Poetycko zaczęłam. Ale nie łudzcie się, tu będzie zero poezji, samo
życie i jak to u mnie - mało romantyczne. Bo ja z romantyzmu już
wyrosłam, niczym dziecko z bucików.
Nie pochwaliłam się Wam wcześniej, ale udało mi się zmienić termin
wizyty u endokrynologa z lipca na dziś. I gdyby nie mój marudzący
lekarz rodzinny, wcale bym sobie takiego trudu nie zadawała. Ale to
porządny facet i strasznie płakał, że muszę mu dostarczyć aktualnej opinii
endokrynologa o stanie mego wątłego zdrowia. Zupełnie nie wiem po
co, skoro od 3 lat leczę się sama - robię prywatnie badanie poziomu TSH,
idę do "rodzinnego" z wynikiem i wspólnie ustalamy czy podnieść dawkę
hormonu. Raz życzę sobie więcej, innym razem mniej i jakoś funkcjonuję.
No ale dla porządku muszę zaznaczyć, że b. mi się ta p. endokrynolog
podoba, ma poczucie humoru, jest komunikatywna i wiedzą niezłą też
dysponuje.
***
Wisiorka typu "cacko z dziurką" już nie mam, rozczuliłam się spojrzeniem
mojej koleżanki - przytulała kamyk do policzka i patrzyła na mnie jakoś
tak.... aż stwierdziłam, że jeśli chce, to niech bierze.
***
Wielbicielom Vincenta van Gogha uprzejmie donoszę, że dwóch panów
naukowców, Steven Naifeh i Gregory White Smith przez ostatnie 10 lat
skrupulatnie przeglądali wszelkie dostępne materiały dotyczące malarza.
Na podstawie różnych listów i opisów doszli do wniosku, że na krótkie
i niezbyt udane życie malarza ogromny wpływ miała rodzina, a dokładnie
surowe wychowanie na plebanii. Z całą pewnością jego usposobienie,
oscylujące od entuzjazmu do skrajnego pesymizmu, nie zjednywało mu
sympatii i miłości rodziny. Większość jego posunięć przyprawiała
wszystkich o zdumienie i przysłowiowy ból głowy.
Najbardziej zdumiał wszystkich, gdy będąc niemal trzydziestoletnim
mężczyzną, zaczął rysować i malować. Rysował i malował bardzo
intensywnie, przez 10 lat namalował niemal tysiąc obrazów i
rysunków i napisał tyle samo listów do młodszego brata, Theo.
Na karty listów przelewał dręczące go myśli i ciągłe prosby o pieniądze,
materiały do tworzenia i o wsparcie moralne dla siebie.
Przez 100 lat wszyscy uznawali, że cierpiący na zaburzenia osobowości
Vincent popełnił samobójstwo. Ale naukowcy odkryli, że to nie było
samobójstwo a przypadkowe zabójstwo. W chwili gdy z pełnym zapałem
tworzył, dostał postrzał z dużej odległości. Od chwili śmierci van Gogha,
aż do chwili kampanii reklamowej premiery filmu "Pasja życia" unikano
tego tematu, przyjmując tezę, że po prostu się śmiertelnie postrzelił.
W lipcu 1890 roku w tym samym miejscu przebywało dwóch braci
Secretan, Rene i Gaston. Młodzi ludzie uprzykrzali dość regularnie
życie malarza, a młodszy z nich, Rene, zabawiał się często w kowboja.
To z pewnością był nieszczęśliwy wypadek, a fakt, że nie odnaleziono
sztalug, ostatniego płótna malarza i oczywiście broni, a bracia tego
samego dnia opuścili Auvers, daje dużo do myślenia, zwłaszcza,
że o tym wszystkim opowiedział właśnie Rene Secretan.
Vincent nie zostawił żadnego listu pożegnalnego, a na łożu śmierci
podobno powiedział: "To ja sam chciałem się zabić".
***
Myślę , że dziś to już nie jest istotne czy sam odebrał sobie życie, bo
wiedział, że jest chory na kiłę, ma padaczkę i napady depresji.
Gdy oglądam jego obrazy nigdy o tym nie myślę, raczej staram się
pamiętać o tym co sam powiedział: "maluję zgodnie z biciem serca".
Więc nic dziwnego, że po tylu latach jego malarstwo nadal zachwyca.
artykuł o nowej biografii van Gogha jest w Forum 3/2012.
Tej tezy o śmierci van Gogha nie znałam - interesująca.
OdpowiedzUsuńWitaj Antonino, dla mnie też było to zaskoczeniem, na tyle dużym ,że o tym napisałam. A przed kilku laty wyhaftowałam gobelinek właśnie "Nocnej Kawiarni" i powędrował do córki.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Zycie nieciekawe, ale za to zostawil swiatu piekna sposcizne.
