drewniana rzezba

drewniana rzezba

niedziela, 6 maja 2018

Kilka refleksji.....

.......świadczących zapewne o moim niskim IQ.
Siedzę tu już pół roku a nadal język niemiecki  niewiele się dla mnie różni od
języka chińskiego, choć niewątpliwie w sensie znaków pisarskich jest dla
 mnie o wiele łatwiejszy niż chiński.
I choć podobno wiek nie ma tu znaczenia, zaczynam podejrzewać, że jednak ma.
Nie  mniej nadal mi się tu podoba.
Dokonałam "epokowego" odkrycia- dęby rosnące tuż przy naszym  budynku to
dęby burgundzkie. Rozpoznania dokonałam na podstawie kroju liści i faktu, że
zeszłoroczne liście trwały na  nich niemal do chwili ukazania się nowych
pączków. Pozostałe dęby to takie najpowszechniejsze , które znam z  Polski.

                                  Zdjęcia można powiększyć klikając kursorem na zdjęcie.
 Taki mam widok gdy spojrzę z  balkonu w dół

A taki, gdy spojrzę na drugą stronę ulicy

Tak ogólnie to co kilka dni dokonuję niemal "epokowych odkryć", choć są one
raczej śmieszne  niż epokowe. No ale jaka różnica w brzmieniu!
Odkryłam pewien sklep z sieci tych dyskontowych. Zabawne, bo przejeżdżamy
obok niego przynajmniej  6 razy w tygodniu i wreszcie namówiłam ślubnego
by tam wpaść, bo w ich gazetce reklamowej znalazłam tacę o potrzebnych
mi wymiarach. Co tydzień nam wrzucają do  skrzynki listowej całą furę
przeróżnych gazetek; czytam je w ramach poznawania języka, bo zwyczajnie
jestem  głównie wzrokowcem, więc jest szansa że szybciej słówka zapamiętam.
Przy okazji odkryłam, że w tego typu sklepach naczelną zasadą jest kupowanie
niczym w Polsce w czasach PRL, czyli: jest towar który ci pasuje to bierz, bo
za jeden dzień już go nie będzie. A ponieważ już się od tego typu zakupów
odzwyczaiłam, oczywiście kupiłam tylko jedno opakowanie kawy, którą bardzo
lubię. Gdy trafiłam tam następnego dnia po tej kawie  nie było nawet  śladu.
 Przy okazji za straszliwe śmieszną cenę nabyłam 10 sadzonek begonii stale
kwitnącej i 10 sadzonek aksamitki.
Moje świeżo zasadzone begonijki stale kwitnące

