drewniana rzezba

drewniana rzezba

sobota, 29 stycznia 2022

Sobotnie przemyślenia......

                                            ......zamiast wzięcia się  za sprzątanie.

Jak już nie jeden raz  mówiłam, jestem nieco opóźniona w rozwoju. A największe opóźnienia to dotyczą  kinematografii. Może dlatego, że w pewnym okresie  swego życia  zbyt często bywałam w kinie? A może dlatego, że zbyt często i zbyt dużo oglądałam filmów fabularnych  w domu, bo  miałam  magnetowid a na dodatek moja koleżanka była właścicielką wypożyczalni kaset?  W każdym razie "tak się porobiło" (uwielbiam ten zwrot), że w kinie to byłam strasznie  dawno a w telewizorni oglądałam tylko filmy popularnonaukowe. A tak  z ręką na sercu muszę się przyznać, że odbiornik TV stoi u mnie (od chwili  śmierci mego męża) w charakterze wystroju wnętrza pokoju dziennego. Za to dużo czytam, zresztą  zawsze dużo czytałam. W pewnym okresie "przemówiła" do mnie fizyka kwantowa, co nawet mnie  zdziwiło, bo nie przypominam sobie bym kiedykolwiek w latach szkolnych lubiła  fizykę lub matematykę.  Za to bardzo było mi po drodze z chemią organiczną. A prawa "zwykłej" fizyki jakoś dogoniły mnie z okazji różnych kontuzji ortopedycznych. Tyle w ramach wyjaśnienia z jaką dyletantką macie do czynienia.

Często mam wrażenie, że wszystko co się dzieje ze mną i dookoła mnie to jakiś Matrix- czyjaś fantazja w której, nie pytana o zgodę, biorę udział.  Jak wiecie wszystko składa się z atomów. A każdy jeden  atom składa się z jądra, neutronów i elektronów. A pomiędzy jądrem atomu a elektronami jest....wielka pustka. Wychodzi na to, że z naukowego punktu widzenia to raczej nie istniejemy, bo 99,999999% nas to tylko pusta przestrzeń, więc na logikę, każdy z nas jest zbiorem pustych wewnątrz siebie  atomów. Ale tu  coś na pocieszenie - ta pustka składa się  z pól kwantowych i niewidzialnych dla nas funkcji falowych.

W buddyzmie huayan funkcjonuje pogląd, że to właśnie pustka jest najważniejszym składnikiem rzeczywistości, gdyż to właśnie dzięki pustce mogą się w niej manifestować wszystkie  zjawiska składające się na Wszechświat. I jest ona wiecznym potencjałem posiadającym dostatecznie wiele miejsca by zaistniały wielkie rzeczy, nawet takie, które się nawet jeszcze największym myślicielom nie śniły.

A więc może nie jest źle, że często, nie będąc akurat w  danym miejscu sama, czuję pustkę? Na razie nie zajmuję się zgłębianiem doktryn buddyzmu, ale staram się  wdrażać do swego życia  jakieś małe jego cząstki ( kwanty=cząstki), np. skupianie się nad tym co aktualnie robię - a więc nie  zamykać drzwi na klucz automatycznie, ale robić to z pełną świadomością. Dodatkowo powtarzam sobie regularnie -spokój, spokój, co ma być i tak będzie.

Co do komentowania- zmieniłam na moment przeglądarkę i przynajmniej u siebie mogłam ciut skomentować.  I zaczynam się przymierzać mentalnie do innej "blogowni", bo to ciągłe zmienianie przeglądarki mało mnie  bawi. Na razie wystosowałam krótki liścik do Firefoxa, bo cała ta heca powstała po ostatniej aktualizacji Firefoxa. Ciekawi mnie co mi odpiszą.

Pogodę mam iście zimową - jest +8, wiatr i deszcz.


 


 

Miłego weekendu Wszystkim!!!



 


czwartek, 27 stycznia 2022

To będzie nieco dziwny post.......

