Oto właśnie przepiękny kliper herbaciany, Cutty Sark. Zdjęcie z sieci.
Chorowanie ma też swoje dobre strony - udało mi się upolować
na TV History program o jedynym, zachowanym do teraz
żaglowcu, transportującym herbatę z Chin do Europy.
Do dziś fascynują mnie duże, transportowe żaglowce, które niczym
gigantyczne motyle przemierzały bezmiar oceanów.
Ten piękny statek został zbudowany w 1869 roku w stoczni
brytyjskiej, w Dumbardon. Jest to trójmasztowiec, którego
grot ma aż 45 m wysokości - tak na miastowe pojęcie to będzie,
o ile dobrze liczę, wysokość 15-piętrowego wieżowca .
Cała długość statku to 85 metrów, a pełne ożaglowanie ma aż
blisko 3 tysiące metrów kwadratowych powierzchni. Na grocie
znajduje się sześć pięter żagli. Kadłub statku ma metalowy szkielet,
obudowany belkami z drewna tekowego. Załoga to zaledwie 25
stałych załogantów i kilku uczniów.
Galion pod bukszprytem przedstawia wiedzmę z poematu Roberta
Burnsa. Ubrana jest w króciutką koszulę, którą Szkoci nazywali
cutty sark i stąd taka nazwa statku. Kiedyś myślałam, że to imię
i nazwisko.
Popatrzcie na ten galion:
to właśnie wiedzma Nannie trzymająca koński ogon.
Cutty Sark został zwodowany w dość niefortunnym momencie - dwa
tygodnie wcześniej otwarto Kanał Sueski i pomału parowce zaczęły
wypierać klipery z herbacianego szlaku. Kanał Sueski nie stwarzał dla
żaglowców warunków do szybkiego pływania.
A Cutty Sark na pełnym morzu rozwijał szybkość do 17,15 węzłów
na godzinę i mógł przepłynąć 350 mil morskich, czyli 650 km dziennie.
Zamiast do Chin Cutty Sark zaczął pływać do Australii po wełnę,
budząc po drodze podziw i zazdrość wielu kapitanów parowców,
którym niewiele ustępował szybkością.
Ale era pięknych, wielkich fregat pomału odchodziła do lamusa.
Cutyy Sark dwukrotnie zmieniał właściciela i od ostatniego z nich
odkupił go w 1923 roku kapitan Wilfred Dowman, darowując Cutty
Sark Anglii.
Obecnie Cutty Sark stoi w Greenwich, gdzie ostatnio przechodzi
gruntowną renowację.Nie obyło się bez kłopotów, ponieważ
w 2007 roku na statku, przechodzącym remont, wybuchł pożar.
Na szczęście nie było na nim stałego wyposażenia, żagli, reji, kubryków,
eksponatów muzealnych. Pożar strawił stare drewno a metalowy
szkielet nie uległ uszkodzeniu od pożaru. Ponaprawiano wszystkie
nadwątlone części kadłuba, położono nowe tekowe belki na burty i
pokład. Pomału Cutty Sark wraca do swej świetności.
Spójrzcie na tę fregatę jeszcze raz. To taki piękny, zjawiskowy widok.
Jaka szkoda, że zniknęły jako stały element morskiego krajobrazu.
Zdjęcia wzięłam z sieci, wiadomości z TV History