drewniana rzezba

drewniana rzezba

wtorek, 29 października 2019

Ostatnio jestem....

.....monotematyczna. Ciągle  piszę o sobie.
Doszłam do smętnego wniosku, że życie człowieka współczesnego kręci  się
wokół produkowania "papierków".
Drugi dzień z rzędu tonę w papierach, czyli przeróżnego rodzaju dokumentach,
kwitach, powiadomieniach, zawiadomieniach zezwoleniach, itp., itd.
Tkwię, bo muszę przejrzeć  wszystkie dokumenty, które zgromadził mój mąż.
Przed wyjazdem z Polski oboje robiliśmy taki dziwny "remanent", teraz  muszę
robić to sama. Wtedy było papierów znacznie więcej, bo były jeszcze  dokumenty
firmowe, które zdaniem mego męża powinny być do "końca świata",  bo nigdy
nie wiadomo kiedy władzy  coś się pochrzani, w Urzędzie Skarbowym coś zginie
i się człowieka  "czepną".
Wczoraj pół dnia robiłam za niszczarkę dokumentów, bo nie bardzo miałam ochotę
zejść do piwnicy by tam ten  pożyteczny sprzęt odszukać. Ja się po prostu boję
schodów, które do niej prowadzą- są wyraźnie jakieś mocno "oszczędnościowe"-
wąskie i strome i jakoś dużo ich.
Wiecie zapewne, jak wygląda wypchany segregator  -  wczoraj unicestwiłam
zawartość trzech takich wypchanych segregatorów, w tym całą dokumentację
medyczną  mego męża. No normalnie ręce mnie  bolą od darcia tych papierów.
Mogę zrozumieć, że trzymał epikryzy, one się przydają nawet po latach, bo
wiadomo z nich w jakim  stanie pacjent opuścił szpital, ale litości - po co wyniki
badań, które są ważne tak naprawdę od kilku dni do miesiąca? Tu były wyniki
wszystkich badań od 2009 roku!  Istna paranoja.
Niestety jutro znów czeka mnie przeglądanie kolejnych dokumentów i wybranie
tylko tych, które mogą się jeszcze przydać, lub należy je przechowywać przez
kilka lat.
Jeśli macie kopie swych PITów, to trzeba je przechowywać przez 5 lat od chwili
wysłania. U nas były wszystkie PITy odkąd  weszły w życie. Straszliwe płachty
były na początku, nawet z ciekawością je obejrzałam, nim starannie   podarłam.
Jutro znów zabawię się w niszczarkę dokumentów.
To kolejny krok zaakceptowania nowej dla mnie rzeczywistości. Pierwszym było
rozstanie się z rzeczami osobistymi męża, teraz remanent w dokumentach,
którymi on się głównie zajmował.
Następnym krokiem będzie przemeblowanie mieszkania - w dotychczasowym
jego pokoju zrobię sobie sypialnię, mój pokój będzie "salonem" z dodatkowym
miejscem do spania na sofie. Co prawda  salon liczy się od 40 metrów kw.
powierzchni, a  mój będzie ich miał o połowę mniej, no ale ja nie jestem dużą
kobietą, a więc 20  metrów kwadratowych to dla mnie wystarczy.
Zaczęłam nawet wybierać meble do swej sypialni i część już zamówiłam.
Oczywiście przyjadą w "kawałkach", będzie się działo przy montażu!

