drewniana rzezba

drewniana rzezba

środa, 2 lipca 2025

*****

 Już dawno  wyrosłam  z marzeń o  mieszkaniu w  tropikach, ale  życie  jest złośliwe i marzenie  o  mieszkaniu w  arcy- ciepłym miejscu  właśnie  mnie  dosięga -  jest godz.10 rano,  właśnie usiłuję  zjeść  śniadanie a za oknem już 31 stopni  pana C. Na później  przewidywana jest  temperaturka 36-37 stopni. To 36 stopni to pewnie  będzie  w parkach, gdzie rosną  stare potężne  drzewa, ale na ulicach najprawdopodobniej  może być nawet  więcej niż owe 37 stopni,  bo  nagrzane  mury  będą oddawać ciepło. Kto  tylko  może zostaje  w  domu i pracuje  zdalnie.

W czwartek idę na koncert gitarowy  "Młodszego", który wzrostem przerósł o kilka  centymetrów  Starszego, co go napawa wielką   dumą. A Starszy ma rozdanie  matur, na którym będzie  tylko ....druga   babcia.  A wszystko przez  to, że szkoła  Starszego jest w bardzo starym budynku i sala, w której owo rozdanie  matur nastąpi jest malutka , więc  dyrekcja  poprosiła, żeby do każdego  maturzysty na  rozdanie  świadectw  przybyła  tylko jedna  osoba. No a skoro druga  Babcia  zażyczyła sobie być na onym rozdaniu, no to nawet rodziców na nim nie będzie, ale  będzie  babcia, które pokona kilka setek kilometrów pociągiem  by tu dotrzeć.

Wyjrzałam  dziś na nasze podwórko  a tam teraz tak wygląda:



 

 Pokiereszowany  amatorską  wycinką iglak  pomalutku  wraca  do formy,  a gdy się przyjrzycie to niestety  patrząc  z góry  widać  jeszcze te poschnięte  gałęzie.

To "coś" kwitnącego na drugim zdjęciu to wygląda mi na jakąś odmianę  hortensji, ale nie mam pojęcia jak się  nazywa ten krzaczor  na pierwszym  zdjęciu. Może ktoś  z Was zna jego nazwę? Czekam na koniec upałów bo mam szaleńczą ochotę wybrania  się  do Muzeum Barberini, w którym w  tej  chwili jest  wystawa obrazów Pissarro a potem ma  być wystawa obrazów Moneta. Moi ulubieni impresjoniści.

Na jutro na razie przepowiadają już tylko 25 stopni i 50% możliwość opadów deszczu. Pożyjemy,  zobaczymy.

 

czwartek, 26 czerwca 2025

O niczym....

.......bo nic się  u  mnie nie  dzieje ciekawego.

W ramach tego, że  się nic  nie dzieje mam awarię kranu w kuchni, a  nie jest to stary kran, nie ma  jeszcze nawet  roku. I nie kosztował 30 euro  ale  niemal 80 euro. Znalezienie hydraulika coby to ustrojstwo wymienił od  ręki jest tylko wtedy możliwe, gdyby woda tryskała  z kranu aż na  sufit, no a skoro tylko się leje to hydraulik będzie dopiero jutro a i to raczej w  drugiej połowie dnia i zawiadomi mnie telefonicznie godzinę przed  przyjściem.  A  musi mnie  zawiadomić,  bo niestety domofon w budynku  ciągle szwankuje - niby  nic  wielkiego, ale  gdy ja odblokowuję domofon by gość mógł otworzyć  bramę to wcale  nie słychać  na  dole brzęczyka i gość w pada w lekki szał.  No i skoro mi potrzebny hydraulik to  oczywiście będzie to Polak, no bo skąd  Niemiec wiedziałby co ma zrobić z cieknącym kranem. Z  przykrością  zauważyłam, że słynna ongiś  bardzo  dobra  jakość niemieckich wyrobów technicznych gdzieś przepadła nie  podając nowego adresu. Po tej pandemii wyraźnie spadła jakość  wszystkiego, ceny  skoczyły w górę, produkty które kosztują  tyle  samo co wcześniej wyraźnie  zmniejszyły  swą dotychczasową  wielkość a często i jakość. 

No  ale "pocieszyłam się" gdy obejrzałam w  sieci rachunek za śniadanie dla dwóch osób, wystawiony w  zakopiańskiej  restauracji.  Popatrzcie:

Zastanawiam się z iluż jaj była ta jajecznica i  czym było wzbogacone owo cappuccino. A może  zastawa stołowa była  ekskluzywna - np. saska porcelana i pozłacane sztućce?  Wszak komfort kosztuje. No normalnie aż mnie  zatkało z  wrażenia.

Wyczytałam w  sieci, że zdaniem jakichś  tam lekarzy wszyscy starsi pacjenci, którzy byli szczepieni szczepionką RNA  przeciw covidowi to jak  amen w pacierzu zejdą z tego świata z powodu uszkodzenia serca.  No nie wiem - jedno jest pewne - na  covid nie  zachorowałam, po szczepieniach  nie miałam żad-nych  sensacji, nawet ból ręki był  mało dokuczliwy. Gorzej  się czułam po tych  szczepionkach na dziecięce  wirusówki,  a jedyne  co mi jak dotąd  dawało i nadal  daje popalić to zapalenie  tego nerwu obwodowego, czyli pamiątka  po półpaścu. Ale to nie pierwszy raz mnie dorwało, jeszcze o covidzie nikt  nie  słyszał, zaraz po przyjeździe do Niemiec miałam nieprzyjemność nawrotu tego paskudztwa.

Mój młodociany  maturzysta już zdał maturę, ale jeszcze mi nie sprawozdał jakie stopnie na  maturze załapał. Młodszy  kończy  rok  szkolny w ten piątek. 

W minionym  tygodniu był mały armagedon w Berlinie i okolicach i z powodu wichury to nawet szybka kolejka  miejska  nie kursowała, między innymi dlatego, że wichura powaliła  drzewo na  tory. Akurat tego dnia  moja córka, która była w Słubicach, wpadła na pomysł  by odwiedzić swą koleżankę, która  mieszka tuż przy granicy Berlina przy trasie owej kolejki. I nie  był to najlepszy pomysł, bo wracała z tej granicy  Berlina ponad  dwie  godziny, bo "esbahn" nie kursował i biedula   taszczyła  się do domu autobusami zmieniając linię ze trzy  razy. 

Nadal jestem w Warszawie bezdomna, dotychczasowe mieszkanie już  sprzedane, a nowe jeszcze nie  kupione. Ceny mieszkań nieco "dołujące", jedno jest  pewne, że za mieszkanie 3 pokoje  z kuchnią "w  cegle" a nie  z wielkiej płyty, trzeba wyłożyć o 300 tysięcy więcej niż dostałyśmy  za to  z systemu W-70. Wniosek - trzeba wziąć pożyczkę  z  Banku. Ale to nie ja  będę ją brała.

Właśnie  mnie poinformowano, że jutro  w Berlinie  będzie o 11 stopni  mniej  niż  dziś- no i dobrze, bo  muszę zrobić  zakupy  a wychodzenie  w upale jakoś  mi nie służy. Jest  22,30 a za oknem u  mnie +21 stopni.

Miłego nadchodzącego  weekendu Wszystkim życzę!!! 

 

sobota, 14 czerwca 2025

A jednak.....

 .......jakoś mi tęskno za widokiem morza za oknem.

To widok morza z ostatniego wieczoru pobytu w Dziwnówku.

 

wtorek, 10 czerwca 2025

Jestem z powrotem

 To był szalenie krótki pobyt nad  polskim morzem. A  wszystko przez  to, że polski  bank, w którym moja  córka  ma  konto złotówkowe nie ma  swej filii w Słubicach,  do których z Berlina jest przysłowiowy  rzut  beretem  czyli szosą 105 km, a do tego można się przewlec samochodem ewentualnie dowlec  się pociągiem regionalnym  do Frankfurtu nad Odrą a stamtąd  regularnie co godzinę  kursuje  autobus  miejski do Słubic. Niestety najbliższa Berlina  filia owego Banku w którym córka ma  konto jest w Szczecinie, więc córka wymyśliła, że w tym układzie "wyskoczymy" wszyscy razem nad morze.

