.....najlepiej wychodzi się na zdjęciu i stać trzeba koniecznie w samym środku,
inaczej człowieka obetną.
Powiedzenie stare, ale wciąż aktualne. Mieliśmy dziś wyjechać na Wybrzeże
do rodziny i.......siedzimy na miejscu, a to oni do nas jutro zjadą i będą do
wtorku.
Czyli "sorry, taki mamy klimat", czyli tak się złożyło.
Cieszę się, że i tak się zobaczymy, tyle tylko, że nagle musiałam zrobić nie
planowane zakupy i pomyśleć co zrobić "na zapas", by potem nie sterczeć
przy garach. No ale sytuację opanowałam, dziś pół dnia pichciłam. Część
już gotowa, reszta w postaci "półproduktów".
Upiekłam chlebek daktylowy**, który wszyscy lubimy, już ugotowałam zupę
indiańską z orzechów laskowych***, nasmażyłam furę naleśników "wege"
nadzianych soczewicą, zamarynowałam kawałki kurczaka by go potem podać
w ostrym sosie czekoladowym. I nakupowałam mnóstwo zieleniny i owoców-
jedno i drugie może być albo jako samodzielne sałatki albo jako dodatek do
ryżu.
Poza tym pokroiłam niesamowite ilości marchwi, selera, pietruszki i pora
w cienkie paseczki i teraz mam 4 pudełka przygotowanych do krótkiego
smażenia (w maśle klarowanym) warzyw- smaży się je zaledwie pół minuty.
Ale każde warzywko trzeba przechowywać oddzielnie.
Miłego weekendu wszystkim życzę.
** Przepis jest na tym blogu - archiwum-21.X.2010 nr.82
*** Przepis na tym blogu - archiwum- 26.XI.2011 nr. 224
drewniana rzezba

piątek, 20 lutego 2015
czwartek, 19 lutego 2015
Czasami trudno mi zrozumieć innych
Mam przemiłą znajomą, Basię, która ostatnio przeżywa wielkie rozczarowanie
swym partnerem.
Basia ma 53 lata, dwie dorosłe córki, jest już nawet babcią, a wiele lat temu, gdy
dziewczynki były jeszcze małe rozeszła się z mężem, który był zdeklarowanym
alkoholikiem.
Jak większość młodych, zakochanych dziewczyn nie zauważyła, że jej wybrany
jest bardzo radosny i zabawny tylko po kieliszku, że szuka okazji do imprezowania.
Zniosła dzielnie fakt, że na ślub cywilny pan młody przywlókł się tak skacowany,
że wyglądał jakby za chwilę miał zejść na zawał. Wlała w niego pół litra bardzo
mocnej kawy i wyruszyli do Urzędu.
W dwa dni pózniej był ślub kościelny i wesele- wesele na drobne 100 par.
Pomiędzy ślubem kościelnym a weselem Pan Młody zdążył się już znieczulić
maksymalnie. Bal weselny odbywał się praktycznie bez młodej pary, bo około
godziny dwudziestej Pan Młody padł trupem - był siny i nieprzytomny.
Wezwano karetkę, która zabrała go do szpitala na odtrucie.
Basia swą noc poślubną spędziła na korytarzu szpitalnym, budząc uśmiech i
współczucie wśród pacjentów i personelu, ponieważ urzędowała w sukni
ślubnej. Bała się cały czas, że za chwilę dowie się, że już jest wdową.
Do Basi dołączyła jej świeżo upieczona teściowa, cały czas robiąc jej wymówki,
że to przez nią jej ukochany Synulek tak się upił.Bo dopóki Synulek nie znał
Basi to nie pił i nigdzie nie balował.
Przez jakiś czas Synulek prowadził się nawet dość trzezwo.Ale gdy Basia urodziła
pierwszą córkę, z rozpaczy, że to nie syn, Synulek ruszył w gaz. Pił dwa dni na umór,
na szczęście był już trzezwy gdy odbierał żonę i dziecko ze szpitala i Basia nic nie
wiedziała o tym jego wyskoku.Ale życzliwi jej potem o tym donieśli.
