnetyczne nie wytrzymuje naporu wysokotemperaturowej
plazmy i przebija ona powierzchnię Słońca, a w przestrzeń kosmiczną lecą
strugi potężnego słonecznego wiatru.
Wtedy heliofizycy, którzy zajmują się Słońcem, odnotowują zjawisko ciemnych plam na powierzchni Słońca i serie ogromnych błysków. Te plamy to pozostałości po zapadającej się powierzchni gwiazdy.
Ostatni, ogromny jak nigdy dotąd wyrzut masy słonecznej miał miejsce
właśnie 23 lipca 2012 roku. Był tak wielki i potężny, że gdyby dotarł do naszej
planety z całą pewnością już nie czytalibyście teraz tego posta, a wszystkie nasze zmartwienia już by nas nie dręczyły, bo skutki tego wybuchu cofnęłyby
naszą cywilizację co najmniej o 100 lat.
Kosmiczna agencja NASA oczywiście zataiła ten fakt i dane o nim przekazała
tylko wybranym uczonym.
Dokładne dane o tym zjawisku zebrano z różnych satelitów obserwujących
stale Słońce.
Utrzymaniu tajemnicy sprzyjał fakt, że wybuch nastąpił po niewidocznej z Ziemi stronie Słońca i strumień wyrzutu plazmy poszybował w przeciwną
od naszego położenia stronę.
Ale na tym nie koniec- okazuje się, że 7 stycznia 2014 roku nastąpił równie
niebezpieczny wybuch, który tym razem zmierzał w kierunku Ziemi.
Astrofizycy ogłosili, że ten wyrzut może być niebezpieczny dla komunikacji i działania usług satelitarnych a napór na ziemską magnetosferę będzie wyjątkowo silny i może wywołać silną burzę magnetyczną.
Ale tym razem też mieliśmy szczęście, bo koronalny wyrzut masy odszedł w bok i większość plazmy poleciała poniżej Ziemi.
Dane zebrane z siedmiu satelitów wykazały, że ocaliło nas potężne pole
magnetyczne, które powstało w okolicy Słońca.
Tylko nie bardzo wiadomo dzięki czemu/komu ono powstało.
A teraz heliofizycy mają kolejne zmartwienie bo niemal zanikły plamy na
Słońcu a to świadczy o bardzo niskiej jego aktywności, jakiej nie notowano
od stu lat.
I nie wiadomo czy to dobry dla nas znak czy też raczej zły.
Czy te momenty słonecznej ciszy mogą oznaczać, że we wnętrzu naszej
gwiazdy dziennej narasta grozny dla nas słoneczny super sztorm?
Czy będzie o takiej mocy jak wydarzenie z 1 września 1859 roku czy też może
o znacznie większej mocy?To nieco zabawne ale i przygnębiające, że pomimo
dość dużej wiedzy na ten temat praktycznie jesteśmy bezsilni, możemy być
tylko obserwatorami.
A może znów coś/ktoś nas ocali i powstanie jakieś silne pole magnetyczne, które zepchnie zagrażający Ziemi huragan słonecznego wiatru?
No cóż, pożyjemy -zobaczymy.
*****
zródło: zmianysolarne.pl
chwili i nikt nie jest w stanie tej chwili przewidzieć - żaden jasnowidz, żadna wróżka, ani żyjący teraz ani żyjący przed wiekami.
I zapewne niewiele osób wie, że naprawdę nasz glob był o włos od zagłady
w dniu 23 lipca 2012 roku.
Jak wszyscy wiecie, nasza planeta krąży wokół życiodajnej dla nas gwiazdy,
Słońca. Jesteśmy w takiej odległości, że jej temperatura nie niszczy nas, a
skutecznie podtrzymuje życie na planecie.
Ale Słońce nie jest rodzajem poczciwego pieca, w którego ciepełku możemy
się spokojnie grzać.
To bardzo niebezpieczny piec, w którego wnętrzu od czterech i pół miliarda
lat szaleje termojądrowy pożar. I nigdzie nie jest powiedziane, że będzie
nadal wydzielał bez zakłóceń tę samą ilość ciepła, dzięki której na Ziemi
istnieje życie. Raz na jakiś czas, wcale nie cyklicznie, a więc trudno przewidzieć kiedy, termojądrowe serce Słońca wyrzuca ku powierzchni swej
gwiazdy potoki promieniowania i plazmy. Przeważnie nie docierają one do powierzchni zatrzymując się w strefie podpowierzchniowej gwiazdy, gdzie są
utrzymywane przez pole magnetyczne.
Czasami pole magnetyczne nie wytrzymuje naporu wysokotemperaturowej
plazmy i przebija ona powierzchnię Słońca, a w przestrzeń kosmiczną lecą
strugi potężnego słonecznego wiatru.
Wtedy heliofizycy, którzy zajmują się Słońcem, odnotowują zjawisko ciemnych plam na powierzchni Słońca i serie ogromnych błysków. Te plamy to pozostałości po zapadającej się powierzchni gwiazdy.
