Spędziłam bite dwie godziny w sali kameralnej Berlińskiej Filharmonii. Ja słyszałam ów zespół po raz pierwszy, a córka była na ich występie 20 lat wcześniej, gdy jeszcze była w Monachium. Skład raptem pięcioosobowy - pianista, kontrabasista i trzech perkusistów. Grali wspaniale. Tylko publiczność była jakby nieco zbyt sztywna, może nic dziwnego bo przeważali słuchacze zbliżeni do mnie metryką. To dość normalne zjawisko, tu wiele osób leciwych wykupuje karnety i teraz już wiem czemu notorycznie brakuje biletów do Filharmonii, która wszak działa na dwóch salach - kameralnej i dużej.
Na samym początku mieliśmy miłą niespodziankę - okazało się, że parking pod Filharmonią jest wreszcie czynny, a na dodatek część przeznaczona dla słuchaczy sali kameralnej ma wolne miejsca- no naprawdę- cud nad Sprewą i Hawelą.
Panowie grali super. Na zakończenie , jako że święta blisko grali i śpiewali kolędę "Cicha noc". Do śpiewania zaprosili również publiczność i o ile pierwsza zwrotka tej kolędy była klasyczna, to w drugiej zwrotce już była wersja jazzowa i publiczność nieco mniej już śpiewała, ale wybijała rytm.
Zespół jest międzynarodowy, pianista jest Kubańczykiem, a gra bajecznie, choć od niedawna gra z tym zespołem, poza nim jest jeszcze Kolumbijczyk i Niemcy.
Starszy dziś się przyznał, że trochę mu żal, że nie śpiewa już w tym dziecięcym Chórze Mozartowskim, ale nigdzie nie jest powiedziane, że już nigdy nie będzie śpiewał w jakimś chórze. Na razie przed nim matura, a potem egzamin wstępny na studia.
W sumie miałam bardzo miły wieczór.