Nawet ten jesienny, teraz coraz częściej mokry, rozmazany, z liśćmi
rozpaćkanymi na chodnikach i jezdniach.
Podoba mi się stara zabudowa Berlina, bo są tu podwórka. Kiedyś każda
kamienica miała budynek główny i tzw. oficyny - najczęściej kamienice były
budowane na planie litery C lub L. Mieszkania w części reprezentacyjnej, tej
od ulicy były droższe, w oficynach tańsze. Teraz też tak jest. Np. w "mojej"
kamienicy mieszkania w oficynach są tańsze , już choćby dlatego, że tam
nie ma windy a w części mieszkań wszystkie pomieszczenia "wychodzą" na
jedną stronę. W moim mieszkaniu jeden pokój ma balkon i okna od strony
ulicy, drugi pokój, łazienka i kuchnia mają okna od strony podwórka.
Z kuchni i sypialni (łazienka ma szyby matowe) widzę brzozy - dla mnie są
piękne jak rok długi:
Podwórka między domami z reguły nie są wielkie, ale za to zawsze
są na nich drzewa.
Na tym drzewie to siedzi gołąb leśny. No cóż, ten akurat wybrał na swe
siedlisko miejskie podwórko. Mieszka tu już od kilku lat.
A na koniec "zasuszony symbol jesieni", czyli kasztanowiec w roli
kwiatka, oraz miejski, jesienny dywan
Miłego dla Was wszystkich.
P.S.
Zdjęcia powiększamy "kliknięciem"
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńCudownie jest polubić miasto i dom, do którego się przeprowadziło. Strasznym musi być ponieść trudy życiowej decyzji o przeprowadzce, a potem narzekać i być niezadowolonym. Szczególnie, gdy nie ma możliwości odwrotu.
Gratuluję więc po stokroć tego udanego kroku.
Pozdrawiam serdecznie.
Tę decyzję podjęliśmy dosłownie w 10 minut- do dziś nie wiem co nami kierowało. To była wielce intuicyjna decyzja. Teraz już wiem,że to była dobra dla mnie decyzja.Mężowi dobrze się tu żyło, szkoda tylko, że tak krótko.
UsuńSerdeczności;)
Ciesz oczy, poki jeszcze mozesz, bo tez moze przyjsc zly czlowiek z pila i bedzie po brzozach. :((( Gdyby miesiac temu ktos mi powiedzial, ze strace nasza brzoze, wysmialabym go.
OdpowiedzUsuńBerlin to piekne miasto, teraz jeszcze piekniejsze, bo zadbano o czesc wschodnia, ale dla mnie stanowczo za wielkie, juz bym sie zle czula w takim molochu. Zwiedzic owszem, ale na stale nie chcialabym. Powoli Getynga staje sie dla mnie za duza, chcialabym na wies, ale pewnie tu zostane, z roznych przyczyn.
Podobno w Berlinie trudno jest wyciąć drzewo - mam tego przykład na swojej ulicy- uschnięte drzewo rok czekało na zgodę by je wyciąć. W końcu wycięli, ale zostawili po nim całkiem sporej wysokości pieniek. A już się właściciele samochodów naiwnie cieszyli, że przybędzie
Usuńjedno miejsce do parkowania. Nic z tego, pieniek sterczy i jeszcze go ogrodzili.
Mnie ogrom Berlina nie przeszkadza,jestem dzieckiem betonowej dżungli.Dzielnica warszawska, w której spędziłam całe dzieciństwo aż do zamążpójścia, to właśnie dzielnica dużych kamienic wybudowanych tuż przed wojną.To był stary Górny Mokotów.
Anabell, masz to szczescie , ze mieszkasz w tej drozszej i piekniejszej czesci Berlina – a punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia, wiadomo, wiec nic dziwnego , ze tak lubisz te okolice.
OdpowiedzUsuńNie wszystkie jednak takie sa – sa duze stare dzielnice Berlina, gdzie zabudowa nie jest tak ozdobna
czy zadbana, i nie zawsze na podworkach z tylu sa drzewa. Najczesciej tylko beton.
