drewniana rzezba

drewniana rzezba

poniedziałek, 17 grudnia 2018

Święta nadchodzą......

.....czyli "roboty huk".
No cóż, nie ma wprawdzie u mnie  szału sprzątania z okazji świąt, bo sprząta się
wszystko "na bieżąco", ale będę musiała stanąć dzielnie przy garach i nieco
w nich pomieszać. 
Oczywiście głównie lewą ręką, bo prawa nadal nie za zdrowa.Ale już nie puchnie,
prawie  sukces.
Gdy przy jednym stole  zasiadają: bezglutenowcy, cukrzyczka, wszystkożercy
oraz  dwaj  mali "wydziwiacze pokarmowi", to szykowanie tego, co mogą
i lubią jeść wszyscy  przypomina mi szukanie igły w stogu siana.
Nie będę ukrywać - dla mnie święta jako takie mogłyby nie istnieć- gdy jeszcze
pracowałam  to były po prostu dni wolne od pracy, poprzedzone jakimś obłędem
w zdobywaniu  dóbr na stół.
Odkąd jestem na emeryturze i każdy dzień mam wolny są to raczej dni w których
można, jeśli się ma ochotę, spotkać z miłymi  sercu osobami.
A wulgaryzując zagadnienie- święta to były wtedy gdy byłam dzieckiem, czekałam
na nie z niecierpliwością a jedynym zmartwieniem była lekka niepewność, czy list
napisany do św.Mikołaja na pewno do niego dotarł, czy będę mogła pójść nieco
później spać, czy  tak zapracowany Mikołaj zdąży do mnie  dotrzeć, czy  babcia
zrobi moje ulubione wafelki, czy będą pomarańcze, czy będzie na pewno choinka,
bo już tylko 2 dni do świąt a jej wciąż w domu nie ma, no i gdzie ten Mikołaj
położy prezenty? I kiedy tego karpia wypuszczą z wanny?
A potem budziłam się w wigilijny poranek, a kilka kroków od mego łóżka stała
piękna pachnąca lasem choinka, błyszcząca od ozdób - z aniołkiem , który
przysiadł na jej czubku, pełna  bombek, owinięta łańcuchami z glansowanego
papieru (które jeszcze dwa miesiące wcześniej pracowicie kleiłam wraz
z dziadkiem) z cukrowymi soplami, małymi czerwonymi jabłuszkami, które były
tylko do ozdoby, z kolorowymi świeczkami.
Stała cicha, pachnąca, lśniąca od "anielskich włosów" i srebrzystej lamety a ja
wciąż  nie wiedziałam skąd ona się wzięła tak rano w domu, skoro nie było jej
gdy kładłam się  spać.
A potem przez większość  dnia sterczałam przy oknie wypatrując czy aby nie
jedzie   Mikołaj z prezentami.
I zawsze nagle rozlegał się dzwonek u drzwi wejściowych i nim wykokosiłam
się z parapetu okiennego by pobiec do drzwi, Mikołaj znikał (no bo się spieszył
do innych dzieci) a na naszej wycieraczce pod  drzwiami leżał czerwony worek
zamknięty konopnym sznurkiem, i miał przypiętą kartkę  z napisem : "ul.Narbutta
74 m 21, pod choinkę".
A potem było czekanie do wieczora, do chwili  gdy na stole pojawiły się owoce
i słodycze, a ja rozdarta pomiędzy ciekawością co mi ten Mikołaj przyniósł a
słodyczami, które rzadko gościły na stole kręciłam się na krześle jakby mnie
mrówki obłaziły.
Wreszcie Dziadek podchodził do " mikołajowego worka" i wyciągał z niego
prezenty.
Nie za długo wierzyłam w Mikołaja - dokładnie to tak długo, dopóki nie poszłam
na imprezę "choinkową"  organizowaną w miejscu pracy dziadka.
Niestety, bez trudu  rozszyfrowałam, że  Mikołajem był jeden ze znajomych
mego dziadka, pan S., o czym wielkim głosem poinformowałam inne dzieci.
Nasze Krasnale wiedzą, że Mikołaj nie istnieje - starszy wie  to już od dawna,
młodszy zaś podejrzewa, że to bujda z tym Mikołajem, ale do końca wcale nie
jest pewny czy  Mikołaj istnieje czy też nie.
Obaj ubóstwiają poranek wigilijny, gdy  pod choinką leży stos prezentów - cały
dzień kręcą się obok, ale nie wolno niczego dotykać.
Dopiero po kolacji obaj rozparcelowują prezenty. Jeden czyta dla kogo jest dany
prezent, drugi  wręcza, po jakimś czasie  następuje  zmiana obowiązków.
A gdy już wszystkie paczuszki rozdane następuje zbiorowe rozpakowywanie
prezentów. I na środku pokoju rośnie stos papierów.
W tym roku wszystkie prezenty wylądowały u mnie, miałam za zadanie tak
popakować  by było jak najwięcej paczuszek.
Trwało to jak wieczność,mam nadzieję, że więcej tych prezentów nie będzie.
Bo moja ręka może znów zastrajkować z przepracowania.
Jeżeli pamiętacie swoje święta z czasu dzieciństwa - napiszcie tu,proszę, choć
kilka słów.