piątek, 25 października 2019

Wizyta u audiologa

Jakby na  to nie spojrzeć to młódką nie jestem.
Od wielu  lat mam wrażenie, że jedno moje ucho jest czymś zatkane, no ale wcale
tak nie jest - po prostu od ponad 40 lat zawsze gorzej słyszałam tym uchem.
Pierwszy raz wykryto to w chwili badań na prawo jazdy, a więc 44 lata temu.
W Warszawie nawet byłam pacjentką Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu .
Instytut był placówką znaną, dostanie  się tam w charakterze pacjenta  nie było
proste. Na dodatek była to niemal wycieczka, bo aby się tam dostać  musiałam się
przewlec przez całą Warszawę, potem znaleźć jakies miejsce do zaparkowania, co
czasem zabierało i pół godziny, bo parking był malutki a zmotoryzowanych
pacjentów dużo. Oczywiście nie było mowy o tym by się tam dodzwonić, trzeba
było tam przyjechać, postać w gigantycznej kolejce by się zapisać. Zresztą  stanie
w kolejce było i wtedy, gdy już wizyta była umówiona, bo mistrzostwa  świata
w dziedzinie organizacji pracy to ten Instytut nigdy nie  zdobył.
W końcu po wielu tygodniach bywania tam na różnych mało miłych badaniach
dowiedziałam się, że po prostu mam 70% niedosłuch lewego ucha, ale niczego
w nim  nie mam, to tylko złudzenie.
No i oczywiście  tak już pozostanie do końca moich dni i że  żaden aparat
słuchowy mi nie pomoże.
Od tamtego czasu minęło spokojnie 9 lat i ostatnio odkryłam, że pogorszył mi się
słuch w drugim uchu, więc córka czym prędzej zapisała mnie do audiologa.
Bez skierowania, bez problemu,  bez kolejki, bez uciążliwego dojazdu.
Do audiologa  doczłapałam się w 15 minut bo to jest niedaleko mego miejsca
zamieszkania, na wejście do lekarza poczekałam "aż" 15 minut, wszystkie badania
były wykonane na miejscu, aparatura nowoczesna, pani audiolog młoda, ale już
z doktoratem.
Dostałam skierowanie do akustyka na dobranie dwóch aparatów- wpierw będę
nosiła je próbnie i byłoby dobrze, żebym nosiła oba aparaciki, bo jednak zdrowiej
dla nas gdy słyszymy na dwoje uszu. Podobno wtedy poprawia się również nasza
percepcja i samopoczucie.
No i zostałam pochwalona, że już teraz zgłosiłam, że nieco gorzej słyszę tym
drugim uchem, bo z zaopatrzeniem w aparat słuchowy nie należy czekać aż do
chwili gdy się już niemal nic nie słyszy.
Zdaniem pani doktor choć słyszę tylko "ciut" gorzej warto już teraz poprawić
sobie komfort słyszenia.
Podobno te nowe aparaciki są miniaturowe i zupełnie w niczym nie przeszkadzają
i są niemal niewidoczne.  Pożyjemy - zobaczymy.
Może mi to pomoże w nauce niemieckiego? Kto wie?
A na zakończenie , tak zupełnie nie na temat - Asmodeusz poprosił bym wrzuciła
na blog, zamiast kolejnej porcji tanga .....taniec na rurze.
No więc oto dla Asmodeusza taniec na rurze:

Mam nadzieję, że będzie usatysfakcjonowany;)

środa, 23 października 2019

Tango .......

......aż kilka razy.
Oczywiście w wykonaniu mojej ulubionej pary argentyńskiej, Roxany
Suarez i Sebastiana Achavala.
Tańczyli w Regensburgu 4 - 6 października, ale filmiki dotarły dopiero teraz.
Jeszcze we wrześniu tańczyli w Sztokholmie i też dopiero teraz pokazały się
filmy.

Regensburg , czyli Ratyzbona, jest jednym z najstarszych miast niemieckich.
Bardziej podoba mi się nazwa Ratyzbona, a Wam?
Jak zwał tak zwał, ale nie zmienia to faktu, że miasto leży w Bawarii, w miejscu
gdzie do Dunaju wpadają dwie rzeki- Naab i Regen.
W tłumaczeniu na polski nazwa miasta Regensburg to po prostu Zamek nad
Regenem.
W tym miejscu w I wieku, w 179 roku , za panowania cesarza Marka Aureliusza,
III Legion Rzymski założył swą warownię.
A w VI wieku miasto było rezydencją książąt Agilolf, stając się pierwszą,
oficjalną stolicą Bawarii.
Dziś Regensburg jest 5 co do wielkości miastem Bawarii,  po Monachium.
Wizytówką Regensburga jest największa średniowieczna Starówka , Kamienny
Most i Katedra.
W lipcu 2006 roku ta największa niemiecka Starówka została wpisana na
listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO.


 




 A we wrześniu  moi ulubieńcy w Sztokholmie tańczyli tak:



 Trochę mnie złości, że filmiki na YT spływają ze sporym opóźnieniem

niedziela, 20 października 2019

Wyszłam z domu w sobotę.....

