drewniana rzezba

drewniana rzezba

środa, 30 października 2024

Wczoraj miałam ........

 .......zaplanowaną  wizytę u  dentystki, czyli kontrolę jak postępuje leczenie  mojej paradentozy. Rzecz skończyła  się na  słowie  "miałam", bowiem nie  dotarłam nawet do metra, do którego mam raptem 250 metrów. Po prostu zrobiło  mi  się "byle jak", czyli mówiąc  językiem wytwornym - słabo. Postałam chwilę oparta o pobliskie  drzewo, pooddychałam głęboko i..........spokojnym krokiem wróciłam do domu.

Posiedziałam, trochę poleżałam, potem nawet pospałam,  potem  zostałam postawiona  do pionu przez córkę,  do której zadzwoniono od  "mojej" pani dentystki, że miałam przyjść  ale  się   nie zgłosiłam.  Moje Dziewczę  się zapewne cokolwiek  wystraszyło, no ale  to był strach na odległość kilku setek  kilometrów, bo córka w tej  chwili spędza z  rodziną " ferie kartoflane" kilkaset  kilometrów od Berlina.

Dziś już mi lepiej, ale na  wszelki  wypadek posiedzę  dziś  w  domu, zakupy zrobię  jutro. No i  dziś zatelefonowałam  do przychodni  stomatologicznej, wytłumaczyłam moją  wczorajsza nieobecność i  "złapałam" nowy termin, na początek  grudnia. Pani w  recepcji wyraziła  radość z  faktu, że jednak żyję - no jasne, nie  dziwię  się tej radości,  bo zostawię u  nich całkiem spore  pieniądze.  Bo nie  wszystko jest refundowane przez ubezpieczenie.

A teraz  uwaga - przepis  na       KURCZAKA  w    CZEKOLADZIE  

składniki:    

1kg mięsa kurczakowego pozbawionego kości, ścięgien i skóry, (ale jeśli ktoś lubi skórę to może  zostawić ,   2 czerwone  papryki pokrojone  w  kawałki,  4 pomidory też pokrojone, 2 ząbki czosnku posiekane lub starte, 1 łyżeczka  cynamonu, 1 łyżka przyprawy  warzywnej, 1 mała łyżeczka  pieprzu (ziarenka), 1 mała łyżeczka ostrej mielonej papryki, 1 łyżeczka  mielonej słodkiej papryki, garść migdałów pozbawionych skórki, garść ziaren  sezamu ,  jedna  tabliczka  czekolady o zawartości ponad 70% kakao. Tu uwaga  o sezamie - ziarna białe są pozbawione skórki, czarne  są ze skórką i wtedy tchną nieco goryczką. Można też zamiast ziaren dać białą lub ciemną tahini, czyli pastę  sezamową. U mnie jest w normalnym  spożywczym  sklepie, ale nie wiem jak w  kraju nad  Wisłą - może bywa na półkach z tak  zwaną "zdrową żywnością" -  tabliczką "zdrowa  żywność" były ongiś opatrzone regały w L'Eclerc - zupełnie tak jakby  była  zdrowa i chora  żywność.

Zaczynamy od starcia na tarce połowy tabliczki  czekolady, pomidory traktujemy wrzątkiem i obieramy ze skóry a następnie kroimy na małe kawałki, paprykę też kroimy  na kawałki,migdały rozdrabniamy lub używamy płatków migdałowych - wszystkie  składniki wrzucamy do blendera i dokładnie  miksujemy i ....... mamy z tego sos.

Teraz kawałki kurczaka smażymy na  maśle  klarowanym na  rumiano, najlepiej w rondlu i natychmiast dodajemy pozostałą połówkę  czekolady, połamaną na kawałki i bardzo dokładnie  mieszamy te  gorące kawałki kurczaka z  czekoladą - pod wpływem gorących kawałków kurczaka  czekolada  się rozpuści i ładnie oblepi  mięso. A teraz do rondla  dodajemy otrzymany przedtem sos, wszystko razem mieszamy i dusimy razem 15-20 minut często mieszając, żeby  się nie przypaliło.

