Wszystkim, którzy tu zaglądają życzę by nadchodzący Nowy , 2025 Rok, był od początku do końca Rokiem Szczęśliwym!!!
drewniana rzezba
poniedziałek, 30 grudnia 2024
*****
Wczoraj.....
.......byliśmy w muzeum na wystawie obrazów Moneta.
Gdy doszliśmy do budynku muzeum z lekka mi odebrało mowę. Przed wejściem stał tłum ludzi - co wyglądało zupełnie tak jakby coś tam darmo rozdawano. No ale my już mieliśmy bilety wcześniej wykupione, więc zięć poszedł wybadać sytuację. Po chwili wrócił mówiąc, że skoro mamy już bilety a na dodatek 2 dość wiekowe osoby, to mamy się przemieścić do innego wejścia, które jest dla osób niepełnosprawnych. A ta kolejka do wejścia była nie po bilety, ale po prostu wewnątrz było wciąż mnóstwo grup z przewodnikami i po prostu już nawet nie bardzo było jak poruszać się wewnątrz. Udało się nam wejść tym drugim wejściem, na każdym piętrze przy wyjściu z windy były natychmiast sprawdzane bilety. Ale z tym "obyczajem" już się tu kiedyś spotkałam. No normalnie mnie zatkało z wrażenia gdy spotkało mnie to kiedyś i nawet zaczęłam się zastanawiać, czy aby przy wyjściu z sali nie zaczną nas rewidować.
Szczerze mówiąc nigdy jeszcze nie widziałam tu takich tłumów w salach muzealnych. Obejrzałyśmy córką tylko obrazy Moneta, płeć brzydka i druga babcia poszli oglądać i innych impresjonistów. Wystawa prezentowała nie tylko obrazy ale i fotografie dokumentujące jak dany obiekt wyglądał w rzeczywistości. Oczywiście oprócz obrazów Moneta były też obrazy innych impresjonistów, znane nam z Poczdamskiego Muzeum Barberini. I gdyby nie ciągle dręczący mnie ból nerwu obwodowego uznałabym dzień za udany. Oczywiście przed tą "wyprawą" łyknęłam przepisane mi przez lekarkę kropelki przeciw bólowe, niestety na mnie one działają dość marnie a ich składniki wywołują u mnie zbyt silne rozgrzanie i cały czas musiałam ocierać pot kapiący mi z czoła.
A pogoda tu jakoś zupełnie nie zimowa, już kolejny dzień króluje mgła i tym samym wilgoć i termometr zatrzymał się na temperaturze +3 stopnie.
Jutro Sylwester - znów będzie strzelanina niemal do świtu. Nawet zamknięcie się na całą noc w łazience nie pomoże, bo łazienka ma duże okno.
środa, 25 grudnia 2024
No to.......
............kolejna wigilia nad Szprewą i Hawelą minęła. Zestaw dań był zapewne dla tradycjonalistów trudny do zaakceptowania, no ale przy stole była tylko jedna tradycjonalistka ( czyli druga babcia), która przez te 20 lat trwania małżeństwa jej syna z moją córką, już się nieco "oswoiła"z nowymi smakami mojej córki i swego syna.
Z tradycji to była zupa grzybowa na prawdziwkach i bigos oraz 2 rodzaje pierogów, a reszta to "przywiezione" z różnych zagranicznych podróży smaki. Były i ryby, ale nie w galarecie (bo nie tylko ja mam do nich awersję) a wśród ryb były również wędzone maciupkie ośmiorniczki (już widzę zgorszone miny niektórych), no ale to wszak też wodny stworek. I była jedna przepyszność, czyli włoski wędzony owczy ser. Na półmisku wyglądało to jak duże ząbki czosnku wędzone lub pieczone, co mnie nieco zdziwiło, bo wiem, że moja latorośl omija czosnek z daleka. I tu miałam niespodziankę smakową, bo te wędzone kawałeczki włoskiego odpowiednika naszego wędzonego oscypka są przepyszne - znacznie mniej ostre, mniej słone i rozpływają się w dziobie. Po prostu - pychota! Muszę się dowiedzieć gdzie to można nabyć.