A że nasz  MATURZYSTA już zdał wszystkie egzaminy maturalne, a 8 i 9 b.m. to były  tu dwa  dni świąteczne więc "wyskoczyliśmy" nad  morze  samochodem, tym razem   padło na  Dziwnówek. W owym Dziwnówku wybudowano "cichcem" kompleks budynków, w których można kupić mieszkanie, które  można np. wynajmować "letnikom" ewentualnie można w nim mieszkać cały  rok. Właścicielem większości jest  firma  Porta  Mare i u niej  wynajęliśmy apartament , czyli dwupoziomowe  mieszkanie, w którym na wyższym poziomie były  trzy sypialnie, łazienka, toaleta oraz......sauna, a pół piętra  niżej był przestronny salonik, do  którego  schodziło  się  "wewnętrznymi, drewnianymi   schodami z części sypialnej do części  dziennej owego mieszkania. 


 Tak się prezentują te budynki - to jeden  z nich, zdjęcie  robiłam z balkonu naszego  saloniku.


 A to ten pokój  dzienny - jak widać na stoliku panoszył się laptop, bo i córka i zięć  pracowali tego dnia zdalnie. W ramach wyposażenia jest tu szafa ubraniowa (której nie  sfotografowałam), bardzo wygodna  rozkładana kanapa, szalenie  wygodny i rozleniwiający  fotel obrotowy (moje  ciche  marzenie) szklanki,  filiżanki, woda  mineralna gazowana i nie gazowana, komplet szklanek i kubeczków, czajnik typu  dzbanek  elektryczny i zlewozmywak i dostateczna ilość  szafek z półkami  by te dobra  pochować., firmowym mydłem w płynie i również  firmowym balsamem do rąk. Jest  tu również całkiem spora  mikrofalowa  kuchenka a na  wprost kanapy płaściutki telewizor o porażającej jak dla  mnie  wielkości. Pokój jest  z balkonem i a druga ściana  ma okno od  sufitu  do podłogi, więc właściwie  cały  czas widzisz  morze i plażę. No i było też pełno wymiarowe lustro, które było drzwiami do tej szafy ubraniowej.

Tu widzicie jak  szalenie  blisko plaży stoją te bloki, a najfajniejsze bo  właściwie to wprost z jednego z  wyjść tego  budynku  trafia  się na ścieżkę prowadzącą  na plażę. Po drodze stoi z boku  jedna ławka, tam  gdzie  już kończy  się głębszy piasek, dzięki czemu można przysiąść i nogi z piachu oczyścić.
 


W dniu przyjazdu widok z okna  był taki, morze  wyglądało niczym duuuże jezioro.

 


 Potem,  zgodnie  z tym co pokazywał smartfon, nadeszły  chmury i nawet przeleciał deszcz.


Następnego  dnia pogoda  była naprawdę  dobra,  ale woda  była  cholernie  zimna i kąpali  się głównie  ci co posiadali piankowe kombinezony dla płetwonurków , co odważniejsi dreptali  boso brzegiem plaży i nawet pozwalali by ta lodowata  woda zamoczyła im  stopy. Ja w każdym razie  do nich  nie należałam.

Co do wyżywienia - jak  dla  mnie było to optymalne  rozwiązanie - czyli były śniadania i  obiado-kolacje. Obydwa  posiłki były wydawane  systemem barowym - czyli brało się talerzyk i krążyło wzdłuż szalenie  długiego  bufetu, na którym był naprawdę ogromny wybór tego co się przeważnie je na  wymienione posiłki. Śniadania były od 8,00 do 9,30. Wybór  był naprawdę imponujący, a najeść  można  było "po uszy" bo nikt nic nikomu nie wyliczał - był przeogromny wybór wszystkiego i to zarówno  rano jak i wieczorem z okazji kolacji. Oprócz tego, jeśli ktoś  miał ochotę, to mógł jeść w restauracji z obsługą kelnera. My wybraliśmy  system bufetowy, czasem obie  z córką krążyłyśmy kilka  razy jeśli coś nam szalenie  zasmakowało.  Obaj moi wnukowie  też  byli zadowoleni.

Bardzo  mi się pobyt w tym Porta  Mare podobał, mieszkaliśmy  na 11 piętrze. Z fajnych rzeczy  muszę dodać, że w każdej łazience jest suszarka ręczna do włosów, w łazience w kabinie prysznicowej są firmowe dwa rodzaje  szamponu do włosów, oczywiście każdy dostaje  do swojej  dyspozycji 1 ręcznik  duży, taki kąpielowy i drugi, taki "normalny". No i nie wiem po  co ja  taszczyłam stąd  swoje  2  ręczniki.

W dniu przyjazdu trafiliśmy na  koncert jazzowy,  następnego wieczoru  to był jakiś mecz wyświetlany na takim "telewizorze", że myślałam, że to ekran  kinowy. 

Po raz pierwszy jechałam na "dalekiej trasie"  samochodem z napędem elektrycznym - tym razem udało się nam wypożyczyć  jakiś amerykański model, więc było nam bardzo wygodnie. Bagażnik szalenie pojemny, a z tyłu  jak  zwykle  siedziałam z wnukami i było nam  naprawdę bardzo  wygodnie. A "szpulował" ten samochód  naprawdę szybko no i fajnie, bo się nie  słyszy pracy silnika. No i po raz pierwszy  w życiu byłam na  stacji tzw. szybkiego ładowania, czyli trwało to  chyba pół godziny.

Byłam naprawdę mile zaskoczona tym Dziwnówkiem, bo kiedyś była  to szalenie zapyziała mieścina, a teraz kurort- tak samo Dziwnów. Z tym, że jak zauważyłam sporo mieszkań, które są w budynkach położonych stosunkowo blisko plaży ma na  oknach tablice  tablic  z napisem "do sprzedania". 

Dziś gdy już byliśmy blisko Szczecina zaczął padać  deszcz i gonił za nami  z przerwami aż do  samego Berlina.  

Aż mi  szkoda, że jutro  rano nie  zobaczę z samego rana,  nim wstanę z łóżka,  plaży i  morza.

Miłego tygodnia Wszystkim! 

 

piątek, 6 czerwca 2025

A poniżej........

 

........ niemy  świadek  moich codziennych  wędrówek. A ile pszczółek było w okolicy tego  różanego krzaka!   To taki  malutki fragment  przydomowego  trawnika, ogrodzony  głównie dlatego, że w tym budynku jest przedszkole (bardzo nieduże). Gdy  tylko jest dobra  pogoda dzieciarnia wędruje do niezbyt odległego Volks Parku, w którym spędza większość  każdego pogodnego dnia.  W okolicy  mojego  miejsca   zamieszkania  jest  sporo takich "miniaturowych" przedszkoli i żłobków. Oczywiście nie  są to placówki darmowe, ale odpłatne.

Życzę Wszystkim zaglądającym miłego weekendu!!! 

 

poniedziałek, 2 czerwca 2025

***

 Jestem  załamana wynikiem wyborów! Poza  Polską tylko w  USA i Kanadzie nie  wygrał wyborów pan Trzaskowski. A p. Nawrocki  wygrał wśród  wyborców USA i Kanady. Pan  Mentzen wygrał w Islandii i Kosowie,  a p. Zandberg w Mongolii. 

I wobec  takich  wyników jedno  jest pewne - pozostanę tu gdzie jestem do końca  swoich  dni. No cóż -myślałam, że może jednak wrócę, ale okazuje  się, że moja  wiara w rozsądek rodaków jest objawem mojej naiwności. Cieszcie   się  rodacy, którzy  głosowaliście na p.Nawrockiego - zapewne od  dziś "ustawki"  będą  miały status wspaniałej  gry towarzyskiej  ewentualnie  sportowej, a wspomagacze  nastroju i wszelkie używki stracą  status produktów  szkodliwych dla  zdrowia i zakazanych.

poniedziałek, 26 maja 2025

Marzy mi się........

 

..........by jak najdłużej była taka pogoda  jak  dziś, czyli słońce, minimalny wiatr, 20 stopni ciepełka na termometrze, a odczuwalna temperatura to 22 stopnie. Ale wiadomo - marzenia się raczej  nie spełniają.
 Tak się prezentują ulice w mojej okolicy. Dziś bacznie  przyglądałam  się lipom i mam nadzieję, że już za kilka  dni zakwitną. Jak widzicie samochody mieszkańców Berlina głównie stoją blisko miejsca zamieszkania swych właścicieli, którzy do pracy to jeżdżą głównie  miejską komunikacją bo wszędzie, w  całym  mieście  brak jest miejsc  parkingowych a podziemne parkingi są cholernie  drogie  i  zapewniam  was, że każde miejsce jest na wagę  złota, bo niestety brak jest w mieście miejsc parkingowych. Identycznie wyglądają tu wszystkie  ulice, nieco łatwiej jest o  miejsce do  zaparkowania w weekendy, no ale  wtedy  z kolei  jest problem ze znalezieniem  miejsca  do zaparkowania w okolicy terenów "wypoczynkowych". Jak  widzicie chodniki  nie  są tu szerokie, bo część chodnika (ta tuż przy  zaparkowanych samochodach)   jest ścieżką rowerową - po drugiej  stronie ulicy jest analogiczny układ.

                                                      


W tym sezonie na oknie   balkonowym  będę miała  raptem 2 pelargonie  i rozmaryn. Mam nadzieję, że rozmaryn bez problemu uda mi  się  przetrzymać  zimą  w  mieszkaniu na oknie - to  wszak roślinka wieloletnia i lubi duuużo słońca, a tego  dobra  na moim  balkonie  nie  brak.

A teraz  pewnie  Was zdziwię, bo jakoś tak  zupełnie  nagle, zachciało mi  się coś "skoralikować" i jestem w trakcie  robienia  dla  siebie  zawieszki -  lewe oko Horusa. Na razie wygląda tak:


 

Muszę jeszcze upleść jakiś   "nośnik" i  "uszko" by ową  zawieszkę na nośniku  zawiesić. Nawet szybko  mi to poszło, choć przez  kwadrans zastanawiałam się jak  się "wykańczało" te  zawieszki, no ale jakoś udało mi  się przypomnieć jak to zrobić.

Oko Horusa związane  jest z kulturą  Egiptu. Jest symbolem boskiej  mocy Horusa, który  był władcą  nieba. W starożytności  wierzono, że Słońce i Księżyc to oczy  boga , były  zatem boskim  spojrzeniem  na świat. Lewe oko symbolizowało Księżyc a prawe Słońce. 

Według  wierzeń lewe oko Horusa miało moc  uzdrawiania, przywracania  sił  witalnych , wspomagania przy leczeniu wszelakich  dolegliwości. Ponadto miało  moc odbijania złej  energii. Osoby  noszące amulet z odwzorowanym lewym okiem Horusa  były więc  mocno chronione.

Szkoda, że nie zdążyłam skończyć tej  zawieszki, bo jutro mam wizytę w stomatologii i już dostaję lekkiego świra na  myśl o czekających mnie torturach.  

Poza tym wybieram  się niedługo na kilka dni do Dziwnówka - mam tylko nadzieję, że nie  zamarznę w Bałtyku. Miłego nowego tygodnia Wszystkim życzę !!!

 

 

niedziela, 18 maja 2025

Zagłosowałam


 To jest budynek , w którym mieści się nasza Ambasada i  Konsulat. W czasach przed zjednoczeniem Niemiec też  w tym miejscu była nasza  ambasada,  ale tamten budynek był od piwnicy  aż po dach naszpikowany azbestem, więc  został rozebrany łącznie  z fundamentami i wykonany  według nowego projektu.  Zdjęcie nie moje ale wzięte z  sieci i jak  widać   robione  było gdy drzewa były jeszcze zupełnie bez  liści.  Gdybym ja dziś je  robiła to już  byłyby na drzewach  liście. A drzewa  na ulicy przy której  jest nasza  Ambasada to lipy. Przyjadę tu w którąś niedzielę gdy  już lipy zakwitną. Ulica  przy której jest nasza  Ambasada to Unter den Linden,  czyli  jest to ulica Pod  Lipami. 

Dobrze, że jechałam  z córką, bo dojazd  ode mnie jest nie  metrem a szybką koleją  miejską a na dodatek to jest po drodze  przesiadka, ale od  wyjścia  z dworca   do tego  budynku jest  może aż 50 kroków. 

Calutka impreza oddania  głosu trwała tak krótko, że omal mi oczęta nie wypadły  z orbit ze  zdumienia. Zaraz  po wejściu  prześwietlono mi torebkę co zajęło najwyżej  całą minutę  łącznie ze  sprawdzeniem mojego paszportu , ledwie  zdążyłam ją  sobie  zawiesić  na  ramieniu a już drugi mężczyzna podał mi  przyrząd  do pisania i kartę z nazwiskami  kandydatów oraz  wskazał wolną kabinę.

Nie ukrywam, zagłosowałam na p.   Rafała Trzaskowskiego,  bo Warszawa pod  jego zarządem naprawdę zmieniła  się  szalenie  na korzyść. Po prostu  Warszawa się wyraźnie  zeuropeizowała. I nie jest  to tylko moje  zdanie choć jestem rodowitą  warszawianką i możecie  mnie posądzać o stronniczość,  ale wielu osób , które  znają  wiele  stolic  europejskich  i często w  nich bywają.

Pogoda  to u  mnie  dziś zupełnie  nie  spacerowa,  wiatr mało głowy człowiekowi nie  urwie  a na dodatek co jakiś  czas przelatuje  chmura deszczowa i strzepuje z  siebie  wodę.

Mam nadzieję, że pan Trzaskowski  jednak wygra w pierwszej turze, czego nam, Polakom szczerze życzę!

środa, 14 maja 2025

To Berlin.......

 ..............którego na pewno nie zobaczycie gdy przyjedziecie tu na  wycieczkę z jakimś Biurem Podróży. Ja miałam  to  szczęście, że poznawałam Berlin nie  z biurem podróży  a prywatnie w  towarzystwie rodziny.   Rodzinie  stuknęło w ubiegłym  roku 10 lat odkąd  mieszkają  w Berlinie, a przedtem mieszkali w Monachium.

 A jest to Berlin który  ja ogromnie lubię i często wolę pospacerować tymi ulicami niż alejkami Volks Parku, którymi  sapiąc i rzężąc drepczą moi rówieśnicy łudząc  się, że to  dreptanie przedłuży im  życie. A właśnie ostatnie  badania  wykazały, że to nie  spacery wielokilometrowe poprawią  wydajność  starego organizmu (czyli takiego po 60-tym  roku życia)  ale ćwiczenia  zmuszające mięśnie (wszystkie) do pracy. 

No i owe  mięśnie  powinny  mieć  jakieś obciążenie, żeby zmusić je  do pracy. Nie oznacza  to  wcale, że każdy emeryt ma ćwiczyć ze  sztangą,  wystarczą nieduże poręczne  ciężarki ( takie   maluteńkie sztangi, które  się trzyma  w dłoniach lub specjalne ciężarki, które owija  się  wokół nadgarstków. I całkiem  dobrym ćwiczeniem  jest super mini "rowerek" czyli urządzenie  do pedałowania, na którym można spokojnie ćwiczyć w trakcie  albo  czytania  książki albo oglądania  TV. O tyle  dobre, że jest rodzajem   roweru stacjonarnego tyle  tylko, że nie  zajmuje tyle  miejsca  co rower  stacjonarny no i jest sprzętem niedużym,  przenośnym, posiada  również regulację  nacisku na pedały, żeby nam  mięśnie pracowały.

 

 










U mnie  wiosennie, +20 stopni, tylko chwilami jakieś porywy wiatru, a wiatr nawiewa  chmury. I jak więcej "ponawiewa" to słońce  się obrazi i "pójdzie" gdzie indziej świecić. 