Aksamitki,które spokojnie przetrwają tu całe lato

 Obie roślinki już siedzą w swoich balkonowych skrzynkach- to są roślinki, które
lubią sucho i ciepło- południowa ekspozycja balkonu  i mój talent ogrodniczy
zapewnią im te warunki.
Kolejne odkrycie - w porównaniu z Warszawą- tu wszędzie widać ludzi w wieku
60+. Tu każdy ma zakodowane, że dopóki jeszcze może się poruszać to musi
"wychodzić do ludzi". W jednym z  sąsiednich budynków mieszka pan, który
zapewne jest po udarze- chodzi malutkimi niepewnymi kroczkami, bokiem ,
przy pomocy dwóch lasek- nie kul ani nie balkonika. Nigdy nikogo nie prosi
o pomoc przy przechodzeniu przez jezdnię, czasem ktoś sam, z własnej
inicjatywy go asekuruje idąc obok w jego tempie. Oczywiście nie jest w stanie
pokonać jezdni w czasie jednego  cyklu  zielonego światła, ale kierowcy na
szczęście go przepuszczają nie poganiając klaksonami.
Sklepy i zakupy.
Nie wiem jak jest w innych dzielnicach, ale tu brakuje mi zwyczajnego bazaru,    
gdzie można kupić różne owoce, warzywa a nawet i sznurowadła lub wkładki do
butów.
Na "mojej" ulicy są dwa sklepy typu piekarniczo-ciastkarskiego, ale pieczywo
jest tylko do 11 rano.
Potem już tylko ciasta i ciastka oraz kawa. Jest jeden sklep z różnymi napojami,
w którym króluje piwo, ale wodę mineralną też można nabyć. Na miejscu też się
się można  napić- teraz przed sklepem stoi stolik i krzesełko.
Ciekawostka- niektóre plastikowe butelki są  opakowaniami zwrotnymi, o czym
informuje etykieta na butelce.
Do zwrotu opakowań służy prześmieszna maszyna - wkładasz butelkę, naciskasz
guzik, machina zabiera butelkę, dostajesz kwitek z wydrukiem ile to pieniędzy
ma ci kasa zwrócić. Jak dla mnie - dobre rozwiązanie.
Oprócz tych sklepów jest jeszcze bar sałatkowy, ale ciastka i kawę też mają.
Teraz, gdy już jest ciepło kilka stolików wywędrowało przed sklep.
I to tyle gdy idzie o branżę spożywczą.
Jest kilka punktów napraw różnych elektronicznych urządzeń typu laptopy i są
tam do nabycia różne "drobiazgi" jak kabelki, wtyczki, podkładki pod myszki
i różne inne dziwne rzeczy z tej branży.
Poza tym jest kilka "salonów" fryzjerskich, kosmetycznych, "manikiurowych" -
mam wrażenie, że jak ktoś chce mieć "własny biznes" to otwiera salon
fryzjerski.
Poza tym mam tu dwie restauracje , w tym jedna jest włoska i jeden klub nocny,
czynny do 2 w nocy. No i jest sklep z antycznymi meblami, które zawsze oglądam
z przyjemnością. Jest dwóch optyków, kilku dentystów i kilku lekarzy, oddział
pewnego  banku, szkoła jazdy na motocyklu oraz  jakaś misja katolicka.
Ale nie polska, aż dziwne. Byłam pewna, że mamy monopol w tej branży.
Dobrze mi się tu żyje, chociaż nieco inaczej niż w Polsce.
Ale, wierzcie mi, wcale  ale to wcale nie tęsknię za Warszawą.
No i jak już wiecie- do Ogrodu  Botanicznego mam blisko, tudzież do metra
i kilku linii autobusowych od 200 do 350 metrów od domu.
A dzielnica spokojna, z pięknymi domami, można bezpiecznie wędrować
tymi ulicami nawet pózną nocą...
A wieczorem w pobliskim Volks Parku rządzą króliki i podobno lisy. Króliki
to widziałam nawet za dnia, ale lisów nie.
Miłego   nowego tygodnia dla Was!

52 komentarze:

  1. Co chcesz, na nowym miejscu, w obcym kraju, to niemal epokowe odkrycia. Wiek wiekiem, ale ja np. nie lubię niemieckiego i nigdy nie zapałałam chęcią uczenia się, mój syn miał coś tam na studiach, bo nie załapał sie na hiszpański, ale był tak niechętnie nastawiony, że nauka szła jak po grudzie, a młody.
    Pozostałe obserwacje podobne do moich podczas bytności w Czechach, w małych miastach sklepy w ogóle krótko otwarte, nie mówiąc o niedzielach...
    Niech kwiatki dobrze rosną ku Waszej radości:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jotko, sama nie wiem, czy zamykając sklepy w niedzielę, nasz rząd bardziej nie skrzywdził Czechów z przygranicznego pasa niż Polaków.To Czesi w niedzielę najbardziej oblegali polskie markety w pobliżu granicy.A w ciągu tygodnia też multum ich się przewija w naszych sklepach. Oni tu mają dużo taniej niż u siebie. Inna rzecz, że jak nam czegoś zabraknie, to u nich markety spożywcze w niedzielę są otwarte i możemy się "ratować".

      Usuń
    2. Podobnie bylo w nadgranicznych miasteczkach po zachodniej stronie. Niemcy nagminnie jezdzili do Slubic czy Zgorzelca po tansze zakupy. W tygodniu na ogol pracuja, wiec niedziela byla dla nich optymalna.

      Usuń
    3. @ Jotko,tu te duże sieciówki zupełnie wyparły mały handel. Np. sieć EDEKA od pewnego czasu ma również małe sklepy(na zasadzie franczyzy),ale tak naprawdę to brakuje mi takich małych sklepów "osiedlowych". Jest jednak silna tendencja do organizowania handlu "wszystko pod jednym dachem", co niewątpliwie jest wygodne, bo wsiadasz w metro, wysiadasz na peronie i z peronu trafiasz do galerii handlowej.Jak zauważyłam to na jednej ulicy są skomasowane przeróżne sklepy, 500m dalej to już niemal handlowa pustynia. I jeśli mi potrzeba czegoś z pasmanterii lub gospodarstwa domowego to muszę
      się przejechać metrem 3 przystanki do najbliższej galerii.Dobrze, że do metra mam blisko.
      Gdy tu przyjechaliśmy, to niedaleko nas był piękny, duży sklep z wieloma akcesoriami do jazdy konnej,odzież do uprawiania tego sportu,odżywki używane w hodowli koni, odżywki dla jezdzców, itp. W niedzielę z przykrością zauważyłam, że sklep już padł i pozostał olbrzymi, pusty lokal. W sąsiednim budynku już od kilku miesięcy stoi pusty lokal sklepowy a nad nim mieszkanie i wciąż nie ma na to chętnych.A lokal naprawdę ładny, z dużym zapleczem, połączony z tym mieszkaniem.

      Usuń
  2. Myślę, że gdyby mi się chciało, to niemiecki szybko opanowałabym- pochodzę ze Śląska, a tam dużo naleciałości złapałam. Podobnie z czeskim- tu z kolei nie mam większego problemu- naleciałości na cieszyńskim.Moja mama świetnie mówił a po niemiecku, ale jakiś nie przyszło jej do głowy chociaż podstaw nas nauczyć. Innym udzielała lekcji. Trzeba jednak przyznać, że i nam (dzieciom) nie przyszło do głowy, by ja o to poprosić:)I tak okazja szurnęła sprzed nosa.
    Tego botanicznego to Ci trochę zazdroszczę innych "atrakcji" już trochę mniej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam awersję do niemieckiego od dziecka- gdy dziadkowie chcieli sobie przy mnie porozmawiać o tym, czego nie powinnam słyszeć- rozmawiali po niemiecku.Znacznie mi łatwiej zrozumieć jakiś niemiecki tekst"pisany" niż coś ze słuchu, zwłaszcza, że w jednym uchu mam już całkowitą utratę słuchu.Znam tu kogoś, kto mieszka tu już 20 lat a nadal nie wyszedł poza "guten tag". I żyje;)

      Usuń
  3. Analell, a nie mysleliscie o zapisaniu sie na kurs jezykowy do Volkshochschule? Zawsze na wiosne i jesienia zaczynaja sie nowe kursy, nie tylko jezykowe.
    https://www.google.com/search?q=berlin+volkshochschule+deutschkurs&ie=utf-8&oe=utf-8&client=firefox-b

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Psia kosc! Dopiero teraz zauwazylam, Anabell, a nie Analell :*

      Usuń
    2. Analell- też ładnie;)a nawet ciekawie;)
      Rozważałam taką możliwość, ale....jest zbyt wiele ale w tym temacie.

