Równe sześć miesięcy temu przyjechaliśmy - też był piątek, w okolicach Berlina
padał deszcz, a na autostradzie właśnie wzmagał się ruch.
Nie wiedzieliśmy wtedy, że odcinki autostrad przechodzą przez Berlin i służą
miastu za obwodnicę.
I na "dzień dobry Berlinie" szukaliśmy nr swojego budynku. Berlin ma dość
specyficznie ustawioną numerację domów - np. w dzielnicy, w której mieszkamy
numery budynków na ulicy "idą na okrągło", po kolei, ulica nie ma po jednej stronie
numerów parzystych a po drugiej nieparzystych.
Ale, żeby było ciekawiej lub zabawniej, są ulice, które mają po ludzku numerowane
domy- po jednej stronie ulicy są numery parzyste, po drugiej- nieparzyste.
Kolejną "dziwnością" jest brak numerów mieszkań - na tabliczce przy domofonie
są wymienione nazwiska lokatorów, ale nie ma numerów mieszkań.
W tej sytuacji kurierzy zawsze się pytają o piętro, na które mają dostarczyć
przesyłkę.
Nie sądzcie, że tylko Poczta Polska przeżywa trudne chwile- tu też coraz więcej
małych placówek ulega likwidacji. Ostatnio zamknięto oddział poczty, który
był zaledwie o 350m od mego mieszkania. Teraz na najbliższą pocztę muszę
albo podjechać samochodem i przeżywam koszmar pt. "ja nie mam gdzie
zaparkować!!!", albo przewlec się 1,5 km w jedną stronę.
Tu również na poczcie kwitnie handel, ale nie ma tu dzieł kulinarnych sióstr
zakonnych ani czytadeł mających boże owieczki uszlachetnić, za to
można kupić wszystko co potrzebne do zapakowania paczki, napisania
listu itp.
Gdy wtedy wyszłam na balkon drzewa wyglądały tak:
A tu te same drzewa dziś rano:
A poniżej moje balkonowe kwiatki:
Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że mnie się wydaje chwilami, że
jesteśmy tu już znacznie dłużej niż pół roku. Ale myślę, że to wynik tego, że
bywaliśmy już tu wcześniej, a Berlin wyraznie przypadł mi do serca już
od pierwszego pobytu.
Chyba wraz z wiekiem postępuje u mnie naiwność - byłam pewna, że tu i teraz
będę miała więcej czasu, a może doby tutaj mają więcej godzin?
Nie mają - niestety i wciąż jestem pod kreską czasową.
Natomiast jestem zachwycona, że już mamy załatwiony cały kompleks spraw
administracyjnych.
Jest jedna rzecz, która mi nieco przeszkadza w Berlinie, a na którą cierpią
chyba już wszystkie miasta europejskie - brak miejsc parkingowych.
To wieczne "polowanie na miejsce" jest dość uciążliwe, żeby nie powiedzieć
bardziej dosadnie. I dobija mnie jeżdżenie wąskimi uliczkami wybrukowanymi
śliską kostką, na której po obu stronach parkują samochody a środkiem z trudem
można się minąć z drugim samochodem, o ile nie jest to osobowy o wymiarach
mikrobusa. Niestety tu też dotarła moda na wielkie samochody, które nadają
się na przewożenie trumny wraz z kilkoma żałobnikami.
Zwiedziliśmy kolejną część Volksparku, czyli kolejne dwa nieduże jeziorka.
Cały czas towarzyszyły nam ptasie trele a temperatura bardziej zachęcała do
złożenia odwłoków na ławce niż do chodzenia. Ale jak na złość wszystkie
ławki były w słońcu, więc obeszło się bez posiedzenia. Dziś też się wybierzemy
w jakieś zielone okolice, trzeba korzystać z ciepełka i pogody.
Ale pewnie podjedziemy do Grunewaldu, do lasu.
Kamienica w której mieszkamy powoli się zaludnia. W naszej głównej części
już wszystkie mieszkania są wykończone i chyba zasiedlone.
W dwóch oficynach też pomału przybywa lokatorów , towarzystwo wyraznie
międzynarodowe. Nie da się ukryć, że mieszkania w oficynie są znacznie
tańsze, typu "studio" i nie ma tam windy,a dom jest czteropiętrowy.
Życzę Wam miłego, słonecznego weekendu!!!