My mieszkalismy w dzielnicy Wedding – i od przodu kamienica byla jeszcze w miare OK, ale od tylu byla to typowa betonowa “studnia “, okna wychodzace tylko na waskie i ciemne podworze. Jak sie wrzucalo butelke do kosza to
echo szlo jak w prawdziwej studni. Te kamienice ciagna sie tam wzdluz wszystkich ulic.
Wiele takich wlasnie studni znajduje sie tez w W-wie czy w Krakowie.
Podobna zabudowa ciagnie sie tez w Kreuzbergu, Neukoelln, czy w tych dawnych wschodnich dzielnicach.
Mnie te dzielnice przygnebialy, byly szare i ponure , i z przyjemnoscia sie stamtad wyprowadzilam.
To, w ktorej czesci miasta sie mieszka , ma naprawde wielkie znaczenie. Berlin jest wielki i ma wiele cudnych miejsc
do zaoferowania i wiem, ze zostal mocno zrewitalizowany, ale nie chcialabym tam mieszkac.
Zostal we mnie chyba uraz, tym bardziej , ze mocno dostalam w kosc w tym miescie.
Natomiast z Twoich postow przebija zupelnie inny obraz miasta i zawsze czytam o tym z przyjemnoscia.
Pamietam tez okolice naszego Konsulatu – tam rzeczywiscie jest slicznie, cicho, zielono, piekne wille i miejsca do spacerow.
Masz rację Kitty- mieszkam w dobrej dzielnicy, jest tu dużo pięknych, starych domów, większość zrewitalizowanych i bardzo zadbanych,bo nadal kamienice mają swoich właścicieli, nie są "niczyje", czyli nie są własnością miasta. Nasza Ambasada i Konsulat są w dzielnicy Grunewald- dzielnicy pięknych , ogromnych willi, której poświęciłam jeden post z dnia 17 maja tego roku,p.t. "Zmęczona jestem...."
UsuńKażde miasto na świecie ma lepsze i gorsze dzielnice.
Jakoś tak się składa, że nie byłam w Neukoelln. Północne dzielnice Berlina, ongiś bardzo przemysłowe nie są "urodne" ale i tam można znaleźć ładne kamienice, ale właśnie brak im rewitalizacji. Ostatnio krążyliśmy po dawnym Wschodnim Berlinie- tam się dużo zmienia, nadal jest placem budowy bo dobrym pomysłem jest jego zmienienie na tyle, by nie przypominał socrealistycznej zabudowy Moskwy. Sądzę, że przed wojną Berlin był naprawdę bardzo ładnym miastem. Jest jeszcze jedna super willowa dzielnica - Dahlem. Tam są przepiękne wille, dzieła architektów znanych nie tylko w Europie. W sumie Berlin jest bardzo zielonym miastem i za to też go lubię.
Berlin...
OdpowiedzUsuńBerlin Zachodni...
Kreuzberg, ten dawny, stary, którego już dawno nie ma...
ale tam były jazdy :D
se ne wrati...
p.jzns :)
Nie bywałam w Berlinie przed zjednoczeniem Niemiec.Wiesz, Piotrze, nic co było dobre, zabawne i miłe to się z reguły nie wraca. Tylko chichot historii co jakiś czas powraca.
Usuńtiaaa... z tamtego Berlina pamiętam jeszcze kontrasty: we Wschodnim szaro i smutno, w Zachodnim kolorowo i wesoło... potem, po zjednoczeniu bywałem już tylko przejazdem, dosłownie chwilowo, więc nie mam nic do pamiętania... a historia faktycznie chichocze, ale jak pomyślę, że w Polsce tak wiele zmierza do powrotu szarości i smutku, to niekoniecznie mnie się chce chichotać...
UsuńByło im wesoło w tym Zachodnim Berlinie, bo ludziom państwo dopłacało do czynszów by tylko chcieli tu mieszkać. No wiesz, dopóki jeszcze jest UE to masz prawo zamieszkać w dowolnym państwie należącym do tego "klubu". Tu tylko szalenie drogie są usługi weterynaryjne, ale mieszka się naprawdę fajnie. I ludzie jacyś inni, ciągle się uśmiechają do siebie, nawet jak się nie znają.
UsuńTaką jesień pełną żółknących i pożółkłych liści to ja lubię. No i Berlin też bardzo lubię. To bardzo różnorodne, ale też eleganckie miasto. Gdybym kiedyś jeszcze miała gdzieś mieszkać w Niemczech, chętnie zamieniłabym moje obecne miejsce zamieszkania na Berlin właśnie.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla pana gołębia. U nas już nie znajdziesz kasztanów, wszystkie się wysypały i zostały posprzątane z ulic.
Pozdrowienia
Ten kasztan jakoś się bardzo fajnie ususzył, jest w domu od września. Ja mam nadzieję, że jednak osiądziesz kiedyś w Berlinie.
UsuńMyślę o tym częściej, niż Ci się wydaje, tylko na razie mnie przeraża wizja kolejnej przeprowadzki i możliwość załatwienia tego wszystkiego, co musiałabym załatwić w tym celu.
UsuńTeż mam zbiór ususzonych kasztanów, tylko one potem już tak ładnie nie wyglądają niestety.
Piekna ta Twoja okolica, Anabell. Podworko wrecz urocze, zadbane. Nawet laweczke tam macie. Na piewrwszym zdjecie widac wiate na rowery? Patrzac na to zdjecie balkonu, widze jak wysokie musza byc mieszkania w Twojej kamienicy, chyba o tym pidalas, ale nie pamietam juz: 3,5 metra maja? Ja vale zycie mieszkalam w blokach, takich z poczatku i koncowki lat 60-tych. Sufity duzo nizej nad glowa, dlatego w wysokich pomieszczeniach czulabym sie nieswojo, jakos nieprzytulnie. Ale z kolei ludzie przyzwyczajeni do mieszkan w kamienicach moga zle czuc sie w takich blokowych mieszkaniach - zbyt malo przestrzeni.
OdpowiedzUsuńZdjecia naprawde bardzo ladne.
Na tym pierwszym zdjęciu jest "cudze" podwórko, a ta szopa jest koszmarna. Nie wiem nawet co tam trzymają. Nasze podwórko rzeczywiście jest zadbane. Mieszkania wysokie, ale i tak "obniżone", bo są sufity podwieszane.
UsuńChyba jest 3,5 m, w każdym razie bez specjalnej niemal strażackiej drabiny nic nie zrobisz. W Warszawie miałam w osiedlowym mieszkaniu 2,65 wysokość mieszkania.Moje osiedle było budowane za Gierka.
U mnie tez 265, choc Gomulkowskie, bo z 1969 roku.
UsuńTe wcześniejsze gomułkowskie to miały 2,50.
UsuńNo to moje jakies wyjatkowe, bo maja 2,65:)
UsuńPrzepraszam za literowki, klawiatura na ekranie dotykowym ma swoje minusy.
OdpowiedzUsuńNa jednym zdjeciu, tym zrobionym z bramy widze krzesla ogrodowe - czy to znaczy, ze mieszkania na patterze naja cos w rodzaju wyjscia na mini taras?
OdpowiedzUsuńMieszkanie na parterze ma bezpośrednie wyjście na podwórkowy ogród. A w tym ogrodzie jest nawet piaskownica.
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się literówkami,wiem,że umiesz dobrze pisać;)))
Chyba się zakochałaś w Berlinie...
OdpowiedzUsuńAle to dobrze, bo widzisz wszystko w kolorach...
Serdeczności Aniu
Zakochałam się zaraz za pierwszym pobytem, byłam w porze kwitnienia lip, a tu jest wiele tych drzew. Miasto było spowite tą wonią.Co prawda byłam też setnie umęczona dreptaniem po mieście w upale, ale mimo tego podobało mi się, choć zdawałam sobie sprawę, że jest ogromne, a ja widzę siłą rzeczy tylko "wycinki", coś jak przeglądanie kartek pocztowych.
UsuńTo dobrze, że lubisz swoje nowe miejsce na Ziemi. Jest to ważne zwłaszcza w przypadku emigracji - sprawdziłąm na sobie.
OdpowiedzUsuńPodobają mi się te podwórka. Brzozy bardzo lubię i chyba nie umiem wybrać, które wolę bardziej: te wiosenne z młodymi listkami czy te jesienne całe w złocie.
To zdjęcie z balkonem. Być może tylko tak wyszło, ale wygląda zupełnie jak w Japonii - taka bliskość budynków, wystawiasz rękę i dotykasz sąsiedniego domu.
Pozdrawiam słonecznie :)
Brzozy są cudne, nawet wtedy, gdy już zrzucą wszystkie liście i wiatr szarpie ich cieniutkie gałązki.A dwa razy w roku zawsze mnie zachwycają- wiosną gdy są otulone jakby zieloną mgiełką maleńkich jeszcze listków i gdy się złocą w słońcu jesienią. Blisko są te domy, bo dzielą je tylko dwa niezbyt szerokie chodniki, dwa rzędy drzew po każdej stronie ulicy i szerokość jezdni.
UsuńCo ciekawe mało kto ma tu w oknach firanki i zasłony.Może dlatego, że od ulicy są z reguły pokoje dzienne, a sypialnie od podwórzy i tam już mają zasłony tradycyjne lub rolety. Ale takiej bliskości budynków jak np. w Neapolu, czy tak jak piszesz w Japonii, to tu nie widziałam.
Serdeczności;)
A dlaczego masz coś poradzić, jeśli znalazłaś nowe miejsce na ziemi to tylko dobrze, ja tez lubię swoje miasto i dlatego planujemy remont, a nie przeprowadzkę, także z uwagi na kasę...
OdpowiedzUsuńDo chwili zamieszkania tutaj nie wyobrażałam sobie by mieszkać gdzie indziej niż w Warszawie, wszak w moim mieście rodzinnym. A tu, po dwóch tygodniach pobytu, pomimo "życia na pudłach" (bo nowe meble jakoś nie mogły do nas trafić) czułam się u siebie i wcale nie tęskniłam za Warszawą. Urzekło mnie nie tylko miasto ale i ludzie tu mieszkający - bo tu nieznajomi obdarzają się uśmiechami i życzą sobie dobrego dnia.
UsuńA zaraz w pierwszych dniach sąsiadka mieszkająca pod nami przybiegła któregoś ranka z pudełkiem czekoladek, by nas przeprosić, bo w nocy jej dziecko, które akurat było chore,okrutnie głośno i długo płakało.
My robiliśmy generalny remont naszego warszawskiego M3 w 2014 roku.Generalny remont = koszmar, choć na czas jego trwania mieszkaliśmy sami w mieszkaniu sąsiadów.
Duuużo wrażeń przed Tobą.Wydatków niestety też.
Podobno widzimy to,co chcemy zobaczyć:)Ale to bardzo dobrze,ze podoba ci się Twoje miejsce na ziemi,że nie traktujesz je jako "przymusowe",ze nie myślisz w kategoriach "za drogo","niezbyt wygodnie","kiedyś się stad wyprowadze"..itp.jednym słowem - jesteś w komfortowej sytuacji:)Tez jestem taką szczęściarą:) A to bardzo w życiu ważne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Drogo to jest, bo żyję z polskiej emerytury, a właściwie z renty rodzinnej.Ale zupełnie już nie wyobrażam sobie powrotu do Polski.Nie mam tam już nikogo bliskiego. Jedyni bliscy są już na cmentarzach.A tu mam córkę, zięcia i wnuków.
UsuńMiłego;)
Ale to i tak nie najgorzej świadczy o polskiej emeryturze/rencie:)))
OdpowiedzUsuńOczywiście,że najważniejsze to mieć blisko do bliskich.:)
Wszystkiego dobrego ci życzę.
Niestety nie świadczy dobrze- w Polsce by mi wystarczyło, tu muszę naruszać oszczędności z konta. Sam goły czynsz to 650€ miesięcznie, do tego trzeba dodać media i koszty utrzymania. Ale i tak nie wrócę- nie mam do czego ani do kogo.
UsuńMyslalam, ze mozesz placic nawet wiecej za takie ladne mieszkanie w bardzo dobrej dzielnicy. Czytalam o rynku nieruchomosci berlinskim o tym jak trudno tam wynajac mieszkanie. Wam sie chyba udalo jeszcze wynajac przed ta "gorka" cenowa, ktora teraz jest i wciaz rosnie. Czytalam, ze na kazda oferte wynajmu odpowiada nawet kilkaset osob, ze sa castingi na lokatora:) No i o bardzo zaawansowanym zjawisku gentryfikacji w najlepszych dzielnicach.
