........... "stuknie mi" piąta rocznica przyjazdu do Berlina. Wtedy Berlin powitał nas deszczem a kraj ojczysty dość niespodziewanym odłączeniem nas od sieci. Byliśmy zmęczeni jazdą bo dzień zaczęliśmy bardzo, bardzo wcześnie wyruszając w drogę o 6 rano. Widziałam, że mąż jest nieco zdenerwowany, bowiem ruch kołowy stawał się coraz intensywniejszy im bliżej byliśmy Berlina a w jego granicach był już naprawdę duży a do tego padał deszcz.
"Robiłam" za pilota byśmy wykonali zjazd z autostrady we właściwym miejscu. I udało się! Odnaleźliśmy "naszą" ulicę bez trudu, trochę gorzej poszło ze znalezieniem właściwego numeru budynku bo rozkład adresowy inny niż, w Polsce, poza tym podświadomie szukaliśmy wzrokiem ciężarówki "naszej" firmy przewozowej. W końcu mąż zaparkował pod właściwym numerem, wyszliśmy z samochodu i miłe zaskoczenie - na tablicy domofonu już była zainstalowana nasza wizytówka i w kilka minut później na dole w bramie pokazali się "nasi"- córka i jej mąż. Z naszego samochodu wzięli resztę naszych rzeczy i to był koniec podróży i początek nowego życia na starość.
W mieszkaniu było już ustawione wszystko to co przywiozła firma przeprowadzkowa, czyli pokój męża był gotowy do zamieszkania. Okazało się, że panowie od przeprowadzek wyjechali z Warszawy długo przed świtem bo o 3,30 nad ranem, więc mieli bardzo dobry przejazd, wręcz pustki na szosach i całej autostradzie. Po przyjeździe tak ze trzy miesiące mieszkałam na pudłach, bo meble zamówione do naszego drugiego pokoju bardzo długo nie mogły do nas trafić, bowiem firma kurierska (niemiecka) miała "awarię systemu" i nie tylko nie dostarczała przesyłek ale nie mogła również zlokalizować gdzież to one aktualnie są. Tyle z "historii".
Nadal kocham Berlin, nie tęsknię ani za Warszawą ani za Polską. Przykro mi tylko, że mój mąż tak krótko mógł się cieszyć tą przeprowadzką, ale tak naprawdę oboje zdawaliśmy sobie sprawę z faktu, że każdy Jego przeżyty dzień może być tym ostatnim dniem.
A z aktualności - cały ten tydzień choruję - dorwało mnie nieco dziwne zapalenie zatok przynosowych-czyli trzy nieprzespane noce, katar do pięt plus gardło zaropiałe. Postanowiłam ominąć lekarza szerokim łukiem, bo gdy ostatnim razem jeszcze w Polsce leczono mi taki stan zapalny antybiotykami (trzema różnymi ) omal nie zeszłam z tego świata z powodu zapalenia jelit po tych antybiotykach.
W ramach rozrywki czytam różne wiadomostki astronomiczne - powiedziałabym, że głównie dla sportu. Bo co mi z tego, że panowie naukowcy odkryli, że wnętrze Jowisza jest pełne pozostałości planet zarodkowych, które wchłonęła ta gigantyczna planeta. Ciekawe, czy je kiedyś "strawi" czy może je kiedyś "odda naturze" gdy ją napadną torsje.
A w pobliżu gwiazdy Alpha Centauri, oddalonej od Ziemi tylko o 4,37 lat świetlnych od Ziemi, międzynarodowy zespół astronomów odkrył oznaki, że planeta nadająca się do zamieszkania może znajdować się wokół Alpha Centauri będącym układem podwójnym gwiazd. No cóż, to niemal "tuż za rogiem" - o ile nikt nie pomylił się w obliczeniach.😏 No i podobno wcale nie wygląda tak jak Ziemia. Niestety nie sprecyzowano jej wyglądu.🙊
Jesień- nie da się tego ukryć. Aktualnie 19 stopni i mówiąc językiem tutejszych meteorologów "częściowo słonecznie".
