Nie nadążam za rzeczywistością, czyli primo:  bo jestem stara,  secundo:
jestem niereformowalna.
Maj to miesiąc komunijny, więc wydawałoby się logiczne, że społeczność
katolicka powinna się cieszyć, że kolejne pokolenie wstępuje w szeregi
świadomych katolików.  A tu każdy zmartwiony,  skrzywiony i narzeka.
Narzekają rodzice dziecka, bo "zjedzie się cała zgraja rodziny i trzeba tych
ludzi nakarmić, ugościć, gdzieś przenocować, dziecięciu  strój odpowiedni
zakupić, a potem przez tydzień codziennie z nim do  kościoła maszerować",
narzekają chrzestni, bo już od roku odkładali  forsę na prezent, a teraz nie
bardzo wiedzą, czy prezent będzie się podobał", martwią się również inni
członkowie  rodziny bo "nie wypada z pustą ręką przyjechać, ale też nie
wiadomo co kupić, żeby na sknerę nie wyjść".
Najzabawniejsze, że bardzo martwią się tą uroczystością główni bohate-
rowie- dzieci. Dziewczynki mają znacznie więcej zmartwień w tej materii:
" jaka sukienka, czy wianek będzie ładny, czy mam mieć malutką torebkę,
czy uczesanie utrzyma się cały dzień, co dostanę w prezencie".  Chłopców
martwi fakt, że "muszę być w garniturze,a to niewygodny strój i co
fajnego dostanę".
Osobiście  nie mam takich zmartwień, z wielu powodów. Ale moje  kole-
żanki, które są babciami, już  prawie rok mają zatrute życie. Bo przecież
trzeba coś dziecku kupić w prezencie a i sobie coś przyzwoitego na grzbiet.
Opowiadała mi koleżanka,  że jej synowa "już zadbała o włosy małej i fry-
zjerka zrobiła jej trwałą", wszelkie białe ciuszki już są, nawet biała wełnia-
na pelerynka,  sala w pobliskiej kawiarni zamówiona, menu ustalone,
sesja fotograficzna zamówiona, "pan od video" też.
Dobrze, że siedziałam, bo pewnie zemdlałabym z wrażenia.
Gości będzie coś około 5o osób , więc mowy nie ma, żeby się taka zgraja
pomieściła w mieszkaniu a i przygotować "coś na ząb" dla tylu osób nie
jest sprawą prostą.
Zapytałam, żeby zrobić koleżance przyjemność, co kupili małej z tej
okazji -  ustalili z rodzicami dziecka, że kupią aparat fotograficzny, taki
"przyzwoitszy", za 1000 zł. Pomyślałam złośliwie, że powinien mieć w takim
przypadku wygrawerowaną cenę na obudowie, by wszyscy widzieli, że to
nie byle chłam elektroniczny.
Powiedzcie mi, co się ludziom stało,  że wszystkie okazje kościelne stały
się okazją do  spektaklu próżności i demonstracji  zamożności? Może z
powodu odłączenia się od KRK  coś przegapiłam, czegoś nie zrozumiałam?
Może obecnie Bóg dostrzega tylko tych, którzy są zamożni i wystrojeni?
A co z tymi, których nie stać na drogie prezenty, wytworną sukienkę czy
też elegancki garniturek dla  dziecka?  Dlaczego dzieci z mniej zamożnych
rodzin maja się czuć  gorsze tylko dlatego, że ich rodziców nie stać
na takie ekscesy?
Podobno w mojej osiedlowej parafii "personel" zaproponował, by dzieci
były ubrane jednakowo  i......wszyscy rodzice protestowali gorąco. Więc
znowu będą ulicami  osiedla dreptały małe księżniczki w miniaturowych,
prawie ślubnych sukienkach, z włosami misternie ułożonymi w loki, mocno
nieszczęśliwi chłopcy w sztywnych garniturkach a w szkole znów zacznie się
giełda prezentów komunijnych. Ciekawe, co w tym sezonie jest na topie?
I niech mi ktoś wytłumaczy co to ma wspólnego z tym sakramentem?
 