Ostatni, ogromny jak nigdy dotąd wyrzut masy słonecznej miał miejsce
właśnie 23 lipca 2012 roku. Był tak wielki i potężny, że gdyby dotarł do naszej
planety z całą pewnością już nie czytalibyście teraz tego posta, a wszystkie nasze zmartwienia już by nas nie dręczyły, bo skutki tego wybuchu cofnęłyby
naszą cywilizację co najmniej o 100 lat.
Kosmiczna agencja NASA oczywiście zataiła ten fakt i dane o nim przekazała
tylko wybranym uczonym.
Dokładne dane o tym zjawisku zebrano z różnych satelitów obserwujących
stale Słońce.
Utrzymaniu tajemnicy sprzyjał fakt, że wybuch nastąpił po niewidocznej z Ziemi stronie Słońca i strumień wyrzutu plazmy poszybował w przeciwną
od naszego położenia stronę.
Ale na tym nie koniec- okazuje się, że 7 stycznia 2014 roku nastąpił równie
niebezpieczny wybuch, który tym razem zmierzał w kierunku Ziemi.
Astrofizycy ogłosili, że ten wyrzut może być niebezpieczny dla komunikacji i działania usług satelitarnych a napór na ziemską magnetosferę będzie wyjątkowo silny i może wywołać silną burzę magnetyczną.
Ale tym razem też mieliśmy szczęście, bo koronalny wyrzut masy odszedł w bok i większość plazmy poleciała poniżej Ziemi.
Dane zebrane z siedmiu satelitów wykazały, że ocaliło nas potężne pole
magnetyczne, które powstało w okolicy Słońca.
Tylko nie bardzo wiadomo dzięki czemu/komu ono powstało.
A teraz heliofizycy mają kolejne zmartwienie bo niemal zanikły plamy na
Słońcu a to świadczy o bardzo niskiej jego aktywności, jakiej nie notowano
od stu lat.
I nie wiadomo czy to dobry dla nas znak czy też raczej zły.
Czy te momenty słonecznej ciszy mogą oznaczać, że we wnętrzu naszej
gwiazdy dziennej narasta grozny dla nas słoneczny super sztorm?
Czy będzie o takiej mocy jak wydarzenie z 1 września 1859 roku czy też może
o znacznie większej mocy?To nieco zabawne ale i przygnębiające, że pomimo
dość dużej wiedzy na ten temat praktycznie jesteśmy bezsilni, możemy być
tylko obserwatorami.
A może znów coś/ktoś nas ocali i powstanie jakieś silne pole magnetyczne, które zepchnie zagrażający Ziemi huragan słonecznego wiatru?
No cóż, pożyjemy -zobaczymy.
*****
zródło: zmianysolarne.pl
piątek, 1 stycznia 2016
A ja czekam
Noc sylwestrową spędziłam na koralikowaniu i czytaniu najnowszej Polityki-
trzeba czytać dopóki jeszcze jest;)
Szampana zastąpiłam pysznym , włoskim winem musującym, skonsumowałam
kawałeczek kupnego sernika (nawet niezły był), zerknęłam jednym okiem w TV,
obejrzałam kawałek odcinka chyba "kryminalne zagadki Miami",przeżyłam miłe
rozczarowanie faktem, że bardzo mało było huku petard i poszłam około
drugiej w objęcia Morfeusza.
A teraz czekam - czekam na uchwałę prześwietnego polskiego sejmu o tym,
że każde słowne polecenie prześwietnego prezesa nie wymaga żadnej
debaty sejmowej ani akceptacji senatu, ale musi być natychmiast, w ciągu
najwyżej kwadransa spisane i ogłoszone przez rząd i podpisane przez pana
prezydenta najdalej w ciągu 30 minut. No bo po co tracić cenny czas na
jakieś dyskusje sejmowe skoro ma się swoją większość? Po co stwarzać
pozory demokracji skoro ona nikomu nie jest potrzebna?
Czekam aż komuś znów palma w głowie zakwitnie i zgłosi światłą ustawę, że
dzieci w przedziale wieku od 6 do 10 lat mogą, jeżeli sobie tego życzą rodzice, nie uczęszczać do szkoły. Niech mają prawdziwe, długie dzieciństwo.
Mało tego - dlaczego nie pójść dalej i nie skasować całkiem obowiązek
szkolny? Po co mają umieć czytać i pisać? Jeszcze by któreś nagle pojęło,
że żyje w śmiesznym i głupim kraju.
Czekam, aż znowu wspaniały sejm, w którym większość posłów cierpi albo na amnezję albo na demencję, przegłosuje uchwałę prezesa jedynie słusznej partii
o połaczeniu stanowiska ministra sprawiedliwości i generalnego prokuratora.
W związku z tą uchwałą mam propozycję- powierzyć tej osobie również
stanowisko naczelnego kata, a żeby nie było to stanowisko jedynie
honorowe, należy wprowadzić system kar ze średniowiecza, od łamania
kołem począwszy. I oczywiście wykonywanie ich powinno być publiczne.