W rok pózniej Basia urodziła drugą córkę - okazało się, że jednak karmienie dziecka
piersią nie ma działania antykoncepcyjnego, a Synulek gardził takim paskudztwem
jak prezerwatywy.
Gdy młodsza córeczka miała dwa lata Basia dojrzała do rozwodu.
Dość miała wiecznie śmierdzącego alkoholem męża, poza tym Synulek zaczął
wynosić z domu co cenniejsze rzeczy, by mieć dodatkowe pieniądze na picie. Fakt, że
sprzedał ich ślubne obrączki był przysłowiową kroplą, która przelała kielich goryczy.
Basia złożyła pozew o rozwód, zebrała odpowiednią ilość świadków i dokumentów,
miedzy innymi wypis ze szpitala z dnia swego ślubu.
Rozwód orzeczono błyskawicznie - Basia spakowała rzeczy Synulka w 3 pudła i
jej tata odwiózł je do rodzinnego domu Synulka.
Nie było Basi łatwo, ale bardzo pomagali jej rodzice, a potem głównie mama, to tata
zmarł dość szybko.
Basia przeniosła się ze swego rodzinnego miasteczka do stolicy gdzie dostała pracę
i co ważniejsze - służbowe mieszkanie. I wszystko szło już całkiem prostym torem.
Dziewczynki pokończyły szkoły, zrobiły jakieś studia licencjackie, obie już wyszły
za mąż i wyprowadziły się z domu rodzinnego.
Basia poczuła się bardzo samotna. I w tym czasie "przyplątał" się Darek , który
został nowym dozorcą w bloku, w którym mieszka Basia.
Był sympatyczny, uczynny, chętny do pomocy, zawsze chętnie naprawił coś co
wymagało tak zwanej męskiej ręki.
Mieszkał w innej dzielnicy i świtem dojeżdżał do swego miejsca pracy. I był żonaty.
Ale, jak się zwierzał Basi, zamierza się rozejść, bo nic go z żoną nie łączy, dzieci
nie ma i nie będzie. Szukał pokoju do wynajęcia, żeby przynajmniej zimą być na
miejscu.
Basia postanowiła wynająć mu za symboliczną opłatę mniejszy z pokoi. Po jakimś
czasie Pan Dozorca się zadomowił na dobre, a Basia bardzo się z nim zżyła.
Po kilku latach Pan Dozorca odziedziczył mieszkanie po swym ojcu, ale nadal
mieszkał u Basi- za pokój już nic nie płacił, do wspólnego garnka się nie dokładał
ale zakupił samochód. Ale gdy Basia z nim gdzieś jedzie, nawet tylko w jego
sprawach, musi się dołożyć do paliwa. Seksu też już nie ma, bo Pan Dozorca ma
kłopoty z kręgosłupem i grozi mu operacja wypadającego dysku. Poza tym Pan
Dozorca ma dwa metry wzrostu i ostatnio gdy wejdzie na wagę twierdzi, że chyba
zepsuta, bo uparcie pokazuje się liczba sto trzydzieści. Całymi dniami poleguje, bo
przyznano mu jakąś rentę, więc miotłą już nie musi machać.
I Basia zaczyna się denerwować - nie tak miało być - gdy Pan Dozorca się tu
"wmeldowywał" - miał wziąć rozwód a potem ślubem usankcjonować związek z
Basią.
Basia twierdzi, że jest do niego tylko przyzwyczajona ale go nie kocha, niemniej
wolałaby być jego żoną.
I wszystkich pyta co ona ma zrobić? Powiedziałam, że ja to bym pasożyta wycięła
ze swego życiorysu, ale to rozwiązanie jakoś nie przypadło Basi do gustu.
No ale ja jestem mało uczuciowa baba, wiadomo.
swym partnerem.
Basia ma 53 lata, dwie dorosłe córki, jest już nawet babcią, a wiele lat temu, gdy
dziewczynki były jeszcze małe rozeszła się z mężem, który był zdeklarowanym
alkoholikiem.