 .......bo nadal nie mogę komentować u użytkowników Bloggera i u siebie. I żadne dobre rady nie pomagają. A naprawdę nie czuję się  na silach by zakładać jakiś  nowy blog, na innej platformie. Może latem to zrobię- bo ja  zimą to jestem  zawsze w letargu. Do tego dochodzi sytuacja związana z pandemią, kiepska pogoda i moje dolegliwości natury ortopedycznej. Przez nie  wciąż muszę podziwiać pewnego lekarza, (speca od rehabilitacji) który mnie wyciągał przed ponad  czterdziestoma laty ze złamania kości krzyżowej i powiedział - "gdy już będziesz stara to nie znajdziesz wygodnego krzesła  lub fotela i wciąż będziesz musiała ćwiczyć, ta kontuzja da ci jeszcze popalić". On już niestety nie żyje,odszedł w lepszy wymiar w 2005 roku, ale jego diagnoza żyje nadal i sprawdza się w całej rozciągłości. Pewien zestaw  ćwiczeń muszę wykonywać stale i faktycznie- siedzenie mi wyraźnie  szkodzi, a chodzenie nie sprawia  żadnej frajdy. Tak to jest gdy się wariatka  da namówić  mężowi na zjeżdżanie na  nartach i w ramach nauki wali się tyłkiem na ich kant.

A teraz moje odpowiedzi na Wasze komentarze pod moim poprzednim nieco enigmatycznym postem: @Ania - dopóki Polska jest w UE nie muszę wracać, zgodnie  z przepisami mam prawo mieszkać w dowolnym kraju należącym do UE.Warunkiem jest tylko fakt  zameldowania się , czyli wynajęcie mieszkania i przeniesienie  swojej składki zdrowotnej na konto tutejszej Kasy Chorych.

@Kloszard - co tu rozumieć?- nadal jestem obywatelką RP, tu tylko mieszkam. Nie dostaję od kraju zamieszkania żadnego wsparcia finansowego, ale muszę przestrzegać tu obowiązujących przepisów. Proszę nieco poczytać o zasadach osiedlania się w UE - można się z nich dowiedzieć  o obowiązkach i "przywilejach" obcokrajowców nie będących azylantami. To nie jest tajemnica.

@Stokrotka - ja dostałam więcej, ale ja mam rentę rodzinną (po śmierci męża) zamiast  swojej zabawnie niskiej emerytury, bo jak wiesz "nie pracowałam" tylko wychowywałam na pełnym etacie własne dziecko, a późniejsze dochody nie tylko nie były wysokie ale i staż pracy był krótki- ledwo wystarczył na emeryturę. Nie to co mój mąż- pracował sporo ponad 40 lat.

@Nitager - przed wyjazdem z Polski byłam na podsłuchu, bo mąż mojej przyjaciółki (już  nieżyjącej) miał wysokie  stanowisko w jednej z kluczowych instytucji państwowych. Przynajmniej się "chłopcy"  nasłuchali wielu wiązanek i wielu przepisów kulinarnych oraz naszej opinii o płci męskiej.

A poza tym - nie wiem gdzie to studiowali ekonomiści co wymyślili Polski Ład bo raczej wszystkie ich pociągnięcia mają tyle wspólnego z zasadami ekonomii co ja z grą w hokeja - ja nawet na łyżwach nie jeżdżę. 

I wiecie co? hasło "to wina Tuska" jest aktualne - tyle tylko, że Jego winą było to, że nie rozliczył pisowców zaraz po ich pierwszej kadencji rządzenia. I teraz my ponosimy tego konsekwencje.

A teraz  z innej beczki - pogoda paskudna, wyraźnie  mam tu porę deszczową- wczoraj cały dzień coś padało, dziś też nieco  kapie z nieba, wieje wiatr i na samą myśl, że muszę wyjść z domu robi mi się niedobrze, a wyjść muszę. Same się  zakupy  nie zrobią. W niczym to nie przypomina "pory deszczowej",  której samą końcówkę przed wielu laty poznawałam na własnej skórze będąc zaledwie 142 km od równika. Owszem- padało, a raczej  lało, no ale  w dzień regularnie było ponad 32 stopnie C, a nocą już tylko 27 stopni. I było  cudownie!

Właśnie  spojrzałam przez okno - pada gęsta  mżawka, pada tak jakoś dziwnie, pod kątem 45 stopni w stosunku do powierzchni ulicy, a chwilami niemal równolegle, co oznacza dość silny wiatr.

W przyszłym tygodniu mam zamiar wybrać się z rodziną  na wystawę "Ogrody Moneta". To bardzo nowoczesna wystawa, taka jak ostatnio była w Warszawie  z obrazami Van Gogha. Niech żyje digitalizacja!!!  Jeśli ją obejrzę to pewnie Was  zamęczę Monetem.