28 komentarzy:

  1. Pamiętam podobnie jak Ty i jak wielkie przeżyłam rozczarowanie gdy pewnego roku poznałam w Mikołaju
    naszego sąsiada, bo nie zmienił butów.

    W święta zawsze przychodzili do nas dziadkowie, na smakołyki czekało się cały rok, bo na co dzień nie było ich w sklepach, a w Sylwestra dom pełen gości, bo ojciec miał imieniny...
    Teraz staramy się choć cześć z tamtej atmosfery zachować, tym bardziej, że dorosłe dzieci bawią się razem z nami, a gdy będą wnuki to dopiero będzie radość!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święta pod kątem "radość dzieciom" to spłacenie długu wobec naszych rodziców lub opiekunów.
      Zbyt mała dbałość o przebranie psuje całą sprawę, ale zbyt wielka też może zepsuć.Spędzaliśmy kiedyś święta u mego brata ciotecznego, jego córcia miała 2,5 roku, moja 4 lata. Mikołajem był mój mąż, który miał ewidentny strój Mikołaja i maskę mikołajową na twarzy.Wyglądał nieco nienaturalnie- to fakt.Miał tylko zadzwonić do drzwi, zapytać się czy są tu grzeczne dzieci i zostawić wór z prezentami. No to zadzwonił do drzwi, dziewczynki pobiegły do drzwi by zobaczyć kto przyszedł, bratowa otworzyła drzwi i mój mąż sztucznym basem zapytał czy są tu grzeczne... i w tym momencie obie dziewczynki ryknęły płaczem i uciekły. A my z bratową mało nie padłyśmy ze śmiechu, bo mój zdezorientowany mąż nadal buczał poprzez tę maskę. W końcu wrzucił worek do przedpokoju i...uciekł.

      Usuń
  2. Moje wspomnienia o tym okresie sa bardzo podobne wiec wiele nie moge dodac poza tym ze u nas to jakby prezenty dostawalo sie dwa razy: no bo byl Mikolaj ktory wkladal je pod poduszke a to bylo troche przed swietami, pamietam rowniez ze bardzo popularne byly rozgi. Jakos teraz ani ich nie widze ani nie slysze. Czyzby kazdy byl tak grzeczny caly rok ze nikt juz rozg nie otrzymuje?
    A takze pamietam swieta gdy to moj brat dostal pierwszy rower i tak go pilnowal i trzymal przy sobie ze spal z nim! Tak, mial go ze soba w lozku i rodzicom nie pozwalal polozyc go na podlodze kolo lozka. Nie pamietam ile nocy to trwalo, moze ta jedna pierwsza , moze nie?
    Pamietam rowniez jak jednego roku choinka sie nam od swieczek zapalila a byla posypana oprocz wlosami anielskimi, szklana wata. Ojciec gasil ja przydeptujac tlace sie galazki i nawbijal sobie to szklo, bardzo drobne i niwidoczne , do stop, bo wszystko dzialo sie wczesnym rankiem gdy lezelismy jeszcze w lozkach wiec byl na bosaka. Nawet lekarz nie mogl wszystkiego usunac bo tak bylo drobne i niewidoczne a dokuczliwe ze ojciec pare dni nie mogl wogole chodzic. W koncu jakos sie wykruszylo i przeszlo.
    A najbardziej, oprocz choinki, pamietam wszystkie przygotowania i gotowania. Ilez moja mama sie nagotowala, napracowala. Gdy teraz o tym pomysle to doslownie otworzylby cukiernie z ta iloscia przeroznych plackow. A ojca pasztet z zajaca to do dzis wspominam i tesknie - juz nigdy wiecej tak wspanialego nie jadlam jak wtedy.
    Mnie dokucza kolano ale wczoraj swietnie sie spisalo przy pedicure pozwalajac mi zrobic i wykrecac ta noga ile bylo potrzebne.
    Nie zameczaj sie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację- grudzień był miesiącem wybitnie "prezentowym". 6 grudnia były "Mikołajki" i tego wieczoru pod poduszką zawsze czekał jakiś drobiazgu mnie najczęściej jakieś słodycze, bo byłam łasuchem. Pasztet z zająca to się w domu dziadków robiło na Nowy Rok.A świeczek na choince nigdy nie zapalano, bo była cała w tych "anielskich włosach" a one łatwopalne.
      Ja robię w tym roku pasztet,na święta, ale bez zająca, z 3 rodzajów mięsa.
      Dobrze, że Cię nie bolało, ale chyba jednak idź z tym do ortopedy. Bo kolano to taki dość podstępny staw i może Ci się zrobić z tyłu kolana wysięk, który z czasem twardnieje i potem jest z nim kłopot. Nie zamęczam się, dziś całe popołudnie słuchałam nagrań Caro Emerald. Świetnie ta dziewczyna śpiewa!

