Oczywiście, sprawa opisana w poprzednim poscie ma drugie dno. Tak się
składa, że w tej samej firmie pracuje mój znajomy, o czym opisywana przeze
mnie panienka i jej mama nie mają bladego pojęcia i ja już od dawna wiedziałam,
że z takim zaangażowaniem do pracy, to panienka długo nie popracuje.
W dniu przyjęcia do pracy nikt nie ukrywał przed nią, że będą dni, gdy
są tzw. "piekło i szatany" i wtedy wiekszość pracowników musi pracować na
najwyższych obrotach a nie buszować po internecie w celach rozrywkowych.
W końcu prawie 5 tys. na rękę nie dostaje się za frajer. Początkowo dziewczę
nawet pracowało dobrze, ale potem zaczęła się obijać, ciągle z czymś nie
zdążała i zaczęto się jej przyglądać. Ludziom się wydaje, że jeśli siedzą sami
w pokoju, to szef nie wie co robią, bo kamery nie ma. Kamery nie ma, ale jest
komputer włączony do biurowej sieci, jest admin tej sieci, który ma na ten
sprzęt oko - nie tylko od strony technicznej, czego ludzie nie biorą pod uwagę.
Gdy panienka traciła pół godziny dziennie na serfowanie w sieci, szef jej nic
nie powiedział, ale gdy doszło do 2 godzin dziennie - wezwał na rozmowę.
Nie wiem o czym była, ale panienka od tej pory zajęła się obgadywaniem
swego szefa i jego żony oraz szukaniem pracy. Nie wiedziała tylko, że jej
sprzęt jest teraz pod stałą obserwacją a szef w ciągu 15 minut wiedział, co
dziewczę na kompie "wymodziło".
Być może, że ja jestem szantrapa, ale wg mnie to nie płacą nikomu za
wizyty na NK, FB, portalu randkowym itp., chyba , że czyjaś praca właśnie
na tym polega. W jej obowiązkach służbowych nie było słowa o przeglą-
daniu owych portali. Wiem, że gdyby panienka zaglądała na różne strony
internetowe związane z jej pracą, nikt nie powiedziałby marnego słowa.
Dziewczę za bardzo uwierzyło w niezwykłość swych atutów - perfekt
opanowane 4 języki, kilka kursów podyplomowych i uroda - rozmiar 36,
włosy do połowy pleców, nogi niemal do szyi.
We wszystkim umiar wskazany, jak mawiali starożytni Grecy.
drewniana rzezba

czwartek, 20 stycznia 2011
środa, 19 stycznia 2011
106. Szantrapa
Zadzwoniła dziś do mnie jedna z koleżanek i zaczęła się żalić, że jej córka
straciła właśnie pracę. Ale ona, tzn. jej córka, nie popuści, bo została zwolniona
bez powodu i ma zamiar zgłosić tę sprawę do odpowiednich czynników.
Rozumiem zdenerwowanie mojej rozmówczyni, bo niezbyt człowiekowi miło
gdy dostaje wymówienie. Zwłaszcza, że praca była naprawdę dobrze płatna.
Zaczęłam podpytywać i okazało się, że pracodawca "był podły, podglądał
jej korespondencję". Jak w większości dużych firm administrator sieci ma
wgląd w to, co personel na komputerze wyprawia. Panience zarzucono, że
za dużo czasu poświęca na wertowanie NK i innych podobnych portali,
prowadzenie zupełnie prywatnej korespondencji i.... pisanie bloga.
Cierpliwość szefa wyczerpała się w chwili, gdy odczytał list konkurencyjnej
firmy z zaproszeniem panienki na rozmowę.
Moja koleżanka była autentycznie oburzona - "przecież szef naruszył tajemnicę
korespondencji !"
No a czyj był ten komputer? -zapytałam głupawo.
"No jak to czyj, jej, pracowała na nim". To znaczy był to jej laptop przytargany
z domu? - pytałam dalej.
"No nie, ten biurowy". A więc komputer był służbowy, internet opłacany przez
firmę i pisała to wszystko w czasie służbowym, czy tak? "No tak", baknęła.
"No ale nie powinien był jej zwolnić, przecież każdy ma prawo do przerwy"-
uparcie broniła córki.
Więc beznamiętnie wyjaśniłam, że przecież jej córka codziennie ma 1 godzinę
przerwy na lunch, którą spędza w domu, bo mieszka 200 m od biura, więc
to serfowanie po sieci nie odbywało się w czasie przerwy, lecz w pracy.
I, że gdybym ja była na miejscu jej szefa, to juz dawno nie byłaby moim
pracownikiem.