......a wróciłam do domu w niedzielę.
A po drodze widziałam :
             
Bramę Brandenburską w kilku kolorach:






















Nie wiem kto to, po prostu wszedł mi w obiektyw


















Teraz seria budynków  Uniwersytetu







I kilka odsłon  Katedry






























Wszędzie były tłumy, na szczęście kilka ulic było zamkniętych dla
samochodów prywatnych, za to wjeżdżały olbrzymie autokary
turystyczne.
Ciągle mi ktoś właził w obiektyw i naprawdę trudno było fotografować, ale
 jeszcze kilka fotek jest:




To po prawej to budynek Centrum Europejskiego, na którym wyświetlono mapę Europy











 A to  bracia Humboldtowie































A tu limuzyna  moich marzeń - mogłabym  zawsze pospać w drodze.

Jak się zapewne domyślacie "załapałam się" na święto światła w Berlinie.
Sporo się  nachodziłam , chociaż  pojechaliśmy samochodem, bo  oświetlone
obiekty były w różnych miejscach i sporo trzeba  było się  nadreptać.
Dreptało mi się nieźle, zwłaszcza, że zaczęłyśmy  z córką od wypicia  po małej
szklaneczce "grzańca" a dzieciaki od konsumpcji bułek z czymś w rodzaju
klopsa na ciepło.
Wracaliśmy nieco krążąc po dawnym Berlinie  Wschodnim, jako że rzadko
bywamy w tamtych stronach, zwłaszcza nocą. Nocą też mi się Berlin podoba.
No to idę  spać.


piątek, 18 października 2019

Będzie nudnie.....

......bo nic ciekawego się u mnie nie dzieje.
Słońce pracuje, wiatr wieje, 18 stopni w cieniu. Jeśli idzie o mnie to mogłoby tak
być ....aż do wiosny.
Nadchodzi sobota i niedziela, a więc pomyślałam, że zrobię na jeden z tych dni
muffinki z serem pleśniowym i oliwkami.
Składniki:
10 dag sera pleśniowego,
100ml śmietany,
3 jajka,
2 łyżeczki proszku do pieczenia,
4 dag zielonych oliwek,
130 g mąki,
szczypta soli i pieprzu.
Wykonanie:
Odkrawamy skórkę z sera, kroimy go w kostkę, odstawiamy na 1 godzinę.
Dodajemy do sera śmietanę i rozcieramy ser ze śmietaną na gładką masę.
Dodajemy jajka, mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia, pokrojone
w małe kawałki oliwki, sól i pieprz i wszystko mieszamy.
Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 200 stopni i pieczemy 20 -25 min.
Są smaczne również na drugi dzień , mogą też zastąpić w pracy II śniadanie.
Miłego weekendu Wszystkim życzę!!!

środa, 16 października 2019

I koniec .....

....złotej, ciepłej jesieni?
Wczoraj rano za  moim oknem było tak:


a dziś wieje i pada , więc siedzę w domu i buszuję w You Tube.
Oczywiście w poszukiwaniu nowych filmów z moją ulubioną parą argentyńską.
W trakcie poszukiwań znalazłam  Roxanę Suarez tańczącą z innym tancerzem-
Javierem Rodrigezem:
Wszystko mnie w tym tańcu zachwyca.
A oprócz tego dotarły filmiki z  ostatniego XVII Taipei Tango Festival:





I jak zwykle - oglądajcie na YT i koniecznie na "całym ekranie."

poniedziałek, 14 października 2019

Dziś jest........

.........Dzień Nauczyciela.
Wiem, to tzw.  "święto na gwizdek", bo kiedyś takich dni pracowników różnych
resortów było na pęczki.
Do szkoły to chodziłam  niemal w  "starożytności", większość nauczycieli zlała
się w mej pamięci w jedną całość  "grupy dręczącej uczniów".
Nie mniej do dzis pamietam swoją wychowawczynię z klas I -III w szkole
podstawowej. To dzięki niej do dziś nie robię błędów  ortograficznych oraz
gramatycznych,  nauczyła mnie pisania wszystkiego tak, by czytajacy nie musiał
się głowić nad tym co ja chciałam powiedzieć.
Gdy chodziłam do podstawówki było nas w klasie 45 do 50 łebków, małych
paskudnych rozrabiaków. Ale nie przypominam sobie, by "nasza pani" na nas
krzyczała. I nigdy  żadnego dziecka nie pociągnęła za ucho, nie trzepnęła po
rękach, nie wystawiła za drzwi klasy lub odesłała do kąta.
To była nauczycielka  z powołania - kochała wszystkie dzieci i lubiła je uczyć.
Pani Janino - była pani dla nas jak  troskliwa matka i teraz za to publicznie
dziękuję.
Szkoda tylko, że w swej karierze uczniowskiej tak mało spotkałam nauczycieli
podobnych do pani.
A wszystkim blogującym nauczycielkom i nauczycielom życzę, by po latach  tej
naprawdę ciężkiej pracy ktoś z bardzo dorosłych  byłych uczniów wspominał ich
z rozrzewnieniem.