      Usuń
    3. Popieram pomysl pójscia na kurs, bo jedynie guten tag, to naprawde malo. Ja nie wyobrazam sobie, zyc gdzies i ludzi nie rozumiec ;)

      Usuń
  4. Nie znam niemieckiego, choć przez bardzo krótki czas uczyłam się go w szkole i wiem, że nie jest trudny. Nie przepadam za tym językiem delikatnie mówiąc. Jeśli swoją przyszłość wiążesz z tym miejscem, to znajomość języka zdecydowanie usprawni życie.
    Nie mogę zrozumieć, że Niemcom, którzy są bogatym krajem, opłaca się montować w sklepach automaty na butelki, puszki czy plastikowe butelki po napojach. Dla nas mało co jest opłacalne. Szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doroto, przepraszam, ze sie wtrace. Ale moim zdaniem montowanie automatow na butelki czy puszki nie ma nic do rzeczy czy Niemcy sa bogatym krajem czy nie. A co niby mozna innego z tym robic? wyrzucac gdzie popadnie? w lasach, do rzek i jezior? To sa maszyny, ktore od razu na miejscu miela ten plastik i mozna go jeszcze na cos przerobic. Takie automaty istnieja w USA od conajmniej 30 lat bo jak tu przyjechalam to juz byly. Plastik jest w tym automacie mielony, ale metalowe puszki sprasowane. A drobny zwrot pieniedzy jest tylko akcentem motywujacym do zbierania i utylizacji zamiast zasmiecania srodowiska.

      Usuń
    2. Stwierdzenie Doroty bylo sarkastyczne przeciez:)
      Co do automatow, to nie sadze by te europejskie (niemieckie czy tez skandynawskie, bo tam sa podobne)mielily butelki plastikowe. Te konkretne butelki sa wielorazowego uzytku, trafiaja na tasme, sa myte i ponownie napelniane, jak te szklane. I to widac po nich - maja takie charakterystyczne obtarcia czy zmatowienia.

      ps.Dzien dobry Anabell, czytam Cie regularnie, czasem cos skomentuje, o ile nie masz nic przeciwko.

      Usuń
    3. Niezależnie od tego, czy te automaty mielą te butelki czy nie, rozwiązanie w sumie jest dobre-przynajmniej cześć tego plastiku nie ląduje na śmietniku.W moim odczuciu "cywilizacja" zaczyna pomału "gonić w piętkę" z braku dobrych rozwiązań
      chroniących Ziemię.
      Miło mi Cię tu widzieć-wszak po to piszę by ktoś to czytał i komentował;)

      Usuń
    4. @Dorota - przecież w Polsce nie opłaca się to wszystko, w co wpierw trzeba zainwestować, bo wymarzony polski model ekonomiczny to "0" inwestycji i sam zysk. Wszystko wiecznie kuleje, bo większość ludzi nie ma bladego pojęcia o ekonomii.

      Usuń
    5. @ Stardust- te automaty raczej tych butelek nie mielą, ale dobrze, że choć jakaś część tego plastiku nie trafia na wysypisko.W krajach nieco bardziej cywilizowanych niż Polska ludzie zastanawiają się co się dzieje z tym wszystkim co ląduje na śmietniku- część jest segregowana od razu, przez tych co wyrzucają śmieci z domu, a reszta jest segregowana przed utylizacją.Produkujemy straszliwe ilości śmieci i to stanowi problem w skali Planety.

      Usuń
    6. Automaty wprowadzono po to, zeby zlikwidowac te niesamowita ilosc smieci - plastikowych, metalowych (puszki), szklanych (butelki po piwie). Maszyna sortuje sama i plastik prasuje na prawo, aluminium prasuje na lewo, a butelki zbiera. Na ulicach musisz dlugo szukac tych "odpadow", bo placi sie wysoka kaucje 0,25 €!
      Ja, jak widze ze lezy 0,25 € na trawniku, to sie schylam i zanosze do sklepu, grosik do grosza a bedzie kokosza :)