Wówczas naczelny kat, generalny prokurator i minister sprawiedliwości w jednej osobie mógłby swobodnie zaspokajać swe niezdrowe instynkty,
a wyborcy ulubionej partii mieliby darmową rozywkę - po co jakiś teatr czy
też seans filmowy - lepiej pójść na publiczną kazń jakiego nieszczęśnika.
Czekam aż wprowadzą również chińską metodę kontroli internetu - wpierw
cenzurę nieoficjalną, potem jawną. Czekam również na wprowadzenie
kontroli wszystkich wydawnictw. Poziom czytelnictwa u nas nikły, więc
te kilkanaście milionów rodaków, którzy nie przeczytali w ciagu minionego
roku ani jednej książki przestanie być dyskryminowanych. Będą przecież
całkowicie usprawiedliwieni - wszak książek nie będzie.
Czekam również na rewolucję teatralną, czyli usunięcie wszystkich reżyserów, którzy dziś mają odwagę zaproponować nowe spojrzenie na klasykę - należy
ich wszystkich zwolnić i ukarać.
Czekam również na te kręcone w Hollywood filmy o Polsce i patriotyzmie
polskim. Nie wiem tylko czy to będą kryminały czy też komedie.
A tym, którzy na złość głosowali na jedynie słuszną formację, życzę by
oprzytomnieli i to jak najprędzej nim padną ofiarą własnej decyzji.
trzeba czytać dopóki jeszcze jest;)
Szampana zastąpiłam pysznym , włoskim winem musującym, skonsumowałam
kawałeczek kupnego sernika (nawet niezły był), zerknęłam jednym okiem w TV,
obejrzałam kawałek odcinka chyba "kryminalne zagadki Miami",przeżyłam miłe
rozczarowanie faktem, że bardzo mało było huku petard i poszłam około
drugiej w objęcia Morfeusza.
A teraz czekam - czekam na uchwałę prześwietnego polskiego sejmu o tym,
że każde słowne polecenie prześwietnego prezesa nie wymaga żadnej
debaty sejmowej ani akceptacji senatu, ale musi być natychmiast, w ciągu
najwyżej kwadransa spisane i ogłoszone przez rząd i podpisane przez pana
prezydenta najdalej w ciągu 30 minut. No bo po co tracić cenny czas na
jakieś dyskusje sejmowe skoro ma się swoją większość? Po co stwarzać
pozory demokracji skoro ona nikomu nie jest potrzebna?
Czekam aż komuś znów palma w głowie zakwitnie i zgłosi światłą ustawę, że
dzieci w przedziale wieku od 6 do 10 lat mogą, jeżeli sobie tego życzą rodzice, nie uczęszczać do szkoły. Niech mają prawdziwe, długie dzieciństwo.
Mało tego - dlaczego nie pójść dalej i nie skasować całkiem obowiązek
szkolny? Po co mają umieć czytać i pisać? Jeszcze by któreś nagle pojęło,
że żyje w śmiesznym i głupim kraju.
Czekam, aż znowu wspaniały sejm, w którym większość posłów cierpi albo na amnezję albo na demencję, przegłosuje uchwałę prezesa jedynie słusznej partii
o połaczeniu stanowiska ministra sprawiedliwości i generalnego prokuratora.
W związku z tą uchwałą mam propozycję- powierzyć tej osobie również
stanowisko naczelnego kata, a żeby nie było to stanowisko jedynie
honorowe, należy wprowadzić system kar ze średniowiecza, od łamania
kołem począwszy. I oczywiście wykonywanie ich powinno być publiczne.
Wówczas naczelny kat, generalny prokurator i minister sprawiedliwości w jednej osobie mógłby swobodnie zaspokajać swe niezdrowe instynkty,
a wyborcy ulubionej partii mieliby darmową rozywkę - po co jakiś teatr czy
też seans filmowy - lepiej pójść na publiczną kazń jakiego nieszczęśnika.
Czekam aż wprowadzą również chińską metodę kontroli internetu - wpierw
cenzurę nieoficjalną, potem jawną. Czekam również na wprowadzenie
kontroli wszystkich wydawnictw. Poziom czytelnictwa u nas nikły, więc
te kilkanaście milionów rodaków, którzy nie przeczytali w ciagu minionego
roku ani jednej książki przestanie być dyskryminowanych. Będą przecież
całkowicie usprawiedliwieni - wszak książek nie będzie.
Czekam również na rewolucję teatralną, czyli usunięcie wszystkich reżyserów, którzy dziś mają odwagę zaproponować nowe spojrzenie na klasykę - należy
ich wszystkich zwolnić i ukarać.
Czekam również na te kręcone w Hollywood filmy o Polsce i patriotyzmie
polskim. Nie wiem tylko czy to będą kryminały czy też komedie.
A tym, którzy na złość głosowali na jedynie słuszną formację, życzę by
oprzytomnieli i to jak najprędzej nim padną ofiarą własnej decyzji.
Subskrybuj:
Posty (Atom)