...... spędziłam w Filharmonii Berlińskiej, która w trakcie przerwy w koncercie
wyglądała tak:
a od strony ulicy prezentuje się tak:
Wszystkie miejsca były na widowni zajęte, czyli 2 215 miejsc i.......uwaga moi Rodacy - wszyscy słuchacze, co do jednego, siedzieli cały czas w maseczkach i to bez względu na wiek.
Architektem głównej sali koncertowej był Hans Schauron, urodzony w Bremie, który swe dzieciństwo spędził w Bremerhaven, mieście nie za wielkim, ale za to związanym mocno ze statkami.
Zanim Schauron przystąpił do projektowania, bardzo bystro obserwował ludzi słuchających muzyki poza salami koncertowymi. Zauważył, że najczęściej ludzie umieszczają muzykę w kręgu , słuchacze otaczają śpiewającego lub grającego na jakimś instrumencie artystę, zanikają podziały na "lepszych i gorszych", nie tworzą żadnych barier. I te obserwacje zastosował w swym projekcie. Nie ma tu żadnej bariery oddzielającej wyraźnie orkiestrę od widowni.
W pierwszym momencie projekt został bardzo skrytykowany, ale bardzo spodobał się ówczesnemu dyrygentowi, Herbertowi von Karajanowi. Podobno Karajan napisał nawet list do władz Berlina, że jeżeli Filharmonia nie będzie wybudowana wg tego wspaniałego projektu Schaurona, to on natychmiast porzuci orkiestrę filharmonii berlińskiej. Złośliwi twierdzili, że Karajan był dość samolubnym typem lubiącym mocno brylować i dlatego tak bardzo popierał projekt, bo wtedy byłby w centrum zainteresowania.
Sufit głównej sali koncertowej jest na wysokości ponad 20 metrów. Gdy stanie się pośrodku miejsca dla orkiestry, przy odrobinie wyobraźni można się poczuć jak w dolinie otoczonej wzgórzami o różnej wysokości. Te wszystkie zwisające z sufitu "akcesoria" mają znaczenie dla akustyki sali. Co ciekawe, właściwie wszystko co się tu znajduje jest podporządkowane akustyce- nawet rozmiar oparć foteli, który jest zależny od ich usytuowania na sali. Na dole sali są one niższe, na samej górze dużo wyższe. W transmisji dźwięków biorą udział nawet obudowy reflektorów nad sceną, pełniąc też i drugą funkcję - ozdobną. Niewątpliwą ciekawostką jest fakt, że bez potrzeby opuszczania widowni można swobodnie przemieszczać się pomiędzy sektorami. Umożliwiają to liczne schody z metalowymi poręczami, co niektórzy kojarzą z wpływem na Schaurona jego dzieciństwa spędzonego w mieście, w którym królowały statki.
Z uwagi na 4 falę pandemii musieliśmy siedzieć w maskach ( nie wiem jak będę żyła bez maski), widzowie zostali podzieleni na różne grupy , by przy szatni nie było w tym samym czasie zbyt wielu osób na raz. Przy wejściu sprawdzano nam świadectwa szczepień skanerami oraz dowody osobiste.
Samym koncertem byłam ciutkę rozczarowana- najwięcej było takiego prawdziwego flamenco, tanga były "cieniutkie", no bo co to za tango gdy gra tylko pianista, kontrabasista, bandoneonista, 2 gitary i perkusista. Takie prawdziwe tango wymaga jednak orkiestry, w której są też i skrzypce. Poza tym para taneczna nie błyszczała. No ale ja jestem rozbestwiona. Miałam nadzieję, że zagrają "Libertango" Piazzolli, z solówką bandoneonu:
Moim koncert się podobał, Młodszy cały czas "pracował" rękami - wszak on uczy się nadal gry na gitarze.
Lubię bywać w berlińskiej Filharmonii - spędziłam już tu kilka miłych koncertów noworocznych, w których brał udział mój starszy wnuczek, gdy śpiewał w Mozartowskim Berlińskim Chórze Dziecięcym.