Od przyszłego tygodnia moi chłopcy mają ferie a w związku z Omikronem i jego jakąś tam  mutacją raczej na pewno nie pojadą w tym roku poza Berlin.

Miłego dla Was i trochę muzyki:




wtorek, 25 stycznia 2022

Jestem......

                 ........zwyczajnie  wściekła. 

Po raz pierwszy stwierdziłam, że znam zbyt mało niecenzuralnych słów by wyrazić słownie to co czuję. Właśnie dotknęły mnie macki NOWEGO POLSKIEGO ŁADU. 

I to byłoby tyle na dziś.

poniedziałek, 17 stycznia 2022

Zła cecha to........pozytywny wynik testu.

 Od piątku jesteśmy w stanie maksymalnego ograniczenia kontaktów towarzyskich. Moi wnuczkowie mają w swoich szkołach kolegów z pozytywnymi wynikami testów - dzieciaki są po prostu codziennie testowane. U Starszego od  dziś część zajęć jest prowadzona  zdalnie, a on został wyznaczony do przekazywania zadań dalej oraz ....przypominania nauczycielom by materiały lekcyjne ładowali w system.

Młodszy był w sobotę  na kolejnym szczepieniu. A wieczorem tego dnia dowiedzieli się, że kolega,  z którym siedzi w ławce jest "pozytywny". Nabraliśmy dużo powietrza w płuca i czekamy co dalej. Na wszelki wypadek porozumiewamy się telefonicznie lub mailowo.

Pogodę mamy paskudną, czyli trwa pora przejściowa, co oznacza +6 stopni ciepła, deszcz i wiatr. A chwilami leci z nieba jakaś "kasza". Czyli pogoda jest w sam raz dla  wszelakich paskudnych wirusów.  A ja muszę w tym  tygodniu niestety udać się do swego lekarza rodzinnego, 5 przystanków metrem z jedną przesiadką. Mam na to 3 dni.

I znów smutek w  blogowym światku - po kilku latach intensywnej walki z nowotworem odeszła "Zgaga", czyli Grażyna. Przemiła, bardzo kulturalna i mądra blogerka. 

A ja chyba przestanę blogować- bo co to  za blogowanie, gdy nie mogę skomentować tego co przeczytałam u innych ani też odpowiedzieć na komentarze pozostawione u mnie???  Przecież to najzwyklejsza paranoja. A jakoś nie czuję się  na siłach by  zakładać kolejny blog.

Miłego tygodnia Wszystkim życzę!!!!



czwartek, 13 stycznia 2022

Takie sobie rozważania

 Z racji pandemii   i mojej wewnętrznej emigracji niewiele się u mnie dzieje.  Święta były naprawdę "mało świąteczne", tyle tylko, że zjechała tu również druga  babcia, która ogromnie lubię - to tak zwana chodząca   DOBROĆ. 

Nie pochwaliłam się Wam jeszcze co dostałam tzw. "pod choinkę" -  a jest to dla mnie  super prezent- w 100% przydatny. Z powodów mego "wątłego zdrowia" ( o czym podobno świadczą analizy) mam obowiązek wypijania dziennie 2 litrów wody- wody, a nie płynów. Picie "zwykłej kranówy" to średnia frajda,  więc zięć mi dość regularnie dostarczał kontenerki z wodą lekko gazowaną. No a jeśli nie dostarczył, to mój cykl nawadniania  automatycznie  szedł w odstawkę. Więc dostałam "ustrojstwo" do gazowania owej  zwykłej kranówy:

Jest rewelacyjne, prościutkie w obsłudze, samemu reguluje się stopień "nagazowania wody" a jeden "nabój" wystarcza do sporządzenia 60 litrów wody. Jak "moi" obliczyli to jest to wielce ekonomiczne urządzenie i cena 1 litra tak przyrządzonej wody jest o połowę niższa od ceny sklepowej. Dla mnie istotną sprawą jest to, że mogę sobie regulować poziom "nagazowania", bo nawet ta   "średnio" nagazowana, sklepowa woda dla mnie była zbyt mocno nagazowana, więc ją nalewałam do jakiegoś otwartego naczynia  by się nieco "odgazowała". I tym sposobem i moi  i ja jesteśmy zadowoleni - ja, że nie muszę korzystać z ich uprzejmości w kwestii dostarczania mi wody a oni mają problem z  głowy. Nabój będzie się zamawiało elektronicznie, dostarczą do domu. Do urządzenia   dodane są 3 szklane  butelki z zaznaczonym miejscem, do którego należy wlać wodę przed jej "nagazowaniem". Druga  babcia dostała nieduże radio - może być na baterie, może być podłączone do sieci i jest wieloczynnościowe, szkoda tylko, że dodatkowo nie sprząta, nie pierze i nie prasuje. Oczywiście jego możliwości prezentował nam starszy wnuczek (w ubiegły piątek skończył 13 lat) a my obie wytrzeszczałyśmy oczy.

