u nas bezglutenowiec nie ma co jeść, to bym najzwyczajniej w świecie skłamała.
Jest sporo produktów spożywczych bezglutenowych, ale mnie one po prostu
nie smakują.
Ratuję się nieco przepisami diety paleo, no ale jedzenie dzień w dzień "jajówy"
na śniadanie też mi nie odpowiada.
Dziś, w przypływie głodu zrobiłam sobie eksperymentalnie omlet-grzybek
bezglutenowy.
Użyłam do niego 2 łyżek stołowych mąki z orzechów arachidowych, dodałam
1 łyżkę wody, szczyptę soli i dwa jajka.
Wszystko razem zmiksowałam i usmażyłam na oleju kokosowym.
Po usmażeniu położyłam na wierzchu sałatkę z buraków.
Ze zdziwieniem skonstatowałam, że nie tylko dało się zjeść ale nawet było
smaczne. I nawet mój mąż raczył się tym posilić, a on nie z tych co wszystko
zjedzą.
Może jutro się na tyle zmobilizuję, że upiekę z tej mąki ciasteczka do kawy.
Jeżeli wyjdą dobre, to napiszę przepis.
*****
Dziś do naszej prywatnej stacji uzdatniania wody doinstalowali nam filtr
alkalizujący wodę -inwestycja podyktowana tym, że po tej koszmarnej operacji
zastawki i powikłaniach po tej operacji, mój mąż ma niewydolność nerek i picie
alkalizowanej wody ma usprawnić pracę nerek i zapobiec powstawaniu kamieni
nerkowych. Oby tak było.
Podobno mamy wszyscy mocno zakwaszone organizmy. Być może- w końcu
tyle chemii wciąż spożywamy, że nie jest to wykluczone.
I coś z archiwum: