drewniana rzezba

drewniana rzezba

sobota, 28 sierpnia 2021

Byłam dziś z "moimi"........

                                        ........w tym uroczym miasteczku:


 


 Miasteczko nazywa się Werder, leży nad rzeką Havelą  i niedaleko Poczdamu. I tym właśnie miejscu odbywała się dziś wystawa i targi sprzętu pływającego. Nie będę ukrywała, że "chodzi" nam po głowie by kupić  coś pływającego, a najlepiej "pływający domek", czyli  barkę, z dwiema lub trzema sypialniami, kuchnią, sanitariatem.  

Mam jednak wrażenie, że  nie nabędziemy takowego sprzętu  bowiem ceny zaczynają się  od 250.000€. Za takie  pieniądze to można nabyć całkiem dobre i ładne mieszkanie w mieście. Ale i tak  straszliwie nas kusi  jakiś  sprzęt pływający, może  jakaś mała motorówka? Oczywiście Młodszy zaraz potępił pomysł kupna małej motorówki - motorówka powinna być duuuuża, a najlepiej by był to porządny jacht motorowy. Ale być może, że w następne  wakacje popłyniemy  gdzieś wypożyczoną barką, np. po kanałach we Francji lub w Holandii.  Z tym, że za wypożyczeniem takowego sprzętu trzeba się rozejrzeć już teraz, bo taki sposób spędzania urlopu zrobił się podobno bardzo popularny. 

Jak już  wspominałam na blogu, Młodszy chodzi teraz do gimnazjum, gdzie przez  cztery pierwsze klasy ma rozszerzony program 5-8 klasa szkoły podstawowej. Jest zachwycony swą nową szkołą, jego mama też. Bardzo się podoba mu jego wychowawczyni i właściwie wszyscy nauczyciele- to ludzie tak tuż po trzydziestce, którzy są przygotowani do nauczania w końcu jeszcze  małych dzieci- wszak te dzieciaki ukończyły dopiero co 10 lat. Klasa liczy 24 uczniów , lekcje  francuskiego odbywają się 5 razy w tygodniu i dzieciaki zachwycone, że właściwie po każdej lekcji "idzie" im coraz lepiej. Świetlica jest czynna cały dzień, w szkole jest też stołówka i  naszemu "niejadkowi" smakuje tam wszystko. Młodszy ma już jednego kolegę, który  mieszka na tej samej ulicy, więc razem jeżdżą rowerami. A jeżdżą do i ze szkoły przez Volkspark, bo szkoła jest na końcu tegoż parku. Córce z kolei spodobała się bardzo tamtejsza organizacja  współpracy szkoły z  domem- wszyscy nauczyciele, nie tylko wychowawczyni, rozdali swe adresy mailowe rodzicom i można się z nimi bezpośrednio mailami porozumiewać. No i co ważne - szkoła ma dobrze wyposażone dwie pracownie komputerowe i ze sprzętu mogą korzystać  równolegle dwie klasy. Poza tym szkoła  ma komplet nauczycieli, co też jest istotne. Bo okazuje się, że  są w Berlinie szkoły w których nadal są nie uzupełnione wakaty i.......nie ma lekcji.

A Starszy po drugim szczepieniu Pfizerem czuje się bardzo dobrze, trochę bolało go ramię gdy dotykał miejsca po zastrzyku, ale nie miał ani podwyższonej temperatury ani innych dolegliwości. I przez 2 tygodnie  ma zwolnienie z zajęć sportowych.

A dziś w Berlinie były wciąż  jakieś manifestacje, więc jazda do tego Werder była mocno urozmaicona korkami. Ale  wracaliśmy nieco inną drogą niż zawsze, więc jakoś nieźle  nam się jechało. A gdy już byłam w domu rozpadało się  i jak widzę  w pogodynce na kompie- jutro cały dzień będzie padało.

A tych melodii posłuchajcie na poprawę nastroju

Miłego weekendu Wszystkim!!!!


czwartek, 26 sierpnia 2021

*****

Chciałam napisać dziś coś wesołego- nie da się!

Wg naukowców szczepionki Pfizer i AstraZeneca (dwie dawki) tracą  swą moc ochronną po 6 miesiącach aż o 50%, więc jest wskazane, by przed zimą wszystkim osobom zaszczepionym podać trzecią dawkę. Tak dokładnie to nie wszystkim, ale tym, których system autoimmunologiczny spada z wiekiem, co jest zjawiskiem znanym i naturalnym.

Badanie prowadził King's  College London wśród 1,200 mln osób zaszczepionych szczepionkami Pfizer i AstraZeneca.

Z badań wynika, że skuteczność szczepionki Pfizer spada z 88% po miesiącu od podania  drugiej dawki  szczepionki, a po 5-6 miesiącach od podania II dawki skuteczność jej działania maleje do 74% Skuteczność szczepionki AstraZeneca w tym samym czasie traci z 77% swej skuteczności aż 10%, więc wynosi tylko 67%.

W związku z tymi wynikami w Wielkiej Brytanii we wrześniu rozpocznie się podawanie trzeciej dawki tych szczepionek osobom po 50 roku życia.

Z tego co wiem to w Niemczech także będą podawane przed  zimą trzecie dawki tych szczepionek.

I to tyle tych radości na dziś, a na dodatek u mnie pada deszcz.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

środa, 25 sierpnia 2021

Obiecałam.........

                         .............. napisać  trochę o Berlinie,  a więc  muszę  spełnić  obietnicę.

Odleżałam już dziś swoje, więc mogę ze 2 godziny  "poszkodzić" sobie trochę na zdrowiu, czyli posiedzieć. Bo okazało się, że najbardziej szkodliwe na mój kręgosłup jest ...siedzenie.

Nie wykluczam, że w dobie pandemii  pisanie o zwiedzaniu jest niemal perwersją, no ale perwersyjna ze mnie kobieta jest. Uroda i młodość gdzieś przeminęły, perwersja  jednak   pozostała.😜  

Jak kiedyś sama sprawdziłam  podróż do Berlina nie  jest wielkim problemem- jeśli zaplanuje się ją wcześniej i wcześniej wykupi bilety, ceny biletów są naprawdę przystępne,  płaciłam 29€ od osoby. Ja to akurat zawsze jeździłam pociągiem InterCity, bo po 6 godzinach i 15 minutach od wyjazdu z Warszawy wpadałam  w ramiona rodziny oczekującej mnie na Dworcu Głównym w Berlinie. Nie każdemu pasuje podróż z Warszawy, ale mnie akurat, jako warszawiance, pasowało. Ale można też  niemal z każdego większego miasta dojechać do Berlina  autobusem dalekobieżnym, obsługiwanym przez  firmy SINDBAD i EUROLINES.  Nie wykluczam, że są teraz i inne firmy , można to sprawdzić na stronie www.iob-berlin.de.  Można też pojechać własnym samochodem, ale z  uwagi na naprawdę duuuuże kłopoty z miejscami parkingowymi i wysokimi opłatami za parkingi - odradzam. Ale gdy  gdy się tu osiedlałam- przyjechaliśmy właśnie swoim samochodem. I przez dwa lata było wiecznie polowanie na jakieś miejsce  bezpłatne do zaparkowania bryczki. 

Kolejnym sposobem na wyprawę do Berlina to jest wyjazd z którymś biurem podróży, co daje nam gwarancje, że będziemy mieli gdzie mieszkać bo hotel jest gwarantowany a i zwiedzanie Berlina będzie z przewodnikiem. Nie umiem nic bliżej na ten temat napisać, bo nie korzystałam z tego rodzaju zwiedzania, ale  taką wycieczkę odbyła Stokrotka i na pewno, jeśli się  do Niej  "uśmiechniecie" odpowie na  Wasze pytania nt. takiej wycieczki.

Noclegi w Berlinie: Berlin, wg informacji turystycznej  ma około 90 tysięcy miejsc noclegowych w ponad 580 obiektach, nie licząc  kempingów. W schroniskach z dzieloną wspólnie łazienką  i kuchnią pojedynczy pokój to 20-25 €, hotele i pensjonaty niższej klasy oferują pokoje jednoosobowe z łazienką w korytarzu za 25-30€, w hotelu dwugwiazdkowym  pokój dwuosobowy to 60-70€. Wynajęcie apartamentu 1-3 osób w śródmieściu to 80 € za dobę, a ceny za nocleg jednej osoby w hotelu  luksusowym to wydatek od  70, 80 € za dobę i więcej.

Komunikacja w Berlinie do tanich nie należy i jeśli nie jesteśmy tu na zorganizowanej wycieczce to opłaca się zainteresować kartą Berlin WelcomeCard, pięciodniową, która uprawnia do  zniżek w ponad 160 obiektach oraz do bezpłatnych przejazdów komunikacją miejską w strefie AB. Kiedyś kosztowała 31,5€, dokładne, aktualne  informacje znajdziecie na tej stronie.  A tak przy okazji- dla emerytów  zamieszkałych w Berlinie nie ma  bezpłatnych przejazdów miejską komunikacją, jak np. w Warszawie.

I bardzo ważne - przed wyjazdem z Polski załatwcie sobie w NFZ kartę EKUZ, by mieć zapewnioną w razie  draki pierwszą pomoc i potem za nią nie płacić słono. I nie zaszkodzi wykupić na czas pobytu indywidualne ubezpieczenie w Warcie. Ja mam za zgodą, wyrażoną przez NFZ, ubezpieczenie w tutejszej ubezpieczalni. Tu są przekazywane moje składki zdrowotne.

Oprócz komunikacji miejskiej można korzystać z wypożyczalni rowerów. Ponad 90 % ulic  berlińskich ma wydzielony pas ruchu dla rowerów. Przy większych skrzyżowaniach i przy stacjach metra oraz szybkiej kolejki miejskiej  znajdują się wypożyczalnie  rowerów, czyli stoją rowery, na każdym jest podany nr telefonu  na który należy zatelefonować, by otrzymać kod dostępu do odblokowania  automatycznego zamka. Opłata jest pobierana z karty  kredytowej. Ostatnio można też w ten sposób wypożyczyć elektryczne hulajnogi. Dokładne informacje znajdziecie Na tej stronie.  Rowerzysta jest w tym mieście traktowany jak święta  krowa, więc trzeba  bardzo uważać, żeby  nie chodzić przypadkiem  ścieżką rowerową lub na nie  niej  nie zaparkować.

Berlin ma  9 linii metra  (U-Bahn), które kursuje od godz. 4,30 do 0,30. Oprócz metra jest  kolejka miejska, odpowiednik warszawskiej szybkiej kolei  miejskiej (S-bahn), którą można się przemieszczać zarówno w centrum  miasta jak i dojechać na jego peryferie, ma 15 linii, od poniedziałku do piątku pociągi kursują od godziny 4,00 rano do 1,00 w nocy, a w  weekendy przez całą dobę. Dzięki U-bahnowi można zatrzymać się  w hotelu na peryferiach Berlina- zawszeć taniej.

Istnieje również w Berlinie sieć tramwajowa, ma 22 linie, kursuje we wschodniej części miasta. Ponadto Berlin ma 200 linii autobusowych, w tym 47 linii nocnych. Linie  expresowe oznaczone są  znakiem X  i numerem. Uwaga ! - linia 100 jeździ trasą bogatą w zabytki, czyli  pomiędzy  Aleksanderplatz a dworcem Zoologischer Garten. I warto się nią przejechać i zawsze jest to autobus piętrowy, więc pomykajcie od razu na górę.

I następna rzecz -  dozwolona prędkość jazdy samochodem po mieście to 50 km/godz, autoradarów w mieście sporo i  łatwo stracić 20€ za przekroczenie prędkości.

Poza tym w Berlinie  każdy samochód musi posiadać tzw. "zieloną plakietkę", dowodzącą, że  dany pojazd  ma dozwolony poziom emisji spalin, więc przed przyjazdem do Berlina warto wejść te stronę by dowiedzieć się gdzie ją można nabyć w Polsce lub po drodze do Berlina. Brak tej plakietki może nas kosztować 40€.

To tyle na dziś, żebyście nie dostali zawrotu głowy z nadmiaru wiadomości, czyli ciąg dalszy nastąpi.

A dziś trochę "słodkich melodii":


 


wtorek, 24 sierpnia 2021

Omal nie padłam.......

                                      .......ze śmiechu. 

Wyczytałam, że policja niemiecka prosi by uważano, bo w pewnym  mieście  natrafiono na jadowitego węża snującego się w  trawie. 

Dwa dni później okazało się, że ten "jadowity wąż" to tylko bardzo dorodny zaskroniec. Nie  wiem  dlaczego do policji  werbowani są na całym świecie wyjątkowi  "bystrzacy". A było to tak - pewien pan zobaczył  owego węża, zrobił czym prędzej fotkę i zdjęcie pokazał policji, która na  tej podstawie ogłosiła alarm,  rozpoznając w  zaskrońcu .....kobrę i ogłaszając alert. A zaskroniec tak podobny do kobry jak ja do Zośki Loren.

Włoski pan  minister  zdrowia, Pierpaolo Sileri stwierdził, że jeżeli do połowy września nie uda się zaszczepić 80%  obywateli Włoch, należy rozważyć możliwość wprowadzenia pewnej formy  obowiązku szczepień. 

W Rust, w największym w Niemczech Parku Rozrywki (trzeci  wielkością w Europie) podzielono odwiedzających na zaszczepionych i nie zaszczepionych za pomocą kolorowych kokardek. Dzieci powyżej 6 roku życia muszą posiadać aktualny, negatywny test na Covid-19. W życiu tam nie byłam i nie zamierzam się wybrać, znam lepsze rozrywki niż taki  Park. Nasi chłopcy też nie  chcą się tam wybrać. 

U mnie nadal maseczki, wejście  w wiele miejsc swobodne dla zaszczepionych, niezaszczepieni muszą się wykazać negatywnym testem. A od 11 października  zapewne testy bezpłatne będą zlikwidowane. Na razie dwa testy tygodniowo są bezpłatne. Korzystałam z tego tylko raz,  gdy wyjeżdżałam do Szwecji, bo oprócz szczepienia wymagali też testu. Szczepionek już nie brakuje, każdy może się zaszczepić więc nie ma problemu. Idzie jesień, ogródki kawiarniane będą zlikwidowane i do restauracji będzie można wejść tylko za okazaniem   "paszportu  covidowego" lub negatywnego testu.

No to lecę na swoją rehabilitację- dziś i trzy kolejne  spotkania mam o  godz.8,40- niestety. Dobrze ,że mogę tam dotrzeć per pedes.

Zostawiam Was z......bluesem.


 


 


niedziela, 22 sierpnia 2021

INFO

 ..... Starszy miał dziś drugie szczepienie p. covidowe.  Zalecenie - przez  dwa tygodnie ma  zakaz uprawiania jakichkolwiek sportów i należy go bacznie obserwować, bo po drugim szczepieniu  w Niemczech wystąpiły wśród dzieci   12-17 lat, szczepionych  szczepionką Pfizer-Biontech, 24 przypadki zapalenia mięśnia  sercowego. 22 przypadki wystąpiły u chłopców, dziewczynki zachorowały tylko dwie. 

Ale lekarze ze Stałej Komisji do Spraw Szczepień są zdania, że pomimo tego lepiej dziecko  zaszczepić niż nie szczepić, bo zapalenie  mięśnia sercowego u dzieci ma zawsze lekki przebieg, łatwo się to leczy,  nie ma powikłań, a niestety po przebytym  covidzie pozostaje trwale uszkodzona tkanka płucna.

Poza tym teraz choruje coraz więcej młodych ludzi, zwłaszcza  w przedziale  wiekowym 16 - 35 lat.

 Coś jakby nieco z deszczu pod rynnę, a Młody zmartwiony, że przez dwa tygodnie nie będzie brał udziału w zajęciach sportowych. 

Miałam dziś prześliczne opady deszczu - nie dość, że intensywnie  lało  to krople deszczu były  olbrzymie, ale nie był to grad. 

W związku z powyższym skończyłam drugi tom trylogii Folletta "Świat bez końca". Jest to dalsza historia tomu pierwszego, tocząca się 200 lat później. No to teraz  poczytam tom III, "Słup ognia" czyli o paleniu czarownic, bo palenie czarownic podobno szło Anglikom śpiewająco.   Dobrze się tego Folletta czyta. I - co ważniejsze - nim oddał do druku całą  trylogię konsultował jej treść z profesorami historii. 


A do posłuchania dziś:


Miłego dla Was;)

      

piątek, 20 sierpnia 2021

Uwaga, uwaga nadchodzi......

                                              .......czwarta fala pandemii.

Aż się zastanawiam czy będę potrafiła bez  niej żyć. Jak podał  berliński Instytut  Chorób Zakaźnych  już się zaczyna czwarta  fala.

W ciągu ostatniego tygodnia odsetek pozytywnych próbek w testach PCR w  laboratoriach wzrósł z 4 do 6 procent. Dane te są oparte na wykonanych ponad pół miliona testów, wykonanych w 200 laboratoriach. Najwięcej nowych zachorowań wykrywa się obecnie u ludzi młodych.

Rośnie też siedmiodniowy wskaźnik zakażeń, tydzień temu wnosił 30,1 a w piątek rano już 44,2. W ciągu ostatnich 24 godzin  w całych Niemczech  zmarło z powodu  tej infekcji 13 osób. Może to i nie jest wiele, ale za każdym zgonem kryje się czyjeś cierpienie i ból z poniesionej straty.

A tak nawiasem- tym wszystkim, którzy twierdzą, że pandemii nie ma, bo nikt ze znajomych i rodziny nie  zachorował i nie zmarł chcę przypomnieć, że  gdy dżuma wędrowała w XIV wieku przez Europę to nie  wszyscy chorowali a i przypadki wyzdrowień się  zdarzały. Tyle tylko, że wtedy ci chorzy i zmarli byli widoczni, bo zalegali na ulicach i placach, jako że szpitale były tylko i wyłącznie w nielicznych opactwach.  I też nikt nie zdawał sobie sprawy, że to choroba zakaźna - wg licznych była po prostu karą boską za popełnione grzechy. Co prawda nie była to jak covid-19 choroba wirusowa ale bakteryjna, lecz nie da się ukryć, że "kosiła"nieźle i trwała  długo, jeszcze na  początku XIX wieku były jej ofiary, co prawda już nieliczne, ale jednak były.

Jeśli ktoś z Was wierzył, że poluzowanie i wyjazdy wakacyjne nie spowodują wzrostu zachorowań, to jak widzicie, bardzo się mylił.

I dobrze, że się od maseczki nie odzwyczaiłam - bo w Szwecji obowiązywały maseczki i dystans pomiędzy ludźmi. Maseczki w pomieszczeniach  zamkniętych, dystans nawet na przestrzeni otwartej.

Mamy XXI wiek i z przykrością muszę powiedzieć, że poziom intelektualny wielu osób niewiele się różni od tamtego, królującego w XIV wieku.

A na weekend trochę inna niż ostatnio muzyka:



Miłego weekendu Wam życzę;)

wtorek, 17 sierpnia 2021

Berlin w.......

                 ..............pigułce łatwej do połknięcia.

Znaczy się,  mam nadzieję, że jakoś te wiadomości nie zrażą Was do czytania moich kolejnych postów. Dobrze zdaję sobie sprawę, że reklamuję  stolicę kraju, który ongiś wywołał  drugą wojnę światową, a jego mieszkańcy nie są ulubieńcami większości Polaków. Czasami zastanawiam się, czy Polacy kogokolwiek lubią, bo często mam wrażenie, że nawet własnych rodaków też nie lubią.

Ale czas wrócić do Berlina, którego historia zaczęła się u ujścia Sprewy do Haveli  gdy około 1230 roku połączyły się dwie osady Colln i Berlin. Prawa miejskie  Berlin otrzymał w 1359 roku, a od roku 1486 był już rezydencją  elektorów  brandenburskich.  W XVII wieku nastąpił silny rozwój terytorialny miasta co było wynikiem  stałego przyłączania do miasta okolicznych gmin  i od 1709 roku miasto było stolicą Królestwa Pruskiego.

Obecnie  Berlin ma  890 km kwadratowych  powierzchni, oraz prawdopodobnie 3,4 mln mieszkańców, a może i więcej.  Druga wojna światowa zakończona w 1945r.   zostawiła Berlin w ruinach ( ale i tak  znacznie mniej oberwali niż Warszawa) i tak jak całe Niemcy był podzielony na  cztery strefy wpływów- radziecką,  amerykańską, francuską i brytyjską. Od 1949r. miasto funkcjonowało w dziwnej rzeczywistości, bowiem było podzielone  na dwie części- część  wschodnia miasta była stolicą  Niemieckiej Republiki Demokratycznej,  pod  protektoratem ZSRR, oraz część zachodnią utworzoną z trzech  sektorów kontrolowanych  przez  władze francuskie, brytyjskie i amerykańskie. Była to dość osobliwa enklawa, zwana Berlinem Zachodnim. W 1961 roku władze radzieckie chcąc zatrzymać stały odpływ ludzi z terytorium NRD do części zachodniej Niemiec, zdecydowały się na wzniesienie  paskudnego betonowego muru dzielącego miasto w widoczny sposób - od tej pory przez 28 lat dzielił on Berlin na dwie części i był pilnie strzeżony przez wojsko i milicję NRD a wielu Niemców poniosło śmierć usiłując się przedostać z NRD do Berlina Zachodniego. Granica przebiegająca pomiędzy  NRD a Republiką Federalną Niemiec też była bardzo pilnie strzeżona.  Obecnie miasto ma  dwanaście dzielnic. Na zdjęciu które tu wstawiam są wymienione nie tylko nazwy dzielnic ale i nazwy miejscowości, z których one powstały.

Nazwy Dzielnic są napisane pogrubionym drukiem, obrazek powiększamy kliknięciem w niego kursorem.

Berlin to wielce klimatyczne miasto, każda z dzielnic Berlina  jest inna,  ma swój indywidualny charakter. Jest to wynik  reformy administracyjnej z 1920 roku, w wyniku której do Berlina przyłączono siedem sąsiednich miast oraz kilkadziesiąt wsi i majątków ziemskich. A 28 lat podziału miasta też miało na to swój wpływ- były dwa centra  miasta - w Berlinie wschodnim tę rolę spełniał Aleksanderplatz wraz z Wyspą Muzeuów i aleją Unter den Linden. W Berlinie Zachodnim ośrodki władzy nie były skupione w jednym miejscu (wiele ministerstw  było w Bonn), a życie kulturalne, handlowe i rozrywkowe koncentrowało  się wokół Breitscheidplatz i  Kurfurstendamm, ulicą  zwaną w skrócie  "Kudamm".

Berlin to miasto "multi-kulti", miasto otwartości na nowe, z atmosferą twórczej swobody, co przyciąga wielu twórców z różnych dziedzin. To tu odbywa się jeden z Międzynarodowych Festiwali Filmowych, targi muzyczne Popkomm. Berlińczycy lubią się bawić, życie nocne do czasu  obecnej pandemii kwitło bujnie, ogródki piwne  nad Sprewą latem zapełniają się popołudniami i są czynne do późnej nocy, kluby, dyskoteki , modne coctailbary są pełne. Po prostu berlińczycy lubią spędzać czas poza domem i jak ze zdziwieniem zauważyłam to nawet do ulubionej pizzerii lub kawiarni można się nie dostać,  jeśli się wcześniej nie  zarezerwuje stolika. Wiele dyskotek znajduje się w zaadoptowanych byłych magazynach lub wręcz w byłych  halach produkcyjnych.

Nie wiem czy wiecie, ale najliczniejszą mniejszością  narodową w Berlinie są Turcy, po nich Polacy i obywatele byłego ZSRR.

Na razie tyle o Berlinie, żebyście  się na mnie  nie zezłościli, bo może Was to wcale nie interesuje. Ale jeżeli będziecie  chcieli to mogę jeszcze napisać w następnych postach o tym co warto tu  zobaczyć - wszak kiedyś ta piekielna pandemia się skończy i wreszcie wszystko będzie otwarte i można będzie  wszędzie pójść. Czego Wam i sobie naprawdę szczerze życzę.




sobota, 14 sierpnia 2021

Ale za to sobota......

                            .........sobota będzie dla nas.

Możecie mnie znielubić, bo napstrykałam  nieco zdjęć, ale dziś zafundowaliśmy sobie  rejs kanałami Berlina, na  linii zachód-wschód-zachód. Rejs zaczął się o godzinie 19,00 i zakończył  przed 22,00. Pokonywaliśmy w sumie 3 śluzy, dwie w drodze na  wschód i jedną z powrotem.

 Nie był to mój pierwszy rejs, ale poprzedni był już kilka lat wcześniej i to w pełni dnia i w upale. Ten był o wiele milszy, bo już po upale i mieliśmy miejsca na dziobie stateczku.

Warunkiem wejścia na pokład było świadectwo pełnego szczepienia lub negatywny test na covidowego wirusa. Maseczki tylko w salonie pod pokładem i w kolejce do sprawdzenia kodu szczepienia lub kodu testu.

A Berlin od strony  wody  prezentuje się tak:

Nadrzeczne bulwary  żyją, zawsze  ciepłą porą są pełne ludzi












A poniżej prawie jak w Wenecji - w sensie  budynki z fundamentami  w wodzie:










Zdjęcia można powiększyć klikając w nie kursorem.

Ciekawa jestem co wymyślą na jutro.

A do posłuchania dziś dla odmiany  tanga- nie da się ukryć, że moje ulubione:


 


Miłej niedzieli wszystkim życzę!!!


czwartek, 12 sierpnia 2021

O niczym.........

                      ...........czyli niemal jak zawsze.

Czytam trylogię niejakiego pana Folletta.  Jako osoba nieco opóźniona w rozwoju nie wiedziałam, że gość pisał powieści nie tylko sensacyjne ale i historyczne. Czytam aktualnie "Filary Ziemi", część III. Nie powiem, że z wypiekami na twarzy, nie mniej  z zaciekawieniem, ponieważ moja znajomość historii Anglii sprowadza się głównie do  biografii królowej Elżbiety I, Marii Stuart, Henryka VIII. Czytałam ich biografie no i oczywiście oglądałam filmy. 

Poza tym od poniedziałku  zaczynam rehabilitację.  Jak na razie rehabilituję sobie  zaropiałe (nie mam pojęcia od czego) migdały. Już ze dwa dni chodzę jak śnięta, śpię po 12 godzin i wstaję nadal śpiąca, poza tym mam wrażenie, że  coś mi się przyczepiło do gardła no i wreszcie dziś obejrzałam je, w nadziei, że  usunę to coś co mi w gardle przeszkadza. Niestety zrobię to tylko wtedy jeśli  sama sobie wytnę  migdały, ale tak zdolna to ja nie jestem. Dawno nie miałam tak paskudnie zaropiałych migdałów. Ale do lekarza nie pójdę, bo nie chcę antybiotyków.  Mamlę  Neoangin (czemu to takie cholernie  gorzkie?) i co godzinę płuczę  gardło.W charakterze kolacji skonsumuję czosnek z miodem, z reguły mi to pomaga.

Chłopcy  zaczęli nowy rok szkolny, starszy poszedł do IX klasy swego gimnazjum,  czyli rozpoczął poziom liceum,  a młodszy do pierwszej klasy innego niż starszy gimnazjum, czyli tak jakby poszedł do V klasy szkoły podstawowej, ale o rozszerzonym profilu. Gdy dojdzie do klasy IX to naukę będzie miał w języku francuskim.  Francuskiego to uczył się już w swojej podstawówce, tyle  że niezbyt intensywnie. Jest bardzo dumny z tego, że jest w gimnazjum, z jego szkoły podstawowej zaledwie troje uczniów dopuszczono do tego gimnazjum. Śmiejemy się z córką, bo z tej trójki to jeden chłopiec jest Rosjaninem, nasz z mieszanego małżeństwa polsko niemieckiego  i chyba tylko ten trzeci jest narodowości niemieckiej, ale nie wykluczam, że to jest dziewczynka a nie chłopiec.   Z młodszym trudno mi się  dogadać, nigdy nie był dwujęzycznie hodowany. Poza tym ciekawa jestem jak długo pochodzą normalnie do szkoły. No bo wiecie - covid-19 to bajka, a ludzie chorują nie wiadomo na co i po co, chyba  na złość państwu a umierają bo albo im się życie  znudziło, albo z miłości do świata, który jest przeludniony, więc trzeba  go nieco "odludnić". Tyle tylko, że teraz chorują również młodzi, nie tylko staruszkowie.

Starszy wszystko rozumie co do niego mówię po polsku, tyle, że nie mówi  w tym języku, wystarcza mu wrażeń gdy mówi po angielsku i francusku no i oczywiście po niemiecku. Szwedzki też nieco obaj  opanowali, wszak przez pół roku byli w szwedzkiej szkole. Co prawda lekcje były prowadzone po angielsku, bo szkoła była tzw. "międzynarodowa". Ale  szwedzkiego też tam uczyli.Tak na wszelki wypadek gdy chcemy z córką porozmawiać o czymś co niekoniecznie powinno wpaść w uszy dzieci - piszemy maile.

Oczywiście Starszy znów urósł i teraz  córka musi mu kupować już dżinsy męskie w rozmiarze "S". I  są w talii za obszerne, bo młody chudy jak szczapa i trzeba w talię wszywać szeroką gumę. "Stópka" też odpowiednio duża do wzrostu i już odpadają  buty dziecięco-młodzieżowe- to już męska rozmiarówka a co za tym idzie i cena wyższa. Gdy starszy zrobi  maturę będzie miał 16 lat, nadal jest najmłodszy w swojej i równoległej klasie.  Ale już przynajmniej nie najniższy;), co go bardzo ucieszyło.

Ciekawa jestem co przyniosą wybory do niemieckiego parlamentu. Podobno  spada poparcie dla   CDU, a wzrasta dla SPD. Prawdę mówiąc jestem średnio zainteresowana tym, kto wygra. Jedyne co mnie interesuje, to żeby Polska nie wyleciała na własne życzenie z UE i żebym nie musiała ubiegać się o  azyl lub szukać sobie niemieckiego męża. Bo na to to wcale nie mam ochoty. 

Dzisiejszej nocy, najlepiej już po godzinie 24 będzie można oglądać Perseidy. Wyjdźcie  na dwór, skierujcie swój wzrok na północno- wschodnie niebo i czekajcie na spadające gwiazdy. Nie zapomnijcie przy tej okazji pomyśleć jakiegoś życzenia-  spełni się ???

A z muzyki - dziś taka muzyka- lekka łatwa  i przyjemna.


Miłego dla Was  Wszystkich!



sobota, 7 sierpnia 2021

Stęskniłam się za Berlinem, więc........

                                                                ..............wyruszyłam wieczorem nacieszyć oczy ładnymi domami. Chodziliśmy uliczkami dzielnicy Zehlendorfu i niestety nie mogłam się opanować- musiałam zrobić choć kilka zdjęć.

Śmiałyśmy się   z córką, że po zjedzeniu w znajomej kawiarni porcji tortu Sachera wszystkie domki mi się podobają i czuję przymus uwiecznienia ich.

Wyobraźcie sobie, że ten domek ma do wejścia  zwodzony most i otoczony jest fosą, na razie pustą. No istne cudo. Nie jestem pewna, czy wolno tak bez zezwolenia  fotografować cudze posesje, więc nie wpychałam komórki poza ogrodzenie, żeby ową fosę też uwiecznić. Dom wygląda co prawda na niezamieszkany i chyba oczekuje remontu. Oczywiście powzdychaliśmy, że fajnie byłoby mieć taki domek, tyle tylko, że zamiast wody w fosie byłyby jakieś kwiatki, żeby okazjonalnie nie hodować komarów.

A tu grupa domków w stylu starych  zameczków.

Bardzo chciałabym mieszkać w takim domu obrośniętym dzikim winem. Co prawda córka stwierdziła, że takie  ściany obrośnięte winobluszczem gwarantują rozmaitość pająków w domu, no ale pomarzyć można. Poza tym jak będą pająki to much nie będzie;)


 

I jeszcze jeden prawie zameczek. Na szczycie  masztu, który zdobi wieżyczkę jest metalowy model starożytnego statku. Niestety nie dało się dobrze tego "dziwa"  sfotografować.

I trochę większy domek, zbudowany od razu  jako dom wielorodzinny.

Zehlendorf jest bardzo ładną  dzielnicą, bardzo zieloną, z ładną architekturą. Leży w południowo- zachodniej części Berlina i jest  jedną z najbogatszych dzielnic tego  miasta.

Znajduje się tu Muzeum Aliantów jako pomnik  operacji Vittles, czyli  amerykańskiego mostu powietrznego, transportującego do Berlina Zachodniego w latach 1948- 1949 aż 1783573 tony zaopatrzenia. W operacji tej brało udział około 75 tysięcy osób cywilnych oraz żołnierzy, w wypadkach zginęło 31 lotników amerykańskich, a koszt operacji wyniósł w tamtym czasie 134 miliony dolarów.

A na weekend proponuję:

bo wiadomo, że Mozart jest dobry na wszystko

A na odmianę:


 Ciekawa jestem, czy się Wam spodoba.

Miłej spokojnej i pogodnej niedzieli Wszystkim życzę.






czwartek, 5 sierpnia 2021

Byłam dziś u........

                                 .........ortopedy. Na wizytę czekałam aż całe trzy dni. No cóż - lepiej nie będzie, bo starość nie radość , choć  młodość to też nie wesele, jak mawiała moja babcia. Dostałam skierowanie na rehabilitację wraz z zapewnieniem, że to niewiele pomoże, oprócz tego "cudnej urody" pas chroniący i podtrzymujący kręgosłup ( było sobie w młodości nie łamać kości krzyżowej na nartach), za który  pomimo sporej dopłaty ze strony Kasy Chorych zapłaciłam 30€ a na dodatek mam rano i wieczorem łykać dość silny lek działający p. bólowo i p.zapalnie. Za lek już nie musiałam płacić.

Wyczytałam dziś, że Rząd Federalny planuje od 21 września wprowadzenie kolejnych restrykcji pandemicznych, które będą obowiązywały do wiosny 2022 roku.  Będziemy  wszyscy nadal zamaseczkowani we wszystkich środkach komunikacji,  we wszystkich sklepach i punktach usługowych - zaszczepieni, ozdrowieńcy oraz osoby posiadające aktualny negatywny wynik testu na obecność coronawirusa, czyli pełna równość. Jest to szansa na uniknięcie lockdownu.

Od połowy września fryzjer, pobyt w hotelu, w restauracji lub na imprezie w pomieszczeniu zamkniętym będzie tylko dla osób w pełni zaszczepionych i tych, co posiadają aktualny negatywny wynik testu na obecność coronawirusa.

Federalny Urząd Statystyczny w Wiesbaden podał informację, że w 2020 roku w Niemczech 20465 osób miało 100 lub nawet więcej lat życia. 80% wszystkich stulatków stanowiły kobiety.

I to niesie za sobą drugą informację -  wszyscy obywatele Niemiec urodzeni po 1980 roku będą musieli pracować aż do 70 roku życia by zarobić na swą emeryturę.

Z ciekawostek  -  w Meklemburgii-Pomorzu Przednim rozpoczęło pracę 14 nauczycieli z Polski. Uczą w 11 powiatach Vorpommern-Greifswald. Jest to tzw. program pilotażowy. W czasie wakacji nowi nauczyciele zapoznawali się ze specyfiką tego  zawodu w Niemczech oraz obowiązującymi przepisami. Niemieccy nauczyciele nauczają dwóch przedmiotów, a nie jednego jak w Polsce. 

W najbliższy weekend podobno będzie spory tłok na wszystkich drogach niemieckich, bo w jednych landach kończą się wakacje a w innych zaczynają, poza tym sporo osób w sierpniu bierze urlopy.

Więc tutejsza drogówka spodziewa się sporo korków na drogach, bo po powodziach, które nawiedziły Niemcy wiele dróg jest w remoncie.

I jeszcze coś- jeśli na drodze natkniecie się na  jakiś wypadek, niech Wam nie wpadnie do głowy fotografowanie lub filmowanie go - jest to czyn karalny. Można "zarobić" punkty karne, mandat, zakaz prowadzenia pojazdu przez 1 miesiąc a nawet mandat w wysokości 35 tysięcy euro. I pamietajcie, że drogówka już dysponuje dronami, wcale nie muszą  stać przy drodze.

A więc szerokiej drogi Wszystkim życzę.

A do posłuchania wieczorkiem:





wtorek, 3 sierpnia 2021

Podliczyłam i.......

                             ..........aż się zdziwiłam. 

Bo wyszło mi, że w trakcie pobytu w Szwecji przeczytałam całkiem sporo książek. Oczywiście wszystko przez to, że zabrałam z domu KINDLE'a, więc bez problemu kupiłam książki nie obciążając nimi swego bagażu. To istotny szczegół - książki ważą i zajmują cenne miejsce w bagażu. Co prawda wolę książki w wersji papierowej niż elektronicznej, ale szybko przekonałam się do wersji elektronicznej. Dotychczas miałam na KINDLE'u tylko roczna prenumeratę  "Polityki". Po moich dziwnych wyczynach kinetycznych w Berlinie miałam w Szwecji kilka dni tak zwanych wyrzuconych z życiorysu bo musiałam poleżeć i KINDLE dotrzymywał mi towarzystwa. Poza tym zakup "zdalny" jest operacją nieskomplikowaną a książka trafia na  "ustrojstwo" najpóźniej w 15 minut po dokonaniu opłaty kartą kredytową. Książki kupowałam w Empiku.

Poza tym ustrojstwo jest lekkie i można z niego korzystać wszędzie, bez trudu mieści się w damskiej torebce lub nawet w kieszeni kurtki. I można sobie  regulować wielkość liter tekstu, wybrać opcję tła i zakładki do niej nie potrzeba.

Przeczytałam:

Margaret Atwood: "Opowieść podręcznej", "Testamenty", "Serce umiera ostatnie".

Steinnun Siguroardotir - "Kobiety z klasą".

Ferdinand von Schirach - "Terror"

Meg Wolitzer  - "Ich siła"

Arlie Russel Hochschild - "Obcy we własnym kraju. Gniew i żal amerykańskiej prawicy."

Sacha Batthyany - "A co ja mam z tym wspólnego?"

Henning Mankell -  "Głębia";  "Wspomnienia brudnego anioła";  "Włoskie buty";  "Szwedzkie kalosze."

Volker Kutscher  - "Śliska sprawa . Komisarz Gereon Rath".

Elena Ferrante - "Czas porzucenia";  "Obsesyjna  Miłość."

Tove Jansson - "Córka rzeźbiarza."

Mariusz Szczygieł - "Kaprysik".

Dwie pozycje, książki  "A co ja mam z tym wspólnego" oraz "Obcy we własnym kraju....." trudno zaliczyć do pozycji rozrywkowych. Pierwsza z nich to opowieść o Węgrzech, sytuacji z okresu II wojny światowej i okresu powojennego, a druga,  napisana przez  socjolożkę,  tłumaczy skąd się wzięło zwycięstwo Trumpa w wyborach. Obie ciekawe, dobrze napisane.

Została mi jeszcze do przeczytania trylogia Kena Folletta: "Filary ziemi", "Świat bez końca", "Słup ognia". Ciekawa jestem tej trylogii, bo to powieść historyczna, a dotychczas czytałam Folletta głównie jego opowieści sensacyjne i na dodatek czytałam je  bardzo, bardzo dawno.

No i nadal tkwię w bluesach, wręcz jestem ich stęskniona po 5-tygodniowej przerwie.

