Mam w domu mały, składany stolik, przy którym dłubię ( a raczej dłubałam)
biżutki. Jest świetny, bo mogę go ustawić w dowolnym miejscu w domu.
Jak wiecie mam szlaban na wszelkie precyzyjne robótki ( w to również jest
wliczone szydełkowanie i dzianie na drutach), ale na stoliczku w dalszym ciagu
leżą rozpoczęte biżutki.
Wczoraj mój ślubny zrobił wielce poważną minę i zapytał: "a dlaczego tego nie
schowałaś, tylko to wszystko leży, jakby na ciebie czekało?"
Przez sekundę byłam zdecydowana powiedzieć, że to leży, bo faktycznie czeka,
ale ugryzłam się w język i odpowiedziałam: "a czemu u ciebie na biurku wciąż
leżą przeczytane tygodniki, będziesz drugi raz czytał?"
Odpowiedzi nie było, zapowietrzył się biedak.
A ja nie mogłam się przyznać, że w ramach "szlabanu" codziennie 15 minut coś
dłubię. Słowo- tylko 15 minut.
Dowiedziałam się, że MUSZĘ dziennie wypijać 10 szklanek wody, oprócz kawy,
herbaty i ewentualnie zupy i dostałam jakąś rozpiskę diety - jedyne co mi w niej
pasuje to wiśnie i sok niesłodzony z jabłek.
No ale codziennie wiśnie (teraz mrożone) i ten sok własnoręcznie robiony i te
10 szklanek wody - przecież nie będę mogła się ruszyć z domu!
Na moje pytanie, czy nerki wyrobią tyle płynu doktorek odpowiedział- wyrobią,
nie ma obawy.
A potem z miłym uśmiechem dodał- to kara za to, że zawsze za mało pani piła.
Fakt, mnie się nigdy nie chce pić.
Dziś słyszałam prześliczną prognozę pogody na majowy weekend - ma być
30 stopni ciepła! W piatek 10, w sobotę 10 i w niedzielę 10.
No to razem w weekend będzie 30!
Już mam wiosnę na osiedlu - troche słońca i te deszcze wreszcie spowodowały
kwitnienie rajskich jabłonek. Jest super!