Jak większość młodych, zakochanych dziewczyn nie zauważyła, że jej wybrany
jest bardzo radosny i zabawny tylko po kieliszku, że szuka okazji do imprezowania.
Zniosła dzielnie fakt, że na ślub cywilny pan młody przywlókł się tak skacowany,
że wyglądał jakby za chwilę miał zejść na zawał. Wlała w niego pół litra bardzo
mocnej kawy i wyruszyli do Urzędu.
W dwa dni pózniej był ślub kościelny i wesele- wesele na drobne 100 par.
Pomiędzy ślubem kościelnym a weselem Pan Młody zdążył się już znieczulić
maksymalnie. Bal weselny odbywał się praktycznie bez młodej pary, bo około
godziny dwudziestej Pan Młody padł trupem - był siny i nieprzytomny.
Wezwano karetkę, która zabrała go do szpitala na odtrucie.
Basia swą noc poślubną spędziła na korytarzu szpitalnym, budząc uśmiech i
współczucie wśród pacjentów i personelu, ponieważ urzędowała w sukni
ślubnej. Bała się cały czas, że za chwilę dowie się, że już jest wdową.
Do Basi dołączyła jej świeżo upieczona teściowa, cały czas robiąc jej wymówki,
że to przez nią jej ukochany Synulek tak się upił.Bo dopóki Synulek nie znał
Basi to nie pił i nigdzie nie balował.
Przez jakiś czas Synulek prowadził się nawet dość trzezwo.Ale gdy Basia urodziła
pierwszą córkę, z rozpaczy, że to nie syn, Synulek ruszył w gaz. Pił dwa dni na umór,
na szczęście był już trzezwy gdy odbierał żonę i dziecko ze szpitala i Basia nic nie
wiedziała o tym jego wyskoku.Ale życzliwi jej potem o tym donieśli.
W rok pózniej Basia urodziła drugą córkę - okazało się, że jednak karmienie dziecka
piersią nie ma działania antykoncepcyjnego, a Synulek gardził takim paskudztwem
jak prezerwatywy.
Gdy młodsza córeczka miała dwa lata Basia dojrzała do rozwodu.
Dość miała wiecznie śmierdzącego alkoholem męża, poza tym Synulek zaczął
wynosić z domu co cenniejsze rzeczy, by mieć dodatkowe pieniądze na picie. Fakt, że
sprzedał ich ślubne obrączki był przysłowiową kroplą, która przelała kielich goryczy.
Basia złożyła pozew o rozwód, zebrała odpowiednią ilość świadków i dokumentów,
miedzy innymi wypis ze szpitala z dnia swego ślubu.
Rozwód orzeczono błyskawicznie - Basia spakowała rzeczy Synulka w 3 pudła i
jej tata odwiózł je do rodzinnego domu Synulka.
Nie było Basi łatwo, ale bardzo pomagali jej rodzice, a potem głównie mama, to tata
zmarł dość szybko.
Basia przeniosła się ze swego rodzinnego miasteczka do stolicy gdzie dostała pracę
i co ważniejsze - służbowe mieszkanie. I wszystko szło już całkiem prostym torem.
Dziewczynki pokończyły szkoły, zrobiły jakieś studia licencjackie, obie już wyszły
za mąż i wyprowadziły się z domu rodzinnego.
Basia poczuła się bardzo samotna. I w tym czasie "przyplątał" się Darek , który
został nowym dozorcą w bloku, w którym mieszka Basia.
Był sympatyczny, uczynny, chętny do pomocy, zawsze chętnie naprawił coś co
wymagało tak zwanej męskiej ręki.
Mieszkał w innej dzielnicy i świtem dojeżdżał do swego miejsca pracy. I był żonaty.
Ale, jak się zwierzał Basi, zamierza się rozejść, bo nic go z żoną nie łączy, dzieci
nie ma i nie będzie. Szukał pokoju do wynajęcia, żeby przynajmniej zimą być na
miejscu.