Kolacja wigilijna była dwuetapowa - po zjedzeniu ww "konkretów" nastąpiła przerwa na rozdanie prezentów co dość długo trwało, bo przy rozpakowywaniu każdej paczki następowało omawianie jej zawartości, no a potem nastąpiła "słodsza część" czyli różne wypieki - to było dla ciała, a dla ducha to oglądaliśmy zdjęcia z tegorocznych wakacji, czyli tak dokładnie miejsca, w których moja córka była na służbowych zagranicznych konferencjach. Ponieważ te międzynarodowe spotkania są wyznaczane znacznie wcześniej a były wyznaczone w czasie, gdy dzieciaki miały wakacje, więc po prostu na każdy wyjazd robiła rezerwacje podróży dla dzieci i męża no i oczywiście ona ponosiła koszt ich mieszkania i podróżowania. Sama z wielką przyjemnością oglądała wczoraj te filmy, bo w czasie gdy oni zwiedzali ona tkwiła na konferencji. Tym sposobem byli w wakacje w kilku krajach europejskich, a wcześniej w Kanadzie.
Około godziny 22,00 poczułam przemożną chęć udania się do własnego mieszkania i zostałam odprowadzona przez "trzech Budrysów" bo wszak nazbierałam prezentów więc siła męskich ramion była niezbędna. Między innymi załapałam się na.......koc termiczny z regulacją temperatury i zaprogramowaną mądrością, czyli wyłącza się sam po trzech godzinach.
A dziś dalsza część rodzinnego maratonu. Pogoda zaczyna mi się nieco "biesić", słońce się schowało, zaczynają napływać chmurzyska, no a temperatura z +1 "podskoczyła" na +2.
Dalszego miłego świętowania Wszystkim!!!!
P.S.
Zadbali też bym się wzruszyła - były na choince nie tylko te bombki, o których już pisałam ale były też różne zrobione kiedyś przez mnie włóczkowe zabawki.
poniedziałek, 23 grudnia 2024
Szok!!!!
Jestem zszokowana- kompletnie. Mieszkam wszak w dużym mieście, "moją" ulicą jeżdżą samochody. Co prawda pomiędzy 9,00 rano a godziną szesnastą ruch niemal ustaje. I dziś oczy wyszły mi na wierzch, bowiem na wprost mego okna, na całkiem łysym drzewie siedziała para sporych i jak dla mnie dziwnych ptaków. A traf chciał, że akurat rozmawiałam z kolegą, który mieszka w Polsce i jest wielce "oblatany" w kwestii ptaków, roślin i grzybów, więc odpadam od tematu rozmowy i opowiadam mu co widzę na tym drzewie stojącym po drugiej stronie ulicy, a kolega spokojnie słucha i mówi - nie podniecaj się, z tego co mówisz wnioskuję, że to siedzi para krogulców. Ten z ptaków, który jest nieco większy to samica. Zerkam na ptaszory i widzę, że faktycznie jeden jest nieco większy. A sporo jest u ciebie wróbli na tej ulicy? Na ulicy nie, głównie są na podwórkach, bo tam są dokarmiane - wyjaśniam. No to pewnie ta parka już jest po uczcie i teraz po prostu trawią. Polują głównie na wróble i sikorki, czyli na nieduże ptaszki. One należą do rodziny jastrzębowatych - poinformował mnie łaskawie. A masz tam gdzieś niedaleko park? - spytał. No mam- tak z kilometr ode mnie. No to one zapewne tam zimują - pouczył mnie- a w twoje okolice przyleciały by się pożywić. I bardzo możliwe, że nie są wcale rodem z Berlina ale z północy Niemiec. U ciebie cieplej niż nad Morzem Północnym. Spojrzałam na termometr, który wskazywał "aż" +4 stopnie i powiedziałam,że chyba nie bardzo się ogrzeją. Nie martw się, dadzą sobie radę - zapewnił mnie.
