Słuchałam dzisiaj opowieści o pewnym kraju, który ledwo poznałam i
którego bliskie poznanie mi nie grozi, bo przecież jest pandemia.
Otóż jest taki kraj w Europie, który jest królestwem a ponadto ma parlament,
czyli jest królewską monarchią parlamentarną. Obecna konstytucja, która
była uchwalona w 1975 r po wieloletnich obradach, sporach i ustaleniach
nie przewiduje czegoś takiego jak "stan wyjątkowy".
I teraz, w obliczu szalejącej pandemii król tego kraju oraz premier rządu
PROSZĄ obywateli, by przestrzegali zaleceń, które mają na celu ocalenie
przed chorobą a i śmiercią jak największej ilości obywateli.
I, rzecz dziwna, obywatele tego kraju naprawdę starają się jak najsolidniej
stosować do tych zaleceń .
Pan premier wystosował oficjalny list do narodu, w którym prosił, by z uwagi
na dobro wszystkich wszystkich obywateli zastanowić się czy aby na pewno
warto z okazji świąt opuścić dotychczasowe miejsce pobytu i jechać do rodziny
w te święta. Bo jadąc z miasta, w którym są chorzy na covid-19 można roznieść
zarazę po całym kraju i spotkanie zamiast radości może przynieść łzy
i cierpienie.
Jak na razie to nadal są w Malmo otwarte restauracje, zwiększono dbałość
o odstępy pomiędzy stolikami, studenci mają "zdalne nauczanie", dzieciaki
aktualnie mają regularne ferie z okazji świąt i jak na razie nie słychać by
miały być odwołane po feriach zajęcia w szkole.
Dziś było tam wczesnym popołudniem +15 stopni i moi siedzieli na plaży-
podobno było bardzo ciepło i zupełnie bezwietrznie.
W Berlinie miałam dziś +20 stopni w cieniu i świecące słońce.
A ja pokonuję pandemię muzyką relaksacyjną:
Muzyka w sam raz do dłubania w koralikach i przeglądania albumów
z pracami moich ulubionych malarzy.