      Usuń
  5. w polskim Lidlu jest podobnie, co prawda znam to tylko z opowiadań, bo nie chce mi się tego sprawdzać, ale w poniedziałki rano już przed otwarciem stoi pod sklepem ekipa stałych łowczych wszelkich promocji etc...
    ...
    z niemieckim mam dość dziwnie... nigdy się nie uczyłem, ale zawsze jakoś tak było, że przejeżdżając i zatrzymując się na parę dni od razu w lot łapałem o co chodzi... podejrzewam, że gdyby zamieszkał na dłużej, szybko bym się nauczył... może to też dlatego, że mam taką właściwość, że gdzie nie pojadę, to już od pierwszego dnia jestem "tutejszy" i wiem,, co gdzie i jak, ale co do samego języka to już niekoniecznie... francuski szedł mi opornie, ale logika tego języka też jest oporna...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Francuskiego uczyłam się w dzieciństwie i nawet sporo pamiętam, choć było to wieki temu. Z języków to mam najlepiej opanowany...rosyjski, bo pracowałam z tym językiem- musiałam po rosyjsku tworzyć pewne dokumenty, brałam udział w rozmowach a poza tym miałam przyjaciółkę- Rosjankę i ona mnie przekonała do tego języka podsuwając lektury rosyjskie.Niemiecki jestem w stanie rozumieć gdy coś przeczytam i wspomogę się słownikiem, ale mowa jest dla mnie zupełnie niestrawna, wciąż się nie mogę "osłuchać".
      Miłego;)

      Usuń
  6. U Ciebie widzę ,że też zielono , macie cieplej jednak...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu nawet prawdziwej zimy nie było. W czasie zimy było może w sumie ze 2 dni z małym opadem śniegu, a mrozy były takie po kilka stopni i tylko nocą.
      Ta zieleń wybuchnęła jakoś tak nagle, w ciągu 2 lub 3 dni.

      Usuń
  7. Dziękuję Ci, ze mogę z Tobą poznawać miasto i tamtejsze zwyczaje. To wygodniejszy sposób uczenia się cudzej kultury i tradycji. Najważniejsze jest jednak to, że lubisz nowe miejsce i właśnie tam jest Wam dobrze! Uściski! ps. Z magicznym okiem śpię...chroni mnie w dzień i w nocy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcisnę się tu z informacją, że jak Joasia u mnie była to miała to magiczne oko zawieszone na szyi...
      :-)

      Usuń
    2. Ojej, Joasiu, czuję się i wzruszona i zachwycona i.....dumna. Ono ma właśnie Cię strzec.Rodziło się co prawda w zabójczym tempie, ale za to z całym kompletem intensywnych, dobrych myśli.
      Byłoby znacznie milej gdybyś tu mogła być i poznawać osobiście- jestem pewna, że też by Ci się tu podobało.
      Chodzi za mną zrobienie mandali, powoli do niej dojrzewam.Podobno niemal każdy kształt można wyrazic wzorem matematycznym.Przerażające, prawda? A wszystko co nas otacza to okręgi, trójkąty, kwadraty, geometria nas otacza. Muszę o tej mandali pomyśleć.
      Buziam;)

      Usuń
    3. Z tymi kształtami geometrycznymi, czyli zamianą na wzór matematyczny wszystkiego masz rację. Nawet rysując cokolwiek z natury, najłatwiej jest zamieniać i przymierzać szczegóły jako trójkąty i inne figury geometryczne. A mandala...ach! Cmok.

      Usuń
  8. Po prostu spróbuj się przełamać i zacznij mówić po niemiecku. Tak jak umiesz. Niemcy przecież zrozumieją, że to nie jest Twój język i zaczną mówić doi Ciebie wolno i prostymi wyrazami. I tak krok po kroku... Za kilka lat będziesz czytać Goethego w oryginale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, muszę się jakoś ogarnąć i zmobilizować.
      No a jak dobiję do setnej wiosny to może nawet sama coś napiszę po niemiecku;)))
      Chyba brak mi optymizmu;)

      Usuń
  9. W gimnazjum uczyłem się niemieckiego, w liceum włoskiego. Do dziś mam z nich taki pożytek tylko, że jak gdzieś są napisy w tych językach jestem w stanie mniej więcej je zrozumieć. Z mówieniem właściwie jest gorzej, pamiętam dosłownie parę zdań w każdym z tych języków. Najlepiej poznałem angielski, choć nadal odnajduję jakieś nowości.