A tak poza tym po wielu, wielu latach stwierdziłam, że moja babcia, która w1979 roku mając 85 lat odeszła w lepszy wymiar była bardzo mądrą kobietą, która przeżyła dwie wojny światowe.  Zawsze mi powtarzała - "wszystko jest przereklamowane". A to "wszystko" to zdaniem   mojej babci było: miłość, małżeństwo, macierzyństwo a nawet przyjaźń.  Bardzo długo nie mogłam tego zrozumieć - ale teraz, gdy już mnie starość dopadła - zrozumiałam. I wiecie co?- miała rację.

Dziś z niemałym zdumieniem przeczytałam, że pewna ilość osób (około 2000) w Niemczech, a tak dokładnie  w Górnej Bawarii, w miejscowościach Ingolstadt i Ebersberg  została zaszczepiona przeciw  Covid-19 nieco przeterminowaną szczepionką - co prawda była ona przeterminowana zaledwie o jeden dzień, ale jednak przeterminowana. Osoby te  mogą się poddać bezpłatnie badaniu krwi na określenie ilości przeciwciał i jeśli zaistnieje taka potrzeba- będą ponownie  zaszczepieni. I jeszcze w tym temacie- przyjęcie trzech szczepień  (w razie  zachorowania na covid -19) chroni przed hospitalizacją aż w 95%.

Ponadto Instytut Roberta Kocha (prowadzący statystykę dot.Covid 19) podał sprostowanie  - na obecnie królującą postać koronawirusa- Omikron  zachorowało 1097 osób niezaszczepionych, a nie jak omyłkowo podano tylko 186 osób niezaszczepionych.

 Z bardziej zabawnych wiadomości- we Fiorano (Włochy) para nagusów rodem z Niemiec, wpierw usiłowała zatrzymywać przejeżdżające  samochody by złapać chętnego do ich podwiezienia. Gdy pojawili się  swoim samochodem wezwani przez kierowców włoscy karabinierzy, para wskoczyła na dach ich samochodu i skacząc po nim uszkodziła go. Badanie krwi wykazało, że oboje byli pod wpływem alkoholu i narkotyków. Gdy odnaleziono ich samochód to okazało się, że mieli w nim nóż.  Włosi ukarali parę czterema miesiącami więzienia  w zawieszeniu. A po powrocie do Niemiec oboje zostali zwolnieni z pracy przez swych pracodawców. Uzasadnienie - swym nagannym zachowaniem przynieśli wstyd  całemu krajowi.

 A 18 stycznia, w odległości pięciokrotnie  większej niż odległość Ziemi od Księżyca przeleci olbrzymia asteroida nr 7498. Jej średnica jest 25 razy większa od nowojorskiego Empire State Building i jest to jej najbliższy z dotychczasowych przelot w pobliżu naszej planety. Mam tylko nadzieję, że nic nie  zakłóci jej orbity i nie zderzy się z naszą planetą. Po raz pierwszy została  dostrzeżona przez ziemskie obserwatoria w 1994 roku i wtedy nadano jej numer 1994PC1.

Przestało mżyć - idę na  zakupy.


wtorek, 11 stycznia 2022

Nic dodać nie potrafię

 


No cóż, smutne, że tak niewiele możemy w tym przypadku zrobić - możemy tylko czekać spokojnie. Jeśli budzi się tak samo szybko jak ja - to mamy jeszcze kilkanaście,  a może nawet kilkadziesiąt  lat spokoju.

A na osłodę może to:


Miłego nowego tygodnia- Wszystkim!

piątek, 7 stycznia 2022

Nadal mam "kociokwik" blogowy

Jeżeli ktoś z Was myśli, że zdołałam się dowiedzieć, czemu nie mogę nigdzie  ( to znaczy u Was i u siebie)  komentować - to jest w  błędzie. Mogę komentować na blogach poza"bloggerowych".  Ale codziennie czytam to wszystko co napisaliście.