      Usuń
  3. Mam podobnie. Pamiętam jak żyło jeszcze paru seniorów w mojej rodzinie (Babcia ze strony Staruszka, wujek, ciocia), wtedy Wigilia miała zupełnie inny wymiar. Teraz na Święta spotykamy się w porywach w 4-5 osób, też atmosfera zmieniła się jakoś. Ogólnie mówiąc zniknęła magia, a pojawiły się niemiłe sytuacje. Parę razy czułem się źle w Święta, co za tym idzie jakoś szczególnie nie czekam na te dni.

    Tak też może być, muszę właśnie naszykować się też na jakieś niespodzianki mniej miłe w pracy.

    Trochę miałem okazję porozmawiać, jednak więcej czasu zeszło nam na temat tego, skąd trafiliśmy na staże. :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Piotrusiu, najważniejsze to móc robić w święta to co się lubi. Myślę, że zdrowotnie już wyszedłeś na prostą
      i spędzisz miło ten czas, nawet w szczuplejszym gronie.
      Miłego;)

      Usuń
  4. Mnie święta zawsze kojarzyły się z ogromną nerwówką, bieganiem, załatwianiem wszystkiego na ostatnią chwilę, smażeniem, pieczeniem, sprzątaniem... W telewizji sielsko anielsko, filmy familijne i uśmiechy, a u nas - byle dotrwać do Wigilii, a później można już paść na krzesło i odetchnąć. Choć nie przeczę, jako bardzo małe dziecko lubiłam je, bo dostawałam prezenty.
    Dziś już nic nie muszę. Święta to dla mnie czas odpoczynku, wolnego od pracy, okresu, w którym mogę spać ile wlezie, oglądać głupie filmy, czytać, wyciszyć się. Więc teraz je lubię.

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak , nie da się ukryć, że w Polsce zawsze człowieka przyprawiały o ból głowy zakupy. To gotowanie to już była "pestka". Dzieckiem już nie jestem, a nadal dostaję z okazji świat jakieś prezenty i innym tez je daję. Na szczęście to są prezenty "spodzianki"- niespodzianek nienawidzę.

      Usuń
  5. Aniu, napisze tylko, że masz przecudowne wspomnienia. Czytałam z łezka niedowierzania w oku. Moje takie nie były. I w odróżnieniu od ciebie, kocham święta od kiedy urządzam je we własnym domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziadkowie zastępowali mi rodziców i bardzo się starali bym nie odczuwała ich braku. Zresztą ja do nich mówiłam mamo, tato,nawet gdy już do mojej świadomości dotarło, że to nie są rodzice. Ta pojawiająca się "znikąd" choinka była rewelacyjnym pomysłem - istna magia.