Teraz bardzo chcemy "upolować" bilety na koncert przy świecach. Tym bardziej, że w programie ma być Vivaldi i jego "Cztery Pory Roku". Może być trudno, bo sala jest nieduża.
Jednym słowem - PEŁNA Kultura!!!!
OdpowiedzUsuńgratuluję i cieszę się bardzo że uczestniczyłaś w tak wspaniałym wydarzeniu :-))
Bardzo lubię chodzić tu do Filharmonii - cały budynek jest, że się tak wyrażę- przyjazny ludziom. Lobby jest bardzo przestronne, barek oferuje głównie napoje, na szczęście nie serwują tu kiełbasek czy też innych ciepłych dań, za to można do kawy pogryzać pyszniutkiego obwarzanka, co oczywiście uczynili moi wnukowie, schody mają wygodne stopnie wyścielone miękką wykładziną. oczywiście są też windy.
UsuńA w Warszawie lubiłaś chodzić do Filharmonii?
UsuńKiedys to ja "bywalam", teraz na tej naszej prowincji przestalam. Zreszta majac do dyspozycji yt i jego dyskografie, mozna bywac nie ruszajac sie z domu, mozna sluchac najlepszych i najwiekszych artystow. Nawet juz nie tesknie za klimatem teatrow, odzwyczailam sie.
OdpowiedzUsuńNadal lubię wizyty w teatrze, choć nie da się ukryć, że YT mam włączone niemal cały dzień, bo odkąd dostałam nowe "superanckie" głośniki cały dzień mam włączoną muzykę.
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńA ja boję się bywać. Gdziekolwiek się ruszę, widzę bezmaseczkowców i uciekam. Wcześniej zwracałam grzecznie uwagę, ale przestałam, bo to prowokuje napaść słowną a nawet czynną.
Na ten koncert przy świecach z Vivaldim jednak poszłabym bez względu na wszystko.
Pozdrawiam serdecznie.
Pewnie gdybym była w kraju rodzinnym też bym się bała - tu jednak publiczność zdyscyplinowana, wszyscy zamaskowani, gdy czekaliśmy na wejście do budynku to wszyscy karnie zachowywali odstępy i byli już w maseczkach, chociaż budynek Filharmonii stoi na olbrzymim placu, istny wygwizdów dookoła w promieniu wielu metrów, a do tego hulał wiatr. Ten koncert przy świecach będzie wielce kameralny, bo to w niedużym budynku kościelnym i miejsc jest niewiele. Atmosfera tam jest ponoć niesamowita, bo scena i całe wnętrze oświetlone jest tylko świecami.I strasznie trudno tam załapać się na bilety.
UsuńSerdeczności;)
Zarówno na zewnątrz, jak i w środku pięknie to wygląda.
OdpowiedzUsuńBardzo obrazowo wszystko opisałaś, dokładnie takie mam wrażenie.
W maskach czy bez - na pewno świetny spektakl!
A kameralnie z Vivaldim tym bardziej!
Bardzo mi się ten budynek Filharmonii podoba i z zewnątrz
Usuńi od środka. Pomimo przestronnego wnętrza lobby nie odnosisz wrażenia, że jesteś w jakiejś hali dworcowej. I chociaż sala mieści aż 2215 widzów nie czuje się jej ogromu.Bardzo, ale to bardzo chciałabym by udało się kupić bilety na ten kameralny koncert, chociaż nie będzie on w Filharmonii.
W naszej Filharmonii tez obowiazuje zamaseczkowanie, bez wzgledu czy ktos byl szczepiony czy nie.
OdpowiedzUsuńDla mnie jest fenomenalnym zjawiskiem to iz np. nie bywa tak na stadionach gdzie jest dobrowolnosc chociaz wiecej ludzi, a gdy ida do Filharmonii i kazdy musi nikt nie protestuje, stosuje sie i nie rezygnuje przez to z koncertu. Inny rodzaj ludzi czy co?