Wniosek - mam braki w kwestii rozpoznawania ptaszorów.Będę musiała dreptać do parku z książką w której mam fotki ptaków europejskich. Miłego szykowania świąt Wszystkim!!!!!
niedziela, 22 grudnia 2024
Bombki nie do zdarcia!
Te nietłukące się bombki zrobiłam w 2011 roku i wysłałam pocztą do córki. I do dziś istnieją. Są zrobione techniką dekupażu. Praktyczne, bo zaciekawione dziecko może wziąć bombkę w rączkę i bardzo dokładnie obejrzeć. No jest trochę przy tym pracy bo trzeba znaleźć odpowiedni obrazek, który jest wydrukowany na specjalnym arkuszu nadającym się do tej techniki, potem starannie go wyciąć, nakleić go wewnątrz bombki używając do tego celu specjalnego kleju do tej techniki, potem spokojnie odczekać aż klej wyschnie i wtedy można już złożyć obie części bombki w całość. Zabiera to trochę czasu i zmusza do uwagi, bo obrazek jest nadrukowany na cieniutkim bibułkowym papierze, ale potem, gdy widzi się radość malucha to już się tego trudu nie czuje. A teraz to się wręcz wzruszyłam, że są do dziś.
piątek, 20 grudnia 2024
Wprawdzie mała, ale to jednak choinka
Wszystkim tu zaglądającym życzę by Święta przyniosły dużo radości w ramach spotkań rodzinnych, a Wasze żołądki i wątróbki przepracowały się od "łasuchowania" i by każdy z Was w drugi dzień świąt powiedział wieczorem sam do siebie: "to były super święta!"
piątek, 13 grudnia 2024
Klazz Brothers & Cuba Percussion
Spędziłam bite dwie godziny w sali kameralnej Berlińskiej Filharmonii. Ja słyszałam ów zespół po raz pierwszy, a córka była na ich występie 20 lat wcześniej, gdy jeszcze była w Monachium. Skład raptem pięcioosobowy - pianista, kontrabasista i trzech perkusistów. Grali wspaniale. Tylko publiczność była jakby nieco zbyt sztywna, może nic dziwnego bo przeważali słuchacze zbliżeni do mnie metryką. To dość normalne zjawisko, tu wiele osób leciwych wykupuje karnety i teraz już wiem czemu notorycznie brakuje biletów do Filharmonii, która wszak działa na dwóch salach - kameralnej i dużej.
Na samym początku mieliśmy miłą niespodziankę - okazało się, że parking pod Filharmonią jest wreszcie czynny, a na dodatek część przeznaczona dla słuchaczy sali kameralnej ma wolne miejsca- no naprawdę- cud nad Sprewą i Hawelą.
Panowie grali super. Na zakończenie , jako że święta blisko grali i śpiewali kolędę "Cicha noc". Do śpiewania zaprosili również publiczność i o ile pierwsza zwrotka tej kolędy była klasyczna, to w drugiej zwrotce już była wersja jazzowa i publiczność nieco mniej już śpiewała, ale wybijała rytm.
Zespół jest międzynarodowy, pianista jest Kubańczykiem, a gra bajecznie, choć od niedawna gra z tym zespołem, poza nim jest jeszcze Kolumbijczyk i Niemcy.
Starszy dziś się przyznał, że trochę mu żal, że nie śpiewa już w tym dziecięcym Chórze Mozartowskim, ale nigdzie nie jest powiedziane, że już nigdy nie będzie śpiewał w jakimś chórze. Na razie przed nim matura, a potem egzamin wstępny na studia.
W sumie miałam bardzo miły wieczór.
wtorek, 10 grudnia 2024
Właśnie spojrzałam ....