Takie  mięsko można podawać z ryżem na sypko lub z  frytkami. Ja to zjadam solo, bez  dodatków.

Teraz  pewne  wyjaśnienie - wszystko co smażę w domu to smażę na  maśle klarowanym, bo masło klarowane  ma najwyższą temperaturę dymienia   i tym sposobem jest najzdrowszym tłuszczem do smażenia - lepszym niż różniste oleje i smalec.  Mam  wrażenie, że można   już w Polsce kupić gotowe masło klarowane, bo było dostępne nawet przed  moim  wyjazdem z Polski (a było to 7 lat wstecz). A kiedyś, kiedyś  to pracowicie sama  w domu robiłam  masło  klarowane - jedyny  warunek to naczynie w którym robimy masło klarowane  musi mieć grube  dno.

Zakupiłam  sobie  taką zgrabną podłużną  dynię i kombinuję czy można  z niej zrobić chutney - to taki rodzaj ostrego, wytrawnego dżemu. Na razie mam przepis  na chutney z pomidorów i na drugi- z jabłek. Ale zajrzę do indyjskich przepisów - może coś znajdę.

U mnie  drzewa  coraz bardziej gołe, dziś to nawet trochę "pomżyło", ale jest  całe 15 stopni  ciepła.Miłej reszty tygodnia Wszystkim życzę.


poniedziałek, 28 października 2024

Jesienne rozpieszczanie podniebienia

 Po kilku słonecznych dniach dziś  niebo  zaciągnięte  chmurami,  ale na termometrze jest +15 stopni, nie wieje, nie pada, więc nawet  nie  można ponarzekać  na  pogodę.

Mam  zamiar zrobić  dziś białą kapustę z morelami. Przepis  prosty i można zrobić na  dziś i na "zaś". Dobrze jest  mieć  garnek z dość grubym  dnem. Najwięcej czasu zajmie nam poszatkowanie  drobno kapusty i pokrojenie   cieniutko suszonych  moreli. Gdy już jesteśmy przy krojeniu to dobrze jest  od razu posiekać  świeży koperek- u mnie cały pęczek.

Gdy już  mamy poszatkowaną kapustę , morele i koperek  - na dno garnka kładziemy kopiastą łyżkę  stołową masła i wlewamy pół litra  ciepłej  wody oraz  wrzucamy  kapustę i morele. Zakrywamy i dusimy całość do miękkości, mieszając co jakiś  czas i uważając żeby nie przypalić. Pod  koniec dodajemy koperek, a ja dodaję też wtedy łyżkę łagodnego curry.

"Chodzi" za mną  pieczony łosoś. Co prawda najbardziej pod  słońcem lubię łososia "wędzonego na gorąco", bo  się cudownie rozsmarowuje na  bułeczce lub mini naleśniku.

Ale tu nie ma gdzie kupić łososia  wędzonego na  gorąco, nie  spotkałam go również  gdy byliśmy na urlopie nad niemieckim brzegiem Bałtyku, na Rugii.  Za to można tam  było zjeść dorsza atlantyckiego.  Bardziej mi smakował niż dorsz  bałtycki.  Zwłaszcza taki duszony w śmietanie razem z porami.

Tu  można  kupić płaty świeżego łososia, więc można  go upiec. Na 4 osobową  rodzinę wystarczą 2 duże płaty świeżego łososia, pęczek koperku, 2  duże pomarańcze, 2 łyżeczki miodu, sól, pieprz mielony, musztarda, 100 ml białego wina, 5 dag masła wywar z jarzyn i.... spore, płaskie  naczynie  żaroodporne.

Rzecz  zaczynamy od wyszorowania   sodą oczyszczoną pomarańczy - tym sposobem pozbędziemy się  tego, co nam zaszkodzi, czyli różnych resztek oprysków p. szkodnikom i kroimy nie obrane pomarańcze   na plastry. Następnie owymi plastrami pomarańczy wykładamy naczynie  żaroodporne.  

Posiekany  koperek mieszamy  dokładnie z miękkim masłem, solą, pieprzem, musztardą. Płaty łososia  smarujemy owym  doprawionym masłem z obu  stron i układamy je  na plastrach pomarańczy a następnie polewamy je wywarem z  warzyw. Wstawiamy do piekarnika  nagrzanego do 180 stopni i pieczemy 20 minut. 