W słuchawce zaległa cisza, a potem padło tylko jedno słowo - "szantrapa".
Więc jeśli chcecie poznać szantrapę - proszę bardzo, to ja.
straciła właśnie pracę. Ale ona, tzn. jej córka, nie popuści, bo została zwolniona
bez powodu i ma zamiar zgłosić tę sprawę do odpowiednich czynników.
Rozumiem zdenerwowanie mojej rozmówczyni, bo niezbyt człowiekowi miło
gdy dostaje wymówienie. Zwłaszcza, że praca była naprawdę dobrze płatna.
Zaczęłam podpytywać i okazało się, że pracodawca "był podły, podglądał
jej korespondencję". Jak w większości dużych firm administrator sieci ma
wgląd w to, co personel na komputerze wyprawia. Panience zarzucono, że
za dużo czasu poświęca na wertowanie NK i innych podobnych portali,
prowadzenie zupełnie prywatnej korespondencji i.... pisanie bloga.
Cierpliwość szefa wyczerpała się w chwili, gdy odczytał list konkurencyjnej
firmy z zaproszeniem panienki na rozmowę.
Moja koleżanka była autentycznie oburzona - "przecież szef naruszył tajemnicę
korespondencji !"
No a czyj był ten komputer? -zapytałam głupawo.
"No jak to czyj, jej, pracowała na nim". To znaczy był to jej laptop przytargany
z domu? - pytałam dalej.
"No nie, ten biurowy". A więc komputer był służbowy, internet opłacany przez
firmę i pisała to wszystko w czasie służbowym, czy tak? "No tak", baknęła.
"No ale nie powinien był jej zwolnić, przecież każdy ma prawo do przerwy"-
uparcie broniła córki.
Więc beznamiętnie wyjaśniłam, że przecież jej córka codziennie ma 1 godzinę
przerwy na lunch, którą spędza w domu, bo mieszka 200 m od biura, więc
to serfowanie po sieci nie odbywało się w czasie przerwy, lecz w pracy.
I, że gdybym ja była na miejscu jej szefa, to juz dawno nie byłaby moim
pracownikiem.
W słuchawce zaległa cisza, a potem padło tylko jedno słowo - "szantrapa".
Więc jeśli chcecie poznać szantrapę - proszę bardzo, to ja.
poniedziałek, 17 stycznia 2011
105.Jaka jestem? Taka jakaś....
Tak naprawdę wystarczyłby jeden wyraz do określenia tego, jaka jestem -
bo ogólnie rzecz ujmując jestem dość wredna.
1. Po pierwsze - to kocham siebie, za : brak optymizmu i fatalizm, również i
za to, że nauczyłam się asertywności. I za to, że jestem pełna sprzeczności.
2. Jestem wielce udomowioną kobietą, a jednocześnie nie lubię większości
prac domowych, czyli sprzątania, prania, prasowania, zmywania.
3. Jestem leniuchem , potrafię pół dnia poświęcić tylko na to, by wymyślić
sposób wykonania różnych rzeczy tak, by się nie napracować.
4. Lubię gotować, a właściwie to eksperymentować w kuchni.Niemal każdy
przepis "przerabiam", głównie po to, żeby mieć mniej pracy.
5. Jestem łakomczuchem - wszystkie owoce, orzechy, gorzka czekolada ,
są moją słabością.
6.. Jestem ofiarą swej pasji z lat dziecięcych -chodziłam do baletu, raptem
1 rok. Kontuzja kolana zakończyła moją karierę, do dziś mam problemy.
7. Gdy się zaczytam, zapominam o wszystkim dookoła - już kilka razy
wymieniałam komplety garnków.
8. Jestem niesystematyczna, rozpoczynam po kilka prac na raz i często
rozpoczęta praca leży odłogiem i nabiera "mocy urzędowej". Rekord -
zaczęłam szyć córci bluzkę gdy miała z 10 lat, przypomniałam sobie o niej
gdy wyprowadzała się z domu.
9. Cierpię na swoiste "chciejstwo" - chciałabym wciąż uczyć się nowych
technik. Marzy mi się zrobienie maleńkiego witrażyka techniką
Tiffanny'ego, poznanie techniki pergamano, praca z masą modelarską,
zrobienie gobelinu kilkoma różnymi ściegami ( a jest ich 300).
A powinnam uczyć się niemieckiego, ale jakoś mało to mnie pociąga.
10. Denerwuje mnie, gdy ludzie nie rozumieją, że niczego nie ma w życiu
za darmo, choć walutą nie zawsze są pieniądze.
11. Wpienia mnie bezmyślność , brak konsekwencji, brak odpowie-
dzialności za własne czyny. Unikam takich osób jak ognia.
Chyba wystarczy tej wiwisekcji, prawda?
A teraz poproszę o udzielenie odpowiedzi:
Elę, siedzącą przy kominku,
Beatę, zastępczą mamę odrzuconych dzieci,
Serpentynę, krążącą ścieżkami za Oceanem
Napiszcie o sobie to,czego jeszcze nie wiemy, choć czytamy Wasze blogi.
bo ogólnie rzecz ujmując jestem dość wredna.
1. Po pierwsze - to kocham siebie, za : brak optymizmu i fatalizm, również i
za to, że nauczyłam się asertywności. I za to, że jestem pełna sprzeczności.
2. Jestem wielce udomowioną kobietą, a jednocześnie nie lubię większości
prac domowych, czyli sprzątania, prania, prasowania, zmywania.
3. Jestem leniuchem , potrafię pół dnia poświęcić tylko na to, by wymyślić
sposób wykonania różnych rzeczy tak, by się nie napracować.
4. Lubię gotować, a właściwie to eksperymentować w kuchni.Niemal każdy
przepis "przerabiam", głównie po to, żeby mieć mniej pracy.
5. Jestem łakomczuchem - wszystkie owoce, orzechy, gorzka czekolada ,
są moją słabością.
6.. Jestem ofiarą swej pasji z lat dziecięcych -chodziłam do baletu, raptem
1 rok. Kontuzja kolana zakończyła moją karierę, do dziś mam problemy.
7. Gdy się zaczytam, zapominam o wszystkim dookoła - już kilka razy
wymieniałam komplety garnków.
8. Jestem niesystematyczna, rozpoczynam po kilka prac na raz i często
rozpoczęta praca leży odłogiem i nabiera "mocy urzędowej". Rekord -
zaczęłam szyć córci bluzkę gdy miała z 10 lat, przypomniałam sobie o niej
gdy wyprowadzała się z domu.
9. Cierpię na swoiste "chciejstwo" - chciałabym wciąż uczyć się nowych
technik. Marzy mi się zrobienie maleńkiego witrażyka techniką
Tiffanny'ego, poznanie techniki pergamano, praca z masą modelarską,
zrobienie gobelinu kilkoma różnymi ściegami ( a jest ich 300).
A powinnam uczyć się niemieckiego, ale jakoś mało to mnie pociąga.
10. Denerwuje mnie, gdy ludzie nie rozumieją, że niczego nie ma w życiu
za darmo, choć walutą nie zawsze są pieniądze.
11. Wpienia mnie bezmyślność , brak konsekwencji, brak odpowie-
dzialności za własne czyny. Unikam takich osób jak ognia.
Chyba wystarczy tej wiwisekcji, prawda?
A teraz poproszę o udzielenie odpowiedzi:
Elę, siedzącą przy kominku,
Beatę, zastępczą mamę odrzuconych dzieci,
Serpentynę, krążącą ścieżkami za Oceanem
Napiszcie o sobie to,czego jeszcze nie wiemy, choć czytamy Wasze blogi.
104. Bardzo leniwy weekend
pogoda działała na mnie jak tabletka nasenna. Wystarczyło bym klapnęła przed
telewizorem i.....odpływałam w sen. Z rzeczy pożytecznych to zrobiłam dla
wnuczka myszkę ( a raczej dwie) z jego ukochanej dobranocki "Krecik", tudzież
pieska, oraz udało mi się wyhaftować pewną "zaległość", czyli 1/4 bieżnika.
Czekają jeszcze trzy takie fragmenty, potem tylko zostanie obrębienie, obszycie
koronką , wypranie, wyprasowanie i pojedzie do swej właścicielki. Myszki nie
mają wąsików, co nie jest niedopatrzeniem - gdy się ma 2 lata to skubie się to
co sterczy, więc wąsików nie ma.
***
Poza tym udało mi się nieco poczytać prasę i nie zasnąć przy tym. Rozbawiły
mnie niemal do łez przyznane różnym ludziom i zdarzeniom Tytuły Roku.
Kobieta Roku - została nią matka blizniąt, z których każde było poczęte
z innym mężczyzną;
Człowiek Roku - nieznany mężczyzna spoczywający w sarkofagu na Wawelu;
Wydarzenie Roku - fakt, że każdy wierzący, chilijski górnik- katolik oprócz
żony ma przynajmniej 2 kochanki;
Bubel Roku - to chyba jasne, instytucja znana jako PKP;
Paranoja Roku - teoria spiskowa (o sztucznej mgle) związana z katastrofą pod
Smoleńskiem;
Zwierzę Roku - ośmiornica Paul, przepowiadająca wyniki meczów na ostatnim
Mundialu;
Cwaniak Roku - amerykański reżyser koncertu 30-lecia Solidarności;
Idioci Roku - para Anna Fotyga i Antoni Macierewicz, za wyprawę do USA na
spotkanie z nieżyjącym kongresmenem Rayburnem;
Narzędzie Roku - p.prezydent Komorowski jako "narzędzie do przepychania
ustaw i zapalania żyrandoli";
Ofiara Roku - Polska, jako element nazwy partii Polska Jest Najważniejsza;
Kicz Roku - monument Jezusa w Świebodzinie;
Najlepszy Happening - walka o krzyż na Krakowskim Przedmieściu;
Martyrologia Roku - chwila, w której Jarosław Kaczyński, po zażyciu leków,
uznał Rosjan za przyjaciół.
Tegoroczne tytuły rozdane zostały w klubie "Kawalerka" na Gdańskiej
Starówce".
A wszystko to zgrabnie opisał Krzysztof Skiba w 2 nr tygodnika "Wprost".
***
Wyczytałam w komentarzach pod poprzednim postem, że Aga "klępnęła"
mnie do nowej zabawy - czyli mam coś napisać o swych wadach.
Ale to już jutro zrobię, nie lubię robić rachunku sumienia w poniedziałek:)
środa, 12 stycznia 2011
103. " O roku ów"
Nie, to nie będzie fragment Księgi XI "Pana Tadeusza". To moja reakcja, gdy
doszłam do siebie po zakrztuszeniu się kawą. Zawsze zapominam, że picie
płynu i rechotanie może się skończyć bardzo zle.
O niekontrolowany wybuch śmiechu przyprawił mnie artykuł dotyczący
letnich igrzysk olimpijskich w 2012 roku. Dotychczas miłośnicy teorii
końca świata w 2012 roku typowali dwa powody: pierwszy to przepowiednia
z kalendarza Majów, druga to globalna katastrofa związana a nadmierną
aktywnością Słońca i podmuchem wiatru Słonecznego, który zniszczy całą
infrastrukturę energetyczną naszej planety. O ile ten pierwszy powód jest
dość łatwy do obalenia o tyle ten drugi może dać do myślenia i obaw, jak
to z tą aktywnością Słońca będzie. Tyle tylko, że my i tak na to nie będziemy
mieli żadnego wpływu.
Ale ta ostatnia wersja, powstała wśród brytyjskich wielbicieli wszelkich
teorii spiskowych powala na kolana.
Nie wiem, czy ktoś z Was widział logo tych igrzysk i ich maskotki - jak dla
mnie wyjątkowo szkaradne- i logo i maskotki. Logo to kanciaste cyfry
2012 rozmieszczone na bazie kwadratu, na górze 2 i 0, na dole 1 i 2, w środku
równoległobok, pewnie wyobrażający stadion. Cyferki są czerwone, na dwójce
napis "london", na kanciastym zerze pięć kół olimpijskich, ale wszystkie tego
samego koloru. A maskotki to dwa cyklopy-koszmarki, nazwane Wenlock
i Mandeville, przypominjące jakieś ufoludki z filmików rysunkowych dla
dzieci. Przy nich to nawet Teletubisie są nieprzeciętnej urody.
No i zaczęło się: miłośnicy teorii spiskowych twierdzą, że wszystko zacznie
się w chwili inauguracji igrzysk. W pewnym momencie stadion, na którym
będzie trwała uroczystość otwarcia, zostanie zaatakowany przez - kosmitów.
Ale tak naprawdę to nie będą kosmici, to będą członkowie organizacji
Nowy Porządek Świata, by mieć pretekst do dokonania globalnego zamachu
stanu. Spanikowana ludność (Wells się kłania) przerażona najazdem "obcych"
zrezygnuje ze swych swobód obywatelskich, a wtedy organizacja "NPŚ",
składająca się z masonów, elitarnego stowarzyszenia Bildeberg, zakonu
iluminatów, członków dynastii królewskich oraz Rockefellerów i Rothschildów
przejmie władzę. Stworzą jeden światowy rząd, jedną gospodarkę oraz
jedną religię. W obiektach wznoszonego teraz Parku Olimpijskiego będzie
miało swą siedzibę centrum Nowego Porządku Świata. A w tych mało
urodziwych kanciastych cyferkach ktoś się dopatrzył napisu "zion" czyli po
polsku Syjon, skąd wysnuto wniosek, że pośród podlondyńskich łąk ma
powstać Nowe Jeruzalem.
Ja rozumiem, że grypa jest zakazna, bo to wirusy, ale głupota???
No i chyba nie dziwicie się, że mało się nie udusiłam ze śmiechu. Więcej
możecie wyczytać w ostatnim Forum.
doszłam do siebie po zakrztuszeniu się kawą. Zawsze zapominam, że picie
płynu i rechotanie może się skończyć bardzo zle.
O niekontrolowany wybuch śmiechu przyprawił mnie artykuł dotyczący
letnich igrzysk olimpijskich w 2012 roku. Dotychczas miłośnicy teorii
końca świata w 2012 roku typowali dwa powody: pierwszy to przepowiednia
z kalendarza Majów, druga to globalna katastrofa związana a nadmierną
aktywnością Słońca i podmuchem wiatru Słonecznego, który zniszczy całą
infrastrukturę energetyczną naszej planety. O ile ten pierwszy powód jest
dość łatwy do obalenia o tyle ten drugi może dać do myślenia i obaw, jak
to z tą aktywnością Słońca będzie. Tyle tylko, że my i tak na to nie będziemy
mieli żadnego wpływu.
Ale ta ostatnia wersja, powstała wśród brytyjskich wielbicieli wszelkich
teorii spiskowych powala na kolana.
Nie wiem, czy ktoś z Was widział logo tych igrzysk i ich maskotki - jak dla
mnie wyjątkowo szkaradne- i logo i maskotki. Logo to kanciaste cyfry
2012 rozmieszczone na bazie kwadratu, na górze 2 i 0, na dole 1 i 2, w środku
równoległobok, pewnie wyobrażający stadion. Cyferki są czerwone, na dwójce
napis "london", na kanciastym zerze pięć kół olimpijskich, ale wszystkie tego
samego koloru. A maskotki to dwa cyklopy-koszmarki, nazwane Wenlock
i Mandeville, przypominjące jakieś ufoludki z filmików rysunkowych dla
dzieci. Przy nich to nawet Teletubisie są nieprzeciętnej urody.
No i zaczęło się: miłośnicy teorii spiskowych twierdzą, że wszystko zacznie
się w chwili inauguracji igrzysk. W pewnym momencie stadion, na którym
będzie trwała uroczystość otwarcia, zostanie zaatakowany przez - kosmitów.
Ale tak naprawdę to nie będą kosmici, to będą członkowie organizacji
Nowy Porządek Świata, by mieć pretekst do dokonania globalnego zamachu
stanu. Spanikowana ludność (Wells się kłania) przerażona najazdem "obcych"
zrezygnuje ze swych swobód obywatelskich, a wtedy organizacja "NPŚ",
składająca się z masonów, elitarnego stowarzyszenia Bildeberg, zakonu
iluminatów, członków dynastii królewskich oraz Rockefellerów i Rothschildów
przejmie władzę. Stworzą jeden światowy rząd, jedną gospodarkę oraz
jedną religię. W obiektach wznoszonego teraz Parku Olimpijskiego będzie
miało swą siedzibę centrum Nowego Porządku Świata. A w tych mało
urodziwych kanciastych cyferkach ktoś się dopatrzył napisu "zion" czyli po
polsku Syjon, skąd wysnuto wniosek, że pośród podlondyńskich łąk ma
powstać Nowe Jeruzalem.
Ja rozumiem, że grypa jest zakazna, bo to wirusy, ale głupota???
No i chyba nie dziwicie się, że mało się nie udusiłam ze śmiechu. Więcej
możecie wyczytać w ostatnim Forum.
wtorek, 11 stycznia 2011
102. Powódz
Mogę już pomału wracać do normalności, więc się rozsiadłam przed TV i
bardzo się zdenerwowałam.
W australijskim stanie Queensland jest niestety gigantyczna powódz - istny
potop biblijny. Prawie cały stan jest pod wodą.
Przy rozmiarach australijskiej powodzi, to co było u nas to małe piwo.
W Australii nawet dzikie zwierzęta zostały zaskoczone przez naturę.
Dotychczasowe anomalia pogodowe w tym rejonie sprowadzały się do
wieloletnich susz i gigantycznych pożarów. Ostatnia susza, która ustąpiła
zaledwie 2 miesiące temu, trwała..... 10 lat.