Miłego nowego tygodnia.





niedziela, 1 sierpnia 2021

Czarowne pięć tygodni

Zacznę od końca - mogłabym mieszkać w Szwecji - te  pięć tygodni pobytu nie zabiło mego zachwytu Szwecją.

To kraj stworzony do podróżowania po  nim samochodem - świetne drogi,  bardzo dobrze utrzymane, wszystko frontem do użytkownika. Podróżowaliśmy "inteligentną  BEEMWICĄ" - sama parkowała gdy tak nam pasowało, ostrzegała gdy dojeżdżało się do znaku STOP, "pukała" gdy się przekraczało dozwoloną prędkość i miała duuuży  bagażnik i trzy pełnowymiarowe siedzenia z tyłu, czyli samochód był rzeczywiście pięcioosobowym pojazdem. A na do dodatek był to "dziewiczy rejs".

A oto i ona- BeEmWica, wypożyczona z firmy wynajmującej samochody, nie nasza własna. Jeżeli mieszkasz i pracujesz w Berlinie, nie jeździsz z reguły do pracy własnym samochodem- korzystasz z komunikacji miejskiej. Parkingów straszliwie mało, a ceny parkowania  powalające, mandaty dotkliwe, a utrzymanie samochodu stale też kosztuje,więc czasem na wyjazdy wypożycza się po prostu samochód.

Ładniusia, prawda? - jak to  mawiają niektórzy.

Ogólnie rzecz ujmując podróżowaliśmy nią z Berlina do Sassnitz, gdzie wsiedliśmy na prom typu katamaran, który drogę morską z Sassnitz na Rugii  do Ystad pokonał w 2 godziny. Pogoda była  bajeczna, i gdybym co jakiś czas nie spoglądała na wodę to pewnie nie byłabym pewna że płyniemy a nie stoimy w miejscu.

Ci co mnie czytują (tu moje wyrazy współczucia, bo nie zawsze mądrze piszę) wiedzą, że w 2020 r moja córka pracowała pół roku w Szwecji, a ja nawet załapałam się w lutym na kilka dni pobytu w Malmo i miałam tam pojechać jeszcze raz, no ale przecież rozhulała się pandemia i piękne plany poszły się paść, nie podając  adresu. Oni spędzili tam również wtedy swoje urlopy i wybrali kilka miejsc na tegoroczne wakacje.

Jeśli się jest  rodziną, niekoniecznie pod względem prawnym, to w Szwecji bardziej opłaca się wynająć cały domek na lato, tak by każdy miał własną sypialnię + wspólny salon + kuchnia, łazienka minimum jedna, częściej są dwie. Pościel jest właściciela domu, tak samo pełne wyposażenie kuchni, pralka, zmywarka i inne przydatne w domu wyposażenie jak kuchenka z piekarnikiem, toster, czasem nawet gofrownica, komplet garnków  i naczyń. Z okazji pandemii należało przywieźć własną  bieliznę pościelową, której wymiary podał właściciel.

W czasie tego pobytu mieszkaliśmy w czterech różnych miejscach, na trasie Ystad- Sztokholm.

W ciągu tych 5 tygodni mieszkaliśmy wpierw w Południowej Skanii, w dawnej rybackiej wiosce o  wdzięcznej nazwie Balkakra. Mieszkaliśmy w domu, który w tym roku obchodził stulecie swego istnienia. Oczywiście był dostosowany do współczesności. Okolony był starym ogrodem, w którym często przebywaliśmy, korzystając z rosnących tam owoców- głównie czereśni. Do dyspozycji mieliśmy grill, rowery. Do bardzo ładnej plaży  w miejscowości Svarta mieliśmy zaledwie 3 km, które w mgnieniu oka pokonywał samochód, uwalniając nas od szarpania się ze sprzętem plażowym. Na plaży był barek, więc można było spragnionych napić, głodnym dać jakąś przekąskę. Do cywilizacji, czyli wspaniale zaopatrzonej sieciówki w Ystad mieliśmy ok. 10 km, pewnie z 8. Sporo jeździliśmy po okolicy- są
tu piękne plaże a woda o głębokości do  dorosłych kolan sięga dość daleko od brzegu.

Poniżej kawałek "naszego" ogrodu i migawki z okolicznych plaż i wycieczek:


Zdjęcia ogrodu i poniżej stuletni domek rybaka


A dalej migawki z okolicy:








Uliczki w Ystad, "zdobione" malwami. Szkoda tylko, że nie mogę Wam udostępnić smaku lodów sprzedawanych w Ystad. Porcje olbrzymie, a lody przepyszne!!!

W "domku rybaka" mieszkaliśmy całe dwa tygodnie odwiedzając różne plaże i jeżdżąc po okolicy. Byliśmy też w Sofiero, prześlicznym ogrodzie założonym przez żonę króla Gustawa VI, byliśmy w Lund, w Malmo. W Sofiero dostałam lekkiego obłędu fotograficznego i porobiłam furę zdjęć, ale będę przyzwoita i pokażę  tylko kilka:




Na tym zdjęciu widać na horyzoncie......Danię. A ten budynek z dwiema wieżyczkami to zamek królewski, tego, który wygłosił słynne pytanie "Być albo nie być". Bardzo podobało mi się Lund, chociaż





gdy zwiedzałam miasto lał deszcz, więc i  zdjęcia są  "takie sobie". Tu  fragment katedry. 

Gdy wracaliśmy "do bazy" deszcz przestał padać i  z samochodu porobiłam kilka zdjęć  z drogi, takie eksperymenty- fotki z samochodu jadącego 100 km/godz.







Następnie pożegnaliśmy ten kawałek szwedzkiego lądu i pojechaliśmy nieco "w górę mapy"- mieliśmy zarezerwowany domek nad odnogą olbrzymiego jeziora. Jezioro nazywa się Wener, jest trzecim co do wielkości jeziorem w Europie, ma 5650 kilometrów kwadratowych i niesamowitą wręcz ilość gatunków ryb. Ale wcale nie było mi łatwo je rozpoznać w folderze, zwłaszcza, że wpierw nazwę ryby musiałam przetłumaczyć ze szwedzkiego na niemiecki a potem na polski. No i mało "rybna " jestem.

Zwiedziliśmy też zamek biskupi Lacko w miejscowości Lidkoping. Ciekawie wygląda bilet do  zamku-


 


To po prostu znaczek, który przykleja się do swego ubrania lub dekoltu ewentualnie przedramienia. Zamek jest z XII wieku i jest otoczony z 3 stron wodą. Porobiłam kilka zdjęć

Ten obraz jest malowany na drewnie, poniżej papierowa malowana tapeta z tamtego okresu

A tu oryginalne szybki okienne, poniżej drewniany, malowany sufit


A tak wygląda zamek w mojej fotce. Dałam tylko te fotografie, które pokazują oryginalne, a nie rekonstruowane fragmenty w  zamku. 