Po tym czasie otwieramy piekarnik, wystawiamy na  chwilę  naczynie,  wybieramy chochelką z naczynia  żaroodpornego sos, łączymy  go z białym winem i miodem, polewamy tym łososia i na 5-10 minut podpiekamy go w  piekarniku. Oczywiście  na  czas doprawiania sosu winem nie  wyłączamy piekarnika. 

Nie ukrywam  - pracy przy tym sporo, ale jedzonko, jak dla mnie - pychotka. 

Miłych  dni Wszystkim!!!!



środa, 23 października 2024

Nic a nic......

 .......się u  mnie  dzieje. No może poza  tym, że załapałam  się do endokrynolożki  i  wracam do "starego  dawkowania"  L-Thyroksinu, bo  dawkowanie które  mi  zafundowała tutejsza lekarka rodzinna ( której  się wydawało, że  wie jak  się leczy  Hashimoto)  spowodowało, że wyniki TSH mam znacznie  gorsze niż  miałam w 2008 roku  gdy  jeszcze w Polsce zaczynałam leczenie.  

Ostatnio przedrzemywałam  nieomal całe  dnie, choć nocą  sypiałam  po 10 godzin, w  dzień z trudem przemieszczałam  się na  zakupy i oględnie  mówiąc  padałam  na pysk. Niestety powrót do lepszego stanu zdrowia potrwa. Pierwszą kontrolę u endokrynolożki mam  na początku grudnia, czyli w 8  tygodni  po ostatnim badaniu. I mam nadzieję, że    mi  się  nieco polepszy.  Dziwi  mnie  jak  mało lekarzy  wie, że niedoczynność tarczycy spowodowaną chorobą  Hashimoto leczy  się nieco inaczej niż "zwykłą" niedoczynność tarczycy. A wynika  to głównie  z faktu, że przy  Hashimoto tarczyca jest zżerana przez przeciwciała pacjenta, więc jej systematycznie ubywa. Ja  mam jeszcze  skraweczek  1 płata o wielkości 1 mm a na nim ( zapewne  w  celu ozdoby) guzek- taki wielkości większej niż ten skrawek płata  tarczycy. I żeby  było ciekawiej to on "stoi pionowo" i na USG wygląda to dość zabawnie. Drugi płat tarczycy miałam usunięty jeszcze w 1967r i cudem to przeżyłam. Gdybym była młodsza to teraz usunięto by ten skrawek płata  tarczycy i guzek  operacyjnie, no alem "wiekowa" więc  za duże  ryzyko, bo  mogłabym "zejść" w trakcie operacji i zaburzyć im  statystyki. A tak generalnie  rzecz ujmując - lekarze  w Polsce są w moim odczuciu lepsi, tylko cała organizacja  służby  zdrowia szwankuje. 

Zrobiła  się u  mnie piękna jesienna pogoda, dziś od rana urzęduje  słońce i jest 14 stopni  ciepła. A ja  już nawet  dziś odbębniłam  zakupy, ale nie mam siły wybrać  się do parku, choć wcale  nie mam do niego daleko.



I trochę jesieni z jeziora, które jest tak ze 6, może 7 km ode mnie.  Zawsze mnie  dziwi, że  tym łabędziom łapy nie  marzną, bo woda  jest wszak zimna.

Miłego  Wszystkim!!!!

niedziela, 13 października 2024

Cud, bo .....

 ......udało mi  się, choć jestem  w kwestii komputerowej tak  bystra  jak  noga  stołowa, wyczyścić pamięć podręczną i usunąć nadmiar trujących "ciasteczek" i  wreszcie  dorwać  się do  szanownego  Bloggera.  A  zaczęło się od tego, że aby komentować cudze  posty  musiałam  zmieniać przeglądarkę, aż w końcu  nie mogłam wejść na  Bloggera i na  własnym  blogu cokolwiek  napisać. Sukces jest jednak połowiczny, bo nadal  nie wchodzą mi ostatnie  zdjęcia  na  blog, więc zdjęć z tegorocznego festiwalu to  raczej nie pooglądacie.