UsuńOczywiscie, przeliczajac na zlotowki, to jest b.duzo, zwlaszcza dla polskiego emeryta. Ale przeciez wynajecie podobnego mieszkania w Warszawie kosztowaloby niewiele mniej, jestem pewna.
Dobrze, ze masz oszczednosci, wiec nie musisz przeprowadzac kolejnej rewolucji w zyciu.
A dobre, wygodne zycie zawsze kosztowalo i bedzie kosztowac. Czy to w Berlinie, czy w Polsce.
Berlin ma piekne zakatki, a Ty odkrylas juz ich wiele...
OdpowiedzUsuńWlasnie myslalam juz jakis czas temu, ciekawe ile taka przyjemnosc mieszkania w Berline kosztuje, bo nie jest to najtansze miejsce do zycia. Teraz wiem, ile placisz. Przeliczajac ze zlotówek na euro, trzeba to przelknac. A co do oszczednosci- ostatnia koszula nie ma kieszeni... tak wiec, niech Ci te oszczedniosci dobrze sluza, po to byly zaoszczedzone chyba...
O to, to!
UsuńBo to droga dzielnica. Ale mogę Cię pocieszyć, że wynajęcie mieszkania w Monachium jest jeszcze droższą frajdą. No właśnie, przecież tych oszczędności do urny nie wezmę;)
UsuńOj,to sporo:) sądze ,że dla niemieckiego emeryta to też niemałe pieniądze:)
UsuńByłem we wtorek w Wrocławiu. Już o zmierzchu i tylko o zmierzchu. Przepiękny. Dochodzę do wniosku, że każde miasto o tej porze da się polubić, szczególnie ich starówki.
OdpowiedzUsuńOsobiście wolę Berlin w świetle dnia.A wieczorem fajnie wygląda tylko centrum.
UsuńMiłego;)
Tak naprawdę byłem w Berlinie raz, pojechałem spędzić cały dzień w Gemäldegalerie i znaleźć grób Aleksandra Brücknera. A ponieważ byłem cztery dni, to dość intensywnie zwiedziłem to miasto, byłem właściwie we wszystkich "atrakcjach", jedynie nie we wszystkich muzeach byłem. Berlin bardzo mi się podobał, łaziłem po nim kilometrami.
OdpowiedzUsuńA więc może przyjedziesz po raz drugi i poznasz przy okazji "mój Berlin"? Berlin ma wiele miejsc których nikt nie zwiedza a są one warte zobaczenia.
UsuńLubię po przeczytaniu bloga przestudiować też komentarze, bo są namiastką normalnej rozmowy, jednak teraz wszystko zaczynam poznawać "na przełaj"! Dywan miejski zachwycił mnie baaardzo! Po Twoich opisach Berlin stał się dla mnie bardziej ludzki i miły - czego nie znam często tego się obawiam. Na szczęście wielka ciekawość zmusza mnie jeszcze do odkrywania świata. Buziole!!!
OdpowiedzUsuńTen miejski dywan jest miły gdy jest sucho, natomiast gdy mokro- obrzydliwy.
UsuńPrzyjedziesz- zobaczysz sama, że to fajne miasto. Atmosferę kreują ludzie których spotykasz na co dzień a tu ludzie się uśmiechają do siebie nie znając się wcale. Od śmierci męża zaczęłam się wielu rzeczy bać- że czegoś zapomnę, że nie zrozumiem, że zabłądzę- zupełnie jakbym się cofnęła w rozwoju.To efekt stresu.