      Usuń
  6. u mnie mikołaj był 6.12 pod poduszką, na wigilię była gwiazdka a mikołaja widziałam tylko w kościele i nie miała in nie wspólnego z tym mikołajem którego znałam z amerykańskich bajek,ooo Jak bardzo byłam rozczarowana :) a teraz mogłabym w ogóle nie mieć świąt, w tym roku nie nie robię, z rodziną siostry, mężowie, siostrzency itd.wynajeliśmy pensjonat w górach, będzie wielka biba;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i bardzo, bardzo dobry sposób na święta- bardzo lubiłam wyjeżdżać na ten czas w góry- przynajmniej się nie zadręczałam zakupami, staniem przy garach itp. ponurymi sprawami.Życzę Ci samych radości w czasie tego wyjazdu!.

      Usuń
  7. Moje Święta czasu dzieciństwa były bardzo biedne i smutne, więc wolałabym ich nie wspominać....
    Dopiero gdy założyłam własną rodzinę zaczęły być normalne a nawet szczęśliwe.... A teraz Święta z wnukami to już prawdziwa radość.... Niech trwają jak najdłużej...
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas nie było "bogato" bo to jednak były czasy tuż po wojnie a moi rodzice chyba nie zdawali sobie sprawy z faktu, że utrzymanie dziecka jednak kosztuje i żadnych pieniędzy nie dawali.Zapewne wydawało im się, że wychowanie dziecka jest równie nisko nakładowe jak jego "zmajstrowanie". Zabawek to nie dostawałam, zawsze były to rzeczy potrzebne i pożyteczne, wtedy wszystko było atrakcją, nawet nowe rękawiczki, oczywiście jednopalcowe.A najbardziej "zabawkowe" to były.... kredki. Podejrzewam, że dziadkowie jak rok długi szykowali te świąteczne prezenty.To były czasy, w których jeszcze królowało przekonanie, że najcenniejsze prezenty to te zrobione własnoręcznie, jako że liczyła się inwencja i trud włożony w wykonanie nawet drobiazgu. Gdy już poszłam do szkoły to też nam tak mówiono - przynajmniej w tych trzech pierwszych klasach.
      Buziam;)

      Usuń
  8. Masz rację najpiękniejsze święta były w dzieciństwie.
    To czekanie, te zapachy , a teraz nawet choinki nie pachną :-))
    Prezenty były pod choinką jak zasiadalismy do wieczezry wigilijnej
    i po niej rozpakowywane.
    Święta to było czytanie książek, dużo książek...
    Pyszne jedzenie przygotowane przez Mamę,
    którego już nikt nie potrafi tak zrobić...
    Ech chętnie bym wróciła do tych czasów...
    Raz do roku :-)
    Pozdrawiam serdecznie i świątecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nawet mam tamte stare przepisy, ale.... zbyt mało uwagi przywiązuję do jedzenia by sterczeć godzinami przy garach.A teraz to mam sporo ograniczeń dietetycznych, z kolei innych dań zwyczajnie nie lubię, tak, że nawet się nie wysilam. Z dań wigilijnych lubię: zupę z suszonych grzybów, pierogi z grzybami, koniecznie odsmażane, może być też barszcz czerwony z grzybowym pasztecikiem i sam mak, bez ciasta, czyli coś co się nazywa tortem makowym. Ryb nie jadam, ciast nie jadam, żadnych kutii itp. regionalnych dań też nie. I to co w moim domu ląduje na świątecznym stole z reguły nie ma nic wspólnego z jakąś typową kolacją wigilijną, zwłaszcza, że zawsze jest jakieś mięso, przeważnie wariacje drobiowe.
      Serdeczności Krysiu ;)

      Usuń
  9. Jestem niewierzący, więc Święta są dla mnie wspaniałym spotkaniem rodzinnym pełnym tradycji. Lubię ten czas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie Ty jeden, nie Ty jeden, bo my też.Od pewnego czasu zbiórki przy suto zastawionym stole są dla mnie męczarnią, no ale zawsze po jedzeniu są jakieś desery, coś dobrego do przegryzania,owoce nie tylko południowe, kawa i niewysokie procenty do wypicia i wtedy można spokojnie posiedzieć i pogwarzyć.

