..........więc czas na post.
Tak trochę wspominkowo a trochę aktualnie.
7 lutego idziemy na koncert Orkiestry Glenna Millera. Koncert będzie w Friedrechstadt Palast, który nadal po Zjednoczeniu Funkcjonuje, a wygląda tak:
Dla mnie muzyka tego Zespołu to seria wspomnień z dzieciństwa, gdy jeszcze nie chodziłam do szkoły, a starszy ode mnie o kilkanaście lat kuzyn włączał winyle z nagraniami tej właśnie orkiestry i uczył mnie tańczyć. Z czasem już miałam własne "winyle" z nagraniami tego Zespołu.
W 1938 roku muzyk, puzonista, Glenn Miller stworzył big band, z którym odniósł duży sukces i udało im się rozpropagować muzykę jazzową w Europie. Zespół brał udział w dwóch filmach "Serenada w Dolinie Słońca ( Sun Valley Serenade) i "Żony Orkiestry" ( Orchestra Wives).
W 1942 roku Glenn Miller wstąpił do wojska i został liderem Reprezentacyjnej Orkiestry Sił Powietrznych USA i wraz z wojskiem przybył do Anglii, był w stopniu kapitana. Oprócz big bandu prowadził również dużą orkiestrę dętą i smyczkową, występował i nagrywał ze swoimi zespołami audycje dla amerykańskich żołnierzy i całej okupowanej wtedy Europy.
15 grudnia 1944 roku wyleciał małym, jednosilnikowym samolotem do Francji. Zgodnie z zaleceniem leciał na dość niskim pułapie z uwagi na bombowce alianckie B-17 powracające z Francji. Niestety Glenn Miller nigdy nie doleciał do Francji.
Dwie załogi z tych bombowców zameldowały o awarii drzwi komory bombowej w swych samolotach i z uwagi na bezpieczeństwo lotu dostały polecenie zrzucenia bomb do kanału La Manche. Jest wielce prawdopodobne, że któraś z tych bomb trafiła mały samolocik Glenna Millera.
W 1983 roku, brat muzyka, Herb Miller ogłosił, że jego brat wcale nie zginął nad Kanałem La Manche, lecz następnego dnia po przylocie do Francji zmarł w szpitalu na raka płuc, a historię o wypadku on sam wymyślił bowiem wiedział, że Glenn chciał umrzeć jako bohater. Ale jak na dziś ta wersja śmierci Glenna Millera, który gdy zginął miał tylko 40 lat, przez nikogo z badaczy losu Glenna nie została potwierdzona.
Jak było tak było, ale to właśnie muzyka Glenna Millera ukształtowała mój pociąg do swingu i "lekkiego jazzu" i jestem zachwycona faktem, że posłucham wkrótce mojej ulubionej muzyki na żywo.
A pogoda w Berlinie z gatunku pod zdechłym Azorkiem, wieje i pada i jest szaro i ponuro. Ale pomimo tych niedogodności życzę Wam Wszystkim miłego weekendu!!!
Uwielbiam te jego muzyke, czesto sobie jej slucham.
OdpowiedzUsuńJa też, był poza tym całkiem dobrym kompozytorem.
Usuńanabell
Zagadkowa śmierć, ciekawe która wersja prawdziwa...
OdpowiedzUsuńPięknych wrażeń i lepszej pogody!
Podejrzewam, że jednak jest prawdziwa wersja, że zupełnie niechcący oberwał bombą- taki mały, jednosilnikowy samolot lecący na niskim pułapie mógł być niedostrzeżony przez obsługę bombowca, zwłaszcza w chwili, gdy mieli własny kłopot natury technicznej. Poza tym tak na "zdrowy, chłopski rozum"- jeśli był tak w kiepskim stanie, że następnego dnia
Usuńumarł to pytanie jakim cudem w tak złym stanie doleciał do
szpitala? Kiedyś czytałam, że nigdzie w aktach szpitala nie figurowało Jego nazwisko.
Jaka by nie byla pogoda a przeciez jest styczen to czego wymagac, milego sluchania.
OdpowiedzUsuńMasz rację, ale ja nie wymagam by był +15 i słońce, ale mogłoby przynajmniej nie być tak ponuro i mógłby nie padać deszcz. Mam nadzieję, że koncert wszystkim będzie się podobał. Berlin jest kolejnym miastem na ich trasie i wszędzie były b.. pochlebne recenzje.
UsuńDzięki za tę opowieść, też uwielbiam taki swing, a muzykę Glenna Millera szczególnie! :)
OdpowiedzUsuńJuż się doczekać nie mogę, więc sobie "ciutkę" posłuchałam na YT i przy okazji tu "wrzuciłam".
OdpowiedzUsuńRównież jestem wielbicielką Glenna Millera. Słucham jak najczęściej. Od razu robi się miło, a ja wyobrażam sobie wtedy czasy, w których żył i tworzył. Dziękuję za przypomnienie fragmentów Jego życia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie...
Dla mnie jego muzyka nadal jest atrakcyjna i bardzo często do niej wracam. Widocznie to istotne " czym skorupka za młodu nasiąknie.....". Z perspektywy czasu dopiero zobaczyłam, że miałam szczęście, że w owym czasie byłam jeszcze bardzo małym dzieckiem, miałam wtedy, gdy On leciał do Francji zaledwie rok i 8 miesięcy i nie latałam nad Kanałem La Manche.
Usuń