Następną bazę mieliśmy na jednej z wysp na przedmieściach Sztokholmu. Sztokholm i okolice stale w budowie. Miasto jest przepiękne. Gdy dojeżdżaliśmy do niego ilość mostów i tuneli przyprawiła mnie o zawrót głowy. Bo Sztokholm to miasto leżące na 14 wyspach, połączonych ze sobą mostami, czasem tunelami i promami.

A w drodze do Sztokholmu "wpadliśmy" na moment zobaczyć  bardzo stary kościół, którego budowę zaczęto od wybudowania okrągłej  baszty, dobudowując do niej potem resztę.





Pierwsza baszta to ta z lewej strony. Obejrzeliśmy, choć upał był powalający i pojechaliśmy dalej.

Trzy pierwsze zdjęcia to...sztokholmskie metro. To zdjęcia bardzo głęboko poprowadzonych linii- zjeżdżasz w dół i zjeżdżasz i masz wrażenie, że pod względem głębokości to stoisz na schodach w moskiewskim metrze. Wybrałam fotki tych stacji, bo są takie bardzo inne od innych-  ściany stacji i tunelu nie są obłożone płytkami - to żywa skała, w której całość wykuto. Niestety oświetlenie nie jest najlepsze, więc zdjęcia "takie sobie".








Oczywiście nie odmówiliśmy sobie przejażdżki stateczkiem pomiędzy różnymi częściami miasta.

Czego jak czego, ale Kamienia i wody to w Szwecji nie brak. Nic dziwnego, że p. Nobel dumał nad czymś, co by ten kamień skutecznie rozrywało na małe kawałki. Na jednym ze skrzyżowań poza miastem doczytaliśmy, się (na tablicy informacyjnej), że w określonych dniach i  godzinach droga jest nieprzejezdna bo.........będą wysadzać bloki skalne, by móc dalej budować drogę. Ogólnie biorąc to jadąc szwedzkimi szosami ma się wrażenie, że lasy rosną tu na skałach lub dużych kamieniach. A że tych   skał tu nie brakuje udowodniłam tymi zdjęciami:




Jak widzicie spore fragmenty posesji to zwyczajnie skały.To zdjęcie zrobiłam na jednej z wysepek Archipelagu Sztokholmskiego na Bałtyku. Wycieczka była cuuudna, choć nieźle  dmuchało na stateczku.

To jest zdjęcie Archipelagu Sztokholmskiego,  sam Sztokholm jest namalowany na różowo. A na moich zdjęciach Archipelag prezentuje się tak:





Zwiedziliśmy też przy okazji zamek Vaxholm, dopływając do niego promem:



To jeden z promów kursujących pomiędzy wyspami Archipelagu Sztokholmskiego.

Odwiedziliśmy też Uppsalę, odległą od Sztokholmu o kilkadziesiąt kilometrów.







W katedrze znajdują się groby Katarzyny Jagiellonki i jej szwedzkiego męża Jana III Wazy.

A wracając z Uppsali do bazy na Wyspie Lidingo wpadliśmy do wielce urokliwej niedużej miejscowości Sigtuna




Tak kiedyś tu wyglądały budki telefoniczne- teraz są przerobione na samoobsługowe punkty wymieniania się książkami.

Ponieważ wracać do Niemiec mieliśmy z Ystad, znów zmieniliśmy lokalizację i pojechaliśmy znów na  południe- tym razem zamieszkaliśmy w Hallevik.

Zamieszkaliśmy w takim oto domku:

Na dalszych zdjęciach  ciut fotek ze środka- kuchnia z jadalnią oraz 2 zdjęcia ze salonu



Po drodze do tego domu zwiedziliśmy zamek Kalmar, w miejscowości o tej samej nazwie.

W jęz. szwedzkim KALMAR  znaczy "kupa  kamieni".







To jest zamkowy kasetonowy sufit, oryginał. Tylko jeden z jego  kasetonów pochodzi z rekonstrukcji.

W ogóle ten zamek posiada najwięcej zachowanych oryginalnych, nie  rekonstruowanych obiektów. 

Przed wyjazdem zdążyliśmy jeszcze pojechać do Karlskrony, która jest miastem na liście UNESCO. Miasto składa się z 33 wysp i było zbudowane przez Karola XI jako miasto wojskowe. Zwiedziliśmy Muzeum Marynarki Wojennej. Nie da się ukryć, że  corona i tu namotała, wiele sal jest nieczynnych, w związku z czym zwiedzający nie płacą za wstęp.

Ponadto byliśmy stateczkiem na małej wysepce Hopo, którą można bez trudu obejść w 3 godziny, ale jest na  niej jedna z najsilniej świecących latarni morskich na Bałtyku. Wysepka mała, baaardzo skalista, o bardzo dziwnej roślinności. Całorocznie  zamieszkuje ją chyba tylko 30 osób.

Jak już pisałam wracać mieliśmy w ten sam sposób, czyli promem z Ystad do Sassnitz.  Z Hallevik pojechaliśmy więc nie prosto do Ystad, ale  na okrągło, wpierw wstępując do przeuroczej regionalnej kawiarenki, mieszczącej się w  takim oto budynku. Jeszcze nigdy nie  jadłam tak wspaniałego czekoladowego browni -  ciasto miało w sobie nie kakao ale najprawdziwszą czekoladę. Jadąc dalej "na okrągło" do Ystad wpadliśmy do jeszcze jednego punktu regionalnego, gdzie w ramach obiadu pochłonęłam sałatkę z tuńczyka wędzonego w b. ciepłym dymie. Pychota niebywała, tuńczyk rozpływał się w ustach.

 Do Berlina dotarliśmy  tej nocy, około 2,30. Na Bałtyku hulał dziki wiatr, prom dopłynął z trzygodzinnym opóźnieniem i w Sassnitz wylądowaliśmy dopiero o 23,30, więc dobrnięcie do Berlina o 2,30 dzisiejszego dnia uważam za sukces. Podróż była nieco makabryczna, bo ciągle wpadały do środka promu spaliny, które wwiewał wiatr, gdy usiłowano wpuścić do wnętrza promu nieco świeżego powietrza. Poza tym rzucało i kołysało, ale to mi nie przeszkadzało-w końcu kilka lat pływałam na żagielku.

Poza tym - w maseczce siedziałam tylko w drodze powrotnej, ale tylko dlatego, że smród  spalin przyprawiał mnie o mdłości.

Jeśli coś Was jeszcze z tego mego pobytu interesuje- możecie pytać w komentarzach. Z góry uprzedzam, że  żadnych cen nie podam, bo  nie robiłam tam zakupów.

Miłego Wszystkim;)