      Usuń
  10. Koszmarne jest przygotowywanie ryb smażonych, ryb faszerowanych w galarecie, śledzi w kilku rodzajach, bigosu, pieczystego, duszonego etc. Najgorsze, bo musi to zrobić osoba, która mięsa i ryb nie je :( Inne aspekty świat jak spotkanie się przy stole, na stare lata budzi moją radość. Może dlatego, że oprócz nas dwojga będą dwa pokolenia wprzód czyli młode święta u nas :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas będzie trzypokoleniowa biesiada i całe szczęście, że tym razem nie będzie żadnego wegetarianina (bo kiedyś i taki gość się trafił)- nasi wnukowie mają mocno ograniczony repertuar menu, bo to wychowankowie żłobka i przedszkola. Będzie jedna osoba z cukrzycą, dwie bezglutenowe w tym jedna bezlaktozowa i wszystkożercy.No i tak sobie głowę nieco łamię co mam zrobić, bo wspólne posiłki zaczną się już od soboty i potrwają do Sylwestra.Chcę przygotować wszystko na zapas, żeby nie sterczeć w kuchni gdy już będą goście.
      Miłego Iv;)

      Usuń
  11. U mnie Mikołaj przychodził 6. grudnia, a w Wigilę zawsze odwiedzał nas Gwiazdor. Jako dziecko, zawsze uważałem, że Mikołaj to cienki Bolek - co to jest te parę cukierków pod poduszką! Za to Gwiazdor, to jest gość! Z worem prezentów i z rózgą. I ta niepewność - czy aby ja na pewno byłem na tyle grzeczny, żeby mi tą rózgą nie przyłożył.
    To były emocje! My się Gwiazdora BALIŚMY! Taki miał u nas autorytet.
    Ale jaka ulga była, gdy już wyszedł i zostawił nam te wszystkie cudowne prezenty!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Warszawie dwa razy był Mikołaj- 6 i 24 grudnia. Określenie Gwiazdor spotkałam też na Pomorzu.
      Wiesz,obojętnie jak Go nazywali, grunt, że nam prezenty przynosił a my byliśmy szczęśliwi;)

      Usuń
  12. a ja mam doła... nie wiem czy ludzie liczą na cud świąteczny. Chyba przestanę lubić święta.Kiedyś było fajniej. Zawsze można było się schować u mamy,,,,,teraz mamy nie ma i nie ma gdzie uciec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, od dziecka mnie uczono, że wszyscy od złapania perwszego oddechu zaczynamy iśc kusmierci. Do tego po jakims czasie dodano, że gdy pierwsi odchodza dziadkowie, potem rodzice, czyli pokolenie po pokoleniu to jest wszystko normalne, nie jest to tragedią tylko porządkiem rzeczy, choć trudno się z tym pogodzić. Tragedią jest gdy dzieci odchodzą przed rodzicami. I moja babcia (ta co mnie wychowała i która mnie tego wszystkiego uczyła, przeżyła śmierć swego syna- mój ojciec umarł gdy miał 49 lat.Rozumiem, że Ci jest trudno i smutno, w pierwszej chwili zawsze zawodzi nas wyobraźnia i nie wyobrażamy sobie jak my, nagle osieroceni, (choć dorośli) będziemy dalej żyć. Otóż Jaguś, będziemy żyć wpierw z rwącym bólem, potem ból jednak łagodnieje i nawet cichnie. Nie wiem czy to Cię pocieszy co napisałam, ale wierz mi- tak właśnie jest.
      Nie można się całe życie chować w ramiona rodziców,nadchodzi chwila, że musimy sami dać radę wszystkie problemy rozwiązać i jeszcze być podporą dla kogoś. Lub święta nadal, warto, niezależnie jaki wymiar ideologiczny mają dla Ciebie. Nie uciekaj, właśnie nadeszła trudna dla Ciebie pora, ale dasz radę, naprawdę!!!!
      Przytulam serdecznie, choć tylko wirtualnie;)

      Usuń
    2. Owszem, masz rację. To wszystko jest takie logiczne ale i zarazem trudne do ogarnięcia

      Usuń
  13. No i zeżarło mi komentarz :(, który zresztą zaczęłam pisać już wczoraj.

    OdpowiedzUsuń
  14. Napiszę więc tylko, że niewiele pamiętam tych świąt, chociaż te firmowe wigilie też jakieś były. Nie pamiętam też, kiedy przestałam wierzyć w Świętego Mikołaja. Najgorsze było, kiedy sobie uświadomiłam, że od tych świątecznych wypieków i słodyczy niestety d... i brzuch rośnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Zdrowia z ręką życzę, jutro będę w podróży, to może Cię złapię przez telefon, dziś miałam jechać, ale tyle mam jeszcze do zrobienia, że bym dojechała w nocy, a wolę się oszczędzać. Buziaczki!

    OdpowiedzUsuń