Uwielbiam chodzic do Filharmonii chociaz przebieram w koncertach wybierajac te z "moimi" kompozytorami.
Nigdy utwory sluchane w radio czy innym przekazniku nie beda tak brzmialy jak na zywo.
Przy okazji czlowiek sie rusza z domu, troche przystroi a my takze zawsze spotykamy w niej znajomych co tez pozyteczne.
Dobrze ze poszlas i mialas przyjemnosc dla ducha - teraz jest sezon filharmoniczny wiec miejmy nadzieje ze czesciej zaznasz tej przyjemnosci.
Kompozytorzy i dyrygenci a takze slawni spiewacy jak Pavarotti ktorego widzialam i slyszalam na zywo (jego kolezkow tez) to najwieksze primadonny, naprawde.
Tu był wstęp głównie dla całkowicie zaszczepionych. Od połowy października testy bezpłatne już są zlikwidowane, więc na takie imprezy chodzą głównie ci zaszczepieni. Bo jednak testy tanie nie są a pandemia spowodowała, że wszystkie ceny skoczyły w górę i każdy 2 razy ogląda każde euro nim je wyda. Lubię bywać w tej Filharmonii, nawet gdy lobby jest pełne ludzi podczas przerwy nie dokucza gwar- widać zadbano nie tylko o wspaniałą akustykę sali koncertowej ale i o odpowiednie wyciszenie lobby.
UsuńDopisuje sie bo dopiero powiekszone zdjecie pokazalo mi ze faktycznie orkiestra byla skromna. To nic, nie wszystko co piekne musi byc wielkie.
OdpowiedzUsuńTo co widzisz na tym drugim filmiku to archiwalne wykonanie Libertanga w wykonaniu zespołu Filharmonii, a koncert, na którym byłam nie był wykonywany przez artystów Berlińskiej Filharmonii ale były to gościnne występy grupy Flamenco y Tango Pasion-La vida es balar.
UsuńBrakowało mi właśnie tego Libertanga Piazzolli.
Piękna filharmonia ale ...Filharmonia Pomorska w Bydgoszczy słynie na całym świecie z genialnej akustyki. Jednym z pierwszych, którzy tu występowali był Artur Rubinstein, który – od czasu jego wizyty w Bydgoszczy w 1960 r. – jest patronem sali koncertowej.
OdpowiedzUsuńW Bydgoszczy byłam raz i to służbowo, tak pomiędzy latami 1965 a 67. Miasto nie zrobiło na mnie miłego wrażenia a do tego przjeżdżający obok hotelu tramwaj wydawał za każdym razem przerażające, zwłaszcza nocą dźwięki.Na zwiedzanie miasta wcale nie miałam czasu i nawet nie kojarzę umiejscowienia bydgoskiej Filharmonii.
UsuńA potem to już tylko przejeżdżałam koło Bydgoszczy. Nie twierdzę, że Filharmonia berlińska ma najlepszą pod względem akustycznym salę, ale piszę tylko, że lubię w niej bywać i podoba mi się wewnątrz.
Moj bilet do filharmonii berlinskiej przepadl przez pandemie. Nie wypalilo, ale co sie odwlecze to nie uciecze... chcialabym trafic na filharmonikow berlinskich. Jedna z pieciu najlepszych na swiecie orkiestr symfonicznych. Muzycy tam zatrudnieni to najwyzsza polka, a wybor dyrygenta budzi niemale emocje w swiatku muzycznym zajmujacym sie muzyka powazna.
OdpowiedzUsuńhttps://dzieje.pl/kultura-i-sztuka/filharmonicy-berlinscy-nie-zdolali-wybrac-nowego-dyrygenta
Po "pieriepałkach" z Karajanem, który miał podpisany kontrakt "wieczysty" teraz uważają by znów się nie wrobić w zbyt długi kontrakt. Po prostu na starość Karajan wszystkiego się "czepiał" i nie był miły a do tego miał rozbuchane ego. A nie proponowali Ci innego koncertu w zamian za ten, który się nie odbył?
Usuń