Dziś miałam małe interwiew,u pana dentysty, na które dostarczyłam
swoje portfolio.
Tak dokładnie portfolio dotyczyło raczej mojej paszczęki - klisza
nie miała za grosz litości i ukazała każdy ząb wraz z kanałami i wadami.
Trochę mi pan dentysta współczuł, bo gdy ktoś do 60 roku życia
posiadał ząb mleczny, to nie wiadomo co o kimś takim tak naprawdę
myśleć.
Pan dentysta z uwagą oglądał podobiznę mojej paszczęki co jakiś czas
zerkając na "oryginał', w końcu grobowym głosem oznajmił, że czegoś
mu na tej kliszy bardzo brakuje, a tym czymś jest kanał zęba, w którym
ma umieścić wkład korzeniowo-koronowy.
W końcu głęboko westchnął, znieczulił mnie i zaczął poszukiwać wejścia
do kanału by zatruć nerw.
Owe poszukiwania trwały dość długo i nawet wysnułam tezę, że może
jestem pozbawiona czegoś takiego, bo tak naprawdę to jestem bardzo
wybrakowanym egzemplarzem, no ale w końcu po kolejnych odwiertach
udało się ten kanał odnalezć.
Kanał odnaleziony (wlot był zarośnięty), trucizna założona a ja mam
kolejną wizytę w piątek rano.
Po raz pierwszy miałam zrobione znieczulenie takie, że nie zdrętwiało
mi pół szczęki , co wprowadziło mnie w dobry nastrój na resztę dnia.
Ten dentysta należy do tych, którzy są zainteresowani ogólnym
stanem zdrowia pacjenta i którzy dokładnie tłumaczą co i dlaczego robią.
Koleżance, która mnie do niego "dopuściła" i jeszcze sprawiła, że
zostałam przyjęta nadprogramowo, wyraziłam dziś dozgonną wdzięczność.
Ogółem czeka mnie instalacja jeszcze jednego takiego wkładu i już tylko
pozostanie "łatwizna", czyli dwie korony a na pożegnanie założenie
"normalnej" plomby w trzecim zębie.
Człowiek to jednak wielce niedoskonały twór. Wciąż nie rozumiem jakim
cudem zostaliśmy "panami świata".