Buziam;)
Bardzo dobrze, że lubisz swoje miasto. To ważne by dobrze czuć się w miejscu, w którym mieszkamy. Nie miałam okazji poznać Berlina ale z tego co piszesz to przyjazne miasto:-)
OdpowiedzUsuńPamiętam mój zachwyt Krakowem sprzed lat i wprost obsesyjne pragnienie by w nim zamieszkać. Nie wyobrażałam sobie, że życie mogłoby mnie rzucić gdzieś indziej. Gdy już spełniłam swoje marzenie, bardzo szybko się odkochałam. Moją wielką miłość zastąpiła równie wielka niechęć. Dziś mogę szczerze powiedzieć: nie lubię Krakowa. Nie tak wyobrażałam sobie życie tu, to nie jest miejsce sprzyjające mieszkańcom dlatego gdy tylko mam okazję uciekam np. do Słodyszkowa:-)
A może po prostu Kraków nie jest moim miejscem na ziemi?
Miłego weekendu:-)
Przyznam się, że nigdy nie przepadałam za Krakowem, choć zupełnie niechcący często bywałam.Dla mnie był zaskakująco mały i...ciasny.Moim dotychczasowym miejscem na ziemi była od urodzenia Warszawa, ale teraz polubiłam Berlin- ludzie milsi.
UsuńMiłego;)
Ładne zdjęcia :) im jestem starsza tym bardziej mi się marzą peryferia ... im dalej od miasta tym lepiej
OdpowiedzUsuńTyle tylko, że im człowiek starszy tym mu bywa trudniej żyć na owych peryferiach.Poczekaj aż dojdziesz do 70+ , gdy sił ubywa a zdrowia jakoś nie przybywa.Moi znajomi w wieku 50+ mieli dosyć stolicy i kupili domek zaraz za jej granicami. W wieku 70+ modlili się gorąco by znaleźć na niego kupca, przenieść się do bloku w stolicy, gdzie sklep i lekarz byli blisko, gdzie ulice odśnieżała zimą administracja osiedla a jesienią nie trzeba było włazić na dach by przetykać rynny zatkane liśćmi. Bo co z tego, że mieli 2 synów- synowie mieszkali po kilkaset km od nich. Uruchom zawczasu wyobraźnię i przeanalizuj własne marzenia.
OdpowiedzUsuńOj, taki kubel zimnej wody na rozmarzona glowe, to okrutne;)
UsuńAle masz 100% racji.
Rowniez wielu mlodszych zaluje przeprowadzki "za miasto", bo nagle sie okazuje, ze zamiast cieszyc sie urokami sielskiej wsi (z tym tez bywa roznie), wiekszosc czasu tzw.wolnego spedzaja w samochodzie.
Ja wiem, że prawda mocno boli, ale lepiej jest dobrze się zastanowić jak to wszystko będzie wyglądało wtedy gdy już będziemy starzy.Bo że będziemy wszyscy kiedyś starzy to pewne. I Zapewniam- wszystkich- to średnia frajda gdy zaczynasz sobie zdawać sprawę z tego, że coraz mniej rzeczy możesz swobodnie wykonać.
UsuńZ pewnoscia.
UsuńTylko jedna poprawka, by sie o tym przekonac, trzeba tych lat dozyc.
Wystarczy się rozejrzeć uważnie dookoła- dookoła jest pełno starszych osób i często dokładnie widać jak im już ciężko idą codzienne czynności. Po prostu trzeba uruchomić wyobraźnie i na 5 minut poczuć się w skórze starego, niezbyt sprawnego człowieka.
UsuńOczywiscie racja. Bywaja takie akcje pokazujace mlodym, jak sie zyje w wiekowym, czesto niezbyt sprawnym ciele. Ubierano ochotnikow w specjalne, krepujace ruchy kombinezony, rekawice pozbawiajace dlonie precyzji ruchow, gogle ze szklami markujacymi slaby wzrok i wypuszczano ich miedzy regaly w markecie z poleceniem zrobienia okreslonych zakupow, a nastepnie zaplacenie za nie gotowka z uzyciem bilonu.
UsuńA moja uwaga dotyczyla Twojego stwierdzenia, ze wszyscy z pewnoscia bedziemy starzy. No nie, niektorym nie bedzie to dane jednak...
Przepraszam, jesli jestem upierdliwie czepiajaca sie slow.
Fakt, nieco się czepiasz, niektórzy będą mieli szczęście (wg hinduskich kryteriów) i zejdą z tego świata gdy będą jeszcze młodzi, piękni i bogaci.;)
OdpowiedzUsuń