Mam pytanie: czy o wszystkim, wszyściutkim rozmawiacie ze swym
partnerem? Celowo nie piszę z mężem , bo wiem, że nie każdy związek jest
usankcjonowany umową ślubną. A może są tematy "tabu", o których nigdy nie
rozmawiacie?
A jak to wygląda na linii Wy - dzieci? Czy potraficie porozmawiać z nimi na
każdy temat? Czy też są takie tematy, na które nigdy z dziećmi
nie rozmawialiście i nadal nie rozmawiacie?
Przyznam się bez bicia - zaczęłam się nad tym zastanawiać dziś rano, po
przeczytaniu postu Zgagi. Przyszło mi też na myśl kilka moich koleżanek,
które gadatliwe z natury, na pewne tematy z mężem lub dzieckiem nigdy nie
rozmawiały.
Z tego, co wiem dzięki koleżankom, co najmniej 80% z nich nigdy nie
rozmawiało ze swymi dziećmi na tematy prokreacji, uważając, że przecież
są w szkole lekcje biologii, na których uczą się "tego rozmnażania", więc
one już nie muszą niczego dodawać. Pamiętam ich wielkie zdziwienie,
gdy mówiłam, że to właśnie matka i ojciec powinni tę wiedzę przekazać
dziecku i to nie tylko od strony czysto biologicznej. Istnieje jeszcze sfera
emocjonalna, znacznie ważniejsza. Wiadomo, że młodych dręczą dwie
rzeczy - ciekawość i harcujące w nich hormony.
Wśród moich znajomych królował pogląd - po prostu trzeba im seksu
zabronić, uprzedzić córkę, że z domu będzie się musiała wynieść, jeśli
coś się jej przytrafi. Najbardziej śmieszyło mnie, że "posiadaczki" synów
patrzyły się z wyższością na matki córek - przecież ich synuś "nie zajdzie",
więc one nie mają kłopotu.
Pytałam się dlaczego jednak nie porozmawiają i wiecie co - zawsze słyszałam
jedną odpowiedz- one po prostu się wstydziły rozmawiać na te tematy. Z nimi,
gdy były w domu, nikt nie rozmawiał,był to temat "tabu", a mimo tego wyszły
za mąż i mają dzieci.To nie ważne, że połowa tych małżeństw to było przymu-
sowe ochotnictwo, a dzieci wcześniakami względem daty ślubu.
Nie wykluczam, że jestem nieco przewrotną osobą, bo zawsze mówię, że
mężczyzni to odrębny gatunek biologiczny i ciężko się z nimi dogadać. Ale
jeśli już się tego faceta ma na stałe koło siebie, to jednak trzeba z nim
rozmawiać o wielu sprawach - nie tylko o koniecznych w domu naprawach,
wydatkach, stopniach dzieci, planach wakacyjnych i tym podobnych
duperelach. Trzeba rozmawiać również o tym jak wygląda nasze życie
intymne, czego my oczekujemy , interesować się również jego oczekiwa-
niami w tej dziedzinie. A jeśli coś nie gra, któraś ze stron nie ma ochoty
na seks, to sytuacja tym bardziej wymaga rozmowy, wspólnego omówienia
problemu, a nie czekania na cud.
Nie uważam za właściwą sytuację, gdy nasza najbliższa koleżanka wie, że
my unikamy zbliżeń, bo nie czerpiemy z tego żadnej satysfakcji lub jakaś
dolegliwość nam to uniemożliwia, a nic o tym nie wie nasz partner. Dla
mnie taka sytuacja jest niezbyt normalna.
Mam bardzo długi staż małżeński, jestem choleryczką, nieraz całkiem
porządnie się pokłócimy, ale nie znam z własnego podwórka instytucji
"cichych dni". Przecież zawsze wszystko można sobie wyjaśnić, nawet po
awanturze.
No to jak? Są dla Was tematy "tabu" ?