Wczoraj włączyłam FB ( właśnie  zmienił nazwę na "Meta") i na FB -Watch wpadły mi w oko i ucho dwie panie - z wyglądu całkiem sympatyczne. Jedna  z nich tłumaczyła drugiej, że wystawianie paszportów covidowych jest niczym innym niż przejęciem  przez "rządzących" władzy nad nami, bo to oczywiście jest spisek po to tylko,  by całkiem sobie  wszystkich podporządkować. Dyskusja toczyła się w języku obcym, ale ktoś z  polskich antyszczepionkowców opatrzył wszystko tekstem polskim, dając na początku komentarz, by to obejrzeć nim to FB skasuje. 

Dawno się tak nie bawiłam - pani wszystkowiedząca, która udzielała wywiadu tłumaczyła, że dzięki wprowadzeniu paszportów  covidowych  "rządy będą  nas  miały w garści". Opowiadała coraz większe  rewelacje  a ja miałam setny ubaw. Właściwie bardzo mi żal było owej pani, której się zdaje, że teraz rządy krajowe nic o nas nie wiedzą. Otóż wiedzą i to niemal  wszystko, bowiem: od chwili narodzin aż do swej śmierci jesteśmy  zarejestrowani w przeróżnych instytucjach i jeśli komuś cokolwiek będzie potrzebne na  nasz temat - do wszystkiego można się już teraz "dogrzebać". Nie rodzimy się  anonimowo w głębokim  lesie, więc od początku  wiadomo jakiej jesteśmy płci (męskiej, żeńskiej lub hermafrodyta -tych ostatnich też nie brakuje wśród noworodków), od razu spisuje się dane personalne rodziców. Idziemy do szkoły - też nas dokładnie spisują, okresowo też ważą, mierzą, cały czas oceniają naszą wiedzę- to wszystko też jest udokumentowane. Podejmujemy studia  czy też  kształcimy się na jakichś kursach - tu też jesteśmy zarejestrowani, opisani. Idziemy do pracy - tu też mamy  założoną kartotekę. Chcemy pojechać na  wycieczkę poza kraj ojczysty - ależ proszę bardzo, tylko paszporcik trzeba  sobie wyrobić i podać wiele danych przy  wypełnianiu druczka. I nie szkodzi, że niektóre  nazwiska są bardzo popularne, że "Nowaków" lub "Kowalskich" jest  miliony, że co któryś ma ojca o tym samym imieniu- gdy dobrze pogrzebać w  dokumentacji wszystkiego można dojść - wystarczy być tylko dość bystrym urzędnikiem.

Druga sprawa poruszana przez  panią wszystkowiedzącą dotyczyła samych szczepionek - że nie dają gwarancji, że się nie zachoruje. Oczywiście,  bo żadna szczepionka nie sprawi, że absolutnie nie zachorujemy na chorobę przeciwko której jesteśmy zaszczepieni - rolą szczepionki jest mobilizacja układu autoimmunologicznego do walki  z określonym patogenem, dzięki czemu jeśli zachorujemy przebieg choroby nie pozostawi w naszym organizmie wielkich zniszczeń.

Na koniec pani wszystkowiedząca stwierdziła, że teraz znów będzie na całym świecie inflacja, powrót do złota i ona już się zabezpiecza lokując pieniądze w metalach szlachetnych - no odkrycie na skalę światową. Aż się zastanowiłam czy sama  handluje  złotem - bo wiecie, ja to z natury podejrzliwa jestem, choć podobno sprawiam wrażenie  pierwszej naiwnej.

W Niemczech króluje nowa odmiana covidu-19 czyli Omikron. A wśród  chorujących landów przoduje .....Brema. Poza tym okazało się, że nie  wszystkie testy PCR wykrywają Omikron.

Pogoda u mnie   w szkocką kratkę- wczoraj było cały dzień słońce i +4 stopnie a dziś ponuro, zaraz pewnie zacznie padać i jest raptem +2 stopnie .

Miłego weekendu Wszystkim życzę.


niedziela, 2 stycznia 2022

A czas ucieka

 No i już mamy dziś drugi dzień kolejnego roku.