Wczoraj byłam na pobraniu krwi, bo tutejsza  "rodzinna" całkiem trzeźwo zauważyła, że u niej  jeszcze ani  razu nie  robiłam całościowych badań krwi - jeszcze  mi nigdy  nie pobrano jednorazowo tyle  krwi- 6 strzykawek. Ciekawa jestem jakie  będą  wyniki. Ogólnie mam o tyle wygodnie  z tą "rodzinną", że jej gabinet jest na tej  samej  ulicy, więc mogę nawet w kapciach do niej pójść. Poza tym zauważyła, że jako Hashimotka  ze szczątkową ilością tarczycy (ostatnio miałam skraweczek swego jedynego już płata o grubości 1mm + guzek na  nim) a moja poranna temperatura to 35,5,  więc znów będę  musiała   wybrać   się do enedokrynologicznej przychodni by obejrzeć  jak się  czuje ten  guzek. Normalka - wszak życie  nie jest romansem.

Miłej reszty  tygodnia Wszystkim  życzę!

poniedziałek, 12 maja 2025

Stagnacja

 Ten tytuł jest adekwatny  do mojej  sytuacji - nic  a nic  ciekawego  się u  mnie  nie dzieje. "Starszy" wnuk  już osiągnął  półmetek matur, ma jeszcze  do  zdania  angielski  i chemię.

Dziś  będzie, a właściwie  już jest majowa  pełnia  Księżyca,  a tej nocy,  niewiele  minut po godzinie  24,00 Księżyc  tak  się przedstawiał: 

                                                           

I gdyby  nie mój nawyk robienia  krótkiego przeciągu  w mieszkaniu właśnie tuż  przed pójściem  spać, to pewnie bym nawet  nie  zauważyła, że jest pełnia.  Gdy otwierałam okno w  sypialni dotarło do mnie, że  góra budynku  oficyny jest wyraźnie oświetlona - zupełnie tak, jakby na  dachu "głównego" budynku  ktoś  umieścił jakąś lampę. A  że przez jakiś  czas ciągle się  coś tu działo na  dachu oficyny, do którego panowie  przedostawali  się po dachach  innych budynków to przedreptałam  do frontowego pokoju, by zobaczyć  czy  aby nie ustawiono  jakichś  rusztowań wieczorem.  Gdy  tylko weszłam od  razu dostałam  po oczach księżycowym  światłem i sprawa stała  się jasna - adekwatnie  do  tego księżycowego światła.  

Trochę mi smutno - muszę  się wymeldować z warszawskiego mieszkania  na Stegnach - a mieszkałam  w nim 44 lata. Ale teraz  mieszkanie sprzedajemy ( to znaczy ja i córka, która po śmierci mego męża została na  mocy zapisu testamentowego współwłaścicielką tegoż  mieszkania). No więc teraz po prostu musimy  się obie wymeldować  z niego.  Na  całe  szczęście  nie  muszę w  tym celu jechać do stolicy, bowiem mam tak zwany "profil zaufany" w ZUS  i mogę tę sprawę załatwić drogą  elektroniczną.  Podoba  mi się, że istnieje taka możliwość - zresztą z udogodnień owego systemu posiadania "profilu  zaufanego" korzystałam już dwukrotnie  z okazji  musu udokumentowania corocznie  ZUS-owi, że wciąż jeszcze  żyję i emerytura  mi  się nadal  należy. Dzięki temu  zamiast szwendać  się po notariuszach by uprawomocnili mój podpis na  specjalnym druczku, a do tego by mi  wyciągnęli z kieszeni nieco euro,  miałam wizualne spotkanie z pracownikiem ZUS. Kwadrans miłej rozmowy,  pokazanie do kamerki swego paszportu, zapewnienie,że "namiary" na mnie  nie uległy  zmianie i sprawa była  załatwiona.  Ten  profil  zaufany  w ZUS zastępuje podpis elektroniczny i można  się nim posługiwać  we  wszystkich instytucjach honorujących podpis elektroniczny.  I jest  jeszcze jedno udogodnienie - M-Obywatel. Pomyślcie o załatwieniu  sobie jednej z tych trzech możliwości - to jednak spore ułatwienie . A wszystkie  te ułatwienia  można sobie  załatwić zdalnie. Czyli - pełna  "cywilizacja".

A  sprzedaż mieszkania wcale  nie oznacza, że rezygnujemy z Warszawy - kupimy po prostu inne mieszkanie, nie M-3 wybudowane w "betonozie",  ale nieco większe i w budynku z  cegły. No i może nie 2 a trzy pokoje i nieco bliżej centrum.  Niestety wiąże  się to z wzięciem kredytu w banku, no  ale  to nie ja wezmę ten kredyt a  córka w niemieckim banku - ma  wszak podwójne obywatelstwo i tu pracuje a nie  w Polsce.

Miłego nowego tygodnia  Wszystkim!!!!!

 

Kochani -  przepraszam,  ale zupełnie niechcący skasowałam wszystkie  Wasze komentarze, a chciałam usunąć  tylko jedno  zdanie w akapicie, który był  odpowiedzią dla Ani.

 

 

poniedziałek, 5 maja 2025

Święto za świętem

 Dopiero co był pierwszy  maj, a najbliższy czwartek, czyli 8 maja  znów  będzie  dniem  wolnym od  pracy - to po raz pierwszy będzie   ten  dzień wolny od  pracy - to wg Niemców dzień  wyzwolenia Niemiec od....hitlerowców.  Mnie to akurat obojętne, ale  mam  wrażenie, że Dzień Zwycięstwa to był 9 maja a nie  8 maja. No ale  mam  sklerozę, więc  może coś  majaczę z tym 9 maja.

Jak na  razie w mojej  rodzinie  maj  jest  pod  znakiem  matury starszego. I chyba  właśnie 9 maja ma jakiś  przedmiot maturalny  do zdawania- chyba informatykę. A w ogóle  to jest  dumny i blady bo już ma  Dowód  Osobisty, jako że ukończył na początku  roku 16 lat.  Ale żeby było zabawniej to odbiór tegoż dokumentu  musiał  być w ......obecności rodziców. Nie przytoczę komentarza jaki wygłosiła na ten temat moja córka, bo to raczej mało  cenzuralny  komentarz  był.

A teraz  z innej beczki - ostatnio  miałam  chęć komuś dowalić gdy wyjrzałam przez kuchenne okno- popatrzcie  sami:

                                                                   


 

Chciałam pokazać  wam  jak  ślicznie "coś" sąsiadom z oficyny  kwitnie, ale zdegustował mnie  widok owej kępy tak jakoś dziwnie  porżniętej kępy iglaków.  Ja rozumiem, że iglak być  może zasłaniał nieco światło mieszkającym na parterze oficyny po lewej  stronie, no ale sposób przycięcia owego iglaka był, jak  widać, wielce  niefachowy, bo jest  cała masa poschniętych  gałęzi, czyli miejsca po odcięciu nie  były w żaden  sposób zabezpieczone. A poza tym w gałęziach tegoż iglaka  niektóre małe ptaszki miały gniazda -  i teraz  prawdopodobnie   pozostały  bezdomne. Więc już nie stoję przy oknie by się nie złościć na taką indolencję.

A teraz  czekam na kwitnięcie lip. Bzy już przekwitły, ale rozkwitły pięknie  konwalie majowe. Wczoraj, na  szczęście  nawet  trochę popadało, ale stanowczo za krótko jak na tę ilość drzew. Trzy  dni  wcześniej było u  mnie drobne  28 stopni  ciepła, dziś już tylko 11 stopni, ale  słońce pracuje.

Miłego nowego tygodnia  Wszystkim!!!!

wtorek, 29 kwietnia 2025

Nadal jest wiosna

       Teoretycznie to jedna  z fajniejszych  pór  roku tyle  tylko , że nie dla wszystkich.  Ci wszyscy którzy są uczuleni  na pyłki roślin raczej  nie  są zachwyceni tą porą  roku. A ja  nareszcie  gdy spoglądam w okno  to mam  kojącą  wzrok  zieleń: 


      Podwórkowe  brzozy, które jednak nieco ucierpiały  gdy trwał remont  dachu. Rusztowania dookoła  budynku i kursująca  na dach budynku  winda zmusiły  ekipę  budowlańców   do wycięcia części  gałęzi by mogła  kursować winda Ale to stare, zahartowane  w bojach o przetrwanie  drzewa  i  dzielnie nadal się trzymają. Pisałam kiedyś o tych brzozach bo 3 lata wcześniej na jednym  z drzew wrona zainstalowała gniazdo i odchowała trójkę piskląt. W następnym roku  gniazdo też było wykorzystane (ale nie  wiem czy przez tę  samą  wronę  czy inną) , ale gdy wrona wysiadywała jaja  zrobiło się  szalenie  zimno i pisklaki się nie  wykluły. Wrony to samotne  matki i gdy muszą się jednak pożywić to wtedy, gdy jest  b. chłodno jajka mogą  być  zbytnio przechłodzone i pisklęta  się nie wyklują. W kolejnym  sezonie gniazdo było puste, a tej  wiosny widziałam  jak podlatywały do niego wrony i.....pozabierały  z niego patyki i w tym  sezonie już gniazda  nie ma.  

Zawsze  podziwiam zdolności architektoniczne  ptaków, bo niektóre  gniazda to prawdziwe dzieła  sztuki.  W dzielnicy  w której  mieszkam są  duże podwórka i na każdym  rosną  stare, sadzone jeszcze przed  wojną  drzewa. U mnie to akurat  brzozy, ale   na podwórku widocznym z kuchennego okna mieszkania  mojej  córki, bardzo blisko budynku  rośnie stara lipa i w jej  gałęziach znalazły  ostatnio miejscówkę słowiki.  A przed  słowikami  mieszkały  tam synogarlice tureckie. 

Gdy od  wiosny  do jesieni wędruję do "swego" spożywczaka to przez  całą  niedaleką drogę słyszę ptasie   "trele", a często trawnikiem wzdłuż chodnika skacze  równolegle ze mną kos - zupełnie jakby był wytresowany by towarzyszyć  człowiekowi. A gdy będziecie słyszeć pogwizdywanie  kosa to znak, że jego  samiczka właśnie  buduje   gniazdo - bo u kosów to samiczka  buduje  gniazdo  od A do Z, a samiec umila jej życie  swym śpiewem, ale do pomocy fizycznej nie kwapi  się.  Kosy  mają dobrze  w mojej  dzielnicy, bo jest  dużo drzew , poza tym na przydomowych  trawnikach jest dużo  krzewów a kosy bardzo  chętnie  zakładają  gniazda  właśnie w gęstych krzewach liściastych. W Berlinie to wszelakie ptaszory  mają dobrze,  bo nigdzie nie ma   szwendających  się kotów- ani tych udomowionych ani tych  bezpańskich, od których roiło  się w Warszawie i które  były stale  dokarmiane wieczorami a do pokarmu były dokładane środki antykoncepcyjne.  

Gdy latem idę  do pobliskiego  parku to staram  się brać  ze  sobą  "Profesjonalny przewodnik dla początkujących obserwatorów"  napisany i opatrzony  zdjęciami przez pana Dariusza Graszkę- Petrykowskiego.  Dzięki tej książce bezboleśnie poszerzyłam  swoją wiedzę o ptakach i "odkryłam" nowe gatunki - czyli rozpoznałam na jakiego ptaszora  się gapię. W tymże parku po raz pierwszy zobaczyłam ptaszynę zwaną kowalikiem.

Kiedyś już o tym pisałam - w Berlinie jest kategoryczny zakaz karmienia ptaków na  balkonach i na parapetach okiennych. Chcesz   karmić  ptaki - nie ma problemu - postaw na podwórku  karmnik dla ptaków i zaopatruj  go. Można  również "udekorować" siateczkami z pokarmem gałązki krzewów. No a jeśli jest karmnik to zrób też miejsce  na wodę dla ptaków i codziennie a czasem nawet i dwa razy  dziennie ją  zmieniaj i uzupełniaj. 

Czekam niemal z utęsknieniem na  czas kwitnienia  lip których w mojej   okolicy jest multum. Ja  wtedy niemal padam z  zachwytu bo wiele berlińskich dzielnic  tonie  w słodkim zapachu lipowego kwiecia, ale wtedy z kolei wielu właścicieli samochodów parkujących pod lipowymi drzewami klnie nieprzystojnie bo karoserie  samochodów  są oblepione  lepiącym  się sokiem a na dodatek upaprane pyłkiem kwiatowym. 

Lubię wtedy włóczyć  się uliczkami swojej  dzielnicy, choć w niektórych  miejscach  podeszwy sandałów lepią  się  do płyt chodnika. I jeszcze jeden widoczek  z okna:

                                                           


Miłego  nowego tygodnia  Wszystkim!!!!


             

                                                                        


poniedziałek, 21 kwietnia 2025

Wreszcie......

 .......... mam zielono za oknem. Wychodzę na  balkon i mam za nim  tak:

                                                                            



     i   tak:

                                                        


     Wystarczył  jeden ciepły i deszczowy   dzień, by wreszcie   zrobiło  się zielono pod moim  balkonem.

Dziś  co prawda  jest  pochmurnie,  ale  temperatura  przyzwoita, bo 18 stopni i bezwietrznie i  być  może, że jeszcze nieco  pokropi, bo prognozują, że jest 20% szansy  na  jakiś deszcz. 

Oglądałam  wczoraj te  koszmarne   deszcze w Polsce i tak  straszliwie   zalany Rynek  w Kazimierzu. Na "pociechę" obejrzałam jeszcze  kilka miejsc w różnych miejscach Europy, gdzie były opady  gradu. Coś w  kiepskim nastroju, jak  widać,   jest  natura.

Rozmawiałam   wczoraj ze  znajomą, która miała  w planach wyjazd na święta  do Polski,  ale niemal w ostatniej chwili   rozmyśliła  się i  została w  Berlinie.  Doszłyśmy zgodnie  do  wniosku, że nam się w Berlinie jednak   jakoś  swobodniej  żyje niż  w  kraju ojczystym. Niewątpliwie Berlin  jest miastem w wieloetnicznym, jest mieszaniną różnych kultur, poza  tym to jednak bardzo  duże  miasto i nikt  nikomu nie  zagląda  w  garnki, nawet gdy się  mieszka   "drzwi w  drzwi", nie  dopytuje   się co  zamierzasz podać  gościom  na  stół  w święta i nie udziela  światłych  porad  w kwestii robienia   majonezu ani  nie poucza co wypada robić  a  czego  nie wypada   robić w  święta.  

A gdy już wypiłyśmy  kawę i  podtuczyłyśmy się lodami,   znajoma powiedziała - pewnie  bym pojechała do  syna, ale zapaliło mi  się czerwone  światełko,  gdy najstarszy  wnuczek ( Ona  ma ich  aż trzech)  zapytał się czy tym razem ona  przywiezie dla nich helikopter który  lata. Gdy usłyszał, że to raczej mało prawdopodobne bo  to bardzo droga zabawka, to słodki  wnuczek stwierdził, że w takim razie to nie  bardzo wiadomo po  co  babcia ma do nich przyjechać.   " I wiesz - powiedziała - dotarło do mnie, że ja byłam dla  nich  wszystkich -  dla syna,  synowej i  wnucząt tak  długo atrakcją dopóki  przywoziłam  dla nich różne  prezenty - ubranka  i  zabawki dla  dzieci, chemię gospodarczą dla  domu, ciuchy  dla synowej i jeszcze zostawiałam  im pieniądze. Dzieciak właśnie mi otworzył  oczy."   

No  cóż  - pomyślałam - nic  dodać,  nic  ująć.  Znajoma niedawno zmieniła  mieszkanie. Przedtem wynajmowała mieszkanie  w bloku usytuowanym  w dawnym  Wschodnim  Berlinie, w którym  wśród wynajmujących było sporo osób  z Polski. Teraz mieszka w  budynku w którym jest jedyną Polką. I choć  nie ma   w pobliżu  "rodaków"   nie  cierpi z tego powodu. W budynku w którym ja  mieszkam  jestem jedyną  Polką i też mi  to w niczym  nie  wadzi.

Nadchodzi nowy tydzień - dziś rano zmarł  papież Franciszek. Ponoć wskutek udaru krwotocznego. No cóż, młody nie  był, a w ostatnich latach chyba za  bardzo przybrał na  wadze.

Miłego nowego tygodnia  dla  Wszystkich!!!