.........w okno, za którym rozpościera się elegancka szarość czy też "popielatość". Na termometrze aż 3 stopnie na plusie, ale nie na wysokości pomiarowej czyli 1 metra nad ziemią, a na dodatek mam komunikat w telefonie, że temperatura odczuwalna to -1 stopień.
U mnie na termometrze, który jest na wysokości piątego piętra współczesnego bloku mieszkalnego zawsze jest zimową porą nieco cieplej niż jeden metr nad ziemią, czyli w miejscu, w którym meteorolodzy dokonują pomiarów. I cały czas niebo w stalowym kolorku i tak wygląda jakby zaraz miało coś padać, ale według pogodynki ma być tylko "chmurzasto" ale bez opadów.
Wczoraj miałam kontrolną wizytę u stomatologów i skończyło się tylko na kontroli , bo kiepsko wyglądałam - czyli adekwatnie do samopoczucia. Ale co się odwlecze to nie uciecze - dalszy ciąg tortur stomatologicznych w połowie stycznia a tak dokładnie w dniu kolejnej rocznicy wyzwolenia Warszawy w 1945 roku. A najbardziej mnie zmordowała podróż metrem, w którego wagonach tak grzeją, jakby tu były syberyjskie mrozy. Gdyby nie to, że musiałam się w drodze przesiadać na inną linię metra to pewnie bym ściągnęła z siebie płaszcz. No ale na peronach upału nie ma, za to są przeciągi, więc nie byłby to dobry pomysł. A na dodatek było już sporo pasażerów, bo to taka godzina była, w której młodzież szkolna przemieszcza się ze szkół do domów. A niektórzy to mają do swych szkół dość daleko - szkół i nauczycieli też tu brakuje. Ze dwa lata temu Niemcy byli skłonni zatrudniać....polskich nauczycieli. Ale nie wiem jak to się potoczyło.
Podobno w czwartek, ten najbliższy, idziemy do Filharmonii - piszę podobno, bo wg "rozpiski" podanej w necie to w czwartek nie ma tego koncertu - no ale to nie moje zmartwienie- nie wykluczam, że to jakiś nadprogramowy koncert , więc brak go w "rozpisce", która z całą pewnością powstała dużo wcześniej. Już nie jeden raz spotkałam się z taką sytuacją - tu przecież notorycznie nie ma ludzi do pracy, więc nie zawsze są nanoszone aktualizacje. Wyczytałam, że w Polsce również zaczyna brakować rąk do pracy. Ciekawe gdzie się podziali ci ludzie - w Niemczech też brak rąk do pracy i to już od dawna. To samo słyszałam od znajomej, która właśnie wróciła z Norwegii. Czyżby wszyscy wyjechali do USA?
Zima się jeszcze nie rozkręciła a ja już mam jej dość - te poranne szarości mnie dobijają znacznie bardziej niż wcześniej zaciemnione popołudnia. A do końca roku będzie jeszcze gorzej. Na samą myśl o sylwestrowej nocy robi mi się słabo - a tu ci którzy niby do pracy przyjechali już skupują różne petardy, najchętniej te co potężnie grzmią po odpaleniu.
Miłego tygodnia wszystkim życzę!
czwartek, 5 grudnia 2024
Na kanapie........
..........w moim pokoju siedzi leń. Ten leń to niestety ja. Siedzę i ......myślę jak zrobić tort makowy i się przy tym nie narobić. Już odrzuciłam z myśli "tort makowy na cieście", bom taki dziwoląg, że nie lubię ciasta. Ale jest wyjątek - jadam własnej produkcji biszkopt ze śliwkami, ale śliwek już nie ma, można by je było zastąpić winogronami bezpestkowymi, ale kto mi zaręczy, że przed świętami jeszcze będą? Dziś były, ale to nie dowód, że będą w okolicy 22 lub 23 grudnia.