Po raz pierwszy  w życiu spędziłam Pierwszy Dzień Nowego Roku.... w muzeum. Jak dla mnie to bardzo miły sposób spędzania czasu. Byliśmy w Humboldtforum, czyli w odbudowanym Zamku Berlińskim.

Dla mnie to była kolejna wyprawa krzyżowa, bo nadal mam problemy z własnym kośćcem, a jakby na to nie spojrzeć, to w dzień wcześniej byłam kilka godzin w Pałacu Charlottenburg, gdzie  się straszliwie "złaziłam" chociaż wspomagałam się w jednej jego części przysiadaniem na krzesełku w każdej sali.

A wczoraj, tym razem przezornie łyknęłam przed "wyprawą" dwie tabletki przeciwbólowe.

Miejsce, w którym byłam ma dość burzliwą historię, część z niej opowiadają zdjęcia, które znalazłam w sieci.

Tak wyglądał Zamek Berliński przez wiele lat po zakończeniu II wojny światowej. A potem, od roku 1976 do końca I dekady 2000 roku tak:

I nosił wówczas nazwę Pałac Republiki. Pełnił  funkcję siedziby Izby Ludowej parlamentu NRD, bowiem był usytuowany  na terenie Berlina, który w ramach podziału Niemiec przypadł Niemieckiej Republice Demokratycznej.

Zjednoczenie Niemiec sprawiło, że znów sobie przypomniano o tym architektonicznym tworze i postanowiono  Zamek Berliński odbudować. I odbudowano, coś tak jakby za 680 mln euro. Jego odbudowa wywołała wiele kontrowersji, spowodowanych głównie wizją  architekta. Bo wizja była i jest urzeczywistniona w dość oryginalny sposób:


Jest to połączenie starego zabytkowego wyglądu z pełną nowoczesnością, co wielu osobom  zupełnie nie przypadło do gustu.

Szczerze mówiąc, to wewnątrz budynku, gdy się siedzi w holu jest to  nieco zaskakująca kombinacja. Budynek został ochrzczony "Humboldtforum". Będzie budynkiem nie tylko o przeznaczeniu muzealnym - przewiduje się tu realizacje różnorodnych przedsięwzięć kulturalnych, miejsce dla różnych twórców indywidualnych, miejsca na różne międzynarodowe i krajowe konferencje- ma być też miejscem łączącym ze sobą różne kultury.

Jak na razie to jest tu czynne tylko Muzeum Etnograficzne, czyli można tu obejrzeć to wszystko czego nie pomieściło Muzeum Etnograficzne w Dahlem (byłam tam kilka lat wcześniej - cuuudne zbiory) i dotąd czekało w muzealnych magazynach.

Wszystkie  eksponowane artefakty są opatrzone komentarzami, jak to podle ongiś Europejczycy postępowali  z innymi kulturami, ograbiając je z cennych zabytków, zabierając im ziemię, wykorzystując ich pracę. Nie mniej zbiory są ciekawe, dobrze opisane, jest ich cholernie dużo, w pewnej chwili głowa zaczyna pękać od nadmiaru informacji.

Już kiedyś pisałam, że Europa ma w pewnym sensie dług moralny wobec tzw. "trzeciego świata", czyli wobec innych, w pojęciu europejskim,  mniej rozwiniętych  cywilizacji. A pomnażanie zasobów w postaci siły do pracy, poszerzanie własnych terytoriów kosztem innych krajów jest niestety wpisane w  najdawniejszą historię ludzkości. Nie da się ukryć, że dzieje się tak od czasów plemiennych i trwa nadal. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że wszelkie  zagrabianie szło pod hasłem "oświecania ludów prymitywnych, bo nie wiedzą biedacy w co wierzyć  ani jak żyć"

 Podoba mi się, że nowe miejsce wydarzeń związanych z szeroko pojętą kulturą zostało poświęcone pamięci dwóch braci- Wilhelma(1767-1835) i Aleksandra (1769-1859) Humboldtów. Niewątpliwie nauka i kultura, nie tylko niemiecka, wiele im zawdzięcza.

Wilhelm studiował na  Uniwersytecie  we Frankfurcie nad Odrą. W latach 1801-1808 był rezydentem pruskim w Rzymie. Od 1809roku -  kierował pruskim ministerstwem wyznań i oświecenia, był merytorycznym założycielem Uniwersytetu w Berlinie, zreformował pruski system edukacji, stworzył gimnazjum humanistyczne, zorganizował muzeum berlińskie.