Miłego Wszystkim!
Mnie juz w styczniu minely 33 lata pobytu w Niemczech, teraz juz dluzej jestem tutaj niz bylam w Polsce. Nigdy nie zalowalam swojej decyzji o emigracji i zrzeczenia sie polskiego obywatelstwa. Nie tesknie i nigdy do Polski nie wroce na stale, najwyzej na krotko w odwiedziny.
OdpowiedzUsuńA przed wyjazdem z Polski nasłuchałam się tylu ostrzeżeń od różnych znajomych osób, że gdyby każde z nich zamienić na włos to powstałyby ze trzy bardzo bogate we włosy peruki z bardzo długimi włosami. Podstawowe ostrzeżenia dotyczyły mego wieku, "bo na starość nie zmienia się kraju zamieszkania", część sugerowała, że "córce szybko znudzi się czuwanie nad nami", inni mieli nadzieję, że szybko umrę z tęsknoty za ojczyzną. A ja, chyba na złość tym wszystkim "troskliwym" jakoś nie tęsknię za "ojczyzny łonem", gorzej bo naprawdę kocham swego zięcia, nie katuję wnuków by uczyli się polskiego bo jakby na to nie spojrzeć oprócz niemieckiego mają opanowany francuski i angielski oraz szwedzki a prawdopodobieństwo przydatności języka polskiego w ich życiu oscyluje jak na razie wokół zera. Mogłabym bez problemu wyskoczyć do Warszawy gdy jedzie tam Iwona ale zupełnie mnie ten kierunek nie pociąga. Bo jestem nieco "felerna baba" - nie przywiązuję się do miejsc tylko do ludzi.
UsuńSerdeczności dla Mamy i Ciebie;)
Mama nadal niespecjalnie jest zachwycona przymusowa przeprowadzka, choc juz docenila niemiecka sluzbe zdrowia. No ale ona jest znacznie od Ciebie starsza. Ma jednak swoje polskie seriale, wiec teskni tylko za kolezankami z Wigoru.
UsuńNo ale ma prawnuczków i nawet się z nimi bawi. Tęsknota za koleżankami z Wigoru zelżeje, Mama jeszcze krótko jest u Was.
UsuńPopatrz, jak ten czas leci, leciałby jeszcze szybciej, gdybyście go dzielili wspólnie.
OdpowiedzUsuńAle przeprowadzka poszła bardzo sprawnie, wręcz idealnie!
U nas prawdziwe lato, organizm szaleje, bo wrzesień był już zimniejszy, a teraz znów lato!
Zdrówka!
jotka
Szalenie się ten klimat zmienia- w tej chwili (godz.17,33) jest u mnie 25 stopni, byłam na zakupach i spociłam się niczym mysz w połogu! Tu coś majaczą, że listopad nas jeszcze zaskoczy ciepłymi pogodami a o śniegu zimą to poza Alpami możemy zapomnieć - czyli jeśli będzie śnieg to grubo powyżej wysokości 1500m n.p.m. Czyli zaczyna się era klimatu przejściowego przez 10 miesięcy roku a potem to już samo lato!
UsuńSerdeczności;)
Bądź zdrowa i szczęśliwa Aniu. Ale nie zapomnij o dwóch "dziewczynach" z którymi spotykałaś się we Florze.:-)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że te dwie "Dziewczyny z Flory" nie przyjeżdżają do Berlina!!!! A jak tam sikoreczki w ogródku Flory? Nadal kradną cukier? Ściskam Was obie!!!
UsuńA mnie stuknie już za kilka dni 30lat w De i.... dokładnie, dobrze mi tu! Pozdrawiam serdecznie Lux
OdpowiedzUsuńNo cóż- jesteś tu już "szmat czasu". I wcale się nie dziwię, że się tu dobrze czujesz. Ani przez moment nie czułam się tu obco - Berlin jest kosmopolitycznym miastem i ludzie są tu fajni. Pod tym względem znacznie mniej podobało mi się Monachium. Serdeczności posyłam;)
UsuńJesien jest przepieknie ubarwiona.