    Ciekawe są te zwyczaje, zawsze można coś nowego odkryć. :) Co do tych maszyn na butelki to podobno w jakimś kraju Unii za oddawanie plastiku dostaje się losy na loterie z tych maszyn. To jeszcze bardziej zachęca chyba niż zwrot pieniędzy w kasie.

    Tak mogło się zdarzyć, ze informacja o braku zajęć gdzieś została umieszczona. To na pewno jest plus, że pogoda była dobra w weekend.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To i tak miałeś lepiej niż ja-bo w szkole to miałam tylko łacinę i rosyjski. Ale rusycystkę miałam super, szła nieco poza oficjalnym programem i jej lekcje były b. ciekawe, bo musiałyśmy dużo mówić.
      Miłego;)

      Usuń
    2. Losy na loterie nie bylyby dla mnie lepszym rozwiazaniem. Ja odnosze plastikowe butelki raz w miesiacu i jest to zywa gotowka - okolo 10 €.
      Puszki aluminiowe oddaje tylko te znalezone na trawnikach :), sama nie pije z puszek. A te co znajduje, to leza najczesciej przy przystanku autobusowym kolo szkoly, widocznie dzieci niemieckie nie uwazaja 25 centow za pieniadze?

      Usuń
  10. Jesli chodzi o nauke jezykow obcych, wiek ma jednak ogromne znaczenie. Jak przyjechalam 15 lat temu do UK tez nie znalam jezyka. Polecam ci ogladanie telewizji z napisami, sluchanie radia, nawet jesli nic na poczatku nie rozumiesz, to naprawde dziala, po jakims czasie zaczniesz rozumiec corac wiecej, nawet nie znajac slowa, zrozumiesz z kontekstu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Radio mam włączone cały dzień. Jedyne co mi się "rzuciło w uszy",to wrażenie, że polska stacja "radio złote przeboje" brzmi identycznie jak ta niemiecka- pierwszego dnia to nawet pomyślałam,że włączyłam właśnie złote przeboje, choć to wszak nie jest możliwe.

      Usuń
  11. Super informacje!!!
    Jak się wreszcie spotkamy, to z pewnością będziesz szprechać płynnie.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy to ma oznaczać, że przyjedziesz tu za 10 lub 20 lat????
      Z moim talentem do języków to zapewne szybciej zejdę niż się niemieckiego nauczę.

      Usuń
    2. Belissima! Ja sie tego niemieckiego juz tyle lat ucze i ucze, a jeszcze dobrze nie umiem! A poczatki byly straszne, musialam sie szybko nauczyc, wiec.... mlotek w reke i wkuwalam :)

      Usuń
    3. Skarbie, dojrzewam do tego wzięcia młotka w rękę.
      Przerażasz mnie, a przecież masz niemiecki w domu, na co dzień!

      Usuń
  12. Ten dąb to może być jeszcze czerwony, też się tak liście zachowuja :), po nich poznaję wiosnę - jak już w końcu spadną. A ustrojstwo do butelek jest w każdym czeskim sklepie...więc go znam :). Zazdroszcże bliskości ogrodu Botanicznego, ja mam do najbliższego z 200 km...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest jeden i ten sam- wymiennie ma nazwę burgundzki , czerwony.
      Noooo, ta bliskość ogrodu jest jednak cenna.