Młodszy od  niego 2 lata Aleksander, był co prawda "słabego zdrowia", ale chyba bardziej wszechstronny od swego brata- on również ukończył Uniwersytet Viadrina we Frankfurcie n.Odrą, poza tym Wydział Przyrodniczy Uniwersytetu w Getyndze, Akademię Handlową w Hamburgu oraz Akademię Górniczą we Fryburgu. W wieku 22 lat został inspektorem górniczym. Opracował i wdrożył do użytku własnego pomysłu maski do oddychania dla górników.

Od 1797 roku zaczął cykl podróży- przejechał całą Europę, Amerykę Łacińską, badał dorzecze rzeki Orinoko, był na Kubie, zwiedzał wulkany w Ekwadorze, był również w Meksyku i w Stanach Zjednoczonych.

W latach 1807-1827 mieszkał w Paryżu, był też wykładowcą geografii na Uniwersytecie w Berlinie,  był też w górach Uralu i Ałtaju, w  chińskiej Dżungarii i w rejonie  Morza Kaspijskiego. Powołał też  Pruski Instytut Meteorologiczny.  Do nauki miał podejście holistyczne.

Jego dzieło naukowe KOSMOS zawierało aż pięć tomów- była w nich zebrana cała ówczesna wiedza przyrodnicza. Tom I omawiał podróże po świecie  zewnętrznym, tom II - historię od czasów starożytnych Greków a pozostałe  trzy tomy  zawierały wiedzę specjalistyczną na różne tematy.

W trakcie swego dwudziestoletniego pobytu w Paryżu opracował 34-tomowe dzieło z 2000 tablic o swej amerykańskiej podróży.

Jako jeden z pierwszych ludzi nauki postulował ochronę przyrody i jest twórcą określenia "pomnik przyrody".

No i tak sobie myślę, że jak na człowieka  "wątłego zdrowia" to wyjątkowo wiele  zdziałał. I chyba sobie  zamówię  książkę Andrei Wulf  "Człowiek , który zrozumiał naturę", wydaną w 2019 r przez Wydawnictwo Poznańskie.

Miłego nowego tygodnia w nowym roku!



sobota, 1 stycznia 2022

I minął kolejny Sylwester

Nie da się ukryć- sporo już  było Sylwestrów  bo pomaleńku  zaczynam być "wiekowa". Ale +13 stopni o świcie grudniowym, czyli o godz, 7,30 ani w Warszawie  ani w Berlinie to jeszcze nie  miałam. No to mam, plus deszcz.

Dziś jadę  zwiedzać Pałac Charlottenburg  - dowód  namacalny na to,  jak to "skromna letnia rezydencja" rozrosła się niebywale. Akurat ten obiekt ma  dla turystów udogodnienia w postaci nagranych w różnych językach "przewodników"- są też nagrania w języku polskim. Nie sądzę by turystów z Polski było dziś  zatrzęsienie. Poza tym z reguły ten dzień nie obfituje w turystów. 

Czwartkowe popołudnie i kawałeczek wieczoru spędziłam w kręgielni. Wstęp tylko dla osób w pełni zaszczepionych lub wyleczonych  i posiadających aktualny negatywny test. Obserwowanie ludzi to jedno z moich  hobby. Chyba mało naganne.

A niedzielne popołudnie spędzę w Humboldforum. 

Ciekawa jestem jak spędzę najbliższą noc - podejrzewam, że jednak cicho nie będzie, bo  jak  zawsze, pomimo  zakazu sprzedaży  sztucznych ogni na terenie Niemiec, zdeprawowani Niemcy już od miesiąca  odwiedzali Słubice by nabyć  zakazany towar. Podobno ostatnio kolejka do sklepu  sprzedającego ów zakazany towar miała długość 300 metrów. No ale nie ma sprawy - jeśli nie pośpię bo będzie hałas to poczytam.

1.01.2022r.

I wreszcie byłam w pałacu Charlottenburg! Pałac dostępny tylko dla w pełni zaszczepionych lub tych co przechorowali i mają test negatywny, w  związku z tym tłumów nie było. My mieliśmy już wykupione online bilety,  więc formalności ograniczyły się do sprawdzenia elektronicznego naszych paszportów covidowych i dowodów tożsamości. Organizacja  zwiedzania  świetna, smartfony wraz ze  słuchawkami i tekstami nagranymi w kilku europejskich językach dostępne  za darmo. Do zwiedzania  jest naprawdę sporo, bo są to  dwie części Pałacu. Osoby, które z jakichś  względów nie mogą słuchać tekstu  przez  słuchawki mogą wgrać na swój własny smartfon, w odpowiednim dla nich języku, to wszystko, co opowiada przewodnik. I jest to bardzo  duże udogodnienie.