Basia postanowiła wynająć mu za symboliczną opłatę mniejszy z pokoi. Po jakimś
czasie Pan Dozorca się zadomowił na dobre, a Basia bardzo się z nim zżyła.
Po kilku latach Pan Dozorca odziedziczył mieszkanie po swym ojcu, ale nadal
mieszkał u Basi- za pokój już nic nie płacił, do wspólnego garnka się nie dokładał
ale zakupił samochód. Ale gdy Basia z nim gdzieś jedzie, nawet tylko w jego
sprawach, musi się dołożyć do paliwa. Seksu też już nie ma, bo Pan Dozorca ma
kłopoty z kręgosłupem i grozi mu operacja wypadającego dysku. Poza tym Pan
Dozorca ma dwa metry wzrostu i ostatnio gdy wejdzie na wagę twierdzi, że chyba
zepsuta, bo uparcie pokazuje się liczba sto trzydzieści. Całymi dniami poleguje, bo
przyznano mu jakąś rentę, więc miotłą już nie musi machać.
I Basia zaczyna się denerwować - nie tak miało być - gdy Pan Dozorca się tu
"wmeldowywał" - miał wziąć rozwód a potem ślubem usankcjonować związek z
Basią.
Basia twierdzi, że jest do niego tylko przyzwyczajona ale go nie kocha, niemniej
wolałaby być jego żoną.
I wszystkich pyta co ona ma zrobić? Powiedziałam, że ja to bym pasożyta wycięła
ze swego życiorysu, ale to rozwiązanie jakoś nie przypadło Basi do gustu.
No ale ja jestem mało uczuciowa baba, wiadomo.
poniedziałek, 16 lutego 2015
Post dla tych, którzy......
zaglądają na mój drugi blog i czytali opowiadanie Dom Dusz.
Nieco starsze pokolenie zapewne pamięta przebój czytelniczy sprzed lat "Raz
w roku w Skiroławkach", pióra Zbigniewa Tomasza Nienackiego.
Wg niektórych była to bardzo "nieprzyzwoita" lektura, bo opisy były soczyste, nie
stroniły od barwnych opisów erotycznych. I właściwie książka miała wśród wielu
czytelników taką właśnie etykietkę. Połknęłam ją błyskawicznie, by prędko
dowiedzieć się "co było dalej". Opisywany w niej rejon Polski był dla mnie niemal
obcą planetą - nigdy tam nie byłam , nie znałam "autochtonów".
W dwa lata póżniej przeczytałam "Skiroławki" po raz drugi i dopiero wtedy, nie
goniąc za fabułą, dostrzegłam te wszystkie mądrości, które Nienacki w niej przemycił.
I zachwycił mnie ten manewr przemycenia swoich przemyśleń właśnie w takiej
formie.
W wiele lat pózniej, pewien licealista, kolega mej córki, powiedział mi, że on i jego
koledzy najbardziej lubią czytać książki z cyklu sf i fantasy.Skrzywiłam się na
fantasy, ale wtedy dzieciak wyciągnął z plecaka książkę "Władca much" W.Goldinga
i poprosił bym przeczytała. No i przeczytałam - to było niezłe studium psychologiczne.
I teraz, po wielu, wielu latach zamarzyło mi się napisanie czegoś co mówiłoby o tym
co mnie zastanawia, fascynuje, co również często zastanawia innych a nie mają
odwagi powiedzieć o tym głośno i wszystko to ulokować w fikcyjnym miejscu.
I tak powstał Dom Dusz.
Nie ukrywam, że pisałam tu o wielu miejscach, które istnieją w świecie realnym, jak
choćby opis leśnej drogi prowadzącej do morza (6 km od Jastrzębiej Góry w stronę
Karwi) lub opis górskiej platformy widokowej ( z tym, że ona jest na Łomnicy,w
Tatrach Wysokich, a nie w Alpach).
Reinkarnacja interesuje wiele osób i wielu całkiem poważnych naukowców się tym
zajmuje. Bo to wszystko co jest zawarte w mitach, legendach i wierzeniach od
wieków, nie koniecznie trzeba uważać za bajki i majaczenia.
Niemal wszyscy zastanawiamy się co jest po śmierci - czy coś z nas przetrwa, czy
wszystko gdzieś przepada. I czy istnieje niebo, raj i czy smażymy się w jakimś
piekle. Co jest grzechem a co tylko niezbyt ładnym rysem charakteru.
Coraz bardziej rozwinięta nauka, nowe odkrycia kosmologów, astrofizyków,
umożliwiają nam coraz lepsze rozumienie otaczającego nas świata. A gdy dodać do
tego całą fizykę i mechanikę kwantową czasami czujemy się jak w bajce.
I tak właśnie powstał Dom Dusz - w pewnym sensie kolejna etiuda.
Jeśli ktoś doczytał aż do tego miejsca to mam prośbę - jeśli ktoś przeczyta moje
wypociny na tamtym blogu to jeśli nie ma zamiaru pisać komentarza, proszę
o zostawienie po prostu znaczka " ;) " lub " ;(. "
Obydwa mówią mi, że jednak ktoś to czyta a tamten blog nie jest tylko zastępcą
szuflady biurka.
Nieco starsze pokolenie zapewne pamięta przebój czytelniczy sprzed lat "Raz
w roku w Skiroławkach", pióra Zbigniewa Tomasza Nienackiego.
Wg niektórych była to bardzo "nieprzyzwoita" lektura, bo opisy były soczyste, nie
stroniły od barwnych opisów erotycznych. I właściwie książka miała wśród wielu
czytelników taką właśnie etykietkę. Połknęłam ją błyskawicznie, by prędko
dowiedzieć się "co było dalej". Opisywany w niej rejon Polski był dla mnie niemal
obcą planetą - nigdy tam nie byłam , nie znałam "autochtonów".
W dwa lata póżniej przeczytałam "Skiroławki" po raz drugi i dopiero wtedy, nie
goniąc za fabułą, dostrzegłam te wszystkie mądrości, które Nienacki w niej przemycił.
I zachwycił mnie ten manewr przemycenia swoich przemyśleń właśnie w takiej
formie.
W wiele lat pózniej, pewien licealista, kolega mej córki, powiedział mi, że on i jego
koledzy najbardziej lubią czytać książki z cyklu sf i fantasy.Skrzywiłam się na
fantasy, ale wtedy dzieciak wyciągnął z plecaka książkę "Władca much" W.Goldinga
i poprosił bym przeczytała. No i przeczytałam - to było niezłe studium psychologiczne.
I teraz, po wielu, wielu latach zamarzyło mi się napisanie czegoś co mówiłoby o tym
co mnie zastanawia, fascynuje, co również często zastanawia innych a nie mają
odwagi powiedzieć o tym głośno i wszystko to ulokować w fikcyjnym miejscu.
I tak powstał Dom Dusz.
Nie ukrywam, że pisałam tu o wielu miejscach, które istnieją w świecie realnym, jak
choćby opis leśnej drogi prowadzącej do morza (6 km od Jastrzębiej Góry w stronę
Karwi) lub opis górskiej platformy widokowej ( z tym, że ona jest na Łomnicy,w
Tatrach Wysokich, a nie w Alpach).
Reinkarnacja interesuje wiele osób i wielu całkiem poważnych naukowców się tym
zajmuje. Bo to wszystko co jest zawarte w mitach, legendach i wierzeniach od
wieków, nie koniecznie trzeba uważać za bajki i majaczenia.
Niemal wszyscy zastanawiamy się co jest po śmierci - czy coś z nas przetrwa, czy
wszystko gdzieś przepada. I czy istnieje niebo, raj i czy smażymy się w jakimś
piekle. Co jest grzechem a co tylko niezbyt ładnym rysem charakteru.
Coraz bardziej rozwinięta nauka, nowe odkrycia kosmologów, astrofizyków,
umożliwiają nam coraz lepsze rozumienie otaczającego nas świata. A gdy dodać do
tego całą fizykę i mechanikę kwantową czasami czujemy się jak w bajce.
I tak właśnie powstał Dom Dusz - w pewnym sensie kolejna etiuda.
Jeśli ktoś doczytał aż do tego miejsca to mam prośbę - jeśli ktoś przeczyta moje
wypociny na tamtym blogu to jeśli nie ma zamiaru pisać komentarza, proszę
o zostawienie po prostu znaczka " ;) " lub " ;(. "
Obydwa mówią mi, że jednak ktoś to czyta a tamten blog nie jest tylko zastępcą
szuflady biurka.
niedziela, 15 lutego 2015
Skoro już po Walentynkach....
...to mogę napisać o czymś mało miłym i zabawnym.
Kilka dni wcześniej spotkałam dawno nie widzianą koleżankę. Wyglądała na mocno
zgnębioną, więc zapytałam ją w pierwszej kolejności o zdrowie, bo w pewnym
wieku stan własnego zdrowia może każdego przygnębiać.
Hela wzruszyła ramionami i westchnęła - eee, jak zawsze -jak nie boli to strzyka albo
ciśnienie skacze.
Czyli normalka, podsumowałam niemal radośnie.
No to cię gryzie, że wyglądasz jakby Cię ząb bolał?
Hela rozejrzała się wokoło i powiedziała krótko: boję się. Odruchowo też się
rozejrzałam i zapytałam nieco ściszając głos- a kogo się boisz???
Hela spojrzała na mnie smutnymi oczami- nie kogo a o kogo. Boję się o swoje
dziecko.
Oczami wyobrazni zobaczyłam to jej dziecko - wielce sympatyczna kobieta
w wieku bliższym 60 niż 50 lat. Mądra, wykształcona, z doktoratem, zamężna,
jedno dorosłe dziecko na stanie.
Ojej, zmartwiłam się na zapas - coś ze zdrowiem nie tak? Hela popatrzyła na mnie
jak na niedorozwiniętą umysłowo.
Wreszcie wystękała - bo ja się boję, że oni się rozejdą. Bo on mówi, że ją kocha, ale
jej nie lubi. I myślę, że to jest prawda. Przecież on nadal krytykuje wszystko co ona
robi i za każdym razem pada argument, że jego mamusia tak nie robiła.
Nie tak gotowała, nie tak zmywała, nie tak sprzątała. Nie wiem tylko dlaczego się
ze swoją mamuśką nie ożenił a z moją córką. Od początku jej mówiłam,że to nie
jest dobry człowiek ale nie,ona go uwielbiała. No to ma. Wiecznie się jej czepia.
Nie lubiłam go, ale co miałam zrobić?
Z tego co pamiętałam, Hela od samego początku nie przepadała za wybrankiem swej
córki -twierdziła, że jest on podnóżkiem własnej mamy, która w pewnej chwili
powiedziała do swej przyszłej synowej: "nie myśl, że uda ci się go zabrać na stałe".
Ale przez rok to właśnie córka Heli opiekowała się swą teściową umierającą powoli
z powodu nowotworu, bo mieszkali w jednym domu.
Przypomniało mi się, że przecież córka Heli miała własne mieszkanie, więc się
zapytałam, czy nadal ono jest jeszcze jej własnością.
Bo jeśli tak, to nie ma problemu -córka Heli jest osobą niezależną finansową, ma
swoje własne mieszkanie, a mieszkanie po Heli jest zapisane testamentem na wnuczkę.
Więc jesli nawet ten związek się rozleci to wielkiej tragedii nie będzie. Teraz wszystko
zależy tylko od tego, czy Alę, córkę Heli, satysfakcjonuje życie pod jednym dachem
z człowiekiem, który ją kocha ale nie lubi.
Hela wysłuchała moich wywodów i uśmiechnęła się niemal radośnie - oj, dlaczego nie
zadzwoniłam do Ciebie wcześniej? Krócej bym się tym dręczyła.