Meteorolodzy twierdzą, że to nie koniec anomalii pogodowych, spodziewają
się jeszcze kilku w tym sezonie cyklonów i związanych z nimi dużych opadów.
Powrót do normalności nie będzie prosty ani szybki.
Stan Queensland to zagłębie węglowe, prężna baza cukrownictwa, oparta na
trzcinie cukrowej, to wielohektarowe pola pszenicy, bawełny, plantacje
owoców.
Nie zdawałam sobie dotąd sprawy , że aż 37 % światowych dostaw węgla
pochodzi właśnie z Australi, a większość wydobywana jest własnie w zalanym
wodą stanie.
A największym odbiorcą tego "czarnego złota" są Chiny, ktore zużywają go do
produkcji stali. Stal pochodząca z Chin stanowi aż 44% produkcji w skali
całego świata. Wniosek - podskoczą na rynkach światowych ceny stali.
Poza tym Australia jest drugim co do wielkości światowym producentem
węgla używanego w ciepłownictwie, co w połączeniu z ostrą zimą na
półkuli północnej spowoduje zwyżkę cen paliw opałowych.
Cukier już zdrożał na giełdach towarowych, bo zła pogoda jest również
na plantacjach trzciny cukrowej w Indiach.
W ub. roku Australia była czwartym na świecie eksporterem pszenicy. Po
tej powodzi z całą pewnością pszenica nie będzie się nadawała do przerobu
na mąkę, bedzie przeznaczona jedynie na paszę. Ale powódz to nie tylko
zalane pola pszenicy, to zalane drogi i linie kolejowe, którymi czekająca na
transport pszenica wyprodukowana na wschodzie Australii nie może być
dostarczona do portów zachodniego wybrzeża.
Queensland jest równie owocowo-warzywnym zagłębiem Australii, więc
świeże warzywa i owoce w samej Australii zdrożeją kilkakrotnie.
Całkowitemu zniszczeniu uległy plantacje melonów, mango i bananów.
A wysoki poziom cen z pewnością utrzyma się przez kilka miesięcy.
Staliśmy się rzeczywiście globalną wioską. Gdy na jednym jej końcu
zatrzęsie się ziemia, fale rozejdą się po całym jej terenie. I nie ma się co
oszukiwać- to, że jesteśmy daleko, nie uchroni nas wcale od finansowych
skutków powodzi w Australii.
Dane liczbowe z Forum 2/2011
bardzo się zdenerwowałam.
W australijskim stanie Queensland jest niestety gigantyczna powódz - istny
potop biblijny. Prawie cały stan jest pod wodą.
Przy rozmiarach australijskiej powodzi, to co było u nas to małe piwo.
W Australii nawet dzikie zwierzęta zostały zaskoczone przez naturę.
Dotychczasowe anomalia pogodowe w tym rejonie sprowadzały się do
wieloletnich susz i gigantycznych pożarów. Ostatnia susza, która ustąpiła
zaledwie 2 miesiące temu, trwała..... 10 lat.
Meteorolodzy twierdzą, że to nie koniec anomalii pogodowych, spodziewają
się jeszcze kilku w tym sezonie cyklonów i związanych z nimi dużych opadów.
Powrót do normalności nie będzie prosty ani szybki.
Stan Queensland to zagłębie węglowe, prężna baza cukrownictwa, oparta na
trzcinie cukrowej, to wielohektarowe pola pszenicy, bawełny, plantacje
owoców.
Nie zdawałam sobie dotąd sprawy , że aż 37 % światowych dostaw węgla
pochodzi właśnie z Australi, a większość wydobywana jest własnie w zalanym
wodą stanie.
A największym odbiorcą tego "czarnego złota" są Chiny, ktore zużywają go do
produkcji stali. Stal pochodząca z Chin stanowi aż 44% produkcji w skali
całego świata. Wniosek - podskoczą na rynkach światowych ceny stali.
Poza tym Australia jest drugim co do wielkości światowym producentem
węgla używanego w ciepłownictwie, co w połączeniu z ostrą zimą na
półkuli północnej spowoduje zwyżkę cen paliw opałowych.
Cukier już zdrożał na giełdach towarowych, bo zła pogoda jest również
na plantacjach trzciny cukrowej w Indiach.
W ub. roku Australia była czwartym na świecie eksporterem pszenicy. Po
tej powodzi z całą pewnością pszenica nie będzie się nadawała do przerobu
na mąkę, bedzie przeznaczona jedynie na paszę. Ale powódz to nie tylko
zalane pola pszenicy, to zalane drogi i linie kolejowe, którymi czekająca na
transport pszenica wyprodukowana na wschodzie Australii nie może być
dostarczona do portów zachodniego wybrzeża.