OdpowiedzUsuńWitaj, bardzo ciekawych rzeczy dowiedziałam się o van Goghu, dziękuję Ci.
OdpowiedzUsuńKiedyś o tym czytałam, ale było napisane tak, że wręcz odstręczyło od dalszego czytania. Dzięki:)
OdpowiedzUsuńNajpierw dzięki za podpowiedź związaną z fanaberiami blogera. Pomogło w 90% :)
OdpowiedzUsuńKsiązką Irwinga Stonea "Pasja życia" jestem zachwycona. Przeczytałam ją jednym tchem już dwa razy.Pozdrawiam :)
Star, właściwie to większość malarzy miała dość nieciekawe życie. A w ogóle ludzie wybitnie ukierunkowani w jakiejś dziedzinie, zawsze mają przechlapane.Najczęściej trudy dnia powszedniego ich przerastają i przygniatają.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Stokrotko, mam jedną poważną wadę- lubię się podzielić z innymi tym, co mnie samą w pewien sposób: zachwyciło, zadziwiło lub rozbawiło, a czasem zasmuciło. Ponieważ dość sporo czytałam o van Goghu, więc się jakoś przyzwyczaiłam do wersji samobójczej śmierci, zwłaszcza w świetle jego kłopotów z psychiką.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Nivejko, bo chyba ten, który o tym pisał nie lubił tak naprawdę van Gogha. Malarz ten z całą pewnością nie przystawał do obowiązujących norm
OdpowiedzUsuńspołecznych , a do tego był mocno niezrównoważony.Smutna jest jego biografia, zresztą większość "malarskich" biografii do radosnych nie należy.
Miłego, ;)
Christino-art, cieszę się,że choc trochę pomogło. Trzeba spokojnie przeczekać te nowinki bloggera, aż wszystko poprawią. Ja czekam aż Google Chrome nieco okrzepną i dopiero wtedy zmienię sobie.Podobnie przeczekam z nowym ustawieniem komentarzy. A film widziałaś, zrobiony na podstawie tej książki? Też był dobry.Dla mnie wszystkie niemal biografie malarzy są piękne i smutne niewymownie. Ciężko jest być genialnym w jakiejś dziedzinie.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Mamon, z całe pewnością rodzina miała go serdecznie dosyć, w ich pojęciu był wyjątkowo nieznośny i kłopotliwy.Może, gdyby jego talent wypłynął wcześniej i gdyby mógł się od dzieciństwa uczyć malarstwa,to może wszystko potoczyłoby się inaczej? Przecież on zaczął rysować i malować dopiero około trzydziestki.Malował w obłędnym tempie, jakby miał świadomoś,że ma mało czasu, tak mi się wydaje ( jak mówi Kai.)
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Niesamowite. Zobacz takie informacje w tyle lat po śmierci, nauka w końcu dociera do sedna sprawy i to jest pocieszające. Caffe
OdpowiedzUsuńCaffe, jest grupa naukowców,którzy niemal specjalizują się w dochodzeniu do prawdy historycznej. Oglądam często program "History" i myślę,że w dobie, kiedy można już w dość precyzyjny sposób obliczyć wiek różnych artefaktów, gdy można zbadać mumie tomografem komputerowym, porobić analizy różnych materiałów, zbadać DNA,ustalić czy historyczny tekst był oryginalny itp., jeszcze nie jeden raz zmieni się czyjś życiorys i ujawnią się nowe fakty.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńWielcy artyści przeważnie mieli życie pogmatwane, ciężkie do zniesienia przez nich samych i rodziny. Czasami nie mieli siły skończyć zaczętego obrazu. Wtedy obrazy kończyły żony, żeby było co do garnka włożyć.
Pozdrawiam serdecznie.
a ja sie pochwalę, że ma wizyte endokrynologa...12 grudnia:) jedyny wolny termin:)
OdpowiedzUsuńCiężko być artystą ...
OdpowiedzUsuńAnabell witaj w krainie tarczycowców, z badaniami robię podobnie;) U Ciebie nad- czy niedoczynność?
Tylko nie zapomnij nam powiedzieć o wynikach badań, a uprzedzając: życzę zdrówka i trzymaj tarczycę w normie!
OdpowiedzUsuń"Pasję życia" i inne biograficzne książki o artystach czytałam bez opamiętania wylewając potoki łez nad ich losem. Van Gogh, jak większość facetów był wzruszająco chłopięcy do końca życia. Dodatkowo odkrył w sobie potrzebę tworzenia. Już nie było miejsca i czasu na normalne życie. Fakt, że był okropny dla bliskich, ale kto z nas jest ideałem? A dla publiki podbija się atrakcyjne fakty zwiększające poczytność książki. Ale w obrazach wciąż jest jego serce i dusza!
AlEllu, wydaje mi się,że gdy człowiek jest tak wyjątkowo mocno ukierunkowany i gdy całym swym jestestwem czuje przymus tworzenia, z całą pewnością jest dla otoczenia nie do wytrzymania.Przeważająca większość ludzi wielkich, twórczych, dawała bliskim "popalić". Dla nich najważniejsza była ich twórczość, a reszta....mniej niż małe piwko:)))
OdpowiedzUsuńMiłego,;)
Beato, a to pierwsza Twoja wizyta, czy kolejna? Ja miałam termin na 4 lipca, ale wydębiłam od I kontaktu nowe skierowanie do endokrynologa z dopiskiem "cito" i załapałam się teraz. Ale termin na 4 lipca mam nadal.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Galopku, choruję na Hashimoto i mam w związku z tym niedoczynność.Stąd znam doskonale stany: "nic mi się nie chce, mogę spać cały dzień, wciąż mi zimno,bolą mnie stawy, bolą mnie mięśnie, jestem ciągle w dołku psychicznym, mam nadwagę, nie mogę schudnąć". Mój poziom ciał przeciwtarczycowych utrzymuje się na poziomie 1080, a norma wynosi 120.Raz do roku robię również badania w kierunku RZS, bo gdy się ma jedną chorobę autoimmunologiczną, to inne często też się ujawniają.Ale daje się z tym żyć, tylko należy dbać o swój dobrostan i pamiętać,że Hashimoto zaciemnia obraz kliniczny innych chorób.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Joter, ja jestem grzeczne dziecko, dbam o siebie, przestudiowałam już wszystkie dostępne w Polsce książki traktujące o Hashimoto.To jest nieuleczalne, bierze się tylko leki niwelujące objawy, w moim przypadku syntetyczny hormon tarczycy. Dawkę mam dobrą, którą już sobie wypróbowałam. A z kiepskimi nastrojami i różnymi bólami już się nauczyłam żyć. Gdy się wie co się ma, to łatwiej to wszystko znieść. Człowiek się z reguły boi czegoś nieznanego. Gdy czytam biografie różnych genialnych ludzi, to okazuje się,że każdy z nich w pewien sposób nie był przystosowany do takiego "normalnego" życia. Wielu z nich miało obok siebie partnerki o anielskiej wręcz cierpliwości, wyrozumiałości, dobroci i w moim odczuciu prawie za każdym męskim genialnym sukcesem stała kobieta. Bo albo była natchnieniem albo umożliwiała mu istnienie w szarej codzienności.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Kochana Anabell, dzięki za informacje o van Goghu. Przekonanie o samobójczej śmierci van Gogha odpowiadało naszym wyobrażeniom o tym skomplikowanym artyście. Nie mniej to co podajesz wskazuje na zabójstwo na życzenie. Ale dzieła i tak są wspaniałe.
OdpowiedzUsuńA co do endokrynologa, u mnie podobna sytuacja, długie wyczekiwanie na wizytę, badania za własne pieniądze i też samodzielny dobór dawki.
Pozdrawiam serdecznie. Nola
Nolu, nie mogę się oprzeć wrażeniu,że jeszcze trochę a moja bratowa i ja zrobimy doktorat z Hashimoto.Tym lekarzom to niewątpliwie jest bardzo obojętny los pacjenta. Dobrze,że chociaż lekarza I kontaktu mam naprawdę dobrego.Ile bierzesz teraz hormonu? Ja biorę 75 mikrogramów, ale podejrzewam,że to ciut za mało.Po wizycie małego wszystko Ci opiszę.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Od lat leczyłam się w naszej placówce endokrynologicznej na niedoczynność Bylam w wtorek ze skierowaniem by ustalić kolejkę i następną wizytę. Jakież było moje zdziwienie, kiedy w recepcji usłyszałam że teraz jeszcze tylko nadczynność tam leczą. A gdzie tą niedoczynność,ja pytam tą panią, a ona mi na to , o, tego to ja nie wiem proszę o to się zapytać w swojej przychodni rejonowej.Jutro się tam wybiorę. Ale w cuda nie wierzę hehe. Pozdrawiam-;))
OdpowiedzUsuńUleczko, głowa mała, żeby to pojąć.Zadzwoń koniecznie do waszego NFZ i ich o to zapytaj, zamiast się plątać od lekarza do lekarza. Endokrynolog leczy i jedno i drugie, przynajmniej w Warszawie. Owszem, nie wszyscy wiedzą jak leczyć przy Hashimoto (chodzi o to, by kontrolować, czy nie dochodzą również inne choroby autoimmunologiczne),ale nie słyszałam jeszcze o podziale specjalności na endokrynologów od nadczynności i niedoczynności. Wyodrębnieni są lekarze endokrynolodzy ze specjalnością ginekologiczną.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)