                                 

sobota, 19 kwietnia 2025

******

 

                                                                      Wesołych  Świąt   !!!!!!                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                             

wtorek, 15 kwietnia 2025

Byłam dziś........

...........w Polsce. 

A tak bardzo dokładnie  to byłam  dziś w Słubicach. Ostatni  raz  byłam tam na tak zwanym otwarciu testamentu po śmierci mego męża, czyli w 2019 roku. Z Berlina  do Słubic  to raptem 105 kilometrów szosą, ale  my pojechałyśmy z córką pociągiem regionalnym z Berlina  do  Frankfurtu nad Odrą, a  stamtąd autobusem, który co  godzinę odjeżdża  spod  dworca do Słubic. Byłam mile  zaskoczona tym regionalnym pociągiem ,  bowiem linię obsługuje prywatny przewoźnik, wagony nowe,  czyste, tory wyraźnie po remoncie, pociąg mknął równiutko, cichutko, bilet był "sprzęgnięty" z autobusem, kupując  bilet na pociąg  można od razu kupić dowóz  autobusem do centrum Słubic.

Za każdym razem  gdy jestem w  Słubicach zastanawiam się co urbaniści projektujący Słubice  jedli lub pili przed sporządzaniem planu miasta, że te ulice  są tak  jakoś dziwnie prowadzone. Zabudowa  też  nieco dziwaczna. I kolejny  raz zastanawiałam się dlaczego jeden  z  hoteli ma  nazwę KALISKI - bo jakoś mi ta nazwa nie pasuje do okolicy.

Nastawiałam się, że  gdy  tylko  załatwimy to po co przyjechałyśmy to wdepniemy do księgarni - no i stracone złudzenia - jest tylko pusty lokal po księgarni z wielką  wywieszką na  szybie, że lokal jest do kupienia. Zastanowiła  nas za to ilość tak  zwanych "salonów piękności".  Nie  da  się ukryć, że Słubice żyją  głównie z tego, że graniczą z Frankfurtem  - rano  zapobiegliwe i oszczędne panie  domu z Frankfurtu podjeżdżają dworcowym autobusem do Słubic na  zakupy, bo to się opłaca. Poza  tym tak naprawdę w  sklepach prywatnych  można płacić również w euro. Za 17euro miałyśmy pyszne   drugie  śniadanie w postaci szarlotki z dodatkiem  czekolady  i  sernika z malinami i wiśniami na gorąco. A porcje naprawdę  solidne, takie w  niemieckim  gabarycie.  No a owe  "salony piękności,"  prywatni dentyści,  usługi  fryzjerskie, masażyści -te usługi   też  bardziej atrakcyjne  cenowo niż  po niemieckiej  stronie  Odry. 

Za sporządzenie upoważnienia  notarialnego zapłaciłyśmy  raptem 70 euro. Oczywiście w Berlinie też  mogłybyśmy  dorwać jakiegoś notariusza, ale okazało  się,  że tutejsi  notariusze nie  za bardzo  znają  wymogi polskiego prawa, a poza  tym trzeba  by  wtedy jeszcze  dodatkowo opłacać  tłumacza, bo notariusze jakoś jeszcze polskiego języka  nie opanowali. Cała "impreza" z uwagi na  stosunek złotówki do euro jakoś nas  nie  zrujnowała. A dzięki temu nie  będę  musiała jeździć do Warszawy ani z uwagi na sprzedaż mieszkania jak i na  zakup  nowego. 

A gdy jechałyśmy ze Słubic do Frankfurtu podziwiałam talent kierowcy autobusu którym jechałyśmy,  bowiem był to tak  zwany autobus  "przegubowy", a więc dłuuugi, a uliczki w  Słubicach wąskie i zakręty przegubowcem na  nich to istny majstersztyk.  

I jeszcze jedna  "ciekawostka" we Frankfurcie miejskie autobusy jeżdżą tramwajowymi torowiskami i trochę to śmiesznie wygląda -  na przedzie  tramwaj stoi na torach  na przystanku tramwajowym, a  zaraz  za nim   jest przystanek autobusowy z odpowiednim oznaczeniem i na nim przystaje   autobus.

Ale nie ma róży bez kolców- gdy dotarłam do domu to na bramie do budynku powitała mnie  kartka , która informowała, że ........brak wody od  10,00, a  była  już godz, 15,00. Na  szczęście od 16,30 już włączyli wodę.

Na jutro  zapowiadają u  mnie +24 stopnie i słońce.


 


niedziela, 13 kwietnia 2025

Urodziny - jak każde urodziny -

 - były i minęły. Świętowaliśmy  je poza  domem, w przemiłej kawiarni. 

Kawiarnia w pięknym ogrodzie , ale jest też bardzo  sympatyczna sala w parterowym  budynku. A to co "pożarłam" było przepyszne.  Gdy dojechaliśmy  na  miejsce  właśnie  zaczął delikatnie  kropić kwietniowy  deszcz, więc przenieśliśmy  się do wnętrza. A to co zamówiłam  -  nazwa w  szalenie obcym  dla mnie języku, czyli w  niemieckim, więc oczywiście jej przezornie  nie  zapamiętałam -  ale było to  nieduże ciasteczko z płynną i jeszcze lekko ciepłą  czekoladą w środku, polane  "sosem" śmietankowo- owocowym a do "kompletu" była jeszcze  kulka lodów śmietankowych.  Po raz  pierwszy jadłam coś tak pysznego - ciastko z tą płynną czekoladą w  środku było extra, nie za słodkie, leciutkie niczym chmurka - dawno nie  jadłam  takiego pysznego deseru.   

A w ogóle, ponieważ Berlin to dla  mnie  wciąż "terra incognita" więc córka  z  zięciem  dbają o to, bym za każdym razem zobaczyła  coś, czego dotąd  nie  widziałam. Tym razem  padło na dawną linię graniczną pomiędzy Wschodnim a  Zachodnim Berlinem. Znajduje  się tam "park" wiśniowy - posadzonych  jest tam kilka tysięcy drzewek wiśniowych. Po jednej  stronie tego "wiśniowego lasu" był Berlin Wschodni należący do NRD, po jego drugiej  stronie była RFN. Niestety  nie mieliśmy dziś  szczęścia, bo kwiaty wiśni są jeszcze w pąkach i najprawdopodobniej  pojedziemy  tam dopiero po świętach.

A w ogóle  to Berlin przypomina ostatnio jakąś starą, nielegalną osadę górniczą  w  Australii, w której każdy kiedyś rył swój rów, dołek  lub też  tunel i  szukał złota lub opali.  I jest  to mało zabawne, bo pełno teraz objazdów. I ogromnie  się cieszę,  że nie  muszę zbyt często opuszczać swojej dzielnicy a dojście  do "mojego spożywczaka" nie jest rozkopane, a gdy było (bo wymieniali przewody   gazowe) to uwinęli się z tym rekordowo  szybko.

Czas .......

 .......czyli to  coś  co jest i czego jednocześnie nie  ma. 

Osiemdziesiąt dwa lata wcześniej, w okupowanej przez  Niemców Warszawie, w pewnej  niedużej prywatnej klinice położniczej, 13 kwietnia, około godziny 22,00 opuściłam (zapewne z ulgą) wnętrze  swej  matki. Jak po kilkudziesięciu  latach od   owego wydarzenia   słyszałam, to moja  wówczas  osiemnastoletnia   mamusia  ledwo zdążyła doczłapać  się do łóżka i niewiele brakowało by mnie "zgubiła" w  drodze  do niego. I tak mi ta  pora wydostania   się na świat  zamieszała, że przez  swe całe dotychczasowe życie najlepiej  funkcjonuję właśnie wieczorem, a rano, tak  mniej  więcej do 10,00 to     nie  bardzo wiem  czy  żyję. A poza tym ci urodzeni 13-tego mają całe życie pod  górkę. I to jest prawda.

A poza  tym- nawet w  najbardziej dziwnych  snach  nic  nie   zapowiadało tego, że doczekam aż takiej cyferki na  swoim życiowym liczniku.