W drodze do Charlottenburga (ongiś była to podmiejska wioska, od 1920 roku włączona do Berlina) zauroczył mnie budynek stacji miejskiej kolejki elektrycznej (odpowiednik szybkiej kolei miejskiej w Warszawie) i musiałam go uwiecznić:


 Jak widzicie pogoda  typu "pora deszczowa", ale za to 13 stopni ciepła i coraz większy wiatr. Dalszą drogę pokonaliśmy miejskim autobusem, którego przystanek jest nieomal na wprost pałacu- wystarczy pokonać jezdnię.


Pokonujecie  jezdnię i przed Wami już tylko pokonanie dziedzińca pokrytego "kocimi łbami". Dobrze, że nie byłam w butach na jakimś obcasie! Te kilka osób, które widzicie  w tle to ci co zmierzają do wejścia pałacowego.

Nie będę Wam szczegółowo opisywać Pałacu - mielibyście  zbyt wiele do poczytania. Zdjęć wewnątrz nie robiłam, bowiem w szatni wyczytałam zawiadomienie, że należy mieć wyłączone  telefony komórkowe oraz nie należy robić zdjęć obiektów zwiedzanych. Smartfon to miałam akurat cały czas włączony, bowiem miałam wgrany i odsłuchiwałam tekst wygłaszany przez przewodnika.Nie mniej wszyscy  napotkani wewnątrz turyści japońscy z zapałem pstrykali wszystko co im w oczy wpadło. Jeżeli jesteście  zainteresowani tematem to polecam wrzucenie w wyszukiwarkę  hasła "Pałac Charlottenburg w Berlinie" i na stronach Wikipedii są informacje i zdjęcia. Znacznie lepsze od tych, które ja bym zrobiła smartfonem.

Chodzenia i oglądania było sporo- już po pierwszej części zwiedzania byłam pół żywa, ale i niestety byłam zachwycona. 

Taka wycieczka rozpoczynająca się w okresie baroku a kończąca  się w stylu rokoka to naprawdę spore przeżycie - przynajmniej dla mnie. Przy zwiedzaniu nowej części Charlottenburga  czekają turystów kolejne udogodnienia- w szatni  (tu są zamykane na kluczyk boksy )można wziąć ze sobą lekki, składany stołeczek (za darmo) - a wszystko to ku wygodzie turysty, by mógł w wygodny sposób obejrzeć i wysłuchać wszystkiego, o czym mówi przewodnik. Osobiście  skorzystałam z tego udogodnienia - rewelka. Tak powinno być w każdym miejscu, gdzie jest tyle rzeczy do oglądania w każdej sali.

Oczywiście II wojna światowa nie oszczędziła Pałacu - w 1943 r nalot aliantów spowodował sporo zniszczeń. Nie mniej do dziś, w części barokowej Pałacu możemy dreptać po parkietach, które przetrwały od samego początku jego istnienia. 

Do meblowania  Pałacu po wojnie zbierano w Niemczech meble  z epoki ze wszystkich pałaców pruskich, tak samo było z obrazami, choć i tak wiele  z nich przetrwało ostatnie lata wojny w ukryciu. Bo nie wszyscy ( na szczęście) byli jak wódz naczelny na amfetaminie i zdawali sobie sprawę, że koniec wojny bliski i bolesny zarazem.

Pałac otoczony jest pięknym olbrzymim ogrodem, no ale ogród to odwiedzę wiosną - teraz to nie  doceniłabym na pewno jego urody.

Do domu wróciłam "na  ostatnich nogach", niezmiernie  zmęczona. 

Jak na berlińskie Sylwestry ten był bardzo cichy, jakby nie było był cały czas zakaz sprzedawania ogni sztucznych i zakaz urządzania spotkań "z okazji". I po raz pierwszy od lat nawet nie doczekałam północy - Nowy Rok i tak nadszedł, zupełnie niezrażony faktem, że już spałam.

Kochani - Dobrego Nowego Roku!!! Każdemu Według Potrzeb!!!