Queensland jest równie owocowo-warzywnym zagłębiem Australii, więc
świeże warzywa i owoce w samej Australii zdrożeją kilkakrotnie.
Całkowitemu zniszczeniu uległy plantacje melonów, mango i bananów.
A wysoki poziom cen z pewnością utrzyma się przez kilka miesięcy.
Staliśmy się rzeczywiście globalną wioską. Gdy na jednym jej końcu
zatrzęsie się ziemia, fale rozejdą się po całym jej terenie. I nie ma się co
oszukiwać- to, że jesteśmy daleko, nie uchroni nas wcale od finansowych
skutków powodzi w Australii.
Dane liczbowe z Forum 2/2011
piątek, 7 stycznia 2011
101. Sernik leniwej gospodyni
Już nie mogę wyleżeć, wszystkie kosteczki mnie od leżenia bolą, więc muszę
trochę posiedzieć.
Muszę się Wam do czegoś przyznać - większość ciast piekę "na oko" i nie
mam nigdzie zapisanego przepisu. Bardzo często w trakcie przygotowywania
zmieniam coś i czasami nie jest to najlepsza zmiana. Ale ten sernik piekę dość
często i tylko zmieniam "wkład" do sera.
Składniki: (na tortownicę o średnicy 22cm)
500 g sera wiaderkowego,
3 całe jajka + 1 żółtko,
ok. 200 g drobnego cukru (ale nie pudru)
ok.200g masy kajmakowej ,czyli masy krówkowej z orzechami lub czekoladą.
(Kupiłam małą puszkę o zawartości 397g i dałam połowę)
Duża garść rodzynek
1 paczka ciasteczek "Digestive"., z czekoladą lub bez,
1 opakowanie "sernixu" ,
1 budyń waniliowy w proszku
1 cukier waniliowy
50g rozpuszczonego masła.
Przygotowanie:
Zaczynamy od wyłożenia tortownicy papierem do pieczenia. Paczkę ciastek
"digestive" zamieniamy na proszek przy pomocy drewnianego tłuczka (wersja
w misce), lub wkładamy je do torebki plastikowej i wałkujemy na proszek.
Do sproszkowanych ciastek dodajemy rozpuszczone masło i starannie je
mieszamy, następnie wykładamy tym dno tortownicy, starannie przyciskając.
Tortownicę wkładamy na 30 minut do lodówki ( ja do zamrażalnika, bo w lo-
dówce mam zawsze za ciasno).
Miksujemy cukier, 3 jajka + 1 zółtko i masę kajmakową i gdy cukier się
już całkiem rozpuści , a masa równo zmiksuje, dodajemy ser i znów miksujemy.
Dodajemy do masy rodzynki, wsypujemy "serniks" i paczkę budyniu oraz cukier
waniliowy.
Całość miksujemy do połączenia się składników. Włączamy piekarnik , masę
wlewamy do tortownicy, piekarnik z termoobiegiem nastawiamy na 180 stopni,
pieczemy około godziny, do prawie suchego patyczka.
Po upieczeniu wyłączamy piekarnik, uchylamy drzwiczki i pomału studzimy.
Ja wyjmuję po godzinie od wyłączenia piekarnika.
Patenty:
Papier do tortownicy przyklejam margaryną, a tortownicę stawiam na
środkowej szynie, na kratce, na którą kładę folie aluminiową, by nie wyciekł mi
tłuszcz z tortownicy na dno piecyka.
***
I jeszcze jeden przepis "Marokańska zupa mleczna"
Składniki:
1 litr mleka pełnotłustego, podwójna pierś kurczaka (bez skóry),
łagodne curry, pieprz ziołowy. olej lub masło klarowane, do smażenia.
Zaczynamy od pokrojenia w kostkę kurczaka, wkładamy go do miski,
skrapiamy nieco olejem i posypujemy przyprawami. Po 20 minutach
obsmażamy na rumiano mięso. W międzyczasie wlewamy do garnka mleko i
podgrzewamy. Nim się zagotuje, wkładamy do niego kawałki kurczaka,
zmniejszamy gaz i gotujemy na małym ogniu 1 godzinę. Nie wiem dlaczego, ale
to mleko z kurczakiem nie kipi.
Po godzinie mamy pożywną zimową zupę, do której mozna podac grzanki lub
nie słodki groszek ptysiowy.
Zupę można oczywiście odrobinę posolić, ale już na talerzu.
Jest to jedyna zupa mleczna, którą jadam.