Potem każda z nas poszła we własną stronę a mnie teraz dręczy pytanie czy można
kogoś kochać i jednocześnie nie lubić go.
Kilka dni wcześniej spotkałam dawno nie widzianą koleżankę. Wyglądała na mocno
zgnębioną, więc zapytałam ją w pierwszej kolejności o zdrowie, bo w pewnym
wieku stan własnego zdrowia może każdego przygnębiać.
Hela wzruszyła ramionami i westchnęła - eee, jak zawsze -jak nie boli to strzyka albo
ciśnienie skacze.
Czyli normalka, podsumowałam niemal radośnie.
No to cię gryzie, że wyglądasz jakby Cię ząb bolał?
Hela rozejrzała się wokoło i powiedziała krótko: boję się. Odruchowo też się
rozejrzałam i zapytałam nieco ściszając głos- a kogo się boisz???
Hela spojrzała na mnie smutnymi oczami- nie kogo a o kogo. Boję się o swoje
dziecko.
Oczami wyobrazni zobaczyłam to jej dziecko - wielce sympatyczna kobieta
w wieku bliższym 60 niż 50 lat. Mądra, wykształcona, z doktoratem, zamężna,
jedno dorosłe dziecko na stanie.
Ojej, zmartwiłam się na zapas - coś ze zdrowiem nie tak? Hela popatrzyła na mnie
jak na niedorozwiniętą umysłowo.
Wreszcie wystękała - bo ja się boję, że oni się rozejdą. Bo on mówi, że ją kocha, ale
jej nie lubi. I myślę, że to jest prawda. Przecież on nadal krytykuje wszystko co ona
robi i za każdym razem pada argument, że jego mamusia tak nie robiła.
Nie tak gotowała, nie tak zmywała, nie tak sprzątała. Nie wiem tylko dlaczego się
ze swoją mamuśką nie ożenił a z moją córką. Od początku jej mówiłam,że to nie
jest dobry człowiek ale nie,ona go uwielbiała. No to ma. Wiecznie się jej czepia.
Nie lubiłam go, ale co miałam zrobić?
Z tego co pamiętałam, Hela od samego początku nie przepadała za wybrankiem swej
córki -twierdziła, że jest on podnóżkiem własnej mamy, która w pewnej chwili
powiedziała do swej przyszłej synowej: "nie myśl, że uda ci się go zabrać na stałe".
Ale przez rok to właśnie córka Heli opiekowała się swą teściową umierającą powoli
z powodu nowotworu, bo mieszkali w jednym domu.
Przypomniało mi się, że przecież córka Heli miała własne mieszkanie, więc się
zapytałam, czy nadal ono jest jeszcze jej własnością.
Bo jeśli tak, to nie ma problemu -córka Heli jest osobą niezależną finansową, ma
swoje własne mieszkanie, a mieszkanie po Heli jest zapisane testamentem na wnuczkę.
Więc jesli nawet ten związek się rozleci to wielkiej tragedii nie będzie. Teraz wszystko
zależy tylko od tego, czy Alę, córkę Heli, satysfakcjonuje życie pod jednym dachem
z człowiekiem, który ją kocha ale nie lubi.
Hela wysłuchała moich wywodów i uśmiechnęła się niemal radośnie - oj, dlaczego nie
zadzwoniłam do Ciebie wcześniej? Krócej bym się tym dręczyła.
Potem każda z nas poszła we własną stronę a mnie teraz dręczy pytanie czy można
kogoś kochać i jednocześnie nie lubić go.
sobota, 14 lutego 2015
Walentynki
Walentynki to nie tylko dzień zakochanych, to dzień powszechnej życzliwości.
Wszystkiego miłego i dobrego dla moich stałych i okazjonalnych gości!!!
Wszystkiego miłego i dobrego dla moich stałych i okazjonalnych gości!!!
czwartek, 12 lutego 2015
A niektórzy....
Krasnal starszy chodził do szkółki narciarskiej:
I efekty były bardzo szybko.
