.......bo od rana albo pada zwykły deszcz albo...... deszcz ze śniegiem. Temperatura pałęta się około +2 stopni. Jutro też nie będzie lepiej, ma być więcej śniegu niż deszczu,więc postanowiłam najbliższe dwa dni przesiedzieć w domu. No ale w piątek będę jednak musiała zapełnić półki w lodówce, bo się robi jakoś pustawo.
Jako osobniczka tak zwanego "podwyższonego ryzyka" postanowiłam jednak się zaszczepić, jak co roku p. grypie. No i nockę miałam z głowy - ręka mnie bolała jakbym była po jakimś dziwnym treningu podnoszenia ciężarów, wieczorem dostałam nawet dreszczy, czyli w tym roku jest jakiś kolejny, nowy szczep grypowy.
Tak naprawdę to podziwiam tych, którzy opracowują szczepionki p. grypie, bo oni jeszcze nim zacznie się sezon grypowy jakimś cudem przewidują w którą stronę idzie mutacja tego wirusa. I na przestrzeni kilkudziesięciu lat tylko raz się pomylili i wtedy było na świecie bardzo dużo ofiar śmiertelnych epidemii grypy. Ja tylko raz miałam prawdziwą grypę i po tamtych doświadczeniach regularnie się szczepię, by drugi raz nie przechodzić tego co wtedy wycierpiałam. Jak mi wtedy tłumaczył lekarz to większość osób choruje zimą na tzw. "choroby przeziębieniowe" nazywając je grypą, a to co ja wtedy miałam było właśnie prawdziwą grypą - musiałam przecierpieć całą furę wstrzykiwanych codziennie antybiotyków i brać leki nasercowe a wstawanie do toalety było takim wyczynem jakbym lazła na Rysy. A był to styczeń 1989roku. Jedyny plus - ślicznie wtedy wyszczuplałam, ale panu doktorowi wcale się to nie spodobało. Pewnie lubił pulchne babeczki.
Zachciało mi się nowej czapki na zimę i w efekcie końcowym doszłam do wniosku, że starość nie radość i może jednak przetuptam się do jakiegoś sklepu i kupię gotowca. Wpierw dwa dni dumałam ciężko czy robić szydełkiem czy na drutach. Potem "dziabałam" włóczkę pracowicie szydełkiem by w pewnym momencie dojść do wielce odkrywczego wniosku, że to co udziergałam nadaje się tylko do sprucia, więc sprułam. Potem przejrzałam posiadane włóczki i doszłam do następnego odkrywczego wniosku, że żadna z posiadanych włóczek nie spełnia moich oczekiwań. "No nic tylko się zabić" jak mawia jedna z moich koleżanek. Z tym zabiciem się to wcale nie jest łatwo bo samochodu już nie prowadzę, więc nie mam szans by "nie wyrobić" się na jakimś zakręcie gdzieś w górach.No i do gór nie mam zbyt blisko.
A poza tym czytam "Gottland" p. Mariusza Szczygła - naprawdę świetna książka a najbardziej docenią ją ci którzy na własnej skórze poznali życie w Polsce po II wojnie światowej przed rozpadem ZSRR, bo będą mogli zrozumieć, dlaczego w pewnym okresie Polska była nazywana najweselszym barakiem w obozie socjalistycznym.
No to wracam do czytania - miłych dni Wszystkim!!!