***
Idę dalej chorować, choć bardzo mi się to już znudziło.
A pan doktor rozczulił mnie do łez, bo powiedział, że to bardzo, bardzo zle, że
zachorowałam na anginę. Ja też tak myślę, ostatni raz anginę miałam ze 30 lat
temu, więc nieco wyszłam z wprawy.
***
Dziękuję Wam wszystkim za podtrzymywanie mnie na duchu i życzenia zdrowia.
Jesteście Kochane.
trochę posiedzieć.
Muszę się Wam do czegoś przyznać - większość ciast piekę "na oko" i nie
mam nigdzie zapisanego przepisu. Bardzo często w trakcie przygotowywania
zmieniam coś i czasami nie jest to najlepsza zmiana. Ale ten sernik piekę dość
często i tylko zmieniam "wkład" do sera.
Składniki: (na tortownicę o średnicy 22cm)
500 g sera wiaderkowego,
3 całe jajka + 1 żółtko,
ok. 200 g drobnego cukru (ale nie pudru)
ok.200g masy kajmakowej ,czyli masy krówkowej z orzechami lub czekoladą.
(Kupiłam małą puszkę o zawartości 397g i dałam połowę)
Duża garść rodzynek
1 paczka ciasteczek "Digestive"., z czekoladą lub bez,
1 opakowanie "sernixu" ,
1 budyń waniliowy w proszku
1 cukier waniliowy
50g rozpuszczonego masła.
Przygotowanie:
Zaczynamy od wyłożenia tortownicy papierem do pieczenia. Paczkę ciastek
"digestive" zamieniamy na proszek przy pomocy drewnianego tłuczka (wersja
w misce), lub wkładamy je do torebki plastikowej i wałkujemy na proszek.
Do sproszkowanych ciastek dodajemy rozpuszczone masło i starannie je
mieszamy, następnie wykładamy tym dno tortownicy, starannie przyciskając.
Tortownicę wkładamy na 30 minut do lodówki ( ja do zamrażalnika, bo w lo-
dówce mam zawsze za ciasno).
Miksujemy cukier, 3 jajka + 1 zółtko i masę kajmakową i gdy cukier się
już całkiem rozpuści , a masa równo zmiksuje, dodajemy ser i znów miksujemy.
Dodajemy do masy rodzynki, wsypujemy "serniks" i paczkę budyniu oraz cukier
waniliowy.
Całość miksujemy do połączenia się składników. Włączamy piekarnik , masę
wlewamy do tortownicy, piekarnik z termoobiegiem nastawiamy na 180 stopni,
pieczemy około godziny, do prawie suchego patyczka.
Po upieczeniu wyłączamy piekarnik, uchylamy drzwiczki i pomału studzimy.
Ja wyjmuję po godzinie od wyłączenia piekarnika.
Patenty:
Papier do tortownicy przyklejam margaryną, a tortownicę stawiam na
środkowej szynie, na kratce, na którą kładę folie aluminiową, by nie wyciekł mi
tłuszcz z tortownicy na dno piecyka.
***
I jeszcze jeden przepis "Marokańska zupa mleczna"
Składniki:
1 litr mleka pełnotłustego, podwójna pierś kurczaka (bez skóry),
łagodne curry, pieprz ziołowy. olej lub masło klarowane, do smażenia.
Zaczynamy od pokrojenia w kostkę kurczaka, wkładamy go do miski,
skrapiamy nieco olejem i posypujemy przyprawami. Po 20 minutach
obsmażamy na rumiano mięso. W międzyczasie wlewamy do garnka mleko i
podgrzewamy. Nim się zagotuje, wkładamy do niego kawałki kurczaka,
zmniejszamy gaz i gotujemy na małym ogniu 1 godzinę. Nie wiem dlaczego, ale
to mleko z kurczakiem nie kipi.
Po godzinie mamy pożywną zimową zupę, do której mozna podac grzanki lub
nie słodki groszek ptysiowy.
Zupę można oczywiście odrobinę posolić, ale już na talerzu.
Jest to jedyna zupa mleczna, którą jadam.
***
Idę dalej chorować, choć bardzo mi się to już znudziło.
A pan doktor rozczulił mnie do łez, bo powiedział, że to bardzo, bardzo zle, że
zachorowałam na anginę. Ja też tak myślę, ostatni raz anginę miałam ze 30 lat
temu, więc nieco wyszłam z wprawy.
***
Dziękuję Wam wszystkim za podtrzymywanie mnie na duchu i życzenia zdrowia.
Jesteście Kochane.
Subskrybuj:
Posty (Atom)