Skończyłam tę  współczesną  trylogię pana  Folleta  i ostatni tom nieco wytrącił mnie z równowagi - to pewnie kogoś  zdziwi, ale  dopiero teraz  do  mnie  dotarło jak bardzo mocno dał mi  się  we znaki czas "stanu wojennego".  Dziecko było  jeszcze małe, na  dodatek załapało  zapalenie  płuc, problem z wizytą lekarską, problem z paliwem do samochodu, z zastrzykami  itp.

Poza ową  trylogią przeczytałam  w tak zwanym  "międzyczasie" powieść  Majgull Axelsson  "Dom Augusty"- powieść w  sumie  szalenie  smutna,  akcja tocząca  się  w Szwecji.  A teraz  zaczęłam  "Opowieść Podręcznej"  Margaret Atwood. I mam takie jakieś dziwne (może) skojarzenie, że gdyby załupieżony zbawca narodu nadal siedział przy sterze  to i w kraju nadwiślańskim mogłaby niebawem  wielce podobna opowieść  powstać.

A wczoraj, już tradycyjnie,  wybraliśmy   się na berliński Festiwal Światła. Jak na  złość wczoraj w Berlinie były przeróżne  dziwne manifestacje i było ich ......kilkadziesiąt- coś około setki albo nawet ponad  sto.   A do tego, żeby było ciekawiej  cały Berlin jest.......rozkopany, bo nagle ktoś poszedł po rozum do głowy i w centralnych dzielnicach budynki mieszkalne  i nie  tylko one są podłączane do sieci  ciepłowniczej. O ile  jestem w  stanie  zrozumieć, że stare budynki miały wielce indywidualne ogrzewanie  mieszkań, to za Chiny Ludowe  nie jestem  w stanie pojąć, dlaczego nie przewidziano podziemnej infrastruktury dla nowych, powojennych  budynków.  W budynku,  w którym  mieszka moja córka do dziś w jednym  z pokoi jest  piec kaflowy- oczywiście jest nieczynny, bo budynek ma własne, miejscowe ogrzewanie  centralne, ale piec jako obiekt zabytkowy nadal stoi.  

Usiłowałam  się  zorientować co to za protesty wczoraj były, ale  trudno było to pojąć- jedne były kontra Izraelowi, inne natomiast przeciwko Palestynie. Z tego  wszystkiego mieliśmy  problem  z dojazdem  bowiem  sporo ulic  było wyłączonych z ruchu  samochodowego i na  dodatek na niektórych stacjach  nie  zatrzymywało się  metro. W efekcie pojechaliśmy samochodem jakąś  bardzo dziwaczną  trasą i w  końcu dobiliśmy do gigantycznego podziemnego parkingu w okolicy Potsdamer Platz. Parking podziemny, trzy podziemne kondygnacje i miejsce  znaleźliśmy  dopiero  na  -3 kondygnacji.   Pierwszy raz byłam na tak olbrzymim i tak głęboko pod  ziemią usytuowanym  parkingu.  I bardzo się  cieszyłam, że nie  musiałam zapamiętywać w którym  miejscu zaparkowałam. Mam lekki uraz  do olbrzymich  parkingów - kiedyś jeszcze  w Warszawie -przez pół godziny szukałam swojego samochodu. Dobrze, że byłam wtedy  z  przyjaciółką, więc ona stała z naszymi zakupami a ja ganiałam po parkingu niczym  pies  tropiący. Ale tamten był parkingiem naziemnym.

Gdyby  nie ten paskudny wiatr to byłoby wczoraj całkiem fajnie - zresztą co roku jest na tym festiwalu całkiem fajnie. Nie  mogę  się  tylko oprzeć  wrażeniu, że  w tym  roku było jakby  więcej butelek po piwie i to nawet nie potłuczonych ale porządnie ustawionych pod latarniami.

Jeszcze  trochę i zaczną się Jarmarki Bożonarodzeniowe. Miłego nowego tygodnia - Wszystkim życzę!!!