Do mojej wersji "tortu makowego" będę potrzebowała: 20 dkg suchego maku, 1 łyżkę mąki migdałowej, 2 łyżki stołowe miodu, wg przepisu to aż 20dkg cukru, ( ale ja zawsze daję sporo mniej), 5 jajek rozdzielonych na żółtka i białka, po 1 dkg zmielonego cynamonu i goździków, 3 dkg otartej skórki z pomarańczy, otarta skórka z jednej cytryny. Do tego 1 tabliczka czekolady, u mnie gorzkiej.
Zacząć trzeba od sparzenia maku i dobrego odcedzenia go. Następnie ucieramy go z cukrem i żółtkami, dodając po 1 żółtku. Żmudne zajęcie, można je potraktować jako zajęcie sportowe. W trakcie ucierania dodajemy cynamon, goździki, otarte skórki z cytrusów i mąkę migdałową.
Następnie ubijamy na sztywno pianę z białek, mieszamy z utartą masą makową. Pieczemy w tortownicy wysmarowanej starannie masłem i posypanej tartą bułką. Ja co prawda posmarowaną masłem tortownicę wysypię sproszkowanymi orzechami. No ale ja zawsze robię wszystko mało zgodnie z wytycznymi.
A teraz WAŻNE: pomarańcze i cytryny należy na samym początku umyć starannie sodą oczyszczoną i opłukać, starannie osuszyć i dopiero wtedy obetrzeć skórki cytrusów na tarce.
Ów tort makowy pieczemy 40 d0 50 minut w średnio gorącym piekarniku. Nie podam wam temperatury, bo jak się przekonałam namacalnie, to dla każdego piekarnika średnio - gorąca temperatura jest inna. I jest to dla mnie mało zrozumiałe, no ale mało bystra jestem. Ja po prostu zaglądam wtedy do instrukcji użycia wykorzystywanego piekarnika.
Upieczony tort studzimy i gdy już ostygnie całkiem to polewamy wierzch tortu rozpuszczoną w tzw. wodnej kąpieli czekoladą. A potem się zajadamy. Raz do roku jest dyspensa.
niedziela, 1 grudnia 2024
A jednak.......
........byłam dziś na przedświątecznym jarmarku, choć tego nie planowałam.
A tym razem pojechaliśmy do Poczdamu, na polski jarmark. Tłumów nie było, bo to dopiero pierwszy dzień, a całość zorganizowana na terenie dawnych królewskich stajni i sporo stoisk było pod dachem, co bardzo sobie chwaliłam, bo upału to dziś jakoś nie było, bo gdy wychodziłam z domu to były +2 stopnie a poza tym w Poczdamie nieco wiało.
Skorzystałam z "góralskiego" stoiska i zafundowałam sobie oscypek za całe 6,00 euro. W ogóle było sporo fajnych rzeczy - np.b. ładna, bardzo dobrej jakości galanteria skórzana - rękawiczki z futerkiem wewnątrz, z mięciutkiej skórki, bardzo leciutkie futrzane czapki z ładnie wyprawionych cienkich i lekkich skórek i nawet musiałam się odwołać do resztek swego zdrowego rozsądku i nic nie kupiłam, chociaż mi się bardzo podobały- bo po pierwsze czapek mam od groma a po drugie to już zimy przestały być super mroźne. Było też stoisko z polskimi książkami tłumaczonymi na niemiecki, między innymi widziałam wybór wierszy Szymborskiej.
Była prześliczna ceramika, bardzo ładna i gustowna biżuteria i nawet nieco wiklinowych różności. No i oczywiście przeróżne polskie "papu". Moi zafundowali sobie pierogi i kiełbasę na gorąco, bo nasi patykowaci młodzi ciągle jeszcze rosną i są wiecznie głodni. I nie da się ukryć, że nie było na polskich stoiskach przysłowiowej jarmarcznej tandety, co bardzo nas ucieszyło. Wyjechaliśmy z Berlina o godzinie 16,00 i równo o 19,00 już byłam z powrotem w domu.
Miłego nowego tygodnia Wszystkim!!!!