niedziela, 13 października 2019

Mix


Okno jest moje, widok za nim ogólnodostępny a bystry obserwator to
kotka mojej przyjaciółki.

Tu kombinuje jakby wskoczyć na mocno zabałaganioną szafkę

A tu wyraźnie ćwiczy mięśnie brzuszka.

Wybory.
Otóż uprzejmie Wam donoszę (warto zapamiętać ten zwrot, bo być może ,
że nastąpi era częstego używania go , gdy wybory wygra jedynie  słuszna partia),
że dziś razem z przyjaciółką wzięłyśmy udział w wyborach do Parlamentu RP.


Na zdjęciu to tylko fragment kolejki oczekujących by wziąć udział w tych
wyborach. Stałyśmy w tej kolejce niemal półtorej godziny, a sam proces
zagłosowania zabrał nam raptem pewnie mniej 10 minut.
Pogoda  nam dziś sprawiła niespodziankę - nagle, po kilku całkiem
chłodnych dniach temperatura podskoczyło do 24 stopni , a słońce szalało.
Trochę  nas to stanie w kolejce wykończyło, bo w poprzednie dni sporo
chodziłyśmy po mieście.
Niestety teraz zaczęło się chmurzyć i chyba będzie coś padać...

A tu moja ulubiona para, w Regensburgu

.Tym razem tańczą mało znane tango.

No cóż, pogoda się jednak zbiesiła, pada.
Zostawiam Was z Roxaną i Sebastianem, a sama ide z moimi do Greka
na kolację.





czwartek, 3 października 2019

To je ono!

Jakby ktoś nie wiedział, to na wiolonczeli gra Stjepan Hauser

 A tu wersja druga, ze słowami, dla tych co lubią i potrafią śpiewać:


Tę piosenkę słyszę średnio/przeciętnie  ze 20 razy dziennie, bo jedna
z berlińskich radiostacji która mi służy za kurtynę  dźwiękową i zarazem  ma
mnie osłuchać  z językiem niemieckim ma  ją  "na stanie" i ostro eksploatuje.

Pogoda u mnie nie zachwyca, deszczy i wieje na przemian, temperatura  też
nie rozpieszcza, raptem jest 12 stopni ciepła.
Jak na dzień świateczny, bo to kolejna rocznica  Zjednoczenia Niemiec, to
jest dość marnie. A berlińskie dzieciaki już od jutra mają ferie wykopkowe.
Ciekawa jestem czy jeszcze gdzieś na polach ktoś wykopuje ręcznie  ziemniaki.
A  ja znowu buszuję w różnych papierach. I czasem dokonuję zadziwiających
odkryć. Np. zapomniałam, że to warszawskie mieszkanie jest....tylko moje, bo
je wykupiłam ze  Spółdzielni Mieszkaniowej.
Rozstałam się  też już z rzeczami osobistymi mego męża - poszły w tzw. dobre
ręce, co mi ulżyło, bo perspektywa wywożenia tego gdzieś na "przemiał"
napawała mnie smutkiem i niesmakiem, zwłaszcza, że były to rzeczy niemal
nowe.
Co jakiś czas idąc ulicą widuję w otwartych pudłach używane rzeczy już
nieprzydatne ich właścicielom - czasem są to książki,  czasem ubrania lub
zabawki , niekiedy jakaś elektronika. Okazuje się, że proces przystosowania
rzeczy osobistych do ponownego użytku jest tak drogi, że wręcz nikomu się
nie opłaca- takie rzeczy  należy wszak wyprać, wydezyfenkować, wyprasować-
a tu ciągle  brak ludzi do pracy.