OdpowiedzUsuńMoj dziadek w wieku 69 lat zostal niejako przymuszony przez zone (babcie) do przeprowadzki ze wsi do sporego miasta. Zabezpieczyli sie, aby na starosc moc mieszkac w miescie z wygodnym dostepem do lekarzy itd.
Dziadek bardzo nie chcial tej przeprowadzki. Byl przywiazany do miejsca, w ktorym spedzil prawie cale swoje zycie (40lat na wsi), Meczyl sie na nowym- nie mogl znalezc dla siebie miejsca i sadze, ze na poczatku nie byl szczesliwy. Mowil, ze starych drzew sie nie przesadza.
Przed smiercia ciagle informowal nas, ze nie jest u siebie. Chcial wracac na stare.
Babcia czula sie inaczej. Chorowala na astme i klimat suchego miasta, nie mokrej (jeziora dookola) mazurskiej wsi, bardzo jej sprzyjal.
Oczywiscie zycze Ci zdrowia.
UsuńMiałam dość dziwne wczesne dzieciństwo i często zmieniałam miejsce przebywania, z tym, że cały czas byłam w Warszawie. Żyłam w Warszawie nieco dłużej niż Twój dziadek na wsi, ale ja się przywiązuję do ludzi, nie do miejsc -to taka psia cecha. Koty przywiązują się do miejsc. A mój mąż też był przyzwyczajony do częstych zmian miejsca zamieszkania i bardzo lubił podróże, te zagraniczne zwłaszcza.
UsuńMiłego;)
Gratuluje i zycze wielu nastepnych lat spedzonych w miejscu ktore kochasz i jest dla Ciebie dobre.
OdpowiedzUsuńMam podobnie - nie tylko od pierwszego dnia pokochalam nowa ojczyzne ale kazda rocznice przybycia wspominam i oceniam jako jedno z najlepszych wydarzen zyciowych. Wkrotce bede wspominac po raz 39ty. Zyje tu dluzej niz w Polsce. Jest mi tu dobrze i wygodnie, spokojnie, beztrosko - nowy kraj dal nam wiecej niz sie spodziewalismy. My nie mielismy ani rodziny ani znajomych typu "odradzajacych", jedynie rozstanie sie dzieci z dziadkami bylo bardzo dramatyczne, oblane lzami - wtedy w Polsce byl inny system polityczny, nasze paszporty w jedna strone wiec bylo wielka niewiadoma czy sie kiedykolwiek zobacza z wnukami. Na szczescie sytuacja sie zmienila, mogli nas odwiedzic a dzieci spedzily kilka wakacji u nich.
Nie choruj juz wiecej, Anabell.
Kochana- zaaplikowałam sobie "końską kurację", czyli dwa wieczory z rzędu jadłam czosnek z miodem. Gdybym powiedziała, że mi to smakowało to bym skłamała, ale zdecydowanie mi pomogło. Tę noc przespałam całkiem spokojnie. Myślę, że wtedy nie mieliście lepszej alternatywy. My szykowaliśmy się do Kanady i stan wojenny nas zastopował skutecznie. A teraz - po prostu cała "bliska rodzina" już odeszła a M. bardzo nalegała i trochę nas oszukała mówiąc jak bardzo jej potrzebna nasza pomoc. To pewnie dziwi niektórych, że nadal zachwycam się miastem, które nas przygarnęło. Ale mieszkam w naprawdę ładnej dzielnicy.
UsuńNie lubię chorować, naprawdę.
Serdeczności;)
Półokrągła rocznica, gratuluję!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Twój mąż tak niespodziewanie szybko odszedł, I nie świętujecie juzcrazem wspólnego życia w Berlinie...
U mnie już 35 lat z okładem, wkrótce 2/3 życia tutaj.
Ale tego w dawnej Polsce nie żałuję, było ok. Ukształtowało ono bowiem u mnie pewne przyzwyczajenia, światopogląd, i podejście do pewnych spraw.
Pozdrawiam!