Młodszy krasnal nie miał ochoty by robić to, co kazała pani instruktorka,
więc
pobierał nauki u własnego taty
Ale wszem wiadomo, że Krasnale najbardziej to lubią
taplać się w śniegu.
A to na Tłusty Czwartek:
wtorek, 10 lutego 2015
Ryż "Osiem wspaniałości"
Więcej z tym pracy niż przy tym hinduskim ryżu, ale smaczne to jest, nawet gdy ja
to zrobię.
Podstawowe składniki:
250 g ryżu 50g masła, 2 łyżki cukru, 50 g rodzynek
100g obranych i posiekanych orzechów włoskich
100g owoców z konfitury (najlepiej wiśni)
50g drobno posiekanej kandyzowanej skórki pomarańczowej
30g płatków migdałowych
Składniki kremu:
150g ugotowanych i obranych ze skórki orzechów włoskich lub kasztanów
jadalnych**
100g cukru, 50 g masła, 50 ml rumu
Wykonanie kremu:
Ugotowane orzechy lub kasztany zmielić, potem utrzeć na gładką masę z masłem
i cukrem.
Dodać rum, dokładnie wymieszać.
Przygotowanie ryżu:
Opłukany ryż zalać 1 l wody, zagotować i gotować na małym ogniu 15 minut.
Odcedzić i wymieszać z cukrem oraz połową masła.
Resztą masła wysmarować naczynie o pojemności ok.1 litra.
Dno i ścianki naczynia pokryć cienką warstwą ryżu. Dno udekorować częścią
bakalii.
Resztę bakalii wymieszać z pozostałym .
Naczynie wypełniać na przemian warstwą kremu i ryżu, tak, aby ostatnią warstwą
był ryż. Wierzch naczynia szczelnie przykryć folią aluminiową.
Naczynie wstawić do dużego garnka z wodą i gotować 1 godzinę.
Po tym czasie ugotowany ryż wyłożyć na talerz tak by utworzył "babę".
Teraz można polać ryż dowolnym syropem***.
Jest to porcja dla 4-6 osób.
** osobiście wolę orzechy
*** raz podałam z syropem wiśniowym, raz z gotowym czekoladowym
No to smacznego życzę
to zrobię.
Podstawowe składniki:
250 g ryżu 50g masła, 2 łyżki cukru, 50 g rodzynek
100g obranych i posiekanych orzechów włoskich
100g owoców z konfitury (najlepiej wiśni)
50g drobno posiekanej kandyzowanej skórki pomarańczowej
30g płatków migdałowych
Składniki kremu:
150g ugotowanych i obranych ze skórki orzechów włoskich lub kasztanów
jadalnych**
100g cukru, 50 g masła, 50 ml rumu
Wykonanie kremu:
Ugotowane orzechy lub kasztany zmielić, potem utrzeć na gładką masę z masłem
i cukrem.
Dodać rum, dokładnie wymieszać.
Przygotowanie ryżu:
Opłukany ryż zalać 1 l wody, zagotować i gotować na małym ogniu 15 minut.
Odcedzić i wymieszać z cukrem oraz połową masła.
Resztą masła wysmarować naczynie o pojemności ok.1 litra.
Dno i ścianki naczynia pokryć cienką warstwą ryżu. Dno udekorować częścią
bakalii.
Resztę bakalii wymieszać z pozostałym .
Naczynie wypełniać na przemian warstwą kremu i ryżu, tak, aby ostatnią warstwą
był ryż. Wierzch naczynia szczelnie przykryć folią aluminiową.
Naczynie wstawić do dużego garnka z wodą i gotować 1 godzinę.
Po tym czasie ugotowany ryż wyłożyć na talerz tak by utworzył "babę".
Teraz można polać ryż dowolnym syropem***.
Jest to porcja dla 4-6 osób.
** osobiście wolę orzechy
*** raz podałam z syropem wiśniowym, raz z gotowym czekoladowym
No to smacznego życzę
Subskrybuj:
Posty (Atom)