      Usuń
  13. Mów co chcesz, ja lubię ich ordnung. Może dlatego że z Wielkopolski.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja też, zawsze było mi bliżej do Zachodu niż do Wschodu.
    Z Wielkopolski rodem pół rodziny, druga połowa ze Lwowa.Ale ta połówka co ze Lwowa to z kolei miała korzenie w...Szwajcarii.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Na pewno żyje się tam inaczej. Ja nigdy nie miałam uprzedzeń co do tego kraju i języka, ale mimo uczęszczania na naukę niemieckiego - nie wchodził mi on do głowy - w ogóle !
    Niedawno przejeżdżaliśmy tranzytem przez Niemcy i droga tak nam się dłużyła, że stwierdziłam, iż nie lubię tego kraju. Słuchaliśmy w czasie podróży niemieckich stacji radiowych i zaczęłam w końcu mówić po niemiecku - tak jak oni. Było z tym sporo śmiechu, ale akcent niemiecki nie trudno jest uzyskać. Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żyje się przede wszystkim dość przewidywalnie. Ponieważ nie należę do osób, które wciąż pragną nowych wrażeń- mnie to odpowiada.A reszta?Zamieniłam jedną stolicę na drugą.Mam problemy z wymową, myli mi się z angielskim.
      Miłego;)

      Usuń
  16. Wielu komentatorów pisze, że niedługo będziesz szprechać jak oni. Wątpię, ale nie dlatego, że nie wierzę w Twoje zdolności, ale niemiecki zaawansowany jest bardzo trudny. Nawet nie można sobie pomóc słownikiem, bo tak złożonych wyrazów po prostu nie ma. Poziom umożliwiający normalne funkcjonowanie - to na pewno, ale z gazetami będziesz miała trudności.
    Ale życzę Ci, abym się mylił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, te "wielozłożone" wyrazy są nieco denerwujące, co przeżywam przy każdym niemal "służbowym" pisemku, które do nas dociera.I coraz łatwiej jest mi wyszukiwać w słowniku poszczególne części wyrazów.Do tego niemiecki ma dość dziwną składnię.
      Torlinie, nie mam złudzeń, zapewne prędzej zejdę niż się nauczę niemieckiego na tyle dobrze, żeby
      z rodowitym Niemcem płynnie porozmawiać.
      Kiedyś przebywając na Węgrzech prowadziłam z panią domu rozmowy tylko przy pomocy słownika i jakoś niezle nam to szło. A węgierski jest niezłym "wykręcaczem języka", a do tego mnie ich słownictwo z żadnym językiem się nie kojarzy.

      Usuń
    2. Wiesz, ja nie żyję w Niemczech, tylko w Warszawie, i niemiecki jest mi potrzebny jedynie wakacyjnie. Ale właśnie nauczyłem się go używać w normalnych sytuacjach, rozmawiam sobie z kierownikiem schroniska, z panią w supermarkecie, ze starszą panią w pociągu. Moim pierwszym zdaniem jest zawsze: "Przepraszam, ale słabo mówię po niemiecku", na co słyszę, że mówię bardzo dobrze, ale wtedy zaczynają mówić wyraźnie i w miarę prosto.
      Ciesz się w ogóle, że jesteś w Berlinie, sposób wymawiania wyrazów przez mieszkańców stolicy Niemiec jest najmilszy dla słowiańskiego ucha. Ja niestety najwięcej czasu przebywam w Bawarii.
      A ten tekst o niskim IQ to oczywiście kokieteria.

      Usuń
    3. Przedtem bywałam w Monachium.Jeśli idzie o uprzejmość autochtonów, nie mam zastrzeżeń, ale stosunek panów w wieku średnim do kobiet- nieco kuriozalny, mocno "zacofany", czyli 3x "K" a dyskutować to można tylko z facetem, dyskusja z kobietą była poniżej godności prawdziwego Bawarczyka.Ale wtedy dużo jezdziliśmy w Alpy, więc krajobrazy wiele wynagradzały. Do dziś wspominam z zachwytem te wszystkie miejscowości na granicy trzech państw, a zwłaszcza w Szwajcarii, gdy wjeżdżało się do małego,ślicznego miasteczko i miało się wrażenie, że się wjeżdża na scenę teatru. I wszędzie, niezależnie czy jeszcze na terenie Niemiec, czy w Austrii- ten porządek, czystość,wysoka dbałość o estetykę.
      Czasami podejrzewałam, że naród tam chodzi z linijką i sprawdza, czy każda trawka ma wymaganą wysokość.
      Niezapomniane wspomnienia to wizyta na wyspie Mainau i widok na Jezioro Bodeńskie nad którym leciał wtedy sterowiec.
      Co do poziomu IQ - przezornie nie sprawdzałam. Poza tym okrutnie mnie śmieszy takie testowe sprawdzanie IQ. Znam takich, co mają zadziwiająco wysokie IQ ale w rozmowie z nimi można odnieść wrażenie że właśnie przybyli z jakiegoś "Zaściankowa lub jakiejś "wyspy bezludnej na końcu świata".