Wyobraźcie  sobie, że u  mnie  w tej  chwili na termometrze jest 21 stopni  ciepła i 20% możliwość, że spadnie   deszcz. Przydałby  się  ten  deszcz, bo młodsze  drzewa, których korzenie   nie  sięgają głębiej w podłoże niż 10 metrów w  głąb - cierpią z  braku wody. 

W tym tygodniu jeden dzień spędzę w Polsce - na  polskim brzegu Odry. I mam już kupca na  warszawskie mieszkanie, więc jadę z  córką do polskiego notariusza by córka zajęła  się wszystkimi sprawami związanymi ze  sprzedażą tego mieszkania i ewentualnie  kupnem drugiego, położonego bliżej centrum Warszawy. Mnie to właściwie obojętne w którym  miejscu ono będzie bo przecież  ja już  nie  wrócę do Warszawy. 

Przy okazji okazało  się, że  tutejsi  notariusze nie  są dobrze  zorientowani w polskim prawodawstwie. No trudno się mówi,  będę miała jeden dzień nieco mało fajny, bo pojedziemy pociągiem regionalnym a one niestety często nawalają, bo - nie ma  ludzi do pracy pomimo hord ludzi o różnych odcieniach  skóry,  sprowadzonych  ponoć  do pracy.

Miłego nowego tygodnia Wszystkim życzę!!!

"I to byłoby na  tyle"  jak mawiał pewien klasyk.

 

piątek, 11 kwietnia 2025

Coś jakby jednak była wiosna.....

 Brzozy zaczynają pokrywać  się listkami. Jeszcze   te listeczki malutkie i "moje brzozy" prezentują  się tak:

                                                            


To widok w trakcie  dnia. No ale ja  często patrzę na  nie i nocą i  w nocy wyglądały tak:

                                                       


  I żeby  było zabawniej przeszłam  na  drugą  stronę mieszkania i...znalazłam tam  Księżyc

                                                        

A dziś wypatrzyłam u  sąsiadów :

                                                     



a prozaiczną  wielce  drogę  do "spożywczaka" umiliła  mi  kwitnąca  wciąż  jeszcze młodziutka magnolia:


 

 To znak, że należy  się wkrótce  wybrać do Ogrodu Botanicznego.

A gdy rano otwieram swe zaspane oczy wita mnie mój nieprawdopodobnie odporny  na  moją  troską taki doniczkowiec:

                                                     


 

Miłego  weekendu Wszystkim życzę!!!!!!

poniedziałek, 7 kwietnia 2025

O potężnej mocy naszych myśli

     Pewnie Was śmiertelnie zanudzę, no ale jakoś nic  a nic ciekawego się u mnie nie wydarza,  co  może wcale nie jest  złe. 

W związku  z tym z  niesmakiem obserwuję pogodę, która chwilami bywa  dość  dziwna, bo za oknem ze  dwa dni  wcześniej  termometr  pokazywał  kilka   stopni na  plusie a   tutejsza  pogodynka, która mi wyskakuje  z informacjami na  smartfonie   doniosła,  że  co prawda  temperatura jest dodatnia   ale ta odczuwalna to jest na  minusie i to sięgającym aż do -5, a  w ogóle  to właśnie ogłaszają alarm  związany  z.......oszronieniem. Nie napiszę co  sobie  pomyślałam z tej okazji, bo głównie  dotyczyło  to  stanu umysłowego  panów od meteorologii.

No i  teraz ponudzę.  W 1949  roku  naukowcy (chyba głównie  ci zza Oceanu) badali systemy nieliniowe, których  właściwości zależą od zachodzących  w nich procesów. Do systemów  nieliniowych  należy  między innymi  cząsteczka  DNA. Odkryli wówczas, że te  systemy zapamiętywały  warunki oddziaływania  na nie. Zdaniem  badaczy było to niesamowicie niezwykłe, bowiem owe  systemy  nieliniowe to wszak  twory które  nie posiadają  struktur mózgowych ani też  układu nerwowego a  wykazywały się pamięcią i dokładnością która nawet dziś przewyższałaby swą dokładnością  współczesne nam komputery. 

Typowym systemem nieliniowym  jest cząsteczka  DNA, która przechowuje informacyjną pamięć organizmu, choć  biedulka nie ma wcale mózgu. W trakcie  badań odkryto wówczas SOLITON - stabilną, strukturalną falę, która znajduje  się właśnie  w układach nieliniowych. 

Lekko nie  było - po 40 latach uporczywych badań  udało  się naukowcom prześledzić  drogę tych fal w łańcuchu DNA. Owe fale  to właśnie  SOLITONY, które  w trakcie przechodzenia  przez łańcuch DNA całkowicie odczytują zawartą w DNA informacje.

No fajnie - ale pozostawało pytanie - kto? lub  co? każe im to robić?  Badania były prowadzone w Instytucie Matematycznym Rosyjskiej Akademii Nauk.  I ktoś wpadł na pomysł, by  spróbować czy i jak SOLITONY zareagują na  mowę ludzką, która  była  zapisana na  nośniku informacyjnym.

I wtedy wszystkim  badaczom opadły  ze  zdumienia  szczęki, bo pod  wpływem wypowiadanych  słów SOLITONY ożyły.  Było to tak  zdumiewające, że postanowiono sprawę  dalej  badać - w kolejnym  badaniu napromieniowano  ziarna pszenicy zabójczą  dawką promieniowania, która tak rozrywała łańcuchy DNA pszenicy, że roślina stała  się  niezdolna do  zakiełkowania.

I wtedy wszystkich naukowców płci obojga kompletnie  zatkało ze  zdumienia, bowiem owe pozrywane łańcuchy DNA po przejściu przez  zniszczone ziarna pszenicy  fali  SOLITONÓW uległy samonaprawie i ku zdumieniu badaczy zakiełkowały.

Badania  te podjęły również ośrodki naukowe  w Wielkiej  Brytanii,  Francji,  USA.  A panie i  panowie  naukowcy opracowali  specjalny program dzięki któremu mowa ludzka była przekształcona w drgania  i nakładana na  SOLITONY i wtedy działała na DNA  roślin. 

Oczywiście skoro badania  tak  dobrze  szły zaczęto poddawać badaniom  również  zwierzęta.  Zaobserwowano wówczas poprawę  ciśnienia  tętniczego krwi, wyrównanie  się pulsu, poprawę  wskaźników somatycznych.  Ale  to  wcale  nie był koniec  badań - naukowcy  USA i  Indii przeprowadzili badanie działania ludzkiej  myśli na stan  Ziemi. W ostatnich badaniach wzięło udział 60 i  100 tysięcy osób.  Główną  zasadą  było to, by  biorący w nim udział ludzie mieli twórcze myśli. Osoby  biorące udział w  tym  badaniu zbierały  się  grupami i  kierowały  swe pozytywne myśli w określony punkt na  naszej planecie. Podczas trwania  eksperymentu i kilka dni po nim spadły wskaźniki przestępczości w  tych punktach na które  były nakierowane  myśli. A proces oddziaływania owymi twórczymi  myślami był rejestrowany naukowymi przyrządami, które odnotowały  w tym czasie potężny przepływ pozytywnej  energii.

Wniosek - myśl  ludzka choć  niewidoczna, nieuchwytna  jest jednak  tworem materialnym a  całe  to  badanie jest potwierdzeniem starożytnych prawd - ludzkie  myśli mogą zarówno coś tworzyć  jak i  coś niszczyć.

I tak  się  zastanawiam skąd  wiedziała o tym moja babcia, gdy mówiła mi, że myśli  człowieka mają niebywałą  siłę  -  mogą nawet  człowieka  zabić  lub sprawić by  wręcz wstał z grobu. Więc ilekroć mam ochotę zmieszać kogoś z błotem  to powinnam o tym pamiętać.

PS. Mam nadzieję, że nikt z Was  nie umarł z nudów czytając ten post.

                                                                         


I kolejne drzewko owocowe. Miłego  nowego  tygodnia  Wszystkim

poniedziałek, 24 marca 2025

Tak mnie to ......

 

 kwitnące drzewko zachwyciło, że musiałam je upamiętnić. Jak  widać  to już krzaczory  zielenieją,  a na  berlińskich  miejskich  trawnikach rządzą krokusy i żonkile. Na   niektórych  trawnikach tak obrodziły, że wyglądają jak kwiatowy  dywan.

