Uwikłałam się w....porządki. Porządki w dokumentach (niszczarka pomału
zaczyna się buntować), porządki w tysiącach zdjęć i ręce mnie bolą od ich
darcia.
Nie mogę pojąć po co robiliśmy zdjęcia niemal minuta po minucie wędrując
np. na Granaty czy też inny szczyt. Albo ulicami zwiedzanych miast.
Bo gdybyśmy kręcili film, to może byłby to większy sens. A tak mamy
furę zdjęć z cyklu "Lenin w czapce i bez czapki". Najłatwiej byłoby mi
segregować zdjęcia kierując się tylko jednym kryterium- zostawiam tylko
te, na których nikt na mój widok nie dostaje zawału ,no ale wtedy może
ocalałyby ze 4 zdjęcia a i to raczej z okresu mej wczesnej młodości.
Potem wpadłam na pomysł, że najlepiej w pierwszej kolejności podzielić
zdjęcia rocznikami. Pomysł dobry, ale nie na wszystkich są daty, a mnie już
lekuchno skleroza przyćmiewa, więc to strasznie długo trwało.
A cośmy się z moim osobistym nasprzeczali przy tym- głowa mała.
Potem podzieliłam zdjęcia wg miejsc, które przedstawiają i zaczęłam
"redukcję wyrazów podobnych". Niezle poszło mi darcie, ale rozbolała mnie
ręka, więc musiałam przerwać ten trans.
W ramach regeneracji ręki zaczęłam zapełniać albumy i jak na razie mam
zapełnione 3 albumy po 200 zdjęć każdy.
Masakrą jest opisywanie zdjęć, zajmuje sporo czasu.
Czy ktoś z Was też ma miliony zdjęć??? I jak sobie z nimi radzicie?
W różnych dziwnych dokumentach już raz robiliśmy remanent i po kilku
latach znów się tego nazbierało.
Poza tym szczerze mówiąc likwidowanie mieszkania wcale fajne nie jest.
Co chwilę muszę się zastanawiac co zostawić, co wyrzucić lub przekazać
w tzw. dobre ręce.
W ramach odpoczynku od tematu "zmieniam miejsce zamieszkania i
przewracam sobie życie do góry nogami" piszę na drugim blogu pewną
prawdziwą historię i to też powód dla którego tu mnie nieco nie ma.
W numerze "Polityki" wydanym przed długim weekendem jest wspaniały
felieton mego ulubionego filozofa, pana J.Hartmana.
To "Modlitwa niewierzącego". Przeczytajcie , naprawdę warto.
Miłej niedzieli wszystkim życzę - słonecznej i cieplutkiej;)