      Usuń
  17. Anabell - skladnia niemiecka jest bardzo prosta! Trzeba tylko pamietac, ze czasownik czyli orzeczenie musi stac zawsze na Drugim miejscu! Czyli np. : Wczoraj bylem w kinie w centrum, albo W kinie bylem wczoraj w centrum, albo : W centrum bylem wczoraj w kinie :)
    Druga zasada to to, ze w zdaniu zlozonym po przecinku, czasownik bedzie stal zawsze na samym koncu:)
    To sa zelazne zasady i jak sie tego bedziesz trzymac to bedzie latwiej zrozumiec ich tok myslenia. Szczegolnie to, ze tak naprawde dopiero na koncu dlugiego zdania dowiadujesz sie co rozmowca mial na mysli : czy on chcial, jechal, kupil, a moze dostal? :)
    Niemiecki to bardzo poukladany jezyk i to ulatwia poukladnie sobie go w glowie - ale racje ma Torlin, ze im glebiej w las tym wiecej drzew - robi sie trudny i skomplikowany, a pisma urzedowe sa tak pokretne, ze nie wiadomo, czy dostajesz czy ci zabieraja:)! Sami Niemcy maja problemy ze sformulowaniami prawniczymi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na tych pismach urzędowych można by ustawić np. maturę z niemieckiego- zamiast co poeta miał na myśli byłoby "co urzędnik miał na myśli???" A jak do tego uzmysłowisz sobie arcy zabawny dla nas podział kompetencji poszczególnych urzędów to tylko usiąść i śmiać się. Ciągle nie rozumiem co ma Urząd Celny w zupełnie innym niż Berlin mieście do podatku drogowego od mojego samochodu, skoro samochód nie zmienia właściciela od chwili zakupu (przed laty), mało tego- nie zamierzam go nikomu sprzedawać!

      Usuń
  18. co kraj to obyczaj - jak to mówią - podoba mi się pomysł z butelkami zwrotnymi, żałuję że u nas tak proste rozwiązania nie znajdują zastosowania, szkoda, Co do nauki języka to i tak podziwiam, osobiście nie przepadam za niemieckim z czasów szkolnych zapamiętałam pojedyncze słówka a jak siostrzeńcy między sobą rozmawiają to ja nic kompletnie nie rozumiem ;) :) poproś wnuki żeby Cię uczyły słówek i zwrotów, tak najłatwiej, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się już przyzwyczaiłam, że nie rozumiem co moi wnuczkowie do mnie ćwierkają.Najzabawniejsze, bo im się wydaje,że skoro ja znam kilka słówek to oznacza, że znam niemiecki tylko nie chcę z nimi po niemiecku rozmawiać.

      Usuń
  19. Dobrze mi się czyta o tych Twoich odkryciach, sama też co i rusz dokonuję różnych własnych, chociaż czasem w innych dziedzinach. Czy mi brakuje Warszawy? Powiem Ci, że czasem tak, a czasem nie. Na ten moment czuję się dobrze w obu miejscach, z tym że w Warszawie jestem jeszcze nadal bardziej "u siebie". Może za jakiś czas też będę się tu tak czuła.
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od jakiegoś czasu nie czułam się dobrze w Warszawie.A tu, choć na początku koczowałam wśród pudeł, szybko poczułam się "u siebie".

      Usuń