Teoretycznie  jest ciepło, bo  aż 15  stopni ale  spacerowałam w zimowym płaszczu i jakoś nie  spociłam  się - wschodni wiatr nie niósł ze  sobą ciepła.

Miłego nowego  tygodnia Wszystkim!!!!!

piątek, 21 marca 2025

Popatrzcie.....

 


Tak kwitnie od  kilku już  dni podwórkowa śliwka. A sięga już do  wysokości  drugiego piętra. Dawno  nie  widziałam  by już w marcu kwitły owocowe drzewka.  No ale  może nic  dziwnego,  bowiem  miejsce,   w którym śliweczka rośnie  jest zaciszne, osłonięte od wiatru  no i sporo  słońca jest na  naszym podwórku.

A tak poza tym to jak na  działkach - nic  się nie  dzieje,  a mnie nadal do wiwatu daje ból mego nerwu obwodowego, w  którym mieszka dziki lokator. Poza tym  zauważyłam, że im  mniej  siedzę a  więcej leżę tym mniej  mnie  boli. No więc sporo czasu  spędzam  w pozycji  horyzontalnej.

Miłego nadchodzącego weekendu Wszystkim życzę!!!!

U mnie na  dziś przewidują + 18 stopni  ciepła i to apogeum  ma  być około godz. 15,00, a w tej chwili już jest +12 stopni.

wtorek, 11 marca 2025

A jednak.........

 ............chyba jest ocieplenie  klimatu. Bo dziś w Berlinie  w pobliskim  parku wyglądało  tak:

                                                                        


Nie pamiętam  by kiedykolwiek w połowie  marca   było +15 stopni  ciepła, trawa była  zielona a ludziska piknikowali na trawie. A w pobliskiej malutkiej lodziarni zabrakło lodów! Obydwie  byłyśmy wielce tym faktem rozczarowane, bo to  lody wyrabiane tradycyjnie i baaaaardzo  smaczne.

Na ogół w połowie marca to bywałam ze  ślubnym  w Zakopanem, gdzie owszem- było słońce, ale wszędzie  leżał śnieg a ja na na leżaku, na trzech  warstwach koców i okryta czwartym kocem pracowicie opalałam buziuchnę.

Obeszłyśmy  niespiesznie  cały park, który w jesieni  został nieco uporządkowany, dostał nowe  ławki, trawniki,  na  których  posadzono wiele nowych ozdobnych  roślinek  dostały niziutkie siatkowe płotki, wszystkie place  zabaw mają nowe wyposażenie i tym samym  jest  wyraźny podział na  grupy wiekowe, poza  tym każdy plac  zabaw jest ogrodzony. A jeden z placów zabaw  dla nieco  starszych  dzieci jest poświęcony Harremu Potterrowi.

Są wydzielone tereny ze  sprzętem sportowym i tu też jest  wprowadzony podział na  grupy  wiekowe, bo jakby nie  było  inne  są umiejętności  przedszkolaka a inne  nastolatka  lub osobnika, który oscyluje pomiędzy 20 a  30  rokiem  życia i stale uprawia jakieś  ćwiczenia. Obydwie  żałowałyśmy, że nie  było  takiego sprzętu i porządku gdy moi  wnukowie tu przychodzili.

O seniorach i pieskach  też  pamiętano - są ogrodzone zamykane place do biegania  dla psiaków oraz sprzęt do ćwiczeń dla seniorów. Poza tym w jednym końcu parku jest  szkółka piłkarska dla dzieci i  jak  zawsze ma komplet chętnych. Ciekawa jestem  jak  długo wszystko będzie nowe i ładne, bo ten park nie jest ogrodzony i tym samym jest dostępny całą  dobę. 

W dni powszednie   cały  park tętni życiem, bo gdy  tylko nie pada to przychodzą  tu  dzieci z okolicznych "przechowalni", których jest  tu sporo. Są to  małe grupki dzieci w  wieku przedszkolnym, a takich "przechowalni" jest  tu w mojej okolicy  sporo

poniedziałek, 3 marca 2025

Właściwie.......

.........to nie mam o czym pisać. Można powiedzieć, że piszę  głównie z.......przyzwyczajenia. 

Zauważyłam, że nie ma wprawdzie w Berlinie much tse-tse,  jeszcze   się  za tymi co to rzekomo do pracy przyjechali  nie   zawlokły, a ja mam jakąś  tajemniczą  śpiączkę - zasypiam nawet  w trakcie  jedzenia. Już raz  musiałam  zbierać ze  stolika i podłogi......herbatę,  bo znienacka przysnęłam dzierżąc w   ręce kubek  z herbatą. Śpię  regularnie po 8 godzin, więc  nie  można uznać, że mam niedobory  snu.  Dziś jakoś całkiem przytomnie zdołałam  na  czas odstawić kubek z kawą i udało  mi się  nie wypuścić go z ręki. Uznałam to  za sukces.

Gdy czytam to co wygaduje złotousty i złotowłosy tłuścioch  zza Wielkiej  Wody  to mi nóż sam wyskakuje z szuflady w kuchni i namawia do samobójstwa. Lub wyjazdu do Kolumbii, Peru lub jeszcze  dalej. Jestem  nie  tylko przerażona tymi wypowiedziami ale i bardzo  zniesmaczona - bo wybór  tego indywiduum przez obywateli USA świadczy o  nich tak  samo dobrze  jak w Polsce o  tych, którzy  wybrali PiS. Ten sam poziom, ta  sama narracja, ten  sam brak rozeznania.

A tak przy okazji - znów zajrzałam do ulubionych postów o latającym  personelu.

Jak powszechnie  wiadomo, pijak  za kółkiem to przestępca, I dlatego piloci Arerofłotu zawsze na lotnisko dojeżdżają  taksówkami.

I małe pocieszenie dla   pasażerów - " Mówi kapitan Sullenberger. Nie  martwcie  się skrzydłem, pod  nami widzę ogrodową  sadzawkę".

Podobno trzy najważniejsze  w życiu pilota   rzeczy  to:  dobre  lądowanie, dobry orgazm i dobra praca jelit. Nocne  lądowanie na lotniskowcu umożliwia przeżycie wszystkich trzech doznań  jednocześnie. 

Swoją  drogą  to  jestem pełna podziwu  dla  tych, którzy żyją i pracują na lotniskowcach. Ciasnota   tam wprost  niebywała, komfort życia na lotniskowcu  jest  na poziomie  komfortu śledzi  w beczce. I zawsze z sercem  w gardle oglądam lądowania - z góry, z kabiny  samolotu lotniskowiec, który wcale nie jest  małą jednostką  wygląda jak......pudełko zapałek pływające w olimpijskim basenie, a do tego owe pudełko tańczy  na falach jakiś obłędny taniec.

Nie  wiem  czy wiecie, ale polscy piloci samolotów pasażerskich są bardzo cenieni na świecie i często są pokazywani jak pięknie  stylowo i  wręcz pokazowo  lądują.

A za moim oknem cichcem , zupełnie dla mnie  niespodziewanie   wyrosła  dziś  taka konstrukcja:


 

I jeszcze  nie jest ukończona, bo na  dole (tu tego  nie  widać) jest jeszcze  cała fura takich elementów. Nie mam pojęcia co będą robić- budynek  jest pięciopiętrowy, więc  może odkryli szansę na przeróbkę strychu na  mieszkania - spójrzcie na budynki  po drugiej  stronie  ulicy w każdym  z nich strychy są przerobione  na mieszkania. Bo w Niemczech wszystkiego brakuje  - mieszkań, ludzi  do pracy i to w  wielu branżach, a ostatnio okazało  się, że........brakuje jajek. No a w kwietniu wszak "jajczane święta".

A pogoda z lekka  zbzikowana - temperatura  rośnie i  jutro już ma  być +10 a w końcu  tygodnia może wzrosnąć  nawet do +15 stopni - te  dodatnie temperatury to na  dzień są przewidywane. Z tym, że na  dzisiejszą  noc uprzedzają o szronie  no i temperatura  ma być bliska  0 stopni.

Dobrego nowego